Kryzys Dawida Szulczka i jego graczy trwa. Ruch Chorzów jeszcze kilka tygodni temu zasiadał w gronie głównych pretendentów do awansu do Ekstraklasy. Podopieczni Dawida Szulczka w teorii mieli wystarczająco dużo argumentów, by powalczyć nie tylko o baraże, lecz nawet bezpośrednią promocję. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała jednak aspiracje „Niebieskich”, którzy zaliczyli koszmarne…
Kryzys Dawida Szulczka i jego graczy trwa. Ruch Chorzów jeszcze kilka tygodni temu zasiadał w gronie głównych pretendentów do awansu do Ekstraklasy. Podopieczni Dawida Szulczka w teorii mieli wystarczająco dużo argumentów, by powalczyć nie tylko o baraże, lecz nawet bezpośrednią promocję. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała jednak aspiracje „Niebieskich”, którzy zaliczyli koszmarne tygodnie na boiskach I ligi. Co się właściwie stało z chorzowską ekipą? Dokąd zmierza utytułowany klub i jaka przyszłość czeka szkoleniowca?
Rzeczywistość po spadku
Wróćmy na chwilę do wydarzeń z zeszłego roku. Chociaż Janusz Niedźwiedź nie zdołał uratować „Niebieskich” przed spadkiem z Ekstraklasy, działacze postanowili dać mu szansę, aby mógł przywrócić Ruch do elity. Być może liczono, że trener wykorzysta swoje doświadczenie z walki o awans, który kilka lat temu osiągnął z zaprzyjaźnionym Widzewem. Dotychczasowa gra Ruchu pod jego wodzą też nie wyglądała źle, a sama kadra na papierze prezentowała się dość przyzwoicie.
Kilka tygodni po inauguracji sezonu sytuacja dość szybko jednak uległa zmianie. Już po sześciu kolejkach w klubie podjęto decyzję o zmianie szkoleniowca. Trudno powiedzieć, czy wynikało to z samej postawy w lidze. Drużyna zaliczyła co prawda średni start z 7 pkt., lecz do tragedii było jeszcze daleko. W rozmowach z trenerem dało się jednak wyczuć, że najwidoczniej nie do końca potrafił on znaleźć wspólny język z kierownictwem.
Hitowy transfer na ławkę
Nowego trenera ogłoszono dość szybko. Ruch postanowił skorzystać z okazji, że na rynku wolnych fachowców wciąż pozostawał Dawid Szulczek i to właśnie on podpisał kontrakt z „Niebieskimi”. Dość powszechnie uznano ten wybór za bardzo dobrą decyzję. Były sternik Warty Poznań w trakcie ostatnich sezonów wyrobił sobie markę jednego z najbardziej obiecujących trenerów młodego pokolenia i nawet spadek z Ekstraklasy nie zmienił tej opinii. Niektórzy sądzili, że 35-latek mógłby spokojnie poczekać na kolejną posadę w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Możliwość poprowadzenia jednej z najwiekszych marek polskiej piłki okazała się jednak zbyt kusząca. I trudno się tutaj dziwić, że urodzony w Świętochłowicach i związany z regionem Szulczek postanowił podjąć się wyzwania przywrócenia Ruchu do elity.
Trudne początki i nadzieja
Początek misji, zgodnie z oczekiwaniami, nie należał do najłatwiejszych. Mimo zwycięstwa w debiucie 3:2 z Górnikiem Łęczna, w kolejnych trzech spotkaniach Ruch odnotował serię porażek, po których drużyna osiadła na 12. pozycji. Wyraźne odbicie nastąpiło od początku października, gdy „Niebiescy” nabrali mocnego wiatru w żagle i do końca rundy zanotowali 7 zwycięstw w 8 spotkaniach. Na święta Bożego Narodzenia piłkarze i kibice mogli się zatem udać się w pozytywnych nastrojach, Ruch zimę spędził na 4. miejscu w tabeli.
Przed rundą wiosenną kibice mogli mieć spore nadzieje, że klub spróbuje powalczyć nawet o awans bezpośredni. Drużyna spędziła obóz przygotowawczy w Turcji, gdzie Dawid Szulczek mógł w pełni popracować z zawodnikami i wcielić swoje autorskie pomysły. Klub dostarczył mu także kilku nowych i obiecujących na papierze zawodników, w tym młodzieżowców. Dodatkowy atut drużyny upatrywano także w wiosennym terminarzu. Spośród 15 spotkań do końca rundy zasadniczej, aż 10 z nich Ruch miał rozegrać u siebie. W teorii zatem klub znalazł się w dobrej pozycji do zaatakowania czołówki.
Brutalna wiosna
Dwa miesiące po wznowieniu rozgrywek wszystkie zapowiedzi i oczekiwania można już wyrzucić do kosza. Ruch nie tylko nie ma już szans na bezpośredni awans, ale też jest wielce prawdopodobne, że ominą go baraże. Do wtorku ekipa Dawida Szulczka od początku rundy wiosennej notowała fatalną serię meczów bez zwycięstwa, którą zakończyła zwycięstwem w Kołobrzegu 4:3. Wcześniej jednak w dziewięciu spotkaniach chorzowianie odnotowali trzy remisy i aż sześć porażek. Jedyne zwycięstwo „Niebiescy” zaliczyli w Pucharze Polski z Koroną, aczkolwiek warto wspomnieć, że w meczu ćwierćfinałowym kielczanie dwukrotnie nie wykorzystali rzutów karnych. W półfinałowym meczu na Stadionie Śląskim Legia Warszawa nie pozostawiła już złudzeń i pewnie awansowała do wielkiego finału.
Do fatalnego dorobku punktowego należy też dodać okropny styl towarzyszący porażkom. Na przestrzeni kilku tygodni aż dwukrotnie kibice Ruchu doświadczyli na własnej skórze upokorzenia w postaci porażek swojego zespołu aż 0-5. Najpierw Wisła Kraków zepsuła chorzowianom piłkarskie święto na Stadionie Śląskim i zdeklasowała gospodarzy w ligowym klasyku przy pełnych trybunach. Fakt, że było to drugie spotkanie rundy oraz znakomita postawa piłkarzy „Białej Gwiazdy” mogła jeszcze nieco zakłamać rzeczywistość. Niektórzy sądzili, że kolejne tak fatalne spotkanie w wykonaniu piłkarzy Ruchu już się nie powtórzy. Mylili się.
Po serii fatalnych występów w lidze na początku kwietnia do Chorzowa przyjechała Legia Warszawa także wbiła ekipie Szulczka „piątkę”. Co ciekawe, w spotkaniu półfinałowym Pucharu Polski zawodnicy Gonzalo Feio wcale nie wyglądali na zespół, który za wszelką cenę chce zdominować przeciwnika. To Ruch wyglądał absolutnie beznadziejnie i znacząco ułatwił zadaniem rywalom swoimi błędami w defensywie. W ataku zaś „Niebiescy” nie pokazali absolutnie nic, co mogłoby ich chociaż na moment zbliżyć do zdobycia gola. Nic dziwnego, że już w okolicach 80. minuty pierwsi kibice zaczęli opuszczać stadion.
Największe bolączki
Seria Ruchu to jednak nie tylko dwie klęski w prestiżowych spotkaniach, lecz cała masa mizernych występów w lidze. „Niebieskim” nie udało się wykorzystać atutu własnego boiska, w siedmiu spotkania na Stadionie Śląskim uciułali zaledwie trzy punkty po samych remisach.
W niemal każdym spotkaniu gołym okiem widać szereg problemów „zespołu”. Celowo stosujemy cudzysłów, gdyż trudno dzisiaj uznać zawodników Ruchu za jedną drużynę. W porównaniu do rundy jesiennej, piłkarze nie tworzą dzisiaj kolektywu. Co tydzień każdy z nich rozgrywa swój mecz w niebieskiej koszulce, w grze brakuje jakiejkolwiek współpracy, a organizacja w defensywie i ofensywie leży.
Problemów w grze Ruchu jest bardzo dużo i część z nich potwierdzają liczby. „Niebiescy” mają wyraźne problemy z kreacją, ich ofensywni gracze nie potrafią wystarczająco zaskoczyć obrońców rywali. Pierwszy przykład z brzegu to kwestia samych dryblingów, według danych WyScout zaledwie 44,5 % pojedynków ofensywnych w tym sezonie kończy się powodzeniem. Trudno zatem piłkarzom zbudować przewagę w ataku. Wiele ich akcji sprowadza się do dalekich podań, z których niewiele wynika, w tym sezonie „Niebiescy” są liderami w tej statystyce (1449 takich zagrań). Kibiców frustrują także ofensywne stałe fragmenty gry, które w żaden sposób nie stanowią zagrożenia pod bramką przeciwnika, w tej rundzie tylko około 13% z nich kończyło się strzałem.
Zaglądając do danych z systemu WyScout możemy też dostrzec problemy „Niebieskich” w obronie. Ruch należy do ścisłej czołówki drużyn z największą liczbą strat, aktualnie mają ich na koncie 3370 (2. wynik w lidze). Z drugiej strony, chorzowianie według liczb starają się atakować rywala pressingiem, a ich wskaźnik PPDA wynosi 7.43. W kategorii skuteczności defensywnych pojedynków (61,3%) oraz walk o górne piłki (45,6%), gracze Ruchu plasują się w okolicachśrodka stawki.
Konferencja pełna strzałów
Miarka przebrała się, gdy zawodnicy Dawida Szulczka ponieśli porażkę na własnym obiekcie w spotkania ze Stalą Stalowa Wola. Drużyna po końcowym gwizdku została zaproszona na „słynną” rozmowę pod płotem, gdzie musiała wysłuchać szeregów epitetów, których cytować chyba nie trzeba. Oberwało się niemal wszystkim, aczkolwiek wydaje się, że sam trener nie otrzymał tutaj najwiekszych ciosów. Co więcej, sam zainteresowany w pewnym momencie postanowił zwrócić się do kibiców ze swoim komentarzem:
Po zakończeniu spotkania szkoleniowiec Ruchu postanowił także nieco zaskoczyć na konferencji prasowej i udzielił wypowiedzi, które w środowisku odbiła się mocniejszym echem:
Mentalnie mamy powiązane nogi, wygląda to katastrofalnie. Jeśli chodzi o treningi, wszystko to, co się dzieje przed meczem, wygląda tak samo, jak jesienią, kiedy wygrywaliśmy, ale niestety wychodzimy na boisko i od pierwszego gwizdka jest paraliż. W ogóle nie wyglądamy tak, jak na treningu i to jest największy problem. Patrząc na to szerzej, bo mnie wcześniej nie było w Ruchu, mam wrażenie, że wyglądamy na boisku, jakbyśmy stracili „ojca”, którym był Tomek Foszmańczyk, który w trudnych momentach potrafił dać wsparcie i w szatni, i w przerwie, i podczas meczu. Dzisiaj tego nie ma i w momencie, kiedy jest dobra „pogoda”, to jakoś idzie, potrafiliśmy wygrać kilka meczów z rzędu, a w momencie, kiedy jest ta „pogoda” zła, niestety nie jesteśmy w stanie kompletnie się odbić. Strasznie to boli, że zawodzimy tyle osób.
Szczególnie mocno wybrzmiały słowa trenera na temat samych piłkarzy:
W tym składzie personalnym sukcesu nie zrobimy i trzeba czekać na koniec sezonu. Teraz już zawodnicy mogą bardziej indywidualnie powalczyć o siebie, przynajmniej o to.
Kiedy szkoleniowiec decyduje się publicznie oddać strzały w kierunku swoich zawodników, może to oznaczać dwie rzeczy. Albo czuje, że sytuacja jest już nie do uratowania i należy podjąć desperacki krok ratowania własnej skóry, albo jest zupełnie odwrotnie, ma pewność co do swojej silnej pozycji i wie, że może sobie pozwolić na stanowcze słowa.
Brak dymisji
Eksperci komentujący wydarzenia pierwszoligowe w programach publicystycznych byli raczej zdania, że trener mógł dostać zielone światło na udzielenie takiego komentarza. Potwierdziłyby to zresztą wydarzenia, które wydarzyły się w klubie dzień po wspomnianym meczu.
W poniedziałek wielu kibiców spodziewało się reakcji klubu w postaci rozstania z trenerem. Takie zresztą plotki pojawiły się w mediach społecznościowych. Nie brakowało zresztą wpisów sugerujących, że klub ma już wytypowanego następcę w postaci Waldemara Fornalika. Oliwy do ognia dolewał również enigmatycznych wpis prezydenta Chorzowa.
Wieczorem stało się jednak jasne, że do zmiany szkoleniowca jednak nie dojdzie. Prezes Ruchu Seweryn Siemanowski potwierdził, że Dawid Szulczek pozostanie trenerem „Niebieskich” i poprowadzi zespół w następnym meczu. Można to oczywiście uznać za chwilowe wzmocnienie pozycji szkoleniowca, lecz czy na dłuższą metę ta decyzja się obroni? Zwycięstwo Ruchu z Kotwicą dało przynajmniej na chwilę potrzebny oddech, choć we wtorkowy wieczór znów nie obyło się bez kłopotów.
Kubeł zimnej wody
W Polsce bardzo często prezesi klubów podejmują decyzje o zwolnieniu szkoleniowców zbyt pochopnie, na podstawie emocji. Nie pozwalają im podjąć walki o wyjście z kryzysu i w pośpiechu szukają awaryjnych opcji. Przeczą również sami sobie zrywając z pierwotnymi planami wizji długofalowej i wielokrotnie próbują budować wszystko od nowa. Trenerzy tymczasem potrzebują często więcej czasu i cierpliwości.
Nie zawsze jednak sytuacja wydaje się do uratowania i czasem rozstanie może być nieuniknione. Zwłaszcza gdy drużyna znajduje się w rozkładzie i nie widać żadnych pozytywnych symptomów w grze, jakiegokolwiek punktu zaczepienia.
Dawid Szulczek od początku na papierze wyglądał na świetny wybór. Z jednej strony trener młodego pokolenia, który długofalowo może zbudować w klubie coś większego. Z drugiej zaś fachowiec, który ma już odpowiednie doświadczenie, aby w pierwszym sezonie pracy powalczyć o awans do Ekstraklasy. To dość logiczne, że latem zeszłego roku działacze i kibice ocenili ten „transfer” do I ligi niezwykle pozytywnie.
Trudno się też dziwić i dzisiaj prezesowi Ruchu, że w dalszym ciągu wierzy w powodzenie tej misji. Dla Seweryna Siemianowskiego Dawid Szulczek to być może osobisty projekt, którego klęska wystawi też całe świadectwo kierownictwu klubu.
I być może tutaj tkwi przyczyna, że wciąż szkoleniowiec pozostaje na stanowisku. Problemów jednak nie brakuje.
Czy kadra jest dobrze skonstruowana?
Wątpliwości dotyczące przyszłości trenera piętrzą się wraz z różnymi sygnałami dobiegającymi z szatni oraz mediów społecznościowych.
Według portalu weszlo.com z szatni zaczęły także dochodzić glosy, że szkoleniowiec w trakcie zimowego zgrupowania dał się przekonać tzw. „starszyźnie” do poluzowania treningów, co mogłoby tłumaczyć częściowo zjazd formy zespołu. Niektórzy sądzą zresztą, że problemy Ruchu wynikają m.in. właśnie ze zbyt wiekowej kadry. W tym momencie „Niebiescy” dysponują w I lidze jednym z najstarszych zespołów, według transfermarkt jego średnia wieku wynosi ona 26,1 lat.
Latem poprzedniego roku funkcję dyrektora sportowego w klubie objął Tomasz Foszmańczyk. Były zawodnik i jeden z największych liderów w szatni Ruchu przystąpił do budowy drużyny, która w założeniu miała szybko powrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej. Pomimo licznego grona zawodników, którzy odeszli przed sezonem trudno wskazać nazwiska, których brak uniemożliwiałby realne podjęcie walki o awans.
W ich miejsce klub sprowadził zresztą równie liczną grupę piłkarzy, których nazwiska na papierze prezentowały się całkiem obiecująco. Część z nich miała już zresztą doświadczenie z gry w Ekstraklasie (Mateusz Szwoch, Martin Konczkowski, czy Mohamed Mezghrani), inni zaś mogli pochwalić się występami na poziomie ligi węgierskiej i czeskiej. Zimą do zespołu dodano jeszcze kilku graczy z potencjałem, jak Jakub Adkonis lub Yegor Tsykalo, którzy mieli nieco odmłodzić skład. Słowem, transferowych roszad w klubie nie brakowało i nie można tłumaczyć, że Dawid Szulczek nie dostał nowych piłkarzy do kadry.
Tajemnicze zniknięcie
Postawa drużyny na boisku, plotki wśród kibiców, a także przytoczone wyżej słowa Dawida Szulczka sugerowały jednak, że w szatni ewidentnie panuje głębszy problem. Wśród kibiców panuje przekonanie, że część bardziej doświadczonych zawodników nie czuje już takiego głodu i determinacji. Nie brakowało też komentarzy, że część zespołów nie chce już „umierać” za swojego sternika.
Kilka tygodni temu wśród kibiców zaczęła krążyć plotka na temat Somy Novothny’ego, którego miałyby rzekomo trapić dość poważne problemy pozasportowe. Mówiąc wprost, jeden z kibiców zasugerował, że napastnik może mieć problem z alkoholem. Trudno zweryfikować, ile rzeczywiście tkwi w niej prawdy, bo sama teza nie została raczej poparta na konkretnych dowodach. Jeden komentarz wystarczył jednak do rozpoczęcia polowania na czarownice.
Mam w znajomych na instagramie żonę/dziewczyne Somy. Kobieta jest bardziej pojebana na punkcie fit od Lewandowskiej, ciągle dodaje filmiki z treningów,diet itp. Wszystkie filmiki z Polski z Mikołowa i ja mam wierzyć,że Soma nakurwiony po treningach przychodzi i grzeje alko w… https://t.co/2fLf9Uh0fq
— Ivo Raczek (@ivo1920) April 13, 2025
Faktem jest, że węgierski napastnik stracił kilka tygodni temu miejsce w składzie i przestał nawet pojawiać się w kadrze meczowej. Sam Szulczek, pytany o absencję swojego zawodnika, wolał ograniczyć się do zwykłej dyplomacji i trzymania kciuków za powrót gracza do pełnej dyspozycji. Węgier tymczasem nie omieszkał skomentować wypowiedzi trenera dość wymownym wpisem na Instagramie, polubionym zresztą przez kilku zawodników Ruchu.
Soma na instagramie: pic.twitter.com/McB8FzVYdR
— Łukasz (@szakulnorwoks) April 15, 2025
Słowa te oraz reakcje kolegów z szatni można traktować, jako postawę w kontrze do stanowiska trenera. Trudno nie dostrzec tutaj świecącej się lampki ostrzegawczej.
We wtorek nastąpił jednak pewien zwrot i w Kołobrzegu napastnik wrócił do podstawowego skład. Co więcej, zaliczył on także hattricka i tym samym wysłał chyba najlepszy sygnał, jaki tylko mógł. Niektórzy kibice zasugerowali zresztą, że Węgier powinien doczekać się w trakcie jednego z najbliższych spotkań dodatkowego wsparcia od trybun.
Soma Novothny @RuchChorzow1920 wybrany piłkarzem 29. kolejki 👏
Gratulujemy! pic.twitter.com/zypvY80NqR
— Betclic 1 Liga (@_1liga_) April 24, 2025
Niepewna przyszłość
Przed spotkanie z Kotwicą Dawid Szulczek zapowiedział, że chce dać wszystkim swoim piłkarzom jeszcze jedną, czystą kartę. Trener zapowiedział, że ostatnie spotkania mają być przede wszystkim szansą dla wszystkich graczy, by powrócić na właściwe tory, a także wywalczyć sobie miejsce w zespole już na następny sezon. Nikt nie ma już złudzeń, że następna kampanię Ruch znów spędzi na zapleczu, więc pora rozpocząć przygotowania do niej.
Pytanie, czy będzie w niej uczestniczyć także sam Dawid Szulczek Widać wyraźnie, że szkoleniowiec próbuje w tym momencie ratować zarówno atmosferę w szatni, jak i też swoją pozycję. Niewykluczone, że trzy bramki przywróconego do składu Novothny’ego to światełko w tunelu na przyszłość.
Z drugiej strony nietrudno też wyobrazić sobie scenariusz, w którym po następnym przegranym meczu Dawid Szulczek zostanie jednak zwolniony. W polskiej piłce wielokrotnie widzieliśmy już historie trenerów, którzy pomimo „pełnego poparcia zarządu” prędzej czy później lądowali jednak na bruku. Szkoleniowiec chorzowian nie byłby tutaj pierwszym ani ostatnim przykładem. Niezależnie od ostatecznych decyzji, można już dziś stwierdzić, że trener, który po pracy w Warcie Poznań wyrobił sobie naprawdę dobrą markę w ciągu ostatnich tygodni brutalnie zderzył się z I-ligową rzeczywistością i nadszarpnął swój dotychczasowy wizerunek.
Teraz zaś walczy o odzyskanie zaufania kibiców, piłkarzy i działaczy. Przyszłość pokaże, czy ta misja skończy się dla niego pomyślnie.