Taka teza już od dłuższego czasu krąży mi w głowie. W ostatniej kolejce kolejne argumenty dali mi David Alaba i Zlatko Junuzović. A to zaledwie dwóch z wielu, którzy rzut wolny z zadziwiającą regularnością potrafią zamienić na bramkę.
Należałoby zacząć od prawdziwego mistrza, przed którym nogi drżą wszystkim bramkarzom w Niemczech. Poprzedni rok kończył jako najlepszy wykonawca rzutów wolnych rundy jesiennej w czołowych ligach Europy. We wszystkich rozgrywkach zapisał wtedy na swoim koncie pięć goli po strzałach ze stojącej piłki. Hakan Calhanoglu to prawdziwy geniusz w swoim fachu, który objawił się już podczas wypożyczenia do trzecioligowego Bochum, w którym z rzutów wolnych do siatki trafiał dziewięć razy. Większa część kibiców usłyszała o nim w zeszłym sezonie po meczu HSV z BVB. Nic zresztą dziwnego.
Przez długie lata fani Bundesligi budowali ołtarzyki i składali ofiary, modląc się o kolejne piękne bramki Juana Arango. Miejsce Wenezuelczyka powoli zajmuje Zlatko Junuzović. Równie niepozornie i potrafiący równie nieźle przy…mierzyć. W tym sezonie zdobył w Bundeslidze cztery gole. Wszystkie bezpośrednio z rzutów wolnych. Niezły wynik, prawda?
Raffael i Ronny za dzieciaka chyba często ćwiczyli kopanie stojącej piłki. Brazylijscy bracia to również specjaliści od rzutów wolnych. W tym sezonie udowadniają to jednak bardzo rzadko – tylko ten drugi strzelił dwa gole, ale za to w jednym meczu i to dające remis. Piłkarz Herthy jest też autorem najmocniejszego uderzenia w historii futbolu. Również na siłę przy strzelaniu z rzutów wolnych stawia inny z Brazylijczyków w Bundeslidze – Naldo. W ogóle ciekawe jest to, że w Wolfsburgu głównymi odpowiedzialnymi za rażenie ze stałych fragmentów gry są obrońcy. Naldo odpowiedzialny jest za uderzenia ze sporej odległości, gdy przychodzi do dośrodkowania albo strzału bliżej bramki do piłki podchodzi Rodriguez.
W lepszych zespołach o dobrych wykonawców rzutów wolnych jest o wiele łatwiej. Borussia Dortmund może liczyć na Reusa, Sahina i Aubameyanga. W Bayernie do Schweinsteigera i Alonso ostatnio dołącza Alaba, który coraz częściej bierze na siebie tę odpowiedzialność. Z niezłymi efektami.
Jednocześnie nie można zapominać o tych, którzy choć ostatnio nie mogą się wstrzelić, to na pewno nie zapomnieli, jak wykonywać rzuty wolne. Mowa tu o takich piłkarzach, jak: Kiyotake, van der Vaart czy Xhaka. Jak widać, zebrała nam się tu całkiem poważna paczka. Jestem przekonany, że gdyby stworzyć międzynarodowego „Turbokozaka” opartego na strzelaniu rzutów wolnych, przedstawiciele Bundesligi zdeklasowaliby konkurencję.
Nie wierzycie? Poszperajmy więc w statystykach. Jak podaje Squawka, w czołowych ligach Europy z rzutów wolnych to w Niemczech trafia się najczęściej do siatki. Dokładniej – do tej pory trafiono 26 razy. Bundeslidze dorównuje tylko Eredivisie, ale w Holandii rozegrano na razie dwie kolejki więcej. Następna w kolejności Ligue 1 ma 20 takich bramek. Zdecydowanie dalej znajdują się inne czołowe ligi: angielska z 17 i hiszpańska oraz włoska z 14 golami z rzutów wolnych.
Powiecie: gole bezpośrednio z rzutów wolnych to nie wszystko. Ale również w dorzucaniu ze stojącej piłki zawodnicy Bundesligi są niemal najlepsi. O jednego gola (41) lepsi są tylko piłkarze Ligue 1, którzy rozegrali cztery kolejki więcej. Zresztą akurat w tej statystyce prezentuje się to na podobnym poziomie i wygląda następująco: Premier League – 37, Serie A – 38, Primera Division – 37, Eredivisie – 34.
***
My tu gadu, gadu, a Borussia wreszcie odbiła się od dna. Na razie dalej znajdują się w strefie spadkowej, ale w kolejnej kolejce pewnie „łykną” Paderborn. Kwestia czasu, aż zaczną piąć się w górę tabeli. A do miejsca siódmego, które prawdopodobnie będzie oznaczało grę w Lidze Europy, brakuje im zaledwie siedmiu punktów. Czyli nie jest jeszcze tak źle, jak niektórzy zdążyli ogłosić. Ba, niektórzy pisali już nie tylko o zwolnieniu Kloppa, ale też Zorca i Watzkego.
BVB w końcu zagrało dynamicznie, pewnie i z błyskiem w ofensywie. Zapewne byłoby o wiele trudniej, gdyby nie błysk Reusa, który bardzo szybko otworzył wynik spotkania. A jak już Borussia złapała wiatr w żagle, to nie odpuściła. Pytanie tylko, na ile tego wiatru wystarczy. Osłabione wykluczeniem Kariusa Mainz to niezły rywal na zapoczątkowanie dobrej serii. A potem Stuttgart, czyli szansa na zapomnienie o strefie spadkowej.
Nas najbardziej powinien cieszyć powrót Jakuba Błaszczykowskiego, który zaliczył pierwsze minuty w tej rundzie. Czy razem z „Kubą” wrócą dobre czasy dla Borussii? Wszyscy kibice na to liczą. Ale obecnie ważniejsza jest dla nich informacja o nowym kontrakcie dla Reusa. Szczegóły mamy poznać przed meczem z Mainz, ale nieoficjalnie mówi się o jego wydłużeniu (obecny wygasa w 2017 roku) i zlikwidowaniu klauzuli wykupu. Dla Dortmundu to chyba jeszcze ważniejsze niż dobre wyniki.
***
Na koniec ciekawostka, którą podawaliśmy już na naszym FanPage’u. Otóż nietypową rolę pełni w zespole HSV Rafael van der Vaart. Oprócz tego, że jest kapitanem i etatowym wykonawcą stałych fragmentów gry, pomaga też bramkarzowi w… bronieniu rzutów karnych. W ostatnim meczu zrewanżował się, bo sam swoim faulem sprokurował „jedenastkę”.
https://pbs.twimg.com/media/B9Rv31DIAAAIQJk.jpg