Konrad Gerega: Staram się odciąć drużynę od negatywnych informacji (WYWIAD)


Pomimo perturbacji finansowo-organizacyjnych, Skra Częstochowa broni się przed spadkiem ze szczebla centralnego. Trener Gerega robi, co może – a w rozmowie z nami nie owija w bawełnę

19 kwietnia 2024 Konrad Gerega: Staram się odciąć drużynę od negatywnych informacji (WYWIAD)
Piotr Matusewicz / PressFocus

Skra Częstochowa od momentu spadku z 1. ligi boryka się z dużymi problemami organizacyjnymi i finansowymi... choć przy Loretańskiej nie jest to żadna nowość. Zespół składa się obecnie z samych młodych chłopaków, którzy dzielnie bronią się przed spadkiem ze szczebla centralnego. „Gdzieś na pewno przebija się temat braku perspektyw w klubie. Mamy taką zasadę, że skupiamy się na każdym kolejnym dniu i nie wybiegamy w przyszłość, bo nie wiemy co będzie” – wyznaje w rozmowie z nami trener Konrad Gerega.


Udostępnij na Udostępnij na

34-letni Konrad Gerega prowadzi Skrę od niespełna roku – stery przejął po spadku z zaplecza ekstraklasy. Pomimo niesprzyjających okoliczności i natłoku negatywnych doniesień medialnych, utrzymuje ją ponad strefą spadkową. Z młodym szkoleniowcem porozmawialiśmy jednak nie tylko o tym.

  • Jak zdobyć autorytet w dużej grupie, nie mając doświadczenia?
  • Dlaczego wzoruje się na Roberto De Zerbim i przekłada jego metody taktyczne na grunt polskiego drugoligowca?
  • Jak zarządzać zasobami ludzkimi, gdy różnice punktowe w ligowej tabeli są niewielkie i trudno jasno określić cele?

Dawid Dreszer, iGol: Prowadzi Pan Skrę od niespełna roku, wcześniej był jej asystentem i piłkarzem. Trudno jest wejść w buty pierwszego szkoleniowca na szczeblu centralnym? Zderzył się Pan z czymś?

Konrad Gerega: Myślę, że skrupulatnie przygotowałem się wcześniej do tej roli. Środowisko, w którym aktualnie pracuję, niczym mnie nie zaskoczyło. Oczywiście, możemy powiedzieć, że tych problemów z perspektywy klubu po spadku jest sporo. Jako pierwszy trener na szczeblu centralnym nie czuję żadnych obaw, bo jestem dobrze przygotowany na wszystko – tak musi to wyglądać, mimo że jestem szkoleniowcem młodym. Miałem okazję pracować z bardzo dobrymi trenerami, czerpać z ich warsztatu. To wszystko przygotowało mnie do tej roli.

W audycji „Jak uczyć futbolu” na Weszło mówił Pan, że człowiek powinien cały czas poszukiwać inspiracji: w różnych środowiskach, kulturach. Gdzie inspiracje znajduje trener Skry Częstochowa?

Dzisiaj poszukuję inspiracji w różnych kierunkach – czerpię je z koszykówki, piłki ręcznej. Jest tego sporo. Szukam, co mogę włączyć do swojej pracy i metodologii. Nie wolno się w tym zatrzymywać.

W tej samej rozmowie Pana asystent wspomniał, że wzorujecie się na Brighton i Roberto De Zerbim. W jaki sposób przenosicie te wzorce na grunt polskiego drugoligowca? Napotykacie jakieś bariery, np. umiejętności u piłkarzy?

Myślę, że koncept budowania niskiego, wciągania przeciwnika w pójście wysoko i próbę odbioru piłki na naszej połowie – od początku chcieliśmy wprowadzić do modelu gry. Trudno jednak przenieść te wzorce jeden do jednego w realia drugoligowe. Nie chodzi tutaj o umiejętności piłkarzy. Uważam, że każdy zawodnik na szczeblu centralnym musi umieć takie rzeczy w określony dla siebie sposób przekładać i być skutecznym w mojej wizji gry.

A z czym się dzisiaj mierzymy? Z tym, że boiska są nierówne, przeciwnicy ich specjalnie nie nawadniają, piłka chodzi wolno, skacze, jest tępa trawa. Jeśli gramy u siebie, na boisku ze sztuczną trawą, odpowiednio ją sobie zlejemy – piłka porusza się wtedy szybko. Z tym się dzisiaj głównie mierzymy. Uważam, że realizacja założeń przez zawodników jest zawsze optymalna, dostosowujemy się do tego, na ile jesteśmy w stanie funkcjonować dobrze na danych boiskach. Oczywiście, zdarzają się mecze lepsze i gorsze, ale jestem zdania, że każdy zespół musi być jakiś. Taką drogą chcę podążać, wyróżniać się.

Chciałbym zapytać o tę grę w obronie, do której nawiązał Pan nawiązał już wcześniej. Obok KKS-u Kalisz tracicie najmniej bramek w lidze.

Generalnie nie chcemy grać w obronie niskiej, stosujemy cały czas wysoki pressing. Chcemy pracować kompakcie, w obronie strefowej, notować jak najwięcej odbiorów na połowie przeciwnika. Powtarzam zawsze chłopakom, że intensywność jest dla mnie najważniejsza… ale nie intensywność z piłką przy nodze, a bez niej. Więc jeśli ja mam piłkę, to czy mój partner będzie intensywnie się poruszał w tym czasie, przesądzi o stworzeniu linii podania. Natomiast jeśli piłki nie mamy, to chęć jej odbioru jest dla mnie najważniejsza. Tak do tego podchodzę.

Myślę, że to jest klucz do małej liczby straconych bramek w lidze. Aczkolwiek ostatnio nazbierało się ich trochę więcej, z pojedynczych błędów młodych zawodników. Biorę jednak pod uwagę fakt, że mamy zespół, który ma średnią wieku na poziomie nieco ponad dwudziestu jeden lat, i te błędy mogą się pojawiać. Presja wyników w końcówce sezonu jest ogromna, tabela spłaszczona – nie każdy to wytrzyma. Rozumiem i szanuję. Myślę, że tych bramek straconych mogliśmy mieć mniej, ale trzeba zaakceptować rzeczywistość.

Chciałbym zostać jeszcze przy tym wieku piłkarzy. Skra jest jednym z najmłodszych zespołów na szczeblu centralnym, niższą średnią mają praktycznie tylko drugoligowe rezerwy. Nie uważa Pan, że drużynie z Częstochowy brakuje czasem doświadczenia i pewnego wyrachowania?

Na pewno. Dało się to odczuć w meczu z Jastrzębiem, gdzie zabrakło nam takich momentów doświadczenia i tego wyrachowania. Taka jest filozofia klubu, który jest w trakcie stawiania dwóch kroków do tyłu po sukcesie z 2021 roku (wywalczenie awansu na zaplecze ekstraklasy – przyp. przez redakcję). W rundzie jesiennej poszliśmy w połączenie młodości z doświadczeniem, a teraz niestety musieliśmy z tych starszych chłopaków zrezygnować – nie byliśmy w stanie sprostać ich wymaganiom finansowym.

Na wiosnę mamy więc całkowicie młody zespół. Oczywiście, jest kilku graczy z przeszłością w 1. lidze, niektórzy mieli też jakieś momenty w ekstraklasie, ale to tylko momenty. Tego doświadczenia na pewno brakuje. Dlatego ta runda rewanżowa jest dla nas mocno chaotyczna, szarpana – raz wygrywamy, raz przegrywamy. Wniosek mój jest taki, że na dziewięć meczów, które rozegraliśmy do tej pory, aż w sześciu byliśmy co najmniej lepszym zespołem.

Niestety brakuje kropki nad i, by przechylać szalę na swoją korzyść. Być może wynika to właśnie z doświadczenia, może z prostych błędów. Nic na to nie poradzimy. Musimy pracować, by skończyć sezon jak najwyżej w tabeli. Wierzę, że w tych ostatnich kolejkach udowodnimy swoje umiejętności i pokażemy, że potrafimy wygrywać.

Nie jest żadną tajemnicą, że Skra borykała i boryka się z pewnymi problemami. Jak w przypadku natłoku tych negatywnych informacji zarządzać zespołem? Na pewno wpływają one na atmosferę.

Staram się odciąć drużynę, na ile to możliwe, od informacji, które cały czas do klubu napływają. Nie da się jednak zrobić tego w stu procentach. Gdzieś na pewno przebija się temat braku perspektyw w klubie. Mamy taką zasadę w Skrze, że skupiamy się na każdym kolejnym dniu i nie wybiegamy w przyszłość, bo nie wiemy co będzie.

Patrzymy tu i teraz, perspektywą niech się zajmą prezesi i zarząd – to ich rola. Moją jest odpowiedzialność za pion sportowy. Skupiam się wyłącznie na tym, żeby moi zawodnicy czuli się tutaj dobrze. Niewątpliwie są jednak momenty, kiedy czuć, że ten bodziec zewnętrzny wpływa na to, jak oni funkcjonują. Muszę to identyfikować i ustawiać ich wtedy do pionu, bo dzisiaj są w Częstochowie, ale chciałbym żeby poszli kiedyś wyżej, taką mam filozofię.

Pan też jest bardzo młodym trenerem i poniekąd wpisuje się w pewien trend stawiania na takich szkoleniowców. Zderza się Pan z jakimiś problemami komunikacyjnymi? Na przykład podczas pracy ze starszymi zawodnikami, gdy ta różnica wieku jest niewielka.

Nie. Moją zasadą jest to, by mieć z piłkarzami relacje partnerskie. Styl zarządzania drużyną musi być dostosowany do potrzeb zawodników. Wszystko musi być oparte na stosunkach, które są szczere, sprawiedliwe dla każdego. Nie mam problemu z tym, czy zawodnik ma dwadzieścia kilka lat, czy trzydzieści pięć i jest starszy ode mnie. To jest moja filozofia i kierunek pracy.

Chcę stawiać przede wszystkim na człowieka, być wobec niego uczciwy. Zauważam to jako trend. Nie ma już teraz wielu trenerów, którzy zarządzają zespołami w sposób autorytarny. U mnie wszyscy są na równym poziomie, ale oczywiście ostateczna decyzja należy do mnie. Biorę za to odpowiedzialność. Ale chcę, żeby piłkarze czuli swobodę w szatni i kontaktach ze mną.

A jak zdobyć autorytet w tak dużej grupie, nie mając większego doświadczenia? Charyzmą czy bardziej aspektem merytorycznym?

Merytoryka rodzi się z formy przekazywania. Forma przekazywania rodzi się z relacji. I przede wszystkim szczerość. Nikogo nie okłamywać, mówić jak jest, bo prawda zawsze się obroni. W tym kierunku trzeba podążać. Myślę, że na charyzmę składa się bowiem wiele czynników. Najpierw trzeba postawić na relację, która oparta powinna być o odpowiedni poziom merytoryki, adaptację tego do treningu. Zawodnicy czuć muszą, że to, co robią, przynosi efekt, rozwój, progres ich gry, skuteczność w meczu. Jedno bez drugiego istnieć po prostu nie może, inaczej coś się w końcu przewróci. Tak powinniśmy budować autorytet.

A co jest ważniejsze?

Oczywiście, jeśli mielibyśmy stworzyć idealnego szkoleniowca, to szala w którąś stronę się przechyli, tu na korzyść kompetencji miękkich. Ale tak jak mówię, osobowość to jedno, merytoryka drugie. Kompetencje miękkie i twarde składają się na całość, sprawiając, że trener jest ze sobą spójny, nikogo nie udaje. Czasami trzeba umieć przyznać się do błędu, bo na pewno często je popełniamy. Dziś to siedemdziesiąt do trzydziestu. Jeśli trener będzie słabym charakterem, nie przekaże dobrze tego, co ma do przekazania.

Jacek Magiera doskonale łączy oba te aspekty? W wielu wywiadach powtarzał Pan, że to właśnie na nim się najczęściej wzoruje.

Trener Magiera zainspirował mnie do wielu rzeczy. Jest pewnym wyznacznikiem mojej filozofii. Nie chcę mówić jakim szkoleniowcem jest dzisiaj, bo nie wiem. Ale wydaje mi się, że się nie zmienił. Ma dobre relacje z piłkarzami. Widocznie dalej jest to skuteczne i przynosi efekty.

Wróćmy do Skry, która zajmuje aktualnie dwunaste miejsce w ligowej stawce. Pana zespół ma cztery punkty straty do baraży i trzy przewagi nad strefą spadkową. O co walczycie w tym momencie? Jak zarządzać zasobami ludzkimi w tak nietypowej sytuacji? Dwa mecze wygrywacie – walczycie o awans. Dwa przegrywacie – znajdujecie się pod kreską.

Teraz jesteśmy po porażce w meczu z Jastrzębiem, gdzie zagraliśmy dobre spotkanie, ale niestety nie ustrzegliśmy się błędów. Straciliśmy dwie bramki, choć mieliśmy moment, w którym mogliśmy wyrównać, jego niewykorzystanie przesądziło. Przegraliśmy i jesteśmy bliżej strefy spadkowej. Przed nami mecz z liderem, czyli najlepszy mecz do udowodnienia czegoś. Ale to jest sport i dyspozycja dnia może sprawić, że tego spotkania nie wygramy, chociaż nie dopuszczam takiej myśli.

Dzisiaj trudno określić o co tak naprawdę gramy. Przed startem rundy mówiliśmy sobie, że chcemy zrobić wszystko, żeby być jak najbliżej czołowej szóstki, bo to było realne. Natomiast kilka meczów nam nie wyszło jak te u siebie z Olimpią Grudziądz czy Chojniczanką. Tych punktów teraz brakuje. Myślę, że po meczu z Pogonią będzie łatwiej zdefiniować nasz cel na końcówkę sezonu.

Zostało sześć kolejek do końca. Czy widzimy już tę docelową Skrę, w pełni przesiąkniętą Pana pomysłem i filozofią? Mimo wielu zmian udało się już to wszystko scalić?

Skra była zawsze scalona, dokooptowaliśmy tylko kilku młodych chłopaków w trakcie tej zimowej przerwy. Filozofia cały czas jest ta sama. Statystyki nie są dla nas najlepsze, jeśli chodzi o punkty, ale samo prowadzenie meczów wygląda tak, jak chcę żeby wyglądało. Obraz jest spójny. Zawodnicy chcą grać w piłkę. Mamy największe posiadanie w lidze, choć niestety nie zawsze przekłada się to na punktację.

Cały czas na tym pracujemy, bo to, że dobrze gramy w piłkę, ja wiem. Musimy lepiej finalizować akcje i unikać prostych błędów. To jest mój pomysł, który chłopacy realizują. Do całości nie można się przyczepić, a jedynie do drobnych błędów wymuszonych przez rywala, przez które punkty nam rzeczywiście uciekają. Sytuacja nie jest łatwa, ale staramy się patrzeć do góry.

A dlaczego młodzi szkoleniowcy, w tym Pan, tak chętnie wybierają ustawienia z trójką obrońców?

Będę szczery, dla mnie struktura nie ma znaczenia. Najważniejsze są funkcje i zasady zespołowe. Jeśli chodzi już o te struktury i te nasze 3–4–3, uważam, że jest to jedno z najbardziej zbalansowanych ustawień. Dobrze będziesz bronił swojego pola karnego i dobrze atakował te przeciwnika. Można tym wszystkim na bieżąco rotować – bronić piątką, jest wiele zastosowań. Ale w innych strukturach również bylibyśmy w stanie to robić.

Jestem trenerem, który w każdej nada funkcje i zasady, widoczne później na boisku. Ustawienie ma znaczenie tylko pod względem zarządzania przestrzeniami, które zawodnicy będą wykorzystywać. Dlaczego teraz gramy taką strukturą? Bo po spadku funkcjonowało to dobrze. Część piłkarzy już ją dobrze znała. Biorąc pod uwagę sporą liczbę zmian, chciałem kontynuować to wszystko w oparciu o pewien kręgosłup. Myślę, że w niedalekiej przyszłości to ustawienie zmienimy. Zobaczymy jak to wyjdzie i gdzie nas to zaprowadzi.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze