Ostatnim akcentem sezonu zawsze są rozgrywane kilka miesięcy później Klubowe Mistrzostwa Świata. Chelsea po finałowym spotkaniu z Palmeiras wraca do Anglii z oficjalnym tytułem najlepszej drużyny globu. Cały turniej przebiegał wedle dobrze znanych, utartych schematów od początku aż do końca.
W Klubowych Mistrzostwach Świata spotykają się zdobywcy kontynentalnych trofeów. Zazwyczaj w finałowym starciu mierzą się ze sobą zwycięzcy Ligi Mistrzów oraz południowoamerykańskiego Copa Libertadores. Drużyny z Europy od 2012 roku nieprzerwanie pokonują swoich rywali z innych części globu. Ostatnią ekipą spoza Starego Kontynentu było Corinthians, pokonujące ponad 9 lat temu… Chelsea. Tym razem jednak to drużyna z Londynu okazała się zwycięska.
Terminarzowe zamieszanie
Wielu z Was pewnie czuje się lekko skonfundowanych terminem rozgrywania tych zawodów. Przecież od niepamiętnych czasów Klubowe Mistrzostwa Świata odbywały się pod koniec grudnia. Były one niejako podsumowaniem całego roku kalendarzowego. Tym razem jednak kilka aspektów złożyło się na rozgrywanie ich właśnie w pierwszej połowie lutego.
Nie wszyscy poradzili sobie tak sprawie z przekładaniem terminów meczów spowodowanych pandemią jak europejskie drużyny. Pokłosie problemów logistycznych oraz komunikacyjnych dostaliśmy jak na dłoni kilka tygodni temu. Wtedy właśnie największe ligi na Starym Kontynencie udały się na wymuszoną przerwę, ponieważ na świecie grano kwalifikacje do mundialu w Katarze. Tutaj także ze względów niezależnych trzeba było przekładać Klubowe Mistrzostwa Świata. Chelsea mierzyła się ze swoimi rywalami półtora miesiąca później niż zazwyczaj.
Nie można również zapominać o zmianie pierwotnej lokalizacji. Początkowo turniej miał odbyć się na Dalekim Wschodzie. Doskonale zdajemy sobie sprawę ze znacznie większych restrykcji pandemicznych w Japonii. Właśnie z tego powodu mieliśmy okazję oglądać zmagania najlepszych drużyn z całego świata w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Z drugiej strony turniej cieszył się bardzo małym zainteresowaniem w Europie. Poza wschodnimi ligami wszystkie rozgrywki wchodzą w decydującą fazę sezonu i z pewnością niewiele osób wybrało transmisje z Klubowych Mistrzostw Świata na YouTube kosztem ulubionych drużyn z Polski, Anglii czy innych zmagań na Starym Kontynencie. Na szczęście trybuny na meczu finałowym dopisały – spore grupy sympatyków „The Blues” oraz Palmeiras dopingowały swoich ulubieńców.
𝐒𝐚𝐨 𝐏𝐚𝐮𝐥𝐨, 𝐁𝐫𝐚𝐳𝐢𝐥 𝐀𝐛𝐮 𝐃𝐡𝐚𝐛𝐢, 𝐔𝐀𝐄 @Palmeiras 💚🐷#ClubWC pic.twitter.com/99cJUIQWuR
— FIFA (@FIFAcom) February 12, 2022
Niezadowolenie Thomasa Tuchela
Poza aspektem sportowym wiele mówi się o natłoku meczów aktualnie najlepszej drużyny świata. Niemiecki szkoleniowiec ekipy ze Stamford Bridge od kilku miesięcy narzeka na przeładowany terminarz swojego zespołu. Jego zdaniem nie ma możliwości przygotować zespołu do walki na tylu frontach. Sprawy nie ułatwiało intensywne przekładanie meczów w grudniu spowodowane pozytywnymi wynikami testów na koronawirusa w wielu klubach Premier League.
Czy obiekcje Tuchela są uzasadnione? Faktycznie, terminarz drużyny niemieckiego szkoleniowca był napięty. Premier League, Liga Mistrzów, FA Cup, finał Pucharu Ligi, Klubowe Mistrzostwa Świata – Chelsea obecnie mierzy się z gigantycznym wyzwaniem organizacyjnym. Widać, że seryjnie dokonywane wzmocnienia okazują się niewystarczające. „The Blues” stracili dystans do liderującego w zmaganiach ligowych Manchesteru City. Ich forma nadal stanowi duży znak zapytania, szczególnie jeżeli chodzi o poczynania ofensywne.
Na pewno nie pomagają liczne kontuzje, które w wielu przypadkach wynikają z przeciążenia organizmów. Rywalizacja pomiędzy Chilwellem a Alonso na lewym wahadle skończyła się graniem Calluma Hudsona-Odoi na tej pozycji. Wiele mniejszych urazów sprawiło, że duża liczba zawodników nie może wejść na swój normalny poziom. Fatalnie spisują się napastnicy zespołu ze Stamford Bridge. Ani Romelu Lukaku, ani Timo Werner nie są w stanie zagwarantować chociaż połowy bramek, jakie zdobywali w swoich byłych zespołach. Z pewnością wyjazd na Bliski Wschód w środku sezonu nie należał do wymarzonych aktywności Tuchela.
Klubowe Mistrzostwa Świata – Chelsea pokonuje Al Hilal i Palmeiras
Z kronikarskiego obowiązku wspomnimy, że w półfinale rozgrywek „The Blues” pokonali arabskie Al Hilal 1:0 po bramce Romelu Lukaku.
Z kim Chelsea zmierzyła się jednak w swoim ostatnim kroku po trofeum? Palmeiras zwyciężyło Copa Libertadores w 2021 roku, broniąc tytuł zdobyty rok wcześniej. Brazylijskie drużyny zdecydowanie najczęściej sięgają po najważniejszy puchar w Ameryce Południowej. Jak już wspominaliśmy, sama ekipa z Londynu miała okazję rywalizować z Corinthians przeszło dziewięć lat temu. Ciekawostką jest fakt, że drużyna z Sao Paulo uważa się za pierwszego, nieoficjalnego mistrza świata w klubowych zmaganiach. W 1951 roku Palmeiras zmierzyło się z Juventusem, co niejako uznaje się jako pierwszy mecz rozegrany pomiędzy czołowymi drużynami z Ameryki Południowej i Europy.
Często nie zdajemy sobie sprawy z siły ligi brazylijskiej oraz innych zmagań po drugiej stronie globu. Wielu z tamtejszych graczy nie spieszy się z wyjazdem na drugą stronę Atlantyku lub szybko wraca do ojczyzny po nieudanych sezonach w ligach drugiego szeregu. Przykładem może być Dudu – 30-letni skrzydłowy bardzo często zagrażał obronie „The Blues”, szczególnie w pierwszej połowie. Znajdziemy w szeregach Palmeiras także młode perełki budzące zainteresowanie większych europejskich graczy. Danilo pozostaje w orbicie zainteresowań Arsenalu, który ma plan znacząco przebudować środek pola latem.
Przebieg spotkania finałowego
I o ile indywidualnymi umiejętnościami Brazylijczycy wcale nie odstawali, o tyle wyrachowanie oraz przygotowanie taktycznie stały po stronie Chelsea. Dominacja duetu Kante–Kovacić w środku pola była wyraźna, podobnie jak ciągła przewaga na skrzydłach. To właśnie z lewej strony boiska Callum Hudson-Odoi posłał cudowną piłkę do Lukaku, który nie miał najmniejszych problemów z umieszczeniem piłki w siatce. Siła fizyczna Belga okazała się nie do zatrzymania dla obrońców Palmeiras.
Mood. 😁
🔵 1-0 🟢 [60’] #ClubWorldCup pic.twitter.com/0zdhnDQirY
— Chelsea FC (@ChelseaFC) February 12, 2022
Ku zaskoczeniu wielu obserwatorów po jednym ze stałych fragmentów najlepsza drużyna Ameryki Południowej wywalczyła rzut karny. Ręką zagrał Thiago Silva, będący zazwyczaj bezbłędnym ogniwem w talii Thomasa Tuchela. Do piłki podszedł Raphael Veiga i pewnie pokonał Edouarda Mendy’ego. Pół godziny przed końcem regulaminowego czasu gry było 1:1. Wynik nie zmienił się aż do ostatniego gwizdka sędziego – czekała nas dogrywka.
Na szczęście dla kibiców londyńskiej Chelsea w 117. minucie fortuna się odwróciła i tym razem to „The Blues” otrzymali rzut karny Do piłki podszedł przeciętnie grający przez całe spotkanie Havertz i umieścił ją w siatce Palmeiras. Wynik nie zmienił się aż do końca i zwycięzcy Ligi Mistrzów mogą tytułować się najlepszą drużyną świata!
Pozytywy wyjazdu na Bliski Wschód
Oczywiście drużyna ze Stamford Bridge zwyciężyła Klubowe Mistrzostwa Świata – Chelsea po przegranym finale z Corinthians niemal dekadę temu w końcu dołożyła do swojej gabloty to trofeum pierwszy raz w swojej historii. Z pewnością wiąże się to również z gratyfikacjami finansowymi.
Jak wyglądają perspektywy na dalszą fazę sezonu? Wygląda na to, że odblokował się Lukaku. Belg od kilkunastu tygodni znajduje się na kursie kolizyjnym z trenerem, fanami oraz dobrą grą. Być może dwa gole trafione w Klubowych Mistrzostwach Świata odblokują drugiego najlepszego napastnika o inicjałach RL na świecie.
Na tym jednak kończy się optymizm. Drużyna Thomasa Tuchela cały czas nie rozwiązała problemu w postaci małej liczby tworzonych sytuacji pod bramką przeciwnika. Chociaż widać było zdecydowaną dominację w posiadaniu piłki oraz przebywaniu z piłką na połowie rywala, nie przekładało się to na sytuacje podbramkowe. Szczególnie irytował swoją postawą Kai Havertz, który poza „złotą bramką” w finale Ligi Mistrzów z Manchesterem City w żaden sposób nie potrafi wyróżnić się tak, jak miał to w zwyczaju robić na boiskach Bundesligi.
Na domiar złego w starciu z Palmeiras urazu doznał Mason Mount, do którego chyba można było mieć najmniej zastrzeżeń z całej ofensywy Chelsea. Nadchodzące wyzwania mogą okazać się dla „The Blues” znacznie trudniejsze niż tygodniowy pobyt na Bliskim Wschodzie i zgarnięcie w bólach tytułu najlepszej drużyny globu.