Patrząc na skład osobowy, jakim dysponuje w obecnym sezonie Atletico Madryt, to nie miało prawa się wydarzyć. Kadra zespołu z Estadio Wanda Metropolitano nie została w żaden sposób osłabiona. Wręcz przeciwnie. Do zespołu dodano dużo ofensywnej jakości, a statystyki strzeleckie wciąż są bardzo mierne. Mimo iż konkurencja w ataku ogromna.
Latem do linii ataku Atletico Madryt sprowadzono naprawdę – wydawać by się mogło – wartościowych zmienników. Simeone do swojej talii po letnim okienku transferowym dodał Matheusa Cunhę, Anotoine Griezmanna czy Rodrigo de Paula. Ekipa Simeone wzmacniała tylko linię ataku swojego zespołu.
Na papierze to wszystko wygląda dobrze, choć gdy przyjrzymy się bliżej sytuacji w stolicy Hiszpanii, spokojnie można stwierdzić, że przyjście przynajmniej jednego z duetu Cunha – Griezmann było ruchem całkowicie błędnym. Szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę rozwój Angela Correi w końcówce ostatniego sezonu, który widoczny był gołym okiem.
Dziś w drużynie Cholo znajduje się aż siedmiu ofensywnych piłkarzy. Dodając do tego Marcosa Llorente, który w poprzednim sezonie był fenomenalny, jeśli chodzi o grę ofensywną, mamy ośmiu zainteresowanych do de facto maksymalnie czterech pozycji ofensywnych w wyjściowym zestawieniu „Los Colchoneros”.
Niby tak samo, a jednak nie do końca
Gdy spojrzymy na liczbę zdobytych bramek w poprzednim sezonie po takiej samej liczbie meczów co obecnie, nie zauważymy prawie żadnej różnicy. W poprzednim (mistrzowskim) sezonie po 15 kolejkach La Liga Atletico zdobyło 29 bramek, a na zakończenie fazy grupowej Ligi Mistrzów przy jego nazwie widniało siedem strzelonych goli.
Obecnie przed derbami Madrytu Atletico w La Liga strzeliło 27 goli w 15 meczach, w Lidze Mistrzów zaś bramkarza pokonywało siedmiokrotnie. Zaledwie dwa gole różnicy na korzyść sezonu mistrzowskiego. W teorii miało być zdecydowanie inaczej. Atletico po przyjściu do zespołu nowych zawodników miało grać ładniej, ofensywniej i strzelać więcej goli. Nic z tego nie wyszło.
Kolejne statystyki jedynie potwierdzają to, co napisane zostało na początku. Niby jest tak samo, różnica to zaledwie dwa gole. Atletico jest mniej skuteczne, ale nie są to jakieś zatrważające liczby. O ile w poprzednim sezonie na tym samym etapie rozgrywek La Liga przewyższało swoje xG o ponad cztery gole, o tyle dziś jest z nim właściwie równe. Problemem są system i nastawienie, niekoniecznie skuteczność.
Bogactwo problemem?
Napastników w Atletico jest jak mrówek na ziemi. Właściwie znajdziemy tam zawodnika o każdej charakterystyce ofensywnej. Od klasycznej „dziewiątki”, przez fałszywą „dziewiątkę”, aż do napastnika bardzo mobilnego. Nic, tylko wybierać. Wydaje się, że to właśnie zbyt duża liczba opcji do wyboru jest największym problemem w ofensywie trenera Simeone.
Przy takiej mnogości zawodników ofensywnych każdy chce grać. Ma do tego prawo. Suarez, Griezmann, Carrasco, Felix, Llorente czy Correa to zawodnicy o uznanej marce. Najbardziej na zaufanie z pewnością pracować musi Matheus Cuhna, który latem za 26 milionów euro trafił na Estadio Wanda Metropolitano. Praca to słowo klucz właśnie przy tym zawodniku.
https://twitter.com/cwiakala/status/1468659157712744456?s=20
Cunha, grając, notuje najwięcej prób pressingu ze wszystkich napastników Atletico Madryt. To są statystyki, które z pewnością podobają się Diego Simeone. Trzeba też pamiętać, że nie kończy się na próbach pressingu, bo brazylijski zawodnik zaczął dokładać konkrety w ofensywie. Rozkręcał się długo, ale dziś ma już trzy gole i jedną asystę w La Liga. Wszystko w ostatnich sześciu meczach. Wydawać się mogło, że Cunha jest zbędnym transferem, a pokazuje, że puka do drzwi pierwszego składu bardzo mocno. Problemem stali się inni…
Podstawowy duet bez formy
Nie trzeba być ekspertem piłkarskim, żeby zauważyć, że bez odpowiedniej formy jest duet, który w poprzednim sezonie gwarantował liczby. Marcos Llorente i Luis Suarez obecnie nie są tak dobrymi piłkarzami, jakimi byli w poprzednim sezonie. Wystarczy spojrzeć na liczby. Po 15 kolejkach Llorente ma na swoim koncie zaledwie jedną asystę.
W poprzedniej kampanii po takim samym okresie miał aż osiem udziałów przy bramkach swojego zespołu. Zdecydowanie więcej strzelał goli, a obecnie nie udało mu się jeszcze pokonać bramkarza drużyny przeciwnej. Z kluczowego gracza zespołu zamienił się w przeciętnego zawodnika. Być może związane to jest z jego pozycją i uniwersalnością. W poprzednim sezonie najczęściej grał jako cofnięty napastnik, a w obecnym jako środkowy pomocnik, a zdarzyło się także wystawić go na prawej stronie obrony.
Suarez z kolei jak strzelał, tak strzela. To raczej się nie zmieni, dopóki będzie grał w piłkę. On po prostu to ma. Jest tam, gdzie spada piłka, i potrafi większość z tych sytuacji wykorzystać. Aktualnie ma na swoim koncie bramkowym w La Liga siedem goli, dołożył dwie asysty. W poprzednim sezonie na tym etapie strzelił dziewięć goli i również zaliczył dwa ostatnie podania. Statystyki nie spadły tak drastycznie jak u hiszpańskiego kolegi z drużyny.
Niemniej jednak Simeone może widzieć jakiś problem właśnie w Suarezie, choć bardzo trudno jest oczekiwać od niego, aby odstawił go z wyjściowego składu. Zapytaliśmy o opinię na temat „Luisito” jednego z hiszpańskich dziennikarzy. Alvaro Gonzalez, dziennikarz „Asa” zajmujący się właśnie Atletico Madryt, na pytanie o największy ofensywny problem Simeone bez wahania wskazał Suareza.
– Suarez nadal strzela gole, chociaż fizycznie nie jest już tym, kim był. Zakończy ten sezon, będąc jedynie napastnikiem kluczowych momentów – Alvaro Gonzalez dla iGol.pl.
Suarez obecnie to nie jest ten sam piłkarz, którego pamiętamy z czasów gry dla Barcelony, to już nie jest nawet ten sam zawodnik co w poprzednim sezonie. Wiek daje o sobie znać, ruchliwość już nie ta sama. Simeone widzi w Suarezie zawodnika pola karnego i słusznie. Tam „Luisito” jest zwykle bezwzględny.
***
Atletico ma swoje problemy. Mniejsze lub większe. Na pewno można było lepiej przepracować okres letniego okienka transferowego. Jeśli zarząd chce grać piłkę ładniejszą dla oka, szybszą i efektowniejszą, trzeba zrezygnować z Suareza. Transfer Cuhni w końcu zaczął się bronić, choć od początku wydawał się bardziej niepotrzebny niż potrzebny.