W tym sezonie na włoskich boiskach możemy obserwować bardzo ciekawą walkę o tytuł Capocannoniere, czyli króla strzelców Serie A. Pojawienie się w lidze wielkiej, światowej gwiazdy oraz eksplozja talentu polskiego snajpera to nie jedyne smaczki tego sezonu. Czekając na następną kolejkę ligi włoskiej, przyjrzyjmy się rywalizacji o tytuł najlepszego strzelca Serie A.
Od 1929 roku liga włoska posługuje się nazwą Serie A. W pierwszym sezonie jej istnienia tytuł najlepszego strzelca wywalczył Giuseppe Meazza, którego imię nosi stadion San Siro w Mediolanie. Włoch zdobył ten tytuł trzykrotnie. Jednak nikt do tej pory nie przebił ani nawet nie zbliżył się do osiągnięcia Szweda Gunnara Nordahla, który w sześciu sezonach został najlepszym strzelcem ligi aż pięciokrotnie (wszystko w barwach Milanu).
W sezonie 2015/2016 Gonzalo Higuain zaliczył aż 36 trafień. Tyle samo bramek w jednym sezonie zdobył Gino Rossetti 90 lat temu, jednak było to tuż przed zmianą nazwy ligi na Serie A, więc rekord jest przypisywany tylko Argentyńczykowi. Za to najmniejsza liczba goli, która dała tytuł Capocannoniere, to 15 bramek, które w różnych latach osiągnęło trzech zawodników: Pierino Prati, Roberto Pruzzo oraz Diego Armando Maradona.
W poprzednim sezonie koroną króla strzelców musiało się podzielić dwóch graczy – Mauro Icardi oraz Ciro Immobile, którzy zdobyli po 29 goli. Potrzebowali do tego różnej liczby meczów, ale mimo to we Włoszech nie ma rozstrzygnięcia w takich sytuacjach.
Wyścig po Capocannoniere
Po doniesieniach, że Cristiano Ronaldo przenosi się do Juventusu, oczy wielu kibiców zwróciły się w stronę Półwyspu Apenińskiego. Zastanawiano się, jak Portugalczyk poradzi sobie w innej rzeczywistości. Grając w Realu Madryt, nigdy nie zszedł poniżej 25 goli w sezonie. Po trzech pierwszych meczach bez strzelonej bramki można było usłyszeć, że nie odnajdzie się w nowym klubie, a liga włoska jest dla niego za trudna. W swoim czwartym ligowym spotkaniu Ronaldo uciszył krytyków, pokonując bramkarza Sassuolo i włączając się do wyścigu.
Po niepozornym początku gwiazdor udowadnia swoją pozycję i aktualnie zajmuje pierwsze miejsce na liście strzelców, zdobywając 18 bramek. Dzięki temu uplasował się także na drugiej lokacie najlepszych portugalskich snajperów grających w najwyższej włoskiej klasie rozgrywkowej. Niekwestionowanym liderem tego rankingu jest Rui Costa, który w Serie A strzelił 42 gole w 339 meczach. Jednak znając determinację i umiejętności Ronaldo, zostaje nam tylko cierpliwie czekać, aż dogoni swojego rodaka.
Tuż za nim na liście strzelców ligi włoskiej jest dwóch zawodników z takim samym dorobkiem bramkowym. Pierwszy z nich, Fabio Quagliarella, w ubiegłym sezonie zajął czwarte miejsce w wyścigu po Capocannoniere. Nigdy wcześniej nie udało mu się być nawet w pierwszej dziesiątce, również nigdy nie przekroczył 20 bramek w jednym sezonie. W tej edycji Serie A jest to jednak bardzo prawdopodobne, ponieważ brakuje mu jeszcze tylko czterech goli do tej granicy.
Znaczący wpływ na rozwój jego kariery miał wieloletni koszmar, przez jaki przechodziła rodzina zawodnika. Nękanie przez stalkera trwało osiem lat, a wyrok w tej sprawie zapadł w 2017 roku. Od tego momentu forma strzelecka Włocha znacznie się poprawiła. Zdobywając gole w 11 kolejnych meczach, wyrównał rekord legendarnego Batistuty. Nie uszło to uwadze selekcjonera reprezentacji Włoch – Roberto Manciniego, który powołał Quagliarellę na najbliższe zgrupowanie. Ostatni raz Włoch wystąpił w kadrze w 2010 roku i jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, szykuje się wielki powrót.
– Powołanie do reprezentacji w wieku 36 lat daje mi ogromną satysfakcję. Gdy zadzwonili z informacją, zapytałem, czy chcą mnie jako zawodnika, czy żebym dołączył do sztabu – tak Fabio Quagliarella żartuje na temat swojego powołania do kadry narodowej.
Ex aequo z Włochem na drugim miejscu jest Duvan Zapata z dorobkiem 16 goli. Jest to niezwykłe osiągnięcie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Kolumbijczyk do 11. kolejki nie zdobył żadnej bramki w ligowych zmaganiach. W momencie gdy wszyscy liczący się teraz w wyścigu już na dobre się rozkręcili, Zapata dopiero zaczynał. Nie przeszkodziło mu to w dogonieniu czołówki.
Strzelał hurtowo – hattrick z Udinese, dublet z Juventusem oraz cztery bramki z Frosinone. Wyrównał w ten sposób osiągnięcie Hasse Jeppsona, który w 1952 roku również zdobył cztery gole w jednym spotkaniu. 16 trafień w jednym sezonie jest jego największym osiągnięciem, odkąd rozpoczął przygodę w Serie A. Możemy być pewni, że na tym nie poprzestanie i w 15 spotkaniach ligowych, które jeszcze zostały Atalancie, pokona nie raz bramkarzy rywali.
Reszta stawki z Polakami na czele
Kolejne dwie lokaty w klasyfikacji zajmuje dwóch Polaków. Nigdy dotąd nie zdarzyło się, żeby na tym etapie rozgrywek w pierwszej piątce znajdowało się dwóch naszych rodaków. Jeszcze niedawno było to nie do pomyślenia. Pierwszym z nich jest debiutant w Serie A i objawienie bieżącego sezonu – Krzysztof Piątek.
W momencie pojawienia się w Genui nikt nie mógł przypuszczać, że spowoduje takie zamieszanie we Włoszech. Kiedy mówiło się, że potrzebuje czasu na aklimatyzację w nowym klubie, Piątek zaczął od zdobycia czterech bramek w meczu pucharowym z Lecce, a następnie pięciu goli w czterech pierwszych ligowych spotkaniach. Wyrównał w ten sposób osiągnięcie Andrija Szewczenki, który debiutował w sezonie 1999/2000. Polak w pierwszych siedmiu meczach schodził z boiska ze zdobyczą bramkową, a zatrzymał się dopiero na Juventusie. Po chwili oddechu znów zaczął strzelać i na złość sceptykom uzbierał w tym sezonie już 15 bramek.
Piątkomania ogarnęła cały Półwysep Apeniński, a ogromy wzrost oglądalności zanotowały w polskiej telewizji mecze Genoi, a teraz po transferze do Mediolanu także spotkania AC Milan. W stolicy Lombardii widzą w nim wspomnianego wcześniej nowego Szewczenko. Zamieszanie wokół jego osoby wydaje mu się w ogóle nie przeszkadzać.
Za plecami Piątka jest Arkadiusz Milik, tracąc do kolegi z reprezentacji dwie bramki. Milik w Napoli pojawił się w sezonie 2016/2017 i nękany urazami kolana w swoich dwóch pierwszych sezonach strzelił tylko po pięć goli w lidze. Po poważnych kontuzjach nie ma już śladu. Teraz podobnie jak Zapata zdobył najwięcej goli w jednym sezonie w swoich dotychczasowych występach we Włoszech.
Polak więcej niż podwoił liczę bramek zdobytych w poprzednim sezonie i uzbierał 12 goli. W tej edycji wystąpił w 20 spotkaniach, z czego w 12 zagrał w niepełnym wymiarze czasowym (6 razy wszedł i tyle samo razy został zdjęty z boiska). Daje to najmniej minut z zawodników z pierwszej piątki. Można wnioskować, że jeśli dostanie więcej szans od Carlo Ancelottiego, może się utrzymać w walce o tytuł Capocanonniere.
Pierwszą piątkę zamykają Francesco Caputo oraz zwycięzca zeszłorocznej edycji rozgrywek Ciro Immobile. Snajperzy spotkali się w ostatniej kolejce w meczu Lazio – Empoli, ale żaden z nich nie wpisał się na listę strzelców. Obaj mają po 11 trafień. Mauro Icardi, czyli współtriumfator zeszłorocznej klasyfikacji strzelców, plasuje się dopiero na szóstym miejscu.
Faworyt do tytułu króla strzelców włoskiej Serie A prawdopodobnie znajduje się teraz w pierwszej piątce. Choć nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy za sprawą jednego hattricka lub po prostu otrzymania większej liczby minut na boisku zawodnik z niższych miejsc nagle nie zrobi zamieszania na czele wyścigu. Na pewno stać na to takich graczy jak Mauro Icardi, Dries Mertens, Mario Mandzukić czy Lorenzo Insigne.