Kiepska egzekucja Levy’ego


Andre Villas-Boas zwinął bagaż. Z pewnością ostatnie lata menedżerskiej kariery Portugalczyka w stolicy futbolowego świata nie będą mile wspominane. Po krótkim pobycie u pierwszego pracodawcy ze Stamford Bridge, u drugiego przesiedział o niecały sezon dłużej. W ostateczności Luis Suarez dzięki swojemu występowi dał sygnał siedzącemu na trybunach Danielowi Levy'emu, aby ten udzielił ostatniego namaszczenia swojemu pracownikowi. Jednakże, czy właściciel Tottenhamu nie pospieszył się z decyzją o wskazaniu wyjściowych drzwi?


Udostępnij na Udostępnij na

Były dyrektor generalny Romy, obecnie Tottenhamu
Były dyrektor generalny Romy, obecnie Tottenhamu (fot. Skysports.com)

Chyba każdy zgodzi się ze mną, że decydującym momentem było poprzednie lato, w którym doszło do sporego przemeblowania w szatni „Kogutów”. Podczas gdy Liverpool mierzył się z problemem Suareza, to dokładnie w tym samym czasie Gareth Bale zaczął marzyć o Realu Madryt. Kiedy ta saga trwała nieprzerwanie przez całe wakacje, w międzyczasie klub postanowił już rozplanować wydatki na transformację zespołu. Kiedy już otrzymano zapewnienie, że dotacja za Walijczyka w wysokości 86 mln funtów dotrze prędzej czy później, klub zaczął planować wydatki. Inwestycja w siedmiu nowych grajków wydawała się fascynująca. Rzekłoby się mówić zawczasu, że nawet trafna. Jednakże widok, jak Suarez rozrywa nową brygadę na strzępy, nie pozostawił wszelkich złudzeń. Los napisał całkowicie inną historię Portugalczykowi –kolejny dramat.

Być może właśnie teraz Boas sobie rozmyśla – a gdyby ten Gareth Bale tak szybko nie wyparował? Może wtedy reputacja Andre w Premier League poprawiłaby się znacznie i te kartki z rozdziałami dotyczącymi Chelsea szybko by zostały wyrwane z pamięci rzeszy kibiców. Po twardym lądowaniu w sezonie 2011/12 Portugalczyk przekonywał, że jest człowiekiem, który podciągnie klub z White Hart Lane pod sam szczyt Premier League. Z drugiej strony, niezdolność zatrzymania obecnej gwiazdy „Królewskich” całkowicie namieszała. Motor napędowy został zastąpiony przez paczkę niedoświadczonych zawodników wybranych przez trenera i dyrektora technicznego, Franco Baldiniego. W rezultacie zamiast reformy uzyskano kompletną odwrotność do tego, co zamierzał klub.

Levy na pewno miał takie przeczucia, że ten projekt może wypalić. W oczach właściciela to miała być kadra, która będzie zdolna do walki o koronę pomimo drastycznych zmian, co dało dramatyczny obrót spraw. Dlatego nie można też w tym przypadku pozostawić suchej nitki na tym człowieku, który pociąga za sznurki w tej całej konstrukcji. Absolutnie nie będzie się mylił ten, kto powie, że Levy jest współwinny tej całej sytuacji. Dobytek w postaci Bale’a wcale nie musiał zostać przetracony. Tylko, że jeżeli ktoś jest tu liczykrupą i z budżetu klubu przeznacza trenerowi ledwie pięć mln funtów (nie licząc dochodów ze sprzedaży zawodników) na wydatki, to nie można się dziwić, że cały plan runął jak domek z kart. Własność jest kluczowym menedżerem zbudowanym na prostej filozofii – na skuteczności, tytułach, sprzedaży i kupnie, systemie szkoleniowym młodzieży oraz ogólnym występie. W moim odczuciu Andre Villas-Boas w tym przypadku nie zasłużył na zwolnienie. Potrzebował więcej czasu, aby jego skład odpowiednio zaadaptował się do walki o najwyższe cele. Czy cztery miesiące to mnóstwo czasu na poukładanie tego typu spraw? Zdecydowanie nie. Zarządzając w taki sposób, „The Spurs” mogą zapomnieć o byciu kandydatem na mistrza.

Co zatem czeka następcę AVB? Jakim zadaniom będzie musiał sprostać? Z pewnością przydałoby się zatrudnić Paulinho na etatowego grajka na swojej pozycji. Linia defensywna potrzebuje renowacji, a  napastnicy są głodni goli. Także należy wprowadzić jakieś plany B i C. Przyszłość może być bardzo obiecująca, jeżeli uda się wskrzesić moce u takich piłkarzy jak Roberto Soldado, Emmanuel Adebayor, Moussa Dembele, Erik Lamela czy Christian Eriksen.

Tak czy inaczej te plany nie będą miały sensu, jeśli władca, wydawałoby się,rosnącego w siłę klubu, będzie ucinał kwiaty zamiast chwastów. Można powiedzieć, że już drugi raz się pomylił, ponieważ zwalnianie w zeszłym roku Harry’ego Redknappa wcale na lepsze nie wyszło. Podsumowując, Levy zwolnił menedżera, który miał na koncie najwyższą skuteczność zwycięstw w historii Tottenhamu w Premier League. Do pierwszej czwórki strata punktowa nie jest taka duża. Lecz najwyraźniej przerażające wyniki w meczach z czołowymi zespołami tak zdołowały właściciela, że podjął niezbyt racjonalną decyzję. Tutaj nie sam trener był winny, ale cały Tottenham. Można nawet powiedzieć, że to prędzej Boas pozbył się problemu, aniżeli zarząd.

Komentarze
~kubens5 (gość) - 11 lat temu

Autor tekstu widocznie pała sympatią do tzw.
Voldemorta. AVB wymyślili fanatycy The Special One,
a tak naprawdę to zwykły assistance do podawania
ręczników. Skopiwował wyczyn z Porto zdobywajac
Liga Zon Sagres, a dostając do rąk 2 czołowe
drużyny z Londynu wg mnie tylko pokazał, dlaczego
to Jose Mourinho mimo, iż odszedł ponownie dostał
stery Chelsea a Villas - Boas, powrotnie to może je
jedynie wąchać... Zdecydowanie spalił się jako
wielki Portugalejro :D

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze