Przyjście do Bayernu Mario Mandzukicia i Claudio Pizarro miało wzmóc rywalizację w składzie i dać Heynckessowi więcej opcji w ataku. Gdy kontuzji doznał Gomez, jego miejsce szybko zajął Chorwat i ze swoich obowiązków wywiązywał się wzorowo. Wielu zastanawiało się, co będzie, gdy Gomez wróci do pełni sił. Kto będzie grać? Odpowiedź jest jasna. Mario Gomez.
Claudio Pizarro to świetny zawodnik. Przez wiele lat był prawdziwą gwiazdą Bundesligi i ciągnął wózek o nazwie Werder Brema. Robił różnicę. Do Bayernu przyszedł nawet nie w roli dżokera, jest opcją superrezerwową. Na wypadek, gdyby zdolny do gry nie był żaden z pozostałych napastników albo trzeba było dać im odpocząć.
Co innego Mario Mandzukić. Niezły sezon w Bundeslidze oraz świetne występy na Euro 2012 zaowocowały transferem do Bayernu. Widziano w nim człowieka zdolnego do rywalizacji o miejsce w składzie z Mario Gomezem. Kogoś, kto może na Niemca nałożyć presję. Jednak dzisiaj widać, że Chorwat to napastnik z wysokiej półki, lecz wciąż o klasę niższej niż Gomez.
Mandzukić grał od początku sezonu. Tyrał na boisku za dwóch, często pomagał kolegom w rozegraniu, wyrabiał sobie pozycję pod nieobecność rywala do miejsca w składzie. Wykonał świetną robotę, bo nikt nawet szczególnie nie odczuł braku najlepszego strzelca drużyny z poprzedniego sezonu. Jednak wystarczyło, że Gomez wrócił do zdrowia i usiadł na ławce rezerwowych, a Chorwat oblał się zimnym potem. Mandzukić nigdy nie był typowym lisem pola karnego, ale w ostatnich meczach po prostu się zaciął. Czyżby myśl o zdrowym Gomezie splątała mu nogi?
Około trzech tygodni temu na Allianz Arena Bayern urządził sobie małą strzelnicę, za tarczę robił Hannover. „Bawarczycy” stworzyli sobie naprawdę sporo sytuacji. Ba, jeden Mandzukić miał sporo sytuacji, ale żadnej nie wykorzystał. Trafiali inni. W 66. minucie na boisku pojawia się Mario Gomez. Niemiec już w pierwszym kontakcie z piłką umieścił ją w siatce. Trybuny skandowały jego imię, a Mandzukić chyba zrozumiał, że jego czas w pierwszej jedenastce powoli dobiega końca.
W tym tygodniu Bayern zawitał do Augsburga i mieliśmy analogiczną sytuację. Od pierwszej minuty grał Chorwat, robił, co mógł, lecz bramki nie strzelił. W 61. minucie zmienił go Gomez i już 120 sekund później cieszył się ze zdobytego gola. A przecież Gomez dopiero wraca do dyspozycji sprzed kontuzji. Jeszcze nie jest w pełni formy, a już pokazuje, że jest lepszy od Mandzukicia. Jemu wystarcza pół sytuacji, by strzelić bramkę. Co będzie, gdy naprawdę się rozkręci? Mandzukić powinien się cieszyć, że Bayern zawsze gra o wszystko, na kilku frontach. Heynckess na pewno będzie rotować składem i jeszcze nieraz zobaczymy Chorwata na boisku. Jednak niepodważalnym numerem jeden jest Gomez. Koniec, kropka.
***
Dość o Bayernie. W końcu miniona kolejka dostarczyła nam znacznie więcej ciekawych zdarzeń. Najgłośniej było o meczu Borussii Dortmund z VfL Wolfsburg. A głośno było niestety nie ze względu na wysoki wynik i świetne spotkanie, lecz ze względu na fatalne sędziowanie Wolfganga Starka. Chodziło przede wszystkim o sytuację z 35. minuty, gdy Marcel Schmelzer własnym ciałem zagrodził piłce drogę do siatki. Arbiter dopatrzył się zagrania ręką i wskazał na wapno, a defensora wyrzucił z boiska. Był to zwrotny punkt całego spotkania, ponieważ „jedenastkę” wykorzystał Diego, czym doprowadził do wyrównania, a mecz zakończył się wynikiem 3:2 dla „Wilków”.
Po spotkaniu wściekli byli Klopp i jego podopieczni, bo dystans do Bayernu wydaje się w tym momencie nie do odrobienia. Wolfgang Stark po obejrzeniu powtórek przyznał się do błędu i przeprosił za swoje pomyłki. Jednak przeprosiny to za mało. Dyrektor sportowy BVB, Michael Zorc, mówił, że to nie pierwszy raz, gdy Borussia jest pokrzywdzona przez Starka. Sytuacja była na tyle gorąca, że władze DFB postanowiły odsunąć arbitra od gwizdania w meczach Borussii do końca sezonu. Z jednej strony decyzja jest zrozumiała, tylko czy gdyby chodziło o inny, mniejszy klub reakcja byłaby taka sama? Futbol to sport dynamiczny i dopóki nie zostaną wprowadzone powtórki wideo, większe i mniejsze błędy będą się zdarzać.
***
Popularne „Wieśniaki” rozegrały pierwsze spotkanie pod wodzą nowego trenera. Efekt nowej miotły nie zadziałał. Coś złego dzieje się z Hoffenheim od początku sezonu. Zatrudniono ciekawego szkoleniowca, solidnie wzmocniono skład, nie brakuje pieniędzy. No, jest wszystko, tylko najważniejszego brak – wyników. Normalnie powiedziałbym, że Hoffenheim to kandydat do spadku. Ale jeszcze się wstrzymam. Za duży potencjał siedzi w tym zespole, żeby już go skreślać.
Za to o jego piątkowym rywalu warto powiedzieć kilka ciepłych słów. Przede wszystkim należy pochwalić Artioma Rudnevsa, który już zawsze będzie taki nasz, polski. Łotysz dostał duży kredyt zaufania, gra regularnie i wyraźnie robi postępy. Ostatnio trafił do siatki dwa razy, a w całym sezonie zgromadził już sześć trafień. Cały Hamburger wygląda naprawdę solidnie. Drużyna seryjnie gromadzi punkty i jest na najlepszej drodze, by zająć któreś z miejsc premiowanych grą w europejskich pucharach.
***
Rozstrzelał nam się Vedad Ibisević. Hat-trick w meczu z Schalke robi wrażenie. Bośniak chyba przypomniał sobie swoje początki w Hoffenheim, gdy strzelał jak na zawołanie. Ale nie będę się o nim rozpisywać. W końcu uznaliśmy go piłkarzem kolejki.
***
Wciąż jestem pod wrażeniem Eintrachtu Frankfurt. Armin Veh dokonuje nad Menem czegoś wyjątkowego. Z przyjemnością ogląda się grę takich piłkarzy, jak: Stefan Aigner, Takashi Inui czy Alexander Meier. Właśnie, wiecie, że Meier ma już na koncie dziesięć bramek w tym sezonie? Niezły wynik jak na pomocnika. W sobotę do Frankfurtu przyjechał Werder Brema i został zmieciony z boiska. Tak jak na początku można się było zastanawiać, czy dobre wyniki Eintrachtu to nie jest tylko chwilowa zwyżka formy, tak teraz widać wyraźnie, że nie ma w tym żadnego przypadku. Ta drużyna od września udowadnia nam, że jej miejsce jest w czołówce tabeli.
***
Co jakiś czas w mediach pojawia się barwne określenie piłkarza, który dysponuje niesamowitą techniką. O takich zawodnikach mówi się, że potrafią nogą wiązać krawat. Jeśli miałbym wskazać zawodnika nieużywającego rąk do tej męskiej czynności, byłby to Juan Arango. Pomocnik Borussii M’Gladbach lewą nogą jest w stanie zrobić dosłownie wszystko.
Tradycyjnie zapraszam do zapoznania się z naszą jedenastką kolejki.
M.Gomez? Niemiec??? ilu niemcow jest w
reprezentacj...policz.
Ciekawy artykuł. Bayern dużo zyskał na zakupie
Mandzukica. Gomez dzięki temu transferowi stał się
jeszcze lepszy. Często wraca i do tego stara się
rozgrywać. Z Augsburgiem nieźle wymiatał piętkami
:D
Schweinsteiger, Kroos, Götze, Neuer, Wiese,
Kießling, Zieler, Ter Stegen, Höwedes, Schürrle,
Schmelzer, Hummels, Müller, Badstuber, Sven i Lars
Bender, Lahm, Mertesacker, Reus, Janssen, Adler,
Träsch, Rolfes, Draxler...
I policz, ilu Francuzów gra we Francji. Sami
rodowici: Nasri, Benzema, M'Vila, Sagna, Evra... ;)
Jeśli Gomez nie jest Niemcem, to Henry nie jest
Francuzem, Ashley Cole Anglikiem, Nani
Portugalczykiem...
...Chaczeridi Ukraińcem,Okore Duńczykiem, Balotelli
Włochem, Ibrahimović Szwedem, Boenisch Polakiem,
Senna Hiszpanem, Long Irlandczykiem, Yakin
Szwajcarem, Arnautović Austriakiem, Eduardo
Chorwatem, Fellaini Belgiem, Holebas Grekiem, John
Holendrem, Gebre Selassie Czechem itd. W
nieskończoność można wymieniać.