„Krótkie są momenty, krótkie me momenty” – Wisła Kraków wciąż nie punktuje


Wisła Kraków pomimo dobrej gry w ostatnich spotkaniach wciąż znajduje się w strefie spadkowej

5 kwietnia 2022 „Krótkie są momenty, krótkie me momenty” – Wisła Kraków wciąż nie punktuje
Dawid Szafraniak

Wisła Kraków znajduje się w nieciekawej sytuacji. Lokata w tabeli wskazuje na to, że musi natychmiast zacząć punktować, aby uratować się przed spadkiem. Ostatnie mecze jednak dają sygnał, że coś się ruszyło. Szkoda tylko, że nie w tabeli, bo „Biała Gwiazda”, gdyby właśnie nie te momenty, gdzie traciła rozum, mogłaby być w innym miejscu.


Udostępnij na Udostępnij na

Daria Zawiałow w piosence “Hej! Hej!” wspomina o krótkich momentach. W trochę innym sensie, ale to nieważne. Wisła Kraków generalnie w ostatnich tygodniach prezentuje się bardzo dobrze. Wręcz szokuje, ale cały efekt psują właśnie te krótkie momenty.

Wisła Kraków z momentami zaćmienia

Głównie chodzi o mecze przy Reymonta. Trudno nie odnieść wrażenia, że Wisła Kraków ze spotkań z Piastem i Lechem powinna wynieść więcej niż zaledwie dwa punkty. Tym bardziej jeśli zobaczymy, jak układały się te spotkania. Zespół walczący o utrzymanie nie może sobie dać tak wyrwać punktów. Generalnie „Biała Gwiazda” nie wyglądała na drużynę będącą na 16. miejscu. Walczyła jak równy z równym, a nawet była lepsza od czołówki ligi.

Cały efekt zepsuły te paskudne momenty. W meczu z Lechem zabrakło koncentracji do końca. Bramka w 97. minucie nie powinna się zdarzyć. Zostawiony Ba Loua, środkowy obrońca praktycznie niepilnowany w polu karnym. Wisła nie może tak się zachowywać. Dramat, ale za całe spotkanie i tak należy pochwalić „Białą Gwiazdę”. Zaskoczyła wszystkich obserwatorów swoją odważną grą i tym, że była lepsza w pierwszej połowie. Przed meczem w Krakowie byśmy powiedzieli, że to jeden punkt zyskany, a po meczu można raczej powiedzieć dwa stracone. I to nie ze względu na decyzje sędziowskie, które były kontrowersyjne. Wisła powinna na boisku wygrać to spotkanie.

Przyszedł kolejny mecz przy Reymonta. Przyjechała równie silna drużyna, czyli Piast Gliwice. Wisła Kraków wyglądała, może się ktoś nie zgodzić, kapitalnie. Stworzyli sobie 20 sytuacji bramkowych, mieli ogromną przewagę, czterokrotnie obijali obramowanie bramki, Plach wyciągał się jak struna i znów skończyło się remisem. Znów mogą mówić o dwóch punktach straconych. Gdyby nie to piętnastominutowe zaćmienie na początku drugiej połowy, wynik tego meczu wyglądałby inaczej. Znów jeden głupi moment przeważył o losach spotkania. Tak nie może zachowywać się drużyna na gwałt potrzebująca punktów.

Wisła Kraków i błędy indywidualne

Generalnie ostatnie punkty, które traci Wisła Kraków, są wypadkową błędów indywidualnych. W momencie gdy Piast trochę przykręcił śrubę, Mikołaj Biegański nie popisał się w dwóch sytuacjach, przez które padły bramki, ale tak naprawdę przy rzucie karnym nie popisała się cała defensywa, a przy drugiej bramce należy skarcić za zachowanie Fazlagica, jak i Colleya.

Za to z Lechem nastąpiło domino nieudanych zagrań i nieprawidłowego ustawienia. Hanousek, Frydrych, Colley, każdy z nich mógł zapobiec tej bramce. I tak to się już kręci w tej Wiśle. Zagrać dobry mecz, mieć trzy punkty już praktycznie w garści i na własne życzenie zremisować. Zamiast dzisiaj cieszyć się z bycia nad kreską, można jedynie wspominać i żałować zmarnowanych szans.

W takich sytuacjach wychodzą niestety niedoskonałości linii defensywnej. Mikołaj Biegański na linii jest bardzo dobry. Potrafi uratować mecz, ale ma niesamowite problemy z dośrodkowaniami czy górnymi piłkami przez swój wzrost. Jest też młodzieżowcem, więc jego niektóre błędy można zrzucić na młody wiek. Joseph Colley jest w stanie rozegrać dobry mecz jak z Lechem, potrafi się ustawić i odebrać piłkę rywalowi, ale zdarzają mu się odpały.

Cieszyć się czy płakać?

Naszym zdaniem w Krakowie powinni się cieszyć. I to nie „Pasy”, że być może ich największy rywal może zaraz spaść, ale po prostu Wisła ruszyła z miejsca. Nie ma co ukrywać, że mecz w Pucharze Polski z Olimpią Grudziądz był nie do oglądania. Na to się patrzeć nie dało. Stracone punkty z Górnikiem Łęczna czy Stalą Mielec u siebie – to się nie powinno zdarzyć. „Biała Gwiazda” nie miała wówczas tylko słabszych momentów, lecz całe spotkania wyglądały jak profanacja futbolu.

W ostatnim meczu piłka hulała aż miło. To się przyjemnie oglądało. Manu swoją szybkością robił różnicę. Przecież przy pierwszej bramce włączył tryb ekspres. Drugą stroną fajnie pomykał Stefan Savić, który zdobył dopiero pierwszą bramkę w tym sezonie. Ondraskowi brakowało dosłownie milimetrów, żeby zdobyć gola. Fajnie też, że wnieśli coś rezerwowi jak Hugi.

– To nie zdarza się pierwszy raz, gdy gramy tak dobrze, kreujemy sobie wiele okazji do zdobycia bramki, a brakuje nam szczęścia, które jest nam również potrzebne. Tym razem nie było inaczej – mieliśmy mnóstwo swoich szans, choćby wtedy, gdy piłka obiła słupek, potoczyła się wzdłuż linii bramkowej, ale ostatecznie wyszła na aut. Coś niewiarygodnego. Nie wiem, jak to podsumować – podsumowuje ostatnie tygodnie skrzydłowy Wisły Stefan Savić.

Oczywiście pomiędzy tymi dwoma dobrymi spotkaniami zdarzył się mecz z Pogonią, w którym Wisła nawet doprowadziła do remisu, ale tam po prostu była widoczna różnica klas. Nie zmienia to faktu, że Wisła mogła zagrać trochę bardziej pasywnie, pragmatycznie. I tego jej brakuje pod wodzą Jerzego Brzęczka, bo przypominamy, że Wisła Kraków wciąż nie wygrała spotkania w tym roku. Jest jedyną taką drużyną.

Łatwy terminarz

Bilans „Białej Gwiazdy” w tym roku kalendarzowym jest nieciekawy. Cztery remisy i cztery przegrane. Jedyną okolicznością łagodzącą jest trudny terminarz. Teraz jednak już czas zacząć punktować. Każdy mecz to będzie finał. Trzy punkty do Zagłębia Lubin to niedużo i patrząc na ostatnie poczynania drużyn, jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, że Wisła wyjdzie z tej sytuacji.

– Myślę, że musimy kontynuować to, co robimy, podążać dalej tą drogą. Stwarzamy sobie dużo okazji strzeleckich i mając właśnie takie szanse, myślę, że będziemy też wygrywać. Nie powinniśmy się obawiać, bo z Piastem zagraliśmy dobrze – komentuje kolejny mecz Stefan Savić na łamach oficjalnej strony Wisły Kraków

Z pozostałych rywali najwyżej w tabeli plasuje się Radomiak, który jest cieniem drużyny z jesieni. Jerzy Brzęczek wie, że w tym momencie najważniejszy nie jest styl gry, bo kibice nawet po dobrych spotkaniach spojrzą w tabelę i mają widmo spadku. W następnych spotkaniach powinien liczyć się przede wszystkim wynik. Następni rywale są do ogrania. Wisła idzie w dobrą stronę, tylko pytanie, czy nie obudzi się z tym wszystkim w 1. lidze. I wtedy faktycznie, jak w wyżej przytoczonej piosence, będą „krótkie szare noce, długi wstyd”.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze