Ktoś zagrozi Borucowi (?)


Wiadomo, że drużynę piłkarską prawidłowo buduje się od tyłu, czyli zaczynając od dobrego bramkarza, a na skutecznych snajperach kończąc. Z tym w Polsce problemu nie było nigdy, gdyż nie od dziś właśnie bramkarze są naszym największym towarem eksportowym. Doszło do tego, że dawanie szansy jednemu jest krzywdzeniem pozostałych. Niestety, między słupkami może stać tylko jeden.


Udostępnij na Udostępnij na

Obecnie niekwestionowanym liderem polskich bramkarzy jest były zawodnik warszawskiej Legii, Artur Boruc. Ma wszystko, czego potrzebuje golkiper z prawdziwego zdarzenia: szybkość, refleks, mentalność zwycięzcy i charakter. W każdym meczu daje z siebie wszystko, będąc w nią bardzo zaangażowanym (w czasie meczu Ligi Mistrzów przeciw Milanowi tak bardzo zdenerwował się na swojego obrońcę, że mało brakowało, by się z nim pobił). Niejednokrotnie udowodnił, że jak najbardziej słusznie zalicza się go do najlepszych graczy na tej pozycji na świecie. Potwierdzeniem tego jest trzecie miejsce w rankingu najlepszych bramkarzy w 2007 roku w rankingu włoskiego dziennika „La Gazzetta dello sport”. Właściwie jedynym, czego mu brakuje, jest dobry w klub w silnej lidze, w której miałby możliwość podwyższania swoich umiejętności i rywalizacji z najlepszymi piłkarzami globu. Oprócz tego „Kingowi Arturowi” przydałby się równorzędny konkurent o miejsce w reprezentacji Polski, z którym toczyłby równie zacięty bój, jaki miał miejsce przed poprzednim Mundialem między Niemcami Jensem Lehmannem i Oliverem Kahnem.

Oprócz Boruca, w zwycięskich dla nas eliminacjach Euro 2008 polskiej bramki strzegło także trzech innych graczy: Jerzy Dudek, Wojciech Kowalewski i Łukasz Fabiański. Jednak realnie rzecz biorąc, żaden z nich nie jest w stanie rzucić „Kingowi Arturowi” rękawicy. Dudek, przenosząc się do „Królewskich” z Madrytu nie zmienił swojej roli. Będąc zmiennikiem Jose Manuela Reiny, nie mógł liczyć na to, że zdoła z pierwszego składu wygryźć Ikera Casillasa. Pomimo szczerych chęci, nie powinien już liczyć na powrót do kadry. Co prawda, ostatnimi czasy Dudek zrobił naprawdę wiele dla polskiej piłki, ale czas każdego dobiega końca. Łukasz Fabiański jest tylko drugim bramkarzem Arsenalu Londyn. Zaledwie ogrywa się w Pucharze Ligi Angielskiej, brakuje mu doświadczenia i jeśli pojedzie do Austrii i Szwajcarii, to tylko w roli zmiennika. Wydaje się, że nawet to może ominąć Wojciecha Kowalewskiego. Gdy wydawało się, że „Gibbon” wreszcie stanie się pierwszym brakarzem reprezentacji, klubowi trenerzy przestali na niego stawiać. W zeszłym roku były już piłkarz aktualnych wicemistrzów Rosji zagrał w jednym meczu i zanim pomyśli o bilecie na mistrzostwa Europy, powinien znaleźć nowego pracodawcę.

Choć trzej wymienieni raczej nie mają szans z Borucem, wcale nie jest powiedziane, że „King Artur” nie będzie musiał ostro bronić swojej pozycji. Po piętach zaczyna mu deptać dotychczas niedoceniany przez Leo Beenhakker „Czerwony diabeł” Tomasz Kuszczak, ostatnio pokazujący, że swój fach zna naprawdę dobrze. Od samego początku udowadniał też, że potrafi walczyć o swoje. Był numerem jeden w młodzieżowej reprezentacji prowadzonej przez Edwarda Klejdinsta. Potem, też dzięki szczęściu, będąc zawodnikiem West Bromwich, uratował swojej drużynie utrzymanie w Premiership, Doszło też do tego, że to właśnie interwencja Kuszczaka została uznana w 2005 roku najlepszą paradą bramkarską roku. Nawet słynna już wpadka w meczu z Kolumbią nie przeszkodziła w sięgnięciu po niego samego sir Alexa Fergusona. Ferguson, nie dość, że w ogóle nie miał baczenia na tę „szmatę”, to jeszcze od początku zaczął go regularnie ogrywać w rozgrywkach mniejszej rangi. A gdy Kuszczak z konieczności musiał zastąpić Edwina van der Sara, nie zawodził. W swoim debiucie w Premiership przeciwko Arsenalowi obronił rzut karny, a gdy pierwszy raz wszedł na boisku w Lidze Mistrzów w meczu z Romą, uznano go piłkarzem meczu. Ostatnio, też w wyniku kontuzji van der Sara, szkoleniowiec „Czerwony diabłów” z Old Trafford zaczyna coraz odważniej na niego stawiać. A skoro jeden ze zdecydowanie najlepszych trenerów świata mu ufa, to znaczy, że ma ku temu powody. Kuszczak coraz bardziej przekonuje go do siebie i zdaje się, że do właśnie on, a nie Ben Foster, zajmie pozycję Holendra po Euro 2008, gdy ten zawiesi piłkarskie buty i rękawice na kołku.

Póki gracz Manchesteru United nie będzie regularnie stawać między słupkami drużyny z Old Trafford, numerem jeden z polskiej bramce nadal będzie golkiper mistrzów Szkocji. Przynajmniej do Euro 2008, gdy pierwszym bramkarzem „Czerwonych Diabłów” jest nadal Edwin van der Sar. Jednak po turnieju, jeśli rzeczywiście Holender zakończy przygodę z futbolem, a szkocki szkoleniowiec postawi właśnie na Kuszczaka, nie jest powiedziane, że pozycja Boruca pozostanie niezagrożona. Bo gdyby Kuszczak przekonał do siebie samego Alexa Fergusona, tym bardziej prawdopodbne stałoby się to w przypadku Leo Beenhakkera. Póki jednak nadal jest zmiennikiem kapitana drużyny „Oranje”, Boruc może spać spokojnie.

Komentarze
Maciej Kokowicz (gość) - 17 lat temu

Kuszczak grał w Birmingham? ;) O West Bromwich chyba
chodziło ;)

Odpowiedz
Łukasz Koszewski (gość) - 17 lat temu

Masz rację. chodziło o WBA

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze