W meczu trzeciej kolejki Premier League Liverpool pokonał u siebie Arsenal 3:1. Bohaterem spotkania został Mohamed Salah, który zdobył dwie bramki, dwukrotnie korzystając z cyrkowej postawy Davida Luiza w defensywie. Podopieczni Emery'ego próbowali w końcówce odrobić straty, ale stać ich było jedynie na honorowe trafienie Lucasa Torreiry.
W hicie sobotniej kolejki Premier League spotkały się jedyne ekipy, które dotychczas zgromadziły komplet dostępnych punktów. To spotkanie można było uznać za próbę sił obu drużyn – Liverpool chciał śrubować serię kolejnych zwycięstw z rzędu, zaś Arsenal liczył na utrzymanie formy z dwóch pierwszych meczów przeciwko Burnley i Newcastle.
Mecz poprzedziło sporo buńczucznych komentarzy. Sokratis przyznał nawet, iż trudniej broni się przeciwko Burnley niż przeciwko drużynie Juergena Kloppa. Dziś chyba tej wypowiedzi żałuje, bowiem to on przegrał pojedynek główkowy z Joelem Matipem. Za to Unai Emery tonował nastroje, mówiąc, iż w idealnych warunkach nie chciałby „nigdy zagrać z Liverpoolem”. I w tym meczu widać było dlaczego.
Obrona lepsza w ataku
Ten mecz potwierdził to, co martwiło fanów Liverpoolu od początku tego sezonu. Obrona drużyny „The Reds” zdecydowanie lepiej czuje się pod bramką przeciwnika niż swoją, czego Arsenal nie potrafił wykorzystać. Drużyna Liverpoolu mocno siadła na londyńczykach, rozgrywając piłkę wokół ich pola karnego, co wystawiło ich na groźne kontry. Tylko w pierwszej połowie „Kanonierzy” mieli dwie stuprocentowe sytuacje, których jednak nie wykorzystali Aubameyang oraz Nicholas Pepe.
Skoro już jesteśmy przy Iworyjczyku, to należy wspomnieć o jednej sytuacji, która zakończyła pewną znakomitą, pięćdziesięciomeczową serię. Mowa tu o udanym starciu z Virgilem van Dijkiem, które serwis OPTA zaliczył jako przedryblowanie.
Trzeci mecz z rzędu w lidze bez zachowania czystego konta może martwić fanów Liverpoolu, którzy woleliby powrócić do poprzedniej kampanii, gdy żadna defensywa w lidze nie zachowała więcej czystych kont od ekipy „The Reds”
50 – Nicolas Pepe has become the first player to successfully dribble past Virgil van Dijk in the Dutch defender's last 50 appearances in the Premier League, since Mikel Merino in March 2018 for Newcastle. Beaten. pic.twitter.com/B1oRZMciOB
— OptaJoe (@OptaJoe) August 24, 2019
Pod bramką Bernda Leno było już jednak dużo lepiej, bowiem kolejną asystą popisał się Trent Alexander-Arnold, którego dośrodkowanie z rzutu rożnego idealnie wykorzystał Joel Matip. Swoją drogą Kameruńczyk wyrasta chyba na jeden z najlepszych transferów ostatnich lat. Sprowadzony za darmo z Schalke 28-letni defensor od dłuższego czasu godnie uzupełnia linię obrony z Virgilem van Dijkiem i zdecydowanie przerasta oczekiwania, jakie miano wobec niego w momencie przybycia na Anfield.
⚽️ @trentaa98 last 10 apps for @LFC Anfield 🏡
Watford 🅰️🅰️🅰️
Burnley
Tottenham
Porto 🅰️
Chelsea
Huddersfield 🅰️
Barcelona 🅰️
Wolves 🅰️
Norwich 🅰️
Arsenal 🅰️ pic.twitter.com/Gmd25Jmie9— Sky Sports Statto (@SkySportsStatto) August 24, 2019
Arsenal znów na strzelnicy
18 bramek w pięciu ostatnich wizytach na Anfield. Brak zwycięstwa w ostatnich 23 wyjazdowych meczach przeciwko TOP 6. Biorąc pod uwagę historię tych starć, fani Arsenalu mogli się spodziewać trudnego spotkania. Jednak pewnie liczyli na chociaż bardziej wyrównany pojedynek.
Arsenal's last three results at Anfield:
Liverpool 5-1 Arsenal
Liverpool 4-0 Arsenal
Liverpool 3-1 ArsenalWhat will the score be today? pic.twitter.com/hzcVpKPmAn
— The Sun Football ⚽ (@TheSunFootball) August 24, 2019
Tymczasem z przebiegu spotkania „Kanonierzy” wyglądali na drużynę o klasę gorszą. Gospodarze długimi fragmentami zmuszali zespół Emery’ego do rozpaczliwej obrony własnej bramki, co musiało skończyć się kolejnymi straconymi golami. Można zastanawiać się nad taktyką, jaką hiszpański menedżer dobrał na to spotkanie. Znając siłę (a raczej słabość) własnej defensywy, dość naiwnym założeniem było postawienie na murowanie własnej bramki. Fatalny występ Davida Luiza udowodnił, iż nawet przybycie Brazylijczyka do zespołu nie poprawiło tragicznej gry Arsenalu w linii obrony.
Wydaje się, że rozsądniejszym wariantem byłoby pójście na wymianę ciosów. Tym bardziej że nawet pojedyncze ataki „Kanonierów” w tym meczu wystarczyły, by zagrozić bramce Adriana. Jeśli zaś już musisz bronić całym zespołem, to nie ma sensu wystawiać Ceballosa, który w takiej grze kompletnie się nie odnajduje. Hiszpan rozegrał o wiele słabsze spotkanie niż tydzień temu, będąc całkowicie zagubionym na tle pomocy Liverpoolu.
Arsenal fans watching Salah run at their defence 😂 pic.twitter.com/unWgZfUb8O
— ODDSbible (@ODDSbible) August 24, 2019
Gdy posiadasz jeden z najlepszych tercetów ofensywnych w lidze, musisz rzucić wszystkie ręce na pokład przeciwko takiemu hegemonowi jak Liverpool. Wobec tego taki plan gry Arsenalu i posadzenie na ławce Lacazette’a należy uznać za pomysł chybiony.
„Kanonierzy” udowodnili, iż mają przed sobą jeszcze sporo pracy. Dwa zwycięstwa z Burnley oraz Newcastle, czyli najlepsze otwarcie sezonu od dekady, mogły napawać optymizmem. Musieliśmy jednak poczekać na prawdziwy test ekipy Emery’ego, by silić się na szersze oceny. I taki test na Anfield niestety oblali. Choć końcówka meczu w ich wykonaniu była niezła, to jednak fanów Arsenalu mogą martwić długie fragmenty dominacji gospodarzy.
Klopp stworzył potwora
Skrytykowaliśmy już Arsenal, to czas poświęcić kilka słów triumfatorom tego pojedynku. Mimo niepewnej pierwszej połowy w defensywie Liverpool całkowicie zasłużył na zwycięstwo. Ten mecz do złudzenia mógł przypominać niedawny, jednostronny pojedynek Manchesteru City z Tottenhamem, ale tutaj ekipa Kloppa była dużo skuteczniejsza.
Liverpool have gone 41 Premier League games without losing at Anfield (W31 D10 L0). 😳
Two years and 123 days 📆#LIVARS pic.twitter.com/LwJjW265AT
— GOAL (@goal) August 24, 2019
Trzy kolejki Premier League – 9 punktów, 9 strzelonych bramek i 3 stracone. Dorzucając do tego Superpuchar Europy, wyłania nam się klasowa drużyna, która wchodzi w sezon z mocnym przekazem – my nie chcemy ustępować. To spotkanie było dobrym przykładem tego, jak wielki progres „The Reds” zaliczyli w ostatnich latach. Stojąc na poziomie Manchesteru City, Liverpool wyłania się nam jako hegemon w obecnej Premier League, który na Anfield jest dla większości ekip nie do ruszenia.
Słowa uznania należą się też niesamowitemu Salahowi, który dzisiaj niemiłosiernie wywijał Davidem Luizem. To jest też ten niesamowity aspekt gry Liverpoolu, że nigdy nie wiesz, który członek ofensywnego tercetu dzisiaj odpali. Ostatnio na fali był Sadio Mane, którego dziś przyćmił przebojowy Egipcjanin. Swoją drogą taki pewny wykonawca rzutów karnych przydałby się teraz w ekipe Ole Gunnara Solskjaera.
https://twitter.com/FootbaII_HQ/status/1165320613352882177?s=20
Cytowanie the Sun w tekście o The Reds to tragiczne nieporozumienie. Podczas każdego meczu na trybunach jest flaga z napisem "DON'T BUY THE SUN".
Wstyd. Dlatego zablokuję informacje z waszego serwisu.