Różne są pomysły na prowadzenie polityki sportowej w naszym kraju. Jedni chcą stawiać na wychowanków, drudzy wolą szastać pieniędzmi na prawo i lewo. Jeszcze inni kilkanaście razy chuchają i dmuchają na każdy grosz. I między nimi wszystkimi jest taka Korona Kielce.
Przypadek kielczan jest szczególny. Rok w rok, gdy nadchodzi okienko transferowe, wszyscy spoglądając na kolejne inwestycje Korony, wieszczą klubowi szybki spadek. Znacie tę śpiewkę, prawda? Tymczasem sezony mijają, a zespół wciąż ratuje się przed degradacją. I robi to bardzo często z niezłą gracją, ostatecznie kończąc rozgrywki niedaleko środka tabeli.
Znacie te programy na Discovery, gdzie bohaterowie kupują zaginione walizki na lotniskach lub przeszukują stare domy w nadziei na znalezienie niezwykle cennych rupieci? Trudno nam nie odnieść wrażenia, że od pewnego czasu całkiem podobnie poczynają sobie działacze w Kielcach. Zerknijmy na ostatnie cztery okienka transferowe i dokonania klubu. Wnioski mogą wydać się bardzo interesujące.
Sezon 2013/2014
Jacek Kiełb, Siergiej Chiżniczenko, Siergiej Pylypchuk, Przemysław Trytko, Daniel Gołębiewski, Abzal Beysebekov, Kyrylo Petrov, Damian Ałdaś, Sebastian Kosiorowski, Radek Dejmek, Bartosz Kwiecień, Marcin Trojanowski, Michał Przybyła, Piotr Piwowar
Sezon 2014/2015
Vytautas Cerniauskas, Nabil Aankour, Olivier Kapo, Rafael Porcellis, Kamil Matulka, Luis Carlos, Boliguibia Ouattara, Lukas Klemenz, Michał Przybyła, Leandro, Aleksandrs Fertovs, Krzysztof Kiercz, Jakub Kotarzewski, Daniel Gołębiewski
Sezon 2015/2016
Charlie Trafford, Maciej Wilusz, Leonid Otczenaszenko, Airam Cabrera, Rafał Grzelak, Tomasz Zając, Vladislav Gabovs, Elhadji Pape Diaw, Bartosz Rymaniak, Dmitri Verkhovtsov, Dariusz Trela, Bartłomiej Pawłowski, Łukasz Sekulski
Sezon 2016/2017
Maciej Gostomski, Mateusz Możdżeń, Miguel Palanca, Ken Kallaste, Mariusz Rybicki, Krystian Miś, Jacek Kiełb, Michal Peskovic
Nasze zestawienie rozpoczęliśmy od ostatniego okienka Leszka Ojrzyńskiego i zarazem pierwszego w wykonaniu trenera „Pachety”. Pogrubioną czcionką zaś podkreśliliśmy zawodników, których sprowadzenie okazało się całkiem mądrą decyzją.
Jak zatem widzimy, praktycznie w każdym oknie Korona potrafiła wyciągnąć bez kwoty odstępnego zawodników, którzy coś do tej drużyny wnieśli. Jasne, niektórzy potrafili dać więcej, inni mniej, ale na pewno dzięki nim zespół potrafił wbrew woli większości ekspertów pozostać w ekstraklasie. Na razie wstrzymaliśmy się co prawda od oceny zawodników zakontraktowanych tego lata, ale nos już nam podpowiada, że taki Palanca, Kiełb i Możdżeń mogą tej drużynie coś od siebie dodać.
Chyba najlepszym przykładem jest Airam Cabrera, który jak już się w zeszłym sezonie rozpędził, tak trudno było go zatrzymać. Nie bójmy się tego słowa, wśród takich drobnych eksperymentów Hiszpan wyrósł na najlepszego napastnika Korony od czasów Grzegorza Kiełbasy Piechny.
Dejmek, Aankour, Grzelak, Diaw, Pylypchuk, a nawet Rymaniak czy Sekulski – przyznajcie, to piłkarze tworzący dziś trzon podstawowej jedenastki. I chociaż wielu z nas się z tej Korony często śmieje, określając ją jako zbieraninę czy wesołą ferajnę, to jednak rok w rok zespół ten potrafi zrobić swoje, czytaj – pozostać w elicie. Może nie czyni tego efektownie, może i dodaje lidze pewnego uroku, ale robi to konsekwentnie.
Szansa dla trenerów?
Paradoksalnie, pozornie trudno w to uwierzyć, ale Kielce w ostatnich latach są również jednym z najlepszych miejsc do wybicia się na karuzeli trenerskiej. Zwariowaliśmy? Przecież tam nie ma pieniędzy i w ogóle trudno o porządnych piłkarzy. Ano właśnie, w tym tkwi cały szkopuł.
Każdy szkoleniowiec pracujący w Kielcach zmierzył się tym samym problemem i dzięki temu otrzymał tak naprawdę prawdziwy egzamin swoich umiejętności, jak poradzić sobie z takim gronem piłkarzy, a nie innym. Swoisty test na krawca, który tak kraje, jak materii staje. Wyniki? Niemal każdy trener po pracy w zespole „Żółto-czerwonych”… pozostaje na karuzeli trenerskiej, a nawet otrzymuje od razu nową posadę. W Polsce docenia się ich pracę w trudnych warunkach, a także solidny wynik.
Ojrzyński? Chociaż kontrowersyjnie zwolniony, pozostał na giełdzie, pracując w Bielsku i Zabrzu.
„Pacheta”? Odszedł, bo dostał nową propozycję.
Tarasiewicz? Bez problemu znalazł nową pracę w Miedzi.
Brosz? Od razu nowa posada w Górniku.
Jeśli więc Tomasz Wilman chciał znaleźć odpowiednie miejsce na start, by zaistnieć w trenerskim świecie, wygląda na to, że lepiej nie mógł trafić. Tu nie ma tak naprawdę nic do stracenia. Przegra? Łatwo mu się to wybaczy. Wygra? Z pewnością jego nazwisko w środowisku zyska na wartości.