Kto spadnie z La Liga? Walka o utrzymanie nabiera rumieńców


Rywalizacja o utrzymanie w najwyższej dywizji wkracza w decydującą fazę

20 kwietnia 2022 Kto spadnie z La Liga? Walka o utrzymanie nabiera rumieńców
Jose Luis Cuesta / Cordon Press / Pressfocus

Gdzieś w tle dla kontrowersyjnych decyzji sędziowskich w lidze hiszpańskiej i afery z udziałem firmy Gerarda Pique toczy się walka o utrzymanie. Wśród zainteresowanych znajdą się na pewno drużyny od 14. miejsca w dół. Z grona zespołów żyjących w obawie przed uratowaniem sezonu wczoraj uciekło Elche. Elche pokonało wczoraj Real Betis i na kilka kolejek przed końcem sezonu ma dziewięć punktów przewagi nad strefą spadkową. Kto do ostatnich chwil będzie drżał o swój byt w La Liga?


Udostępnij na Udostępnij na

W ostatnich pięciu sezonach liczba punktów, która zawsze dawała utrzymanie, wynosiła 37. Wspomniane przeze mnie Elche ma tych punktów już 38 i tylko kataklizm byłby w stanie spuścić ten zespół do drugiej ligi. Skupmy się więc na drużynach, które tego pułapu jeszcze nie osiągnęły. Zacznijmy od dna tabeli.

Deportivo Alaves – do trzech razy sztuka?

Zaczynamy od drużyny, której spadku pragnie każdy, kto przynajmniej od czasu do czasu ogląda rozgrywki La Liga. Alaves to drużyna grająca tragiczny futbol. Idealnym przykładem potwierdzenia tej tezy jest sposób, w jaki udało mu się pokonać niedawno Rayo Vallecano. Oczywiście, Rayo jest w bardzo słabej formie, do czego jeszcze przejdziemy, ale styl gry prezentowany przez Alaves nie uprawnia go do myślenia o utrzymaniu.

Wybijanie po autach, leżenie na boisku – słowem wszystko, by jak najmniej grać w piłkę. Ale trudno się dziwić, jeśli twoim jedynym pomysłem na grę jest zagranie piłki do Joselu. Joselu to napastnik bardzo ograniczony. Nie imponował w Bundeslidze, nie poradził sobie w Premier League. Dzisiaj jest jednym z niewielu, których w Alaves trzeba po prostu docenić.

Napastnik ma w tym sezonie 13 bramek. Drugi w tej klasyfikacji jest defensywny pomocnik Gonzalo Escalante, a tuż za nim środkowy obrońca Victor Laguardia i kolejny defensywny pomocnik Mamadou Loum. Pragmatyzm często wygrywa mecze, ale to, co prezentuje Alaces, dawno przestało być pragmatyzmem. To obraza dla futbolu.

Deportivo Alaves zaczynało sezon z Javierem Calleją za sterami. Pod koniec roku został zwolniony, a w jego miejsce przyszedł Jose Luis Mendilibar. Sytuacji nie poprawił, wręcz przeciwnie. W 12 spotkaniach zdobył 7 punktów i Alaves wylądowało na dnie tabeli. W dwóch poprzednich kampaniach cudem udawało mu się utrzymać, oby w tym roku było inaczej. Na pięć kolejek przed końcem do bezpiecznego miejsca traci sześć punktów. Ma dwa mecze z bezpośrednimi rywalami. Dla dobra tej ligi – trzymajmy kciuki za jego spadek.

Levante – odbicie od dna La Liga

Tragicznie oglądało się Levante w rundzie jesiennej. Brak zwycięstwa do 8 stycznia mówi sam za siebie. Wydawało się już, że drużynę z Walencji trzeba ładnie pożegnać i odesłać do drugiej ligi. I świadczyły o tym nie tylko wyniki, lecz także widoczny brak wiary u zawodników. Trudno się dziwić, jeśli po 19 kolejkach masz na swoim koncie osiem punktów, trudno być optymistą.

Podobnie jak w przypadku Alaves ekipa z Walencji prowadzona jest w tym sezonie już przez trzeciego szkoleniowca. Po ponad trzech latach z klubu wyleciał Paco Lopez, którego zastąpił Javier Pereira wyciągnięty z ligi chińskiej. Na stanowisku trenera wytrzymał siedem kolejek i zastąpił go 36-letni Włoch Alessio Lisci. Nowy trener był od lat związany z drużynami młodzieżowymi Levante i tchnął ducha w grę Levante.

Wreszcie do formy wrócił Jose Luis Morales, kapitan zespołu, który swoją grą ciągnie kolegów. Gdyby dzisiaj Morales grał w klubie pokroju Realu Sociedad, wszyscy zachwycalibyśmy się jego grą. Dużo pewności siebie drużynie Levante dało lutowe spotkanie z Atletico Madryt, które udało jej się wygrać. Od tego momentu Morales i spółka zdobyli 11 punktów i uciekli z ostatniego miejsca w tabeli.

Niestety, terminarz Levante nie jest dla niego zbyt przychylny. Walcząca o puchary Sevilla, derby Walencji, walczący o puchary Real Sociedad, nowy mistrz Hiszpanii Real Madryt i na koniec potyczki z Alaves i Rayo Vallecano. Będzie piekielnie trudno utrzymać się w La Liga, ale dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe. Levante nie składa broni. Ostatnio prezentuje naprawdę dobry futbol i nie da się mu nie kibicować w tej walce.

Granada – tonący brzytwy się chwyta

Wszystko posypało się po odejściu Diego Martineza. Pod jego wodzą Granada najpierw awansowała do La Liga, by sezon później zająć 6. miejsce i zagrać w europejskich pucharach. W przeciwieństwie do chociażby Espanyolu sprzed kilku lat europejskie puchary nie okazały się pocałunkiem śmierci. Mimo że Granada miała problem z łączeniem gry na kilku frontach, udało jej się zająć 9. miejsce w lidze.

Klub przejął Robert Moreno. Wieloletni asystent Luisa Enrique, który w kontrowersyjnych okolicznościach przejął prowadzenie reprezentacji Hiszpanii, gdy Luis Enrique musiał sobie zrobić przerwę z powodów prywatnych. Szybko został pogoniony z reprezentacji i wylądował w Monaco, gdzie po połowie sezonu mu podziękowano.

Trafił więc do Granady, w której od początku można było zauważyć jedną zależność. Jego drużyna lepiej grała z gigantami niżeli drużynami z dołu tabeli. Ale im dalej w las, tym gorzej i w marcu wreszcie podziękowano mu za pracę. Sezon miał dokończyć trener rezerw, ale władze zdecydowały się sięgnąć po Aitora Karankę. Byłego asystenta Jose Mourinho, który od roku nie pracował w zawodzie, a jego ostatnie przygody na Wyspach Brytyjskich zakończyły się klęską.

Nowy trener nie ma zbyt wiele czasu na wprowadzenie nowych elementów. Został zatrudniony dwa dni temu, a już dzisiaj jego zespół wychodzi na mecz z Atletico Madryt. Granada to klub, w którego kadrze znajduje się wielu zawodników indywidualnie zasługujących na grę w najwyższej klasie rozgrywkowej. Problem w tym, że z tych indywidualności nie udało się stworzyć drużyny. Do końca sezonu Granada gra z drużynami ze środka tabeli, które raczej o nic nie będą walczyć. W tym upatruję największej szansy na utrzymanie z Aitorem Karanką u sterów.

Cadiz – patent na wielkich w La Liga

Co z tym Kadyksem? Jak go opisać? Co można o nim powiedzieć? Cadiz to drużyna, która potrafi cierpieć na murawie. Dlatego notuje tak dobre wyniki z klubami z czołówki La Liga. W dziewięciu meczach z klubami z TOP7 zawodnicy Cadiz schodzili pokonani tylko czterokrotnie, zdobyli przy tym 10 punktów. W ostatniej kolejce udało im się pokonać FC Barcelona przy zaledwie 25% posiadania piłki.

Cadiz nie strzela dużo bramek, ale i traci bardzo mało. Po 32 seriach spotkań Cadiz stracił tylko 43 bramki. To statystyka, która plasowałaby go gdzieś w środku tabeli La Liga. To drużyna bardzo mocno skonsolidowana. Wyświechtany slogan „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” pasuje tutaj idealnie. Cadiz to drużyna, której grę źle się ogląda, i gdyby styl gry decydował o utrzymaniu, to chyba wszyscy chcieliby, by spadła.

Dość powiedzieć, że jego najlepszym strzelcem jest Alvaro Negredo, który kilka lat temu wyjechał na emeryturę do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Wrócił i już od dwóch sezonów pomaga Cadiz się utrzymać w lidze. Tuż za nim z pięcioma golami i czterema asystami jest reprezentant Hondurasu Choco Lozano. Terminarz drużyny Sergio Gonzaleza Soriano wydaje się idealny dla niej.

Trzy spotkania z drużynami z czołówki (Sevilla, Real Sociedad i Real Madryt), dwa spotkania z drużynami pewnymi utrzymania i bez aspiracji do europejskich pucharów (Athletic Bilbao, Elche) i w ostatniej kolejce mecz z Deportivo Alaves. Wszystko w rękach Cadizu. Jak na razie znajduje się na 17. miejscu, więc utrzymanie zależy tylko i wyłącznie od zespołu.

Mallorca – drużyna serii

Mallorca to drużyna, która w tym sezonie gra seriami. Dobry start sezonu, później kilka słabych kolejek, seria remisów, kilka zwycięstw, kilka porażek i tak w kółko. Mallorca punktuje tak, jak pozwala jej na to jej potencjał kadrowy. Wysokie porażki z drużynami z czołówki i zwycięstwa lub remisy z drużynami, które znajdują się w zasięgu.

Po wczorajszym zwycięstwie nad Alaves drużyna Javiera Aguirre znajduje się naprawdę w dobrej sytuacji. Do końca sezonu zmierzy się z FC Barcelona, Sevillą i Osasuną na wyjeździe. Natomiast u siebie podejmie rywali w walce o pozostanie w La Liga – Granadę i Rayo Vallecano. Aż 24 z 32 punktów, jakie na swoim koncie ma Mallorca, zdobyła na własnym terenie.

Drużyna z siedzibą na takiej ładnej wyspie po prostu nie może spaść z ligi! Majorka jest idealnym miejscem do wypoczynku, ale zawodnicy nie będą odpoczywać. Mallorca jest drużyną, która raczej nie zaskakuje swoją grą. Gra przeciętnie, ale atut własnego boiska w starciach z bezpośrednimi rywalami daje jej przewagę. Bo Mallorca ma problemy ze strzelaniem bramek.

W ostatnim dniu okienka transferowego sprowadziła na bramkę doświadczonego Sergio Rico. Natomiast siłę rażenia wzmocnił Vedat Muriqi. Kosowianin imponował w lidze tureckiej, skąd trafił do Lazio. Na Półwyspie Apenińskim nie radził sobie najlepiej i trafił do La Liga na wypożyczenie. I od początku dał impuls do lepszej gry. Delikatny, ale jednak.

Getafe nie spadnie z La Liga

Źle patrzyło się na Getafe pod wodzą Pepe Bordalasa. Ale wyniki były. Tragicznie patrzyło się na Getafe pod wodzą Michela. I wyników nie było. Jeden punkt w ośmiu kolejkach i oschłe pożegnanie. Nowym szkoleniowcem zespołu został Quique Sanchez Flores i coś ruszyło. Wbrew temu, co wydawało się na początku kampanii, Getafe nie ma zamiaru spadać z La Liga.

Nowy trener zaczął od zmiany ustawienia na takie z piątką obrońców i przyniosło to wymierne skutki. Tylko dwa razy Getafe traciło więcej niż dwie bramki. W meczu Pucharu Króla z trzecioligowcem (5:0) oraz w lidze z Atletico Madryt (4:3). Pod jego wodzą Getafe ma wreszcie pozytywny bilans bramkowy.

Getafe dokonało bardzo przemyślanych transferów zimą. Do klubu trafił solidny napastnik Borja Mayoral. Środek pomocy wzmocnili Gonzalo Villar, Oscar Rodriguez i Okay Yokuslu. Jak na potencjał klubu – kapitalne wypożyczenia. Quique Sanchez Flores potrafi wykorzystać do maksimum każdego zawodnika, jakiego ma w swojej talii.

Nie kalkuluję. Dawno nie byłem w szkole i zapominam o rzeczach. W każdej grze są trzy punkty i nie tracę czasu na obliczanie tych, których potrzebujemy. Wszystko zależy od nas i to jest najważniejsze. Quique Sanchez Flores

Wybitnie prezentuje się turecki napastnik Enes Unal. Zawodnik ma na swoim koncie 15 trafień i znajduje się na trzecim miejscu w klasyfikacji strzelców La Liga. A Getafe? Zdaje się mieć najłatwiejszy terminarz ze wszystkich. Dzisiaj Celta Vigo, a później Real Betis, Rayo Vallecano, Osasuna, FC Barcelona i Elche. Getafe nie spadnie.

Rayo Vallecano igra z ogniem

Nie da się utrzymać w lidze, nie wygrywając meczów. Czyżby? Drużyna Andoniego Iraoli chyba usiłuje zaprzeczyć tej tezie. W 2022 roku Rayo Vallecano nie wygrało jeszcze meczu w La Liga. A mamy końcówkę kwietnia, gdyby ktoś potrzebował przypomnienia. Problem w tym, że… Rayo Vallecano naprawdę nie gra źle. Decydują błędy indywidualne lub… niefart.

Niemniej jednak wygląda to słabo. Rayo ma na swoim koncie 34 punkty, spośród których większość zdobyło w rundzie jesiennej. Wiosną ciągle czegoś mu brakuje. Do bezpiecznego pułapu brakuje mu trzech oczek, jednego zwycięstwa lub trzech remisów. Oczywiście Rayo Vallecano jest w stanie tego dokonać. Może to nie były święta Bożego Narodzenia, tylko Wielkanoc, ale kiedyś wreszcie musi się przełamać.

Doskonałą szansą na przełamanie się będzie jutrzejszy pojedynek z Espanyolem. Jeśli ta misja się nie powiedzie, może być kiepsko. Mimo że Rayo ma do końca sezonu jeszcze siedem spotkań, a nie sześć lub pięć jak pozostali rywale w walce o utrzymanie w La Liga. FC Barcelona, Real Sociedad, Getafe i Villarreal. A na koniec Mallorca i Levante.

Jeśli Rayo nie przełamie fatalnej passy i nie wygra żadnego ze spotkań do tego czasu, grunt pod nogami może się zapalić. Na razie gdzieś w oddali majaczy sylwetka małego piromana. Niewykluczone, że za miesiąc przedmieścia Madrytu zapłoną, a Rayo Vallecano wróci do drugiej ligi hiszpańskiej. Czego mu oczywiście nie życzę.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze