Krajobraz „poeuropejski”, czyli obecna sytuacja Lechii Gdańsk


Drużyna Piotra Stokowca bez polotu w lidze

30 sierpnia 2019 Krajobraz „poeuropejski”, czyli obecna sytuacja Lechii Gdańsk
Piotr Matusewicz / PressFocus

Maj obecnego roku na pewno na zawsze pozostanie w pamięci każdego kibica Lechii Gdańsk – to właśnie wtedy po latach posuchy, a także kryzysowych momentów takich jak degradacja, aż do Klasy A, klubowi udało się po 36 latach odzyskać Puchar Polski, a niedługo potem zająć długo wyczekiwane miejsce na podium w Lotto Ekstraklasie. Wiązało się to z zapowiadanymi od wielu lat występami gdańskich lwów w europejskich pucharach.


Udostępnij na Udostępnij na

Na początek nadszedł jednak mecz o Superpuchar Polski. W połowie lipca „Biało-zieloni” udali się do Gliwic, aby zmierzyć się z mistrzem Polski. Niespodziewanie dla wielu Lechia obnażyła słabe strony „Piastunek” i pewnie sięgnęła po kolejne trofeum pod sterami Piotra Stokowca. Lechia grała szybko i bezkompromisowo, a Lukas Haraslin zdawał się pokazywać w tym spotkaniu swój nietuzinkowy potencjał. Oczekiwania względem ekipy z Pomorza powędrowały po tym meczu w górę.

Brutalna weryfikacja

Od wydarzeń z końca zeszłego sezonu minęły trochę ponad 3 miesiące, od meczu z Piastem ponad miesiąc. Lechia swoją przygodę w Europie zakończyła niestety już po pierwszym dwumeczu 2. rundy eliminacyjnej, gdzie musiała uznać wyższość duńskiego Broendby. I choć w Gdańsku zdawano sobie sprawę, że w zasadzie z każdego meczu trzeba się cieszyć, bo Lechia w Europie jest zespołem anonimowym i na ten moment  nigdy nie będzie faworytem, to jednak okoliczności porażki z Duńczykami miały prawo zaboleć każdego kibica drużyny ze stolicy Pomorza.

Gdyby gdańszczanie wykorzystali choć połowę dobrych sytuacji w domowym spotkaniu, to do Kopenhagi mogliby się udać już tylko po to, aby umiejętnie obronić i dowieźć korzystny wynik. Porażka z Broendby, podziałała na gdańszczan deprymująco i nie sposób nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że nadmuchany wówczas przysłowiowy balonik z ich pewnością siebie mocno oklapł, a może nawet pękł…

Powrót do rzeczywistości

Lechia nie zaczęła najlepiej również sezonu w lidze – po 6 rozegranych kolejkach na koncie drużyny znad morza jest obecnie tylko 7 punktów, a rywale przynajmniej teoretycznie nie należeli do najtrudniejszych, wszak mecze z Lechem, Legią czy Pogonią wciąż przed gdańszczanami. Czy zatem to właśnie zawód tym, że cała praca z zeszłego sezonu jest przyczyną słabej formy? Niewątpliwie, należy go wymienić, choć nie jest to jedyny powód słabszej dyspozycji lechistów.

Przede wszystkim wydaje się, iż Lechia w zeszłym sezonie po prostu potrafiła być perfekcyjna w wykonywaniu swoich założeń taktycznych. Plany Piotra Stokowca opierały się na intensywnej, ciężkiej pracy na wysokich obrotach całego zespołu w defensywie oraz szybkich kontrach, napędzanych przez graczy ofensywnych. W tym sezonie Lechia stara się rozwijać jako drużyna i dąży do tego, aby w czasie meczów być drużyną prowadzącą grę. Mimo iż na ten moment rezultaty nie są zadowalające dla kibiców, to wydaje się, iż w dłuższej perspektywie czasu kierunek obrany przez trenera Stokowca przyniesie Lechii wymierne rezultaty.

Nowi piłkarze wchodzą do gry

W końcówce zeszłego sezonu z ust samych piłkarzy, trenera, a także kibiców „Biało-zielonych” padało stwierdzenie, iż głównym problemem drużyny jest uboga ławka rezerwowych. Nie sposób nie zgodzić się z taką opinią –  w maju i czerwcu, gdy gdańszczanom często przychodziło rozgrywać swoje spotkania co 4 lub nawet 3 dni, Stokowiec miał możliwość korzystania z okrojonej kadry, liczącej najczęściej 2013/2014 najbardziej zaufanych i doświadczonych nazwisk. Transferów dokonanych przez klub nie było zbyt wiele, choć wydają się być one przemyślane. Pojawia się jedynie pytanie czy w dłuższej perspektywie czasu pozyskani piłkarze będą w stanie wzmocnić siłę podstawowej jedenastki Lechii i zastąpić obecne gwiazdy.

Pozyskanie dobrze znanych z polskich boisk Macieja Gajosa, Żarko Udovicicia czy Marko Malocy to solidne wzmocnienia, lecz nie wydają się to być piłkarze, którzy będą odgrywać kluczowe role w swoich formacjach. Początek tego sezonu zdaje się to potwierdzać  – Gajos grywa „w kratkę”, Udovicić już w pierwszym meczu wykartkował się na 4 kolejne spotkania, a Maloca jest tylko zmiennikiem dla podstawowego duetu stoperów (Nalepa-Augustyn). Paradoksalnie największym wzmocnieniem Lechii wydaje się być długo w Gdańsku niechciany Sławomir Peszko, który po powrocie z krakowskiej Wisły wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Młodzi piłkarze tacy jak sprowadzony z Anglii Paweł Żuk czy wracający z 1-ligowych wypożyczeń Chrzanowski i Kobryń to na razie tylko uzupełnienia  i melodia przyszłości.

Kluczowe dni i godziny…

W pełni zasadne jest w tej sytuacji pytanie o to, czy Lechia w pozostającym już do końca okienka transferowego, krótkim czasie zdoła wzmocnić skład, przede wszystkim w trochę zacinającej się ostatnimi czasy formacji ofensywnej? Konkretnych nazwisk (oprócz przewijającego się od kilku dni z większą lub mniejszą siłą w mediach Airama Cabrery) łączonych z lwami północy na razie brak…

Być może Piotr Stokowiec po raz kolejny udowodni, że posiada spore umiejętności we wprowadzaniu młodych piłkarzy do pierwszego zespołu i drogą ogranych już w zeszłym sezonie i zbierających coraz lepsze recenzje Fili i Makowskiego podążą kolejni gracze. Lista nastolatków trenujących z pierwszą drużyną jest spora, a  na jej czele znajduje się przecież tak długo wyczekiwany (nie tylko w naszym kraju) – Egy Maulana Vikri, który na początku tego sezonu debiutował już w wyjściowej jedenastce, a regularnie znajduje miejsce na ławce rezerwowych, po bardzo obiecującym zeszłym sezonie w występujących w IV lidze rezerwach gdańskiego klubu.

Ale zamykające się powoli okienko transferowe to nie tylko szansa na pozyskanie do klubu wartościowych piłkarzy, którzy dodadzą drużynie jakości i zwiększą rywalizacje, ale też wisząca nad Lechią groźba utraty kluczowych piłkarzy. Mladenović, Fila i Haraslin – ta trójka wydaje się być najbliżej opuszczenia Gdańska. W ostatnich godzinach na pole position wysunął się Filip Mladenović – ofensywnie grającym, lewym defensorem, słynącym w ekstraklasie z efektownych rajdów po skrzydle i dobrego dogrania zainteresowanie przejawia Crvena Zvezda Belgrad. Drużyna ta właśnie zapewniła sobie udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów i poszukuje wzmocnień do swojego składu. Na korzyść ekipy z Belgradu działa również fakt, że Serb miał okazje bronić już jej barw w latach 2011-2013.

Zainteresowanie Haraslinem od wielu miesięcy nie słabnie i napływa z różnych stron Europy – mówiło się o kierunku włoskim, w mediach przewijał się również wątek tureckiego Galatasaray, a w ostatnich dniach gruchnęła wiadomość o zainteresowaniu beniaminka najwyższej klasy rozgrywkowej w Hiszpanii – RCD Mallorki. Słowak mimo przedłużenia swojego kontraktu do czerwca 2021 roku nadal wydaje się być otwarty na wcześniejsze opuszczenie Gdańska.

Ostatnim z zawodników, o których ostatnio głośno, jest Karol Fila. 21-latek przebojem wdarł się do jedenastki „Biało-zielonych”, a udane Euro U-21 na boiskach Włoch i San Marino tylko zwiększyło zainteresowanie jego osobą. W jego przypadku najczęściej wymienianym kierunkiem przeprowadzki wydaje się być włoska Serie A,  a dokładniej ekipa Parmy. W przypadku prawego obrońcy wydaje się jednak, iż o ile kierunek taki byłby prawdopodobny, o tyle tak Lechia, jak i sam piłkarz, wolą poczekać z takim rozwiązaniem przynajmniej do końca dopiero co rozpoczętego sezonu.

Niewątpliwie ewentualne ruchy transferowe stanowiłyby odpowiedź zarówno dla gdańskich kibiców, jak i samego trenera na co w tym sezonie stać Lechię. W Gdańsku zapowiadają się, więc intensywne dni na sam koniec sierpnia oraz początek września. Do transferowej gorączki dołączy przecież bardzo ważny, ostatni przed przerwą reprezentacyjną mecz Lechii. Starcie z mistrzem Polski Piastem już w najbliższą sobotę o 17:30 w Gliwicach.

Komentarze
Blazko (gość) - 5 lat temu

Bardzo fajny artykuł pozdrawiam :)

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze