Kucharczyk jak Quaresma, Legia gromi Piasta w meczu na szczycie


8 maja 2016 Kucharczyk jak Quaresma, Legia gromi Piasta w meczu na szczycie
Grzegorz Rutkowski

Legia Warszawa włożyła dziś siedmiomilowe buty, którymi zgniotła Piasta Gliwice i wykonała ogromny krok w kierunku mistrzostwa Polski. „Wojskowi” rozbili „Piastunki” po golach Lewczuka, Guilherme, Hamalainena i Nikolicia. Podopieczni Latala wracają do Gliwic z czterema bramkami w bagażu.


Udostępnij na Udostępnij na

Po raz pierwszy mogliśmy dziś zobaczyć Kaspara Hamalainena w wyjściowym składzie Legii. Fin zastąpił kontuzjowanego Prijovicia, który na skutek urazu odniesionego w finałowym meczu Pucharu Polski nie zagra do końca rozgrywek. Trener Czerczesow stwierdził, że były piłkarz Lecha będzie na boisku pełnił funkcję podobną do „polskiego Zlatana”. Taktyka ta sama, inni wykonawcy. Skoro idzie, to po co zmieniać? W składzie Legii zabrakło także Dudy, chociaż jego absencji nie można traktować w kategorii osłabienia – gra Słowaka w ostatnich tygodniach to obraz nędzy i rozpaczy.

Z kolei trener Latal mógł skorzystać z Kamila Vacka, który odcierpiał już swoją karę za czerwoną kartkę. Pojawił się Vacek, ale zniknął Radosław Murawski, który nie był w pełni sił po kontuzji odniesionej w poprzednim meczu.

Od strony taktycznej bez niespodzianek. Formację Legii klasycznie rozrysowano jako 4-2-3-1, ale Czerczesow niezmiennie stawia na grę dwójką napastników w systemie 4-4-2. Piast jak zwykle elastyczny, często zmieniał swoją taktykę, w zależności od zapotrzebowania.

Przed pierwszym gwizdkiem Szymona Marciniaka o emocje zadbali kibice Legii, którzy znów stanęli na wysokości zadania i przygotowali fenomenalną oprawę. Kibicowsko – liga mistrzów.

https://twitter.com/Avanti_Ultras_/status/729345568187817984

Marciniak gwizdnął punktualnie o 18 i rozpoczął się mecz, który miał zadecydować o tym, kto sięgnie po mistrzostwo Polski w sezonie 2015/2016. I zadecydował, ale nie uprzedzajmy faktów.

Niezły początek spotkania zanotował Piast, który wyraźnie nie był sparaliżowany stawką meczu. Spokojnie rozgrywał piłkę, pokazując, że nie przyjechał do Warszawy na ścięcie. A Legia jak to Legia w erze Czerczesowa – agresywna, bezpośrednia, nastawiona na jak najszybsze przeniesienie gry w strefę obronną rywala.

Do sześciu razy sztuka – tyle można powiedzieć o rzutach rożnych Legii Warszawa. Każdy korner powodował chaos i zamęt w polu karnym Piasta i to musiało się źle skończyć. W 28. minucie na „Piastunki” spadł pierwszy, ale, jak się okazało, nie ostatni cios. Swoją drogą, to konia z rzędem temu, kto bez cienia wątpliwości określi zdobywcę bramki numer jeden.

Co ciekawe, Legia nie rzuciła się wtedy do gardła ogłuszonego Piasta. Nie było szaleńczych ataków, nie było dążenia do zdobycia kolejnego gola przed przerwą. Goście grali swoją piłkę, szczególnie groźni byli Mak i Zivec, choć tak naprawdę ich poczynania były non stop pod kontrolą monolitu, jaki stanowiła defensywa Legii.

Bramka do szatni – najgorsze, co mogło spotkać podopiecznych Latala. Bramka z niczego, nie wydawało się, że gospodarze mogą wbić kolejny gwóźdź do trumny. Jednak wtedy dośrodkował (słabo) Kucharczyk, piłka trafiła pod nogi Guilherme, który w polu karnym zdążył wypić kawę, zadzwonić po pizzę, ułożyć piłkę na strzał i zdobyć gola na 2:0 dla Legii. Gdzie była obrona Piasta? Ponoć ma się tym zająć Grzegorz Misztal w specjalnie z tej okazji reaktywowanym programie „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”.

Nie wiemy, co powiedzieli sobie w szatni piłkarze Piasta i Legii, ale wiemy, że skuteczniejsze okazały się męskie słowa w szatni gospodarzy. Legioniści wyszli na drugą murawę i dosłownie zmasakrowali przyjezdnych.

Szalał Hamalainen, aktywny był Nikolić, środek pola z Borysiukiem i Jodłowcem był zaporą nie do przejścia. Kwartet obrońców rozbijał nieśmiałe ataki Piasta, a Kucharczyk zabawił się w Quaresme. Oto druga połowa w telegraficznym skrócie.

Z karnego trafił Nikolić, który wreszcie przełamał swoją strzelecką niemoc. Mogło być tych goli więcej, ale nie dopisywało szczęście lub brakowało dokładności.

Czterobramkowe zwycięstwo nie pozostawia złudzeń, kto był w tym meczu lepszy. Bezpośredniość i brutalne wyrachowanie – takie są mocne strony Legii Warszawa. Strony, których dziś w Polsce nikt nie jest w stanie zneutralizować.

Piast rozegrał dobry mecz, nie zasłużył na porażkę i to jeszcze w takich rozmiarach. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć, że stołeczny klub pokazał pretendentowi do mistrzostwa miejsce w szeregu.

Na stulecie klubu w gablotce prezesa Leśniodorskiego stanie puchar za mistrzostwo Polski, to niemalże pewne. Jeśli Legia zgubi trofeum w meczach z Lechią i Pogonią, to będzie to mocna kandydatura do frajerstwa stulecia. Ale tak drastyczny scenariusz trudno sobie nawet wyobrazić.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze