„Kolejorz” na deskach we Wrocławiu. Kilka wniosków po meczu Śląsk Wrocław – Lech Poznań


Lech w czwartek zrobił dobre wrażenie w Europie, a później wrócił na polskie boiska i stracił punkty z przeciętnym Śląskiem Wrocław

1 marca 2023 „Kolejorz” na deskach we Wrocławiu. Kilka wniosków po meczu Śląsk Wrocław – Lech Poznań
Dariusz Skorupiński

Postawmy sprawę jasno: nie da się jednoznacznie ocenić gry Lecha Poznań w bieżącym sezonie. W przypadku poznańskiej ekipy trudno bowiem stwierdzić, czy to jak na razie udany rok (bo sukces w pucharach), czy wręcz przeciwnie (bo powiększająca się strata punktowa do Rakowa i Legii). Podobny kłopot sprawia postać trenera Lecha – Johna van den Broma. Holender to z jednej strony fachowiec, który dał radę pokonać Bodo/Glimt w Lidze Konferencji Europy, a z drugiej spec od głupich potknięć i komicznie traconych punktów w ekstraklasie.


Udostępnij na Udostępnij na

W niedzielę z mistrzem Polski zmierzył się na własnym stadionie Śląsk Wrocław. Zespół prowadzony przez Ivana Djurdjevicia w obecnej kampanii już trzykrotnie pokonał Lecha (dwa razy w lidze i raz w PP), ale ich sytuacja w tabeli nie może napawać dumą wrocławskich fanów. Śląsk zajmuje dopiero 11. miejsce z dorobkiem 28 punktów i choć jego gra wygląda lepiej niż w poprzednich rozgrywkach, to nadal w dyskusji o wynikach WKS-u dominuje niedosyt.

Lech jest natomiast czwarty i nazbierał tyle samo oczek co beniaminek Widzew Łódź. Wydaje się, że w wyścigu o złoty medal powoli uciekają mu zarówno Legia Warszawa, jak i Raków Częstochowa. Spotkanie ze Śląskiem zmusiło nas do kilku wniosków i refleksji. Przedstawiamy je poniżej.

Citaiszwili zapomniał, jak dobrze grać w piłkę

Przed tym, jak zjawił się na Bułgarskiej, brylował w Wiśle Kraków. Podczas gdy ta pikowała do pierwszej ligi, on trzymał poziom i w każdym meczu sprawiał wrażenie gracza, który ma potencjał na gwiazdę całej ligi. Ale rzeczywistość zaliczyła kolizję z oczekiwaniami.

W nowych barwach Gruzin zdobył zaledwie jedną bramkę, zaś ze Śląskiem zanotował efektowną asystę… tyle że do przeciwnika. 22-latek chciał przetransportować piłkę z prawej flanki do ustawionego we własnym polu karnym Pedro Rebocho (już sam pomysł nie był najlepszy), ale zamiast tego futbolówka trafiła pod nogi Yeboaha, a ten pięknym strzałem podwyższył prowadzenie gospodarzy. Za to chwilę wcześniej pomocnik Lecha nie wykorzystał świetnego dogrania Szymczaka i z bliskiej odległości trafił prosto w Leszczyńskiego.

W efekcie Citaiszwili ponownie zawiódł van den Broma i kibiców. Tym samym oddalił się od wyjściowej jedenastki na europejskiej arenie i w przykry sposób udowodnił, że nim wróci do dyspozycji z krakowskiej Wisły, minie jeszcze trochę czasu.

Holec nie błysnął

W rundzie jesiennej bramki Lecha strzegł Artur Rudko. Za Ukraińcem nikt jednak tęsknić nie będzie, bo przez te kilka miesięcy pokazywał się wyłącznie z negatywnej strony (swoją drogą kropką nad „i” był mecz ze Śląskiem w PP). Kiedy Rudko opuścił Wielkopolskę w zimowym okienku transferowym, w Poznaniu wystartował casting na nowego konkurenta dla Filipa Bednarka. Ostatecznie postawiono na Dominika Holca, czyli golkipera sprawdzonego chociażby w Rakowie Częstochowa.

Debiut Słowaka przypadł właśnie na niedzielne starcie z wrocławianami. Z tym że Holec w nim delikatnie mówiąc nie błysnął. Przy golu na 1:0 Erika Exposito z rzutu wolnego Słowak niewątpliwie zawinił, wybierając złe ustawienie na linii. Ponadto w drugiej odsłonie „popisał się” koślawym wyjściem z własnej bramki i miał sporo szczęścia, że piłka przed wpadnięciem do siatki trafiła jeszcze w rękę Nahuela Leivy. Jego występ blednieje tym bardziej, im dokładniej przyjrzymy się interwencjom stojącego w bramce Śląska Rafała Leszczyńskiego, który bez dwóch zdań mógłby zgarnąć nagrodę dla MVP całego spotkania. Oby z czasem Holec zaadaptował się do poznańskich warunków, bo przecież nikt nie ma ochoty na powtórkę z nieszczęsnej przygody w Poznaniu Artura Rudki.

Piłkarze o nazwisku Yeboah pasują do ekstraklasy

My tu cały czas o Lechu, a przecież trzy punkty powędrowały do Śląska. Warto to docenić: zwłaszcza że wcześniej WKS pokonał też nieźle dysponowaną Pogoń, chociaż w międzyczasie potrafił boleśnie przegrać z Zagłębiem Lubin czy zremisować ze słabą Koroną. Fajerwerków zatem nie ma, lecz zdarzają się przebłyski.

Ale jest we Wrocławiu jeden w miarę stabilny punkt: John Yeboah, który w tym sezonie strzelił już pięć bramek i zdecydowanie wyróżnia się na tle swoich kolegów. Prowadzi nas to do klarownego wniosku: widocznie zawodnicy o tym nazwisku pasują do polskiej ligi jak ulał. Wcześniej w trykocie wspomnianej Wisły występował przecież Yaw Yeboah 25-latek łącznie na boiskach ekstraklasy zdobył dziewięć goli, natomiast teraz gra dla amerykańskiego Columbus Crew w MLS.

Oczywiście dobra forma Yeboaha idzie w parze z zadowalającą grą Erika Exposito. Hiszpan konsekwentnie dokłada swoje cegiełki do dorobku punktowego Śląska, co udowadniają jego statystyki (osiem bramek i asysta). Jeśli ten duet nie zacznie szwankować, to kto wie, Śląsk może nawet znaleźć się w pierwszej szóstce lub powalczyć o Puchar Polski (w ćwierćfinale zagra z drugoligowym KKS-em Kalisz).

Kibice Śląska ponownie stracili rozum

Skoro pochwaliliśmy piłkarzy z Dolnego Śląska, to teraz czas zganić ich kibiców. Fani WKS-u nie pierwszy raz w tym sezonie tracą rozum na trybunach, ponieważ w listopadzie wpadli na to, aby w trakcie serii rzutów karnych zdekoncentrować rasistowskimi zachowaniami Maissę Falla z Sandecji.

Tym razem zdecydowali się na wywieszenie transparentu, który głosił: „to nie nasza wojna”, jawnie nawiązując do rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Oczywiście klub wydał oświadczenie, w którym stanowczo odcina się od słów kibiców, ale niesmak i tak pozostał.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze