Jeszcze nie tak dawno temu gwiazda Bröndby IF i gorący temat w kontekście otrzymania szansy w reprezentacji. Dziś Kamil Wilczek ma olbrzymie problemy z przebiciem się do składu Kopenhagi, która wyciągnęła go latem z Turcji. Wydawało się, że powrót do Danii okaże się zbawieniem, ale na ten moment sytuacja jest bardzo zła.
Nic nie wskazywało na to, że latem Kamil Wilczek wywoła w Danii tak wielkie poruszenie. Półroczny totalnie nieudany epizod w Turcji, gdzie w barwach Goztepe SK tylko raz wpisał się na listę strzelców, wymusił u niego zmianę klubu. Legenda Bröndby IF postanowiła wrócić na stare śmieci, podpisując kontrakt z ich największym rywalem, FC Kopenhaga.
Velkommen til Hovedstaden ✍🏻👀⚪️🔵#fcklive #sldk pic.twitter.com/cCBT8pMJ4o
— F.C. København (@FCKobenhavn) August 6, 2020
Wśród kibiców zawrzało i nie interesowało ich to, że Wilczek nie trafił tam bezpośrednio z Bröndby. W komentarzach można było ujrzeć nawet polskie stwierdzenia typu „Szczur” i „Polski Judasz”. Pojawiały się nawet mocniejsze wpisy, które idealnie obrazowały powagę tematu.
”Słowa „Kamil Wilczek” już nigdy nie przejdą mi przez usta. Mam nadzieję, że dozna kontuzji kolana i nigdy nie zagra dla nowego klubu.”
Sam Wilczek spokojnie podchodził do całej sytuacji. Wprost twierdził, że nie potrzebuje żadnego ochroniarza do poruszania się po mieście, a wiele pojawiających się historii jest podkolorowanych. Z pełnym przekonaniem wyrażał także zadowolenie i pewność tego ruchu. Przekonał go fakt, że Kopenhaga walczy w Danii o najwyższe cele i dodatkowo będzie mógł się pokazać w ich barwach w europejskich pucharach.
Nic nie wskazywało na problemy
Początki Kamila Wilczka w nowym otoczeniu były bardzo owocne. Trener Stale Solbakken widział w nim podstawowego napastnika, a i sam Wilczek szybko potwierdził, że można mu zaufać. Cztery bramki w czterech pierwszych ligowych spotkaniach naprawdę robiły wrażenie. Na największą uwagę zasługiwał jednak gol w derbach przeciwko jego byłemu klubowi. Szczególnie mając na uwadze masę krytycznych komentarzy i podgrzewanie atmosfery przez kibiców rywala. Wilczek tak zaimponował swoją skutecznością, że był nawet nominowany do nagrody dla najlepszego piłkarza września.
Kandidat 3 – Kamil Wilczek fra F.C. København#sldk | #månedensspiller | #ditholdvoresliga pic.twitter.com/9vkRcgqwuj
— 3F Superliga (@Superligaen) September 30, 2020
FC Kopenhaga jednak przegrała to spotkanie 1:2 i to nieco przygasiło atmosferę pomeczową. W tamtym czasie nie było to jedyne trafienie Wilczka przeciwko byłemu klubowi. Los chciał, że Kopenhaga w eliminacjach do Ligi Europy trafiła na Piasta Gliwice. W tym starciu ich były snajper raz trafił do bramki i raz asystował, a Duńczycy wygrali spokojnie 3:0 i awansowali do IV rundy. Czy można było sobie wymarzyć lepsze odbicie się po niepowodzeniu w Turcji? Raczej nie.
Dobra forma strzelecka powodowała także dyskusje, czy warto by było dać Wilczkowi kolejną szansę w reprezentacji. Był to czas, w którym poza grą był Arkadiusz Milik, a swoje problemy w Bundeslidze miał Krzysztof Piątek. Ówczesny selekcjoner Jerzy Brzęczek jednak nie spojrzał w jego stronę, tak samo jak to było za czasów gry w Bröndby. Czy słusznie? Jedni byli zwolennikami zawodnika Kopenhagi, inni uważali, że jest już za stary i swojej dawnej szansy nie wykorzystał.
Wracając jednak do klubu. Dobry czas Wilczka niespodziewanie szybko się skończył. Dodatkowo na ławce trenerskiej doszło do zmiany. Trenera Solbakkena zastąpił Jess Thorup znany z prowadzenia belgijskiego Genku, co też zapowiadało zmianę stylu gry.
Utrata składu na dobre
Jeszcze w końcówce rundy jesiennej z grą Wilczka nie było dramatu. Gorsza kwestia była jednak taka, że w czterech meczach ligowych i dodatkowo dwóch w Pucharze Danii ani razu nie wpisał się na listę strzelców. Po zimowym okresie przygotowawczym Wilczek już całkowicie stracił miejsce w składzie. Dorobek otrzymanych do tej pory minut wygląda bardzo mizernie (zdjęcie z Transfermarkt).
Na dodatek w ostatnim czasie Wilczkowi przydarzył się drobny uraz, przez co nie było go w kadrze meczowej w dwóch spotkaniach.
Ewidentnie widać, że Kamil Wilczek nie pasuje do stylu preferowanego przez trenera Thorupa. Duńczyk stawia w grze ofensywnej na ruchliwość napastników zarówno z piłką, jak i bez niej. Nawet jak są spotkania, w których nie do końca zdaje to egzamin, to jest on wierny swoim postanowieniom. Fakty są jednak takie, że FC Kopenhaga w wielu meczach ma problemy ze skutecznością i taki lis pola karnego, jakim jest Wilczek, na pewno by im się przydał. Być może chodzi tu zatem po prostu o pewną niechęć do polskiego napastnika. Przecież na początku sezonu udowadniał, że nadal może być skuteczny i starał się ciągnąć za uszy ofensywę „Byens Hold”.
***
Trudno wyrokować, czy sytuacja Kamila Wilczka zmieni się po przerwie reprezentacyjnej. Polski snajper ma kontrakt ważny ponad dwa lata i zapewne nie będzie chętny do letniej zmiany klubu. Być może zostanie do tego zmuszony, jeśli usłyszy od władz Kopenhagi, że nie jest już potrzebny. Patrząc jednak na sytuację Duńczyków, nie jest powiedziane, że trener Thorup na długo zakotwiczy na ławce trenerskiej. Kopenhaga obecnie zajmuje czwartą lokatę, a na domiar złego liderem jest ich największy rywal Bröndby. Ich ambicje są zatem podrażnione, a wyniki? Nie są szczytem możliwości tej drużyny. To może wręcz wymusić przeproszenie się z Wilczkiem i obdarzenie go zaufaniem, co być może poprawi skuteczność.