Gdzie jest Kompany!? Problemy Manchesteru City


12 grudnia 2015 Gdzie jest Kompany!? Problemy Manchesteru City

Zagadka. Dobrze zbudowany Belg, z postury przypominający antycznego herosa, filar obrony Manchesteru City. Nie było trudno, prawda? Vincent Kompany – człowiek instytucja w defensywie „The Citizens”. Nie ma Kompany'ego, zaczynają się problemy. Statystyki nie kłamią, City bez swojego kapitana kuleje na obie nogi.


Udostępnij na Udostępnij na

15 kolejek Premier League – 16 straconych goli. Tak wygląda bilans wicemistrzów Anglii w obecnym sezonie. Niby nieźle, ale przecież nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Od 15 września, a więc od pierwszego meczu Ligi Mistrzów, który „Obywatele” rozgrywali przeciwko Juventusowi, minęły blisko 3 miesiące. W tym czasie City rozegrało 18 spotkań. Były porażki, były zwycięstwa, były nawet remisy – to normalne. Bolączką i problemem, który spędza sen z powiek Manuela Pellegriniego, jest defensywa. Na przestrzeni 18 meczów Manchester jedynie dwa razy(!) zachował czyste konto, a mówimy przecież o wicemistrzu Anglii. To woła o pomstę do nieba.

Dlaczego defensywa City przypomina szwajcarski ser? Doskonale tłumaczą to słowa legendarnego trenera Przemysława Cecherza, które pozwolę sobie w tym miejscu przytoczyć, dokonując jednocześnie drobnej, kosmetycznej parafrazy: „Bo jest słaba, bo jest ku***” słaba. Albo tendencyjna.”

Weźmy na tapet ostatni mecz ligowy ze Stoke, który Manchester przegrał 2:0. O tym, że jest to wstyd, hańba, kompromitacja oraz że najlepiej byłoby, gdyby piłkarze City nie wracali do domów, powiedziano już wszystko. Warto się jednak zastanowić, dlaczego sytuacja potoczyła się tak, a nie inaczej.

Stara piłkarska prawda głosi, że gra się na zero z tyłu, a z przodu zawsze coś wpadnie. Nietrudno wyobrazić sobie Manuela Pellegriniego, który wchodzi do szatni City z taką sentencją na ustach. Mając w ofensywie takich piłkarzy jak De Bruyne, Sterling, Aguero, czy nawet Bony, do którego jeszcze w tym tekście wrócę, nie musi się, zazwyczaj, martwić o zdobycz bramkową. Jednak im dalej w las, tym gorzej.

Sagna-Demichelis-Otamendi-Kolarow – ostatnimi czasy linia defensywy Manchesteru City. Czterech facetów, którzy widzieli spory kawałek wielkiej piłki. Dziś przypominają lożę szyderców. Analizując ich grę, przyglądając się temu, jak ustawiają się w obronie, jak „współpracują”, w myślach słyszę charakterystyczną muzykę znaną z serialu Benny Hill.  To, jak wyglądała gra obronna w meczu ze Stoke, to prawdziwy piłkarski kryminał, niegodny zespołu z takimi ambicjami jak Manchester City. Nie będę się jednak wymądrzał, bo wkrótce zostanę oskarżony o to, że zjadłem wszelkie rozumy. Oddam więc głos komuś, kto o piłce wie całkiem sporo. Kurtyna w górę, przed państwem Jamie Carragher.

https://www.youtube.com/watch?v=rhEf4k3IHkY

Były piłkarz Liverpoolu, obecnie ekspert telewizji Sky, twarz programu Monday Night Football, nie pozostawia suchej nitki na defensywie City. Szczególnie mocno nastaje na Sagnę, ale trudno się z nim nie zgodzić. Obrona „The Citizens” to niemalże ruina, zawaliła się jak domek z kart, zaraz po tym, jak wyciągnięto z niej jeden szalenie ważny element, wracając do karcianej terminologii, króla, asa i dżokera w jednym – Vincenta Kompany’ego.

https://twitter.com/BPLZone/status/673182676061409281

Ta statystyka mówi wszystko. Na dobrą sprawę nie potrzeba tutaj wielkich wyjaśnień. To, jak wygląda gra obronna City, jest uzależnione od obecności Kompany’ego na boisku. Gra Kompany – nie tracimy goli. Kompany nie gra – Joe Hart będzie miał sporo pracy. Pellegrini zaklina rzeczywistość i uparcie twierdzi, że brak Belga to nie koniec świata. Jak mawiają Anglicy – bullshit.

Jednak problemy City nie kończą się na defensywie, choć z drugiej strony nie wypadałoby mówić o jakichkolwiek problemach w kontekście zespołu, który w cuglach wygrał swoją grupę w Lidze Mistrzów i zajmuje 3. miejsce w tabeli Premier League. Jednak prawda w oczy kole i pora przyczepić się nieco do transferowej polityki City dotyczącej obsady pozycji klasycznej „9”.

Przez błękitną część Manchesteru przewinęło się już całkiem sporo piłkarzy, o których śmiało można było powiedzieć „dobrzy napastnicy”. Był Dżeko, był Negredo, był Ballotelli. Jednak na dobrą sprawę żaden z nich nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Być może życzenia trenerów i włodarzy były zbyt wygórowane, co nie zmienia jednak faktu, że napastnicy, którzy się przez City przewinęli, nie zdołali dorównać Sergio Aguero. Niestety, podobnie jest z Wilfridem Bonym.

Był, zaryzykuję stwierdzenie, supergwiazdą Premier League, grając w Swansea. Strzelał jak na zawołanie, to od niego zależało, jak daleko zajdą walijskie „Łabędzie”. Był jedyny w swoim rodzaju, unikatowy. Zrezygnował ze swojej oryginalności, dał się skusić petrodolarom. Niestety, ucierpiała na tym jego sportowa forma. Iworyjczyk w City jest cieniem samego siebie i choć światełkiem może być ostatni mecz z Borussią Moenchengladbach, to statystyki są dla Bony’ego brutalne.

30 meczów – 9 goli. Ciutkę za mało jak na napastnika, za którego szejk Mansour bin Zayed Al. Nahyan – znany także jako właściciel Manchesteru City – zapłacił 25 milionów funtów. Bony nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań, ale pytanie brzmi: dlaczego?

Wydaje się, że gra, którą prezentuje City, jest dla niego zbyt szybka. Iworyjczyk nie jest w stanie myśleć i biegać tak szybko, jak jego partnerzy z ofensywy. Piłkarsko nie dorósł (i trudno sobie wyobrazić, aby coś miało się w tej kwestii zmienić) do takiego poziomu, aby godnie reprezentować taki klub jak Manchester City. Kolejnym aspektem, który z pewnością przekłada się na strzelecką niemoc Bony’ego, jest fakt, że inżynier Pellegrini nie projektuje systemu gry konkretnie pod osobę napastnika rodem z Czarnego Lądu. Bony nie jest w tej układance postacią najważniejszą, nie jest zwieńczeniem misternie budowanej piramidy, a zaledwie jednym z wielu elementów.

Brak Kompany’ego i umowna „nieobecność” Bony’ego to problemy, z którymi prędzej czy później sztab Manchesteru City będzie musiał się uporać. Mam jednak przeczucie, graniczące z pewnością, że ten moment nadejdzie dość szybko, w końcu wchodzimy w niezwykle dynamiczny okres świąteczno-noworoczny. Niewykluczone, że zimowe okienko transferowe znów przyciągnie kilka nowych twarzy na Etihad – przecież brak mistrzostwa Anglii byłby katastrofą.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze