Oczekiwanie dobiegło końca. Najlepsze europejskie zespoły ustawiły się w blokach startowych i wraz z rozbrzmieniem pierwszej „Kaszanki” zgodnie ruszyły w kierunku upragnionego celu. Dla kogo będzie to sprint, dla kogo maraton, a dla kogo bieg z przeszkodami? Tego dowiemy się w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Jako że za nami już pierwsza kolejka tych elitarnych rozgrywek, pora na pierwsze refleksje. Kto zaliczył falstart, a kto dał pokaz siły już na początku? Oto pięć wniosków po pierwszej kolejce Ligi Mistrzów.
1) Kolejka (nie) dla bogaczy
Pieniądze szczęścia nie dają – to chyba najbardziej wyświechtana mądrość ludowa w historii świata. A może rzeczywiście coś w tym jest? Do takich wniosków można dojść, spoglądając na rezultaty osiągnięte przez PSG i Manchester City. Ci pierwsi nie potrafili przeciwstawić się Liverpoolowi, który nawet pomimo słabszej dyspozycji Mohameda Salaha potrafił wyszarpać zwycięstwo w końcowych minutach. „The Citizens” zostali za to pierwszą angielską drużyną w historii, która w rozgrywkach Ligi Mistrzów doznała czterech porażek z rzędu. Oglądający całe spotkanie z trybun Pep Guardiola mógł zastanawiać się, czy na pewno nie pomylił stadionów. Rażący brak koncentracji i masa prostych błędów sprawiły, że niespodziewanie to drużyna z Lyonu wyszła z całej batalii zwycięsko.
6 ostatnich meczów Manchesteru City w Lidze Mistrzów #ManchesterCity #LigaMistrzow pic.twitter.com/lbvgni0AIs
— Meczyki.pl (@Meczykipl) September 20, 2018
2) Niepotrzebny Ronaldo
W Madrycie mają już nową siódemkę, która błyskawicznie przedstawiła się szerszej publiczności. Mariano Diaz, bo oczywiście o nim tu mowa, popisał się fantastycznym trafieniem z dystansu i ustalił wynik rozgrywanego w Madrycie spotkania. Przez 90 minut Real absolutnie dominował na murawie. Znacznie zwiększyła się liczba podań wykonywanych bezpośrednio na połowie rywala, co jest pierwszym – naprawdę widocznym – efektem pracy Lopeteguiego w Madrycie. Odpowiedzialność za wynik wzięli na siebie Bale oraz Isco, a efektownymi zagraniami popisywał się wprowadzony w drugiej połowie Asensio. Ci, którzy wraz z odejściem Ronaldo i Zidane’a wieścili koniec dominacji Realu, dostali solidne argumenty, by przemyśleć swoje stanowisko.
Okazuje się jednak, że Ronaldo nie potrzebują także w Turynie. Juventus, który od samego początku szturmował bramkę Valencii, nie potrafił wyjść na prowadzenie. Wyglądało to, jakby w polu karnym rywala było zbyt tłoczno – i może rzeczywiście, gdyż po czerwonej kartce otrzymanej przez Cristiano Ronaldo bramka Valencii została odczarowana, a Juventus pewnie zwyciężył 2:0.
3) Sędziowie bramkowi wrócili do żywych
Co prawda w Lidze Mistrzów VAR-u nadal nie uświadczymy, to zdaje się, że UEFA stara się nam jego brak zrekompensować. Z krążącymi w środowisku plotkami, jakoby osoby stojące obok obu bramek były sędziami piłkarskimi, chyba jest coś na rzeczy. Panowie, którzy niezwykle rzadko ingerowali do tej pory w losy spotkania, nagle wysunęli się wręcz na pierwszy plan. Decyzja o usunięciu z boiska Cristiano Ronaldo zapadła właśnie po konsultacji z arbitrem bramkowym, który, abstrahując od tego, czy jego decyzja była słuszna, czy nie, wziął na siebie odpowiedzialność większą niż jakikolwiek kolega po fachu do tej pory.
Bliska perspektywa sytuacji, po której Cristiano Ronaldo otrzymał czerwoną kartkę. #LigaMistrzow #VALJUV #ChampionsLeague #Ronaldo red card pic.twitter.com/l2z7tElyv3
— Lambert Oberda (@LambOberda) September 19, 2018
Sędzia bramkowy wpłynął także na rezultat spotkania Viktorii Pilzno z CSKA. Chwilę po tym, jak ekipa z Rosji zdołała umieścić piłkę w siatce, główny arbiter wskazał na środek boiska i powoli zmierzał w jego kierunku. Do akcji wkroczył jednak cichy bohater, którym był właśnie sędzia bramkowy. Poinformował on głównego, że bezpośrednio przed zdobytą bramką jeden z piłkarzy CSKA dopuścił się faulu. Miał rację, gdyż, jak pokazały powtórki, gol został słusznie nieuznany.
4) Liverpool znów w gronie faworytów
Pierwsze tygodnie nowego sezonu pokazują, że finalista ubiegłorocznej edycji – Liverpool – może okazać się jednym z głównych faworytów do zwycięstwa w całych rozgrywkach w tym sezonie. Mecz z PSG udowodnił, jak wiele asów posiada w swojej talii Jürgen Klopp. Bez Keity, Fabinho, Firmino, ale z Salahem, który wciąż poszukuje dyspozycji z ubiegłego sezonu, „The Reds” stoczyli zacięty bój z klubem z Paryża. Znakomite spotkanie rozegrali między innymi Milner czy Sturridge, a w kluczowym momencie na losach pojedynku zaważył Firmino. Czy to już ten sezon?
5) Nie warto skreślać Dembele, a Messi to… wciąż Messi
Barcelona rozbiła na własnym stadionie PSV 4:0 i nie mogła wyobrazić sobie lepszego startu w tej edycji Ligi Mistrzów. Hat-trickiem efektownych bramek popisał się – któż by inny – Leo Messi, lecz uwagę na siebie zwrócił również Ousmane Dembele, o którym mówiło się, że miejsca w Barcelonie długo nie zagrzeje. Francuz zagrał jednak na nosie krytykom i po raz kolejny udowodnił, jak wielki ma potencjał. Przepiękna bramka z wtorkowego pojedynku pokazuje, że Dembele może być kluczową postacią „Dumy Katalonii”.
Piękne to było. Chłopak ładnie wszedł w ten sezon, po rozczarowaniu w poprzednim #dembele #BARPSV https://t.co/xauUVHuHsw
— Michał Pol (@Polsport) September 18, 2018