Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat byliśmy świadkami wielu złych występów Polaków. Kilka z nich jest wspominanych do dzisiaj, jak choćby porażka z Łotwą w 2002 roku, z Ekwadorem cztery lata później czy też blamaż ze Słowenią 0:3. Wiele wskazuje na to, że do tego zaszczytnego grona dołączy dzisiejsze spotkanie w Kiszyniowie. Polska dokonała bowiem wielkiej sztuki, przegrała z Mołdawią 2:3, prowadząc do przerwy dwoma golami i mając mecz pod pełną kontrolą.
Choć trudno w to uwierzyć, to Mołdawia, 171. reprezentacja w rankingu FIFA, jedna z najsłabszych w Europie, nie dość, że odrobiła dwubramkową stratę, to ostatecznie wyprowadziła decydujący cios. I wszystko to na przestrzeni 45 minut. Trudno o większą kompromitację, lecz jak wiemy, dla naszej kadry nie ma rzeczy niemożliwych.
Prawie idealna pierwsza połowa
Po pierwszych 45 minutach absolutnie nic nie wskazywało na to, co wydarzyło się po przerwie. Polacy od pierwszych minut zdominowali niżej notowanego rywala i już w 12. minucie Arkadiusz Milik z najbliższej odległości dobił piłkę do bramki Mołdawian, wyprowadzając nasz zespół na prowadzenie. Nie spoczęliśmy po tym na laurach i już kilkanaście minut później było 2:0. Tym razem na listę strzelców wpisał się Robert Lewandowski, nie dając większych szans mołdawskiemu bramkarzowi precyzyjnym uderzeniem z okolic 16. metra.
Reprezentacja Polski rozgrywała w zasadzie perfekcyjne zawody. Wyglądała tak, jak powinna na tle znacznie słabszego rywala. Zawodnicy Fernando Santosa nie dali gospodarzom wyprowadzić w zasadzie żadnej groźnej sytuacji. Polacy wychodzili do szatni z poczuciem dobrze wykonanej pracy i nic nie wskazywało na katastrofę, która wydarzyła się po zmianie stron.
Polska nie do poznania po przerwie
Dramat zaczął się natomiast już w 48. minucie. W żenujący wręcz sposób piłkę w środkowej strefie boiska stracił Piotr Zieliński, co zakończyło się niezwykle precyzyjnym strzałem Iona Nicolaescu, zawodnika Beitaru Jerozolima. Był to pierwszy sygnał ostrzegawczy, że mecz jeszcze się nie zakończył.
Polaków to jednak nie obudziło. Mołdawianie, napędzeni wrzawą na trybunach, wyprowadzali kolejne groźne ataki i to reprezentacja Polski wyglądała jak zespół niżej notowany. Momentami musieliśmy wręcz wybijać piłkę na oślep, byle tylko gospodarze nie ruszyli z kolejnym atakiem.
Nicolaescu jednak się nie zatrzymywał. W 62. minucie pokonał Szczęsnego uderzeniem głową, lecz chwilę wcześniej odpychał rękoma Sebastiana Szymańskiego. Mieliśmy dużo szczęścia w tej sytuacji, faul ten był bowiem wyjątkowo lekki i gdyby ta bramka została uznana, nie moglibyśmy mieć większych pretensji do sędziego tego spotkania.
Napastnik reprezentacji Mołdawii kilkanaście minut później dokonał swego. Kolejny raz ograł naszą obronę i z ostrego kąta, nieprzyjemnym dla bramkarza strzałem, doprowadził do wyrównania. Niemożliwy jeszcze parę chwil wcześniej scenariusz stał się więc faktem. Na domiar złego kilka minut wcześniej Szymański powinien wykorzystać podanie od jednego z naszych reprezentantów i wbić piłkę do pustej bramki. Dostał on jednak futbolówkę za plecy, co skutecznie mu to utrudniło.
Polska się skompromitowała
Gwoździem do trumny okazała się 85. minuta. Zamieszanie w naszym polu karnym wykorzystał Vladyslav Baboglo, który sprytnym strzałem głową zaskoczył zarówno naszą obronę, jak i Wojciecha Szczęsnego. Stadion w Kiszyniowie eksplodował radością, my natomiast musieliśmy uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Mołdawia tym samym osiągnęła jeden z największych sukcesów w całej swojej piłkarskiej historii.
Mołdawia w XXI wieku po raz pierwszy dziś wygrała w meczu o stawkę, gdzie przegrywali dwiema bramkami. Nieprawdopodobny wstyd #MDAPOL https://t.co/Wq8QIkIZyM
— Marcin Ziółkowski (@MrcinZiolkowski) June 20, 2023
– Chcieliśmy zagrać drugą połowę na stojąco. Myśleliśmy, że ten mecz dogra się sam do końca, że zostało 45 minut i jedziemy na wakacje – powiedział po tym spotkaniu Jan Bednarek, który jako jeden z nielicznych wyszedł na rozmowę pomeczową. Takie słowa są jednak mocno zastanawiające. Profesjonalny sportowiec nie może wyjść na boisko z takim nastawieniem, nawet mając korzystny wynik ze znacznie niżej notowanym rywalem.
Przedostatnie miejsce w grupie
Taki wynik mocno komplikuje naszą sytuację w tabeli. W trzech spotkaniach wywalczyliśmy jedynie trzy punkty, a nad nami znajdują się Czesi, Albańczycy i Mołdawianie. Nasze szanse na bezpośredni awans dalej są bardzo duże, lecz reprezentacja Polski musi wziąć się w garść, ponieważ żarty się skończyły. Mołdawski koszmar trwa dalej. Po 2013 roku i remisie ekipy Waldemara Fornalika zawodnicy Fernando Santosa przebili ten rezultat, choć wydawało się to niemożliwe.
Szansa na odkupienie win dopiero 7 września. Polacy zmierzą się wówczas na własnym stadionie z Wyspami Owczymi. Przeciwnik więc idealny do tego, aby osiągnąć łatwe zwycięstwo. Mołdawia jednak też miała takim być.
Bardzo dobrze Pan mówi. To są ludzkie śmieci. Reprezentacje rozwiązać, piłkarzy na galery i niech zajmują się dostarczaniem cng do gazoportu w Świnaujściu. Lewandowskiego jako twarz tego ekstrementu sprzedać arabom jako krasnala ogrodowego.
Zgadzam się w 100% z Panem powyżej. To była żenada.