Sezon 2018/2019 to jak na razie niemal kalka poprzedniej kampanii. Pogoń Szczecin ma ogromny problem z odniesieniem pierwszej wygranej. Tak jak za kadencji Macieja Skorży – idzie im jak po grudzie. Pojawiły się nawet pogłoski o zwolnieniu tego, który posprzątał bałagan po polskim szkoleniowcu. Na to jest jednak stanowczo za wcześnie. Runjaić zapracował w Szczecinie na spory kredyt zaufania po tym, jak wyciągnął Pogoń z niezłego bagna. Poza tym kibice pretensje mają raczej do piłkarzy niż do ich trenera.
Cofnijmy się w czasie do lipca 2017 roku. Na stanowisku menedżera Pogoni dochodzi do zmiany. Skończyła się era Kazimierza Moskala, trenera z najwyższą średnią zdobytych punktów od czasu awansu do Ekstraklasy w 2012 roku. Spędził on w klubie okrągły rok. Przez ten czas zdołał awansować do grupy mistrzowskiej, ale zajął w niej ostatnie miejsce. Prezes Jarosław Mroczek postanowił zatrudnić kogoś z sukcesami, kto zapewni klubowi coś więcej niż sam awans do pierwszej ósemki.
Niespełnione nadzieje
Do Szczecina przybył więc Maciej Skorża. Trzykrotny mistrz kraju i trzykrotny zdobywca Pucharu Polski. Apetyty były ogromne. Między innymi dlatego że załatwiono problem z obsadą bramki. Mówiło się nawet o włączeniu do walki o europejskie puchary. Szybko jednak te cele zostały zweryfikowane. Ogranie 3:0 Lecha w Pucharze Polski miało zwiastować nową siłę Pogoni. Niestety okazało się, że to był to jedyny pozytywny aspekt sezonu. W następnej rundzie pucharu „Portowcy” odpadli z Bytovią Bytów, a w lidze powoli wędrowali na dno.
Gorszy od wyników Pogoni był tylko styl gry. Właściwie to jego brak, bo ekipa Skorży nie mogła podobać się nikomu. Dodatkowo na horyzoncie nie było żadnych perspektyw na poprawę. To tylko przyspieszyło decyzję o pożegnaniu ówczesnego menedżera i poszukaniu kogoś, kto mógłby uratować sezon. Tym bardziej w tak ważnym momencie jak 70-lecie klubu. To dopiero byłaby ironia losu.
Przyjście Runjaicia wywołało mieszane uczucia wśród kibiców. Jedni zaznaczali, że to trener bez osiągnięć, a byli w błędzie. Awans do 3. Bundesligi z Darmstadt to zasługa właśnie obecnego menedżera Pogoni. Drudzy cieszyli się na powiew świeżości na ławce, a nie kolejną roszadę wewnątrz naszego kraju. Zagraniczna myśl szkoleniowa wyszła jednak „Granatowo-Bordowym” na dobre. Już od pierwszego meczu, choć przegranego, widać było ogromną poprawę gry szczecinian. Pogoń zaczęła w końcu zdobywać punkty i kibice aż żałowali, że runda jesienna kończy się akurat jak ich drużynie dobrze idzie. Fani obawiali się też, że wzrost formy jest tylko „efektem nowej miotły” i na dłużej się nie utrzyma. Jedak po długiej przerwie zimowej „Duma Pomorza” kontynuowała swój marsz w górę tabeli. Misja ratunkowa Runjaicia się powiodła, a Pogoń spokojnie się utrzymała. Można było czekać na nowy sezon, tym razem po przepracowanym okresie przygotowawczym z niemieckim trenerem.
Powtórka z rozrywki
Końcówka kampanii 2017/2018 pozwalała z optymizmem patrzeć w przyszłość. Niezła gra, do tego doszły ciekawe wzmocnienia, a trener pozbył się zawodników, którzy według niego nie przydaliby się zespołowi. Doliczając wcześniej wspomniany okres przygotowawczy, który sami zawodnicy bardzo sobie chwalili i pozytywne wyniki sparingów, wychodziłoby na to, że w Szczecinie dzieje się już tylko dobrze. Znów przyszły przepełnione pewnością siebie zapowiedzi o celach na nadchodzący sezon. Znów wszyscy związani z klubem byli przekonani, że będzie dobrze. I znów zakończyło się klapą.
Zanim rozgrywki zdążyły wystartować przyszła jedna rzecz. Słowo klucz – kontuzje. Gdy wydawało się, że każda możliwa pozycja jest dobrze obsadzona, zawodnicy zaczęli się wykruszać. Co gorsza byli to gracze pierwszego wyboru, najważniejsze ogniwa zespołu i nowe nabytki, które miały przynieść nową jakość. Benyamina, Delev, Załuska, Fojut. Kiepski początek, ale przecież urazy są nieodłączną częścią tego sportu i mogą się przytrafić w każdym momencie. W każdej formacji brakowało najlepszych, a jak tylko ktoś wracał to zdrowia, wypadał ktoś inny. Albo dwóch innych.
Nieszczęścia chodzą parami
Władze klubu wyszły więc z założenia, że trzeba sprowadzić kogoś kto załata dziury w kadrze. Zakontraktowano Ikera Guarrotxenę i po pierwszym jego występie było wiadomo, że to dobry ruch. Problem w tym, że nie miał za sobą takich przygotowań co inni i wiadomo było, że prędzej czy później kontuzja go dopadnie. Los wybrał, że prędzej, bo już drugiego swojego meczu nie dograł do końca. Wrócił jednak zaraz po przerwie na reprezentacje i to od razu do pierwszego składu. Pech chciał, że po spotkaniu z Koroną wydano informację – Iker wypada na dwa tygodnie.
W ostatni dzień okna do Pogoni przyszedł kolejny zawodnik, który miał dać nowe rozwiązania w ofensywie. Michał Żyro, bo o nim mowa, został uwzględniony także od razu na mecz z Koroną. Podobnie jak jego hiszpański kolega z powyższego akapitu miał zagrać od pierwszej minuty. Niestety po przedmeczowej rozgrzewce zgłosił, że nie jest zdolny do gry. Na następny dzień wydano oświadczenie, że Żyro z takim samym urazem co Guarrotxena nie może grać przez dwa tygodnie.
Jakby kłopotów było mało, kapitan Pogoni Adam Frączczak nie zagra do końca roku. W jego przypadku akurat nie dało się niczego przewidzieć, bo przerwa od meczów spowodowana jest zmianami wywołanymi w przysadce mózgowej. Odrywając się na chwilę od piłki, trzeba zaznaczyć, że wszyscy trzymamy kciuki za Adama i życzymy jak najszybszego powrotu do zdrowia.
👏 Wyjątkowa 9⃣ minuta meczu z @Korona_Kielce 👏 pic.twitter.com/F1FYXPpiHI
— Pogoń Szczecin (@PogonSzczecin) September 17, 2018
Sytuacja kadrowa „Portowców” wygląda nieco jak filmowy scenariusz. To trudna próba dla wszystkich w klubie i twardy orzech do zgryzienia dla trenera Runjaicia. Musi zmierzyć się z wieloma przeciwnościami i walczyć tym co ma. Wszyscy zawodnicy są przekonani, że karta w końcu się odwróci i szczęście zacznie im znowu sprzyjać. Nie wierzą w to, że Pogoń zaraz nie zacznie wygrywać i zamierzają trzymać się razem. W rozmowach z zawodnikami widać, że znają swoją siłę i chcą za wszelką cenę zdobywać punkty. Tym wszystkim, którzy chcą zwolnienia pana, który uratował klub, przydałoby się chłodniejsze spojrzenie na sytuację. Pogoń pod jego wodzą pokaże jeszcze na co ją stać. Jeśli tylko będzie mieć zdrowych piłkarzy. W przeciwnym razie nawet Pep Guardiola niewiele by zdziałał.