Pojęcie kluby filialne jest doskonale znane wszystkim grającym w Football Managera. Takie drużyny nie ograniczają się jednak do przydatnej funkcji w tej słynnej grze komputerowej, ale pełnią również istotną rolę w rzeczywistym futbolu. Po cichu, bez świateł reflektorów w ogromnym stopniu wpływają na obraz piłki nożnej.
Kilka tygodni temu pisaliśmy o tym, że Atletico Madryt poważnie myśli o zakupie francuskiego RC Lens. Hiszpanie mieliby tam wypożyczać swoich najzdolniejszych piłkarzy i wspierać finansowo klub z północy Francji. Jeszcze kilka lat temu takie transakcje zszokowałyby opinię publiczną, teraz to jedynie kolejny przykład na to, jak bardzo futbol zmienił się w biznes.
Kluby filialne zaczęły pojawiać się w piłce nożnej na przełomie XX i XXI wieku. Wraz z pojawieniem się wielkich pieniędzy, milionowych transferów i planowania przyszłości przez największych graczy na piłkarskim rynku niezbędne stało się wypożyczanie zdolnych zawodników do mniejszych drużyn. Tam w cieplarnianych warunkach (brak presji, świetne ośrodki treningowe) mogli rozwijać swoje umiejętności. Krok po kroku „mądre głowy” stwierdziły, że podpisanie umowy z jedną drużyną, która posiada odpowiednie warunki do wychowywania przyszłych gwiazd, może przynieść więcej korzyści niż współpraca z kilkoma.
Obecnie rola klubów filialnych dawno wyszła poza pierwotne kompetencje i posiada je praktycznie każdy, kto w jakimkolwiek stopniu chce liczyć się w futbolu. Warto przyjrzeć się kilku drużynom, które są przybudówkami najmożniejszych klubów świata i bardzo często stoją za ich obecnymi sukcesami, nie tylko na gruncie sportowym. Pozwoli nam to zrozumieć, jak wielką i zróżnicowaną rolę pełnią one w obecnej piłce nożnej.
Oszukać prawo pracy – Royal Antwerp i inni
Prawo pracy w Wielkiej Brytanii należy do najbardziej surowych na świecie. Jeśli jesteś obcokrajowcem, który nigdy nie pracował w Unii Europejskiej, możesz zapomnieć o tym, by przyjechać do Londynu i zarabiać tam pieniądze. Obostrzenia nie ominęły również piłki nożnej. Z tego powodu wielu utalentowanych piłkarzy ma zamkniętą drogę do Premier League. Dura lex, sed lex – pomyśleli działacze angielskich drużyn i wpadli na genialny pomysł, jak obejść prawo.
W 1998 roku Manchester United podpisał umowę z belgijskim Royal Antwerp, na mocy której „Czerwony Diabły” wypożyczają młodych, zdolnych obcokrajowców. Skąd taki wybór? W Belgii jest bardzo łagodne prawo pracy. Po dwóch latach przebywania w kraju obcokrajowcy mogą ubiegać się o obywatelstwo i dostać paszport kraju UE. Dla porównania, w Wielkiej Brytanii na taki przywilej trzeba czekać pięć lat! Po tym czasie młodzieżowcy ograni w przyzwoitej drużynie mogą wrócić do Manchesteru United i podbijać angielskie boiska.
Z takiej możliwości skorzystał znany z występów w… Legii Dong Fangzhou. Chińczyk był nawet królem strzelców II ligi belgijskiej, wprowadzając Royal Antwerp do elity. Jak wszyscy wiemy, napastnik nie podbił Manchesteru i obecnie występuje w rodzimej lidze. Wypożyczeni do Belgii zostali również: John O’Shea, Johny Evans czy Frazier Campbell, którzy później z powodzeniem występowali na Old Trafford.
W podobny sposób z brytyjskim prawem pracy walczą w Liverpoolu. „The Reds” w 2010 roku podpisali podobną umowę z KRC Genk tylko po to, by wypożyczać do drużyny słynącej z promowania przyszłych gwiazd piłkarzy z Ameryki Południowej. Nie funkcjonuje ona jednak tak dobrze, bo ciężko uświadczyć w składzie belgijskiej drużyny jakiegokolwiek piłkarza związanego z Liverpoolem.
W poszukiwaniu talentów – Ajax Kapsztad
W 1999 roku w głowach działaczy Ajaxu Amsterdam powstał przewrotny i szaleńczy pomysł o stworzeniu od podstaw klubu, którego najlepsi piłkarze zasililiby potem barwy drużyny patronackiej. Holendrzy mieli akurat kilka milionów euro pod ręką, więc plany szybko przekuli w czyny, i tak powstał Ajax Kapsztad. Miejsce wyboru dla nowo powstałej drużyny nie było przypadkowe. RPA to jedno z najludniejszych krajów Afryki i przez wiele lat była ściśle związania z Holandią.
Bardzo ważnym aspektem kooperacji między oboma klubami było skopiowanie programów szkoleniowych i filozofii klubu-matki. W Kapsztadzie powstała nowoczesna akademia piłkarska, w której trenuje około 8000 dzieciaków z regionu pod okiem holenderskich trenerów. Jak się później okazało, egoistyczny gest działaczy Ajaxu (chęć wzmocnienia drużyny niemal darmowymi, dobrze wyszkolonymi piłkarzami) zrobił dla RPA więcej dobrego niż niejedna misja.
W ciągu 17 lat istnienia klubu filialnego do Holandii trafiło kilku piłkarzy, którzy później decydowali o grze Ajaxu, by następnie odejść za grube miliony. Najbardziej znani z nich to Steven Piennar i Eyong Enoh, a wkrótce może do nich dołączyć Thulani Serero, którym zainteresowanych jest kilka klubów.
Na podobny pomysł, co Ajax, wpadli działacze Benfiki, którzy w byłej portugalskiej kolonii – Angoli – ściśle współpracują z klubem z Luadny o tej samej nazwie, herbie i barwach co klub patronacki. Współpraca między nimi nie wygląda jednak tak świetnie jak przypadku kooperacji na linii Amsterdam-Kapsztad.
W imię milionów i zysku, i kolejnych trofeów, Amen – Vitesse Arnhem i New York City
Jeszcze kilka lat temu Vitesse było klubem z dołu tabeli Eredivisie. Zżerany przez problemy finansowe klub kupił tajemniczy biznesman z Gruzji, Merba Jordania. Od tego momentu drużyna przeżywa swoje najlepsze lata w historii, równocześnie stając się filią Chelsea.
– Roman nam pomaga. Sami podejmujemy wszystkie decyzje, ale to prawda, że kontakty z Chelsea są ważną częścią naszej polityki transferowej – mówił Jordania, ale ciężko nie odnieść wrażenia, że centrum dowodzenia Vitesse jest w jednej z willi Romana Abramowicza. – Dziś ma zagrać Piazon, van Ginkel i Atsu. Nieważne, że są bez formy, mają grać! – tak mogła wyglądać przedmeczowa rozmowa między bogatym Rosjaninem a właścicielem holenderskiego klubu.
Mimo że każdy zdaje sobie sprawę z powiązań między Chelsea i Vitesse, to formalnie nie ma żadnych nieprawidłowości i dalej będzie mogło dochodzić do zbiorowych wypożyczeń między klubami. Obecnie w Holandii trenuje pięciu zawodników pozyskanych z Londynu, w tym m.in. Dominic Solanke, Isaiah Brown czy Nathan. Były jednak sezony, kiedy do Arnhem zawitało dziesięciu zawodników związanych z Chelsea.
Krzywym okiem na układ między oboma klubami patrzy UEFA i z tego względu, dziwnym trafem, dwa lata temu Vitesse zaczęło regularnie przegrywać tylko po to, by nie dostać się do europejskich pucharów. Kibice holenderskiej drużyny musieli być zadowoleni z takiej sytuacji.
Podobnie wygląda relacja między Manchesterem City a New York City FC. Ten sam właściciel, podobne barwy, niemal identyczne koszulki z tym samym sponsorem (wg. włodarzy amerykańskiej drużyny były jedynie „inspirowane” błękitnymi strojami „The Citizens”). Kolejnym klubem należącym do wielkiej machiny jest istniejące od 2009 roku Melbourne City i japońska Yokohama F.Marinos.
Drużyny te są sztandarowymi częściami projektu szejków o nazwie „City Football Group”. Pomysł ten jawi się jako
apokaliptyczna wizja futbolu, w którym romantyzm zostanie zastąpiony wszechobecnym pieniądzem. Kluby należące do „CFG” mają wypożyczać między sobą piłkarzy i zasilać swoje kadry zawodnikami pochodzącymi z kilku azjatyckich szkółek włączonych do projektu. W poprzednim sezonie doszło do transakcji na linii Nowy York – Manchester, kiedy to w barwach „The Citizens” występował Frank Lampard wypożyczony z NYCFC.
Przykład amerykańskiego nowotworu o nazwie New York City FC, który nawet nie występuje na stadionie piłkarskim, pokazuje, że w futbolu pieniądze są najważniejsze. Klub istniejący od niespełna trzech lat zbudował najlepszą kadrę wśród wszystkich drużyn występujących w MLS (Frank Lampard, Andrea Pirlo, David Villa, a także kilku reprezentantów USA) i kwestią czasu jest, kiedy zdobędzie mistrzostwo ligi.
Należy oczywiście należy wspomnieć, że planem szejków i Chińczyków, którzy włożyli pieniądze w „City Football Group” jest zdominowanie futbolu w ciągu pięciu lat poprzez zdobycie przez te trzy drużyny kontynentalnych edycji Ligi Mistrzów. Oj, nie chcielibyśmy, żeby ten szatański pomysł się ziścił.
Rodzinny biznes – Udinese, Watford, Granada
Trzy kluby z czołowych lig świata w rękach jednej rodziny? To możliwe, jeśli jesteś członkiem familii Pozzo. Włosi są właścicielami Udinese, Watfordu oraz Granady i wypożyczając swoich zawodników między klubami, próbują zarobić miliony na sprzedaży najlepszych zawodników.
Pierwotnie Giampaolo Pozzo zainwestował swoje pieniądze w Udinese. Ze średniaka Serie A uczynił drużynę, która występowała w Lidze Mistrzów, a swoje największe gwiazdy sprzedawała za kilkadziesiąt milionów euro (Alexis Sanchez i Mauricio Isla). Po zakupieniu przez Włochów kolejnych zabawek, Granady i Watfordu, klub ze Stadio Frulli odszedł na dalszy plan.
Trzeba zauważyć, że zespół naczyń połączonych, który wymyślili Pozzo, działa z korzyścią dla obu stron. Rodzina zarabia spore pieniądze, ale wyprowadza kupione drużyny na prostą. Jeszcze kilka lat temu kibice Granady i Watfordu mogli jedynie pomarzyć o występach w najwyższej lidze, a teraz z sukcesami – mniejszymi lub większymi – się im to udaje.
Mimo że sentymentalnie rodzina najmocniej związana jest z Udinese, to obecnie priorytetem dla Pozzo jest angielska drużyna z przedmieść Londynu, i to właśnie tam będą wypożyczani wyróżniający się piłkarze z filialnych klubów.
Pokaż mi swój klub filialny, a powiem ci, kim jesteś
Jak widać, futbol poszedł w takim kierunku, że kluby filialne nie są tylko po to, by wypożyczać młodych piłkarzy. Pokazują one przede wszystkim, jakimi ścieżkami podążają najmożniejsi w piłce i co liczy się dla nich najbardziej. W końcu: czy pomysł założenia klubu tylko po to, by rozwijać talenty, mógł powstać gdzieś indziej niż w głowie jednego z działaczy Ajaxu Amsterdam – zespołu słynącego z promowania piłkarzy? A z drugiej strony, czy ktoś oprócz szejków mógłby stworzyć projekt „City Football Group”, który opiera się jedynie na sile pieniądza? No właśnie. Dlatego też warto obserwować, co się dzieje w pozornie nic nieznaczących klubach filialnych, bo mają one ogromny wpływ na losy największych w piłce nożnej.