Kamil Wiktorski dwa lata temu zamienił Polskę na Rumunię. W tym czasie zdążył zanotować 48 spotkań, w których zdobył jedną bramkę i dwie asysty. Środkowy obrońca zbiera na ogół pochwały w rozgrywkach Liga 2 i ma nadzieję, że wkrótce dołączy do innych Polaków, Adriana Cierpki i Pawła Tomczyka, w tamtejszej ekstraklasie. Porozmawialiśmy z 29-letnim byłym zawodnikiem Podbeskidzia, Chojniczanki czy Zagłębia Sosnowiec. Zapraszamy do przeczytania wywiadu!
Zacznijmy od konkretu. Kamil Wiktorski w przyszłym sezonie będzie zawodnikiem…
AS FC Buzau.
Według wszystkich źródeł Twój kontrakt wygasał 30 czerwca tego roku.
Do porozumienia doszliśmy już rok temu i tak naprawdę wtedy parafowałem umowę na dwa lata. Mam nadzieję wypełnić ten kontrakt, chociaż wiadomo, że jest okienko transferowe i zawsze różne rzeczy mogą się przydarzyć.
O proszę. Za Tobą już dwa lata gry w Rumunii. Jak osobiście oceniłbyś ten okres?
Na pewno pozytywne doświadczenie. Dużo nowych bodźców, inna kultura, poznanie tego z trochę innej strony. Ale jak najbardziej nie żałuję, bardzo fajny czas, dlatego mam nadzieję, że ten trzeci rok też będzie dobry, ponieważ te poprzednie dwa też jakby nie były najgorsze, chociaż mogły się skończyć troszkę lepiej.
Właśnie, ostatnie lata były dla Ciebie dość pechowe. Opuściłeś awansujące Podbeskidzie na rzecz spadającej Chojniczanki, potem z dwoma rumuńskimi klubami też nie udało się wejść do najwyższej ligi.
Podbeskidzie opuściłem, prawdę mówiąc, po swojej przemyślanej decyzji, w poszukiwaniu większej liczby minut. Mogłem zagrać więcej, niż miałem okazję w Bielsku-Białej. Akurat była szansa pomóc Chojniczance, co nie udało się z dobrym skutkiem, ale dzięki temu pobytowi trafiłem później do Rumunii. W Dunarei Calarasi mieliśmy dużą szansę, aby awansować do ekstraklasy, ale niestety odpadliśmy w barażu po dwumeczu.
W drugim zespole zabrakło nam punktu, żeby awansować do fazy play-off. Czy pechowo? Tak się złożyło. Można było oczekiwać czegoś więcej, może faktycznie czegoś zabrakło, ale na pewno wyniosłem z tych wydarzeń duże doświadczenie. Buzau przedstawiło mi projekt zakładający awans w perspektywie trzyletniej, więc wszyscy mamy nadzieję, że uda się w przyszłym sezonie.
W dotychczasowej karierze jeszcze nie udało Ci się zagrać w najwyższej lidze żadnego kraju.
Na pewno do tego dążę z każdym sezonem, raz się jest bliżej, raz trochę dalej, ale cel jest, aby kiedyś znaleźć się na tym najwyższym poziomie rozgrywkowym, a także żeby udało się nieco na nim pograć. Skupiam się na rumuńskiej drugiej lidze, walczymy, chcemy dobrze wystartować, a potem czas pokaże. Jak każdy chciałbym awansować. Jak to się mówi, do trzech razy sztuka.
Przychodząc tutaj, liczyłeś, że Rumunia Cię zbuduje, podobnie jak Łukasza Szukałę?
Nie patrzyłem zbytnio na losy Łukasza Szukały, ale wszyscy tutaj wiedzą, jaką marką był ten zawodnik i w jakich klubach grał. Dla mnie najważniejsze było, aby dobrze się tu zaklimatyzować i osiągać cele. W pierwszym sezonie chciałem dobrze się pokazać na nowym rynku, bo wiadomo, że nie każdy szuka zawodników akurat z Polski.
Druga zagraniczna przygoda pozwala Ci się rozwijać tak, jakbyś sobie to wymarzył?
Przyjazd dla mnie był czymś nowym, na początku nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Dzięki pierwszej udanej kampanii trafiłem razem z trenerem do nowej drużyny, w której mamy swoje marzenia. Większych oczekiwań względem tej przygody od początku nie miałem. Chciałem się obronić swoją grą i dobrymi meczami oraz podnosić poziom sportowy, pomagając chłopakom z drużyny.
A jak Ci się tu żyje?
Prywatnie żyje nam się z rodziną bardzo dobrze, jestem z żoną, małym synkiem, nie mamy problemów od początku naszego pobytu. Rumuni to bardzo mili ludzie. Odległość od Polski nie wpływa na to, że odczuwam jakąś tęsknotę za krajem, jestem zadowolony, że tu przyjechałem, poznałem ludzi i realizuję się jako zawodnik w nowym państwie. Na pewno czekam na więcej fajnych momentów i mam nadzieję, że to się stanie w tym roku.
Kontaktowałeś się z rodakami grającymi w tym kraju?
Miałem kontakt z Rafałem Zaborowskim, ponieważ w pierwszym moim sezonie graliśmy przeciwko sobie. Rozmawialiśmy o lidze, warunkach w drużynie czy też o kraju, potem także o jego przenosinach. Z innymi chłopakami nie miałem okazji się poznać.
Polecałbyś innym Polakom ten kierunek?
Zależy, kto czego oczekuje. Ja przyjechałem z rodziną, może nie jesteśmy w dużym mieście. Ale na przykład sam Bukareszt to już jest miasto europejskie, wielokulturowe i każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie. Myślę, że poleciłbym ten kierunek, gdyby ktoś chciał poznać inny styl bycia, inną piłkę. To są na pewno inne doświadczenia niż w Polsce. Jeżeli chodzi o kwestie treningowe, boiska i stadiony, to bez porównania Polska jest kilka lat do przodu, ale mam wrażenie, że w Rumunii też idzie to w dobrym kierunku i to fajne miejsce dla młodych zawodników.
Wielu piłkarzy, tak jak u nas, odchodzi do mocniejszych lig. Są też zespoły walczące w ligach europejskich, więc poziom sportowy na pewno jest dobry. Nie można tylko zapominać o trochę innej pogodzie. Lata są gorące i nieco dłuższe. Treningi mogą przebiegać w większych temperaturach. Dzisiaj podczas naszego treningu było 35 stopni, a tak potrafi być przez parę dobrych tygodni.
A słyszałem tezę, że druga liga jest trochę abstrakcją. Bo niski poziom, bo małe kluby, bo nieczysto, bo brak VAR-u. Z kilkoma wyjątkami. Ale rozumiem, że nie potwierdziłbyś tego zdania?
Wygląda to trochę inaczej niż w Polsce, poziom sędziowania pozostawia wiele do życzenia, VAR-u jak nie było, tak nie ma. U nas w Polsce to się zmieniło, ale jeszcze kiedy odchodziłem, też go nie było. Czy są wyjątki? Myślę, że są mecze z drużynami, które mają dużą markę i przychodzi wiele ludzi. Są mecze na ładnych stadionach, a są mecze rozgrywane w mniejszych miejscowościach na mniejszych obiektach. Ale to tak jak w naszym kraju, jeździło się na trzystuosobową widownię, a jeździło się tam, gdzie przychodziło dziesięć tysięcy.
Praktycznie większość meczów jest transmitowana w telewizji i tutaj to niczym nie odstaje od tego, co widzimy w Polsce. Bardziej skupiam się na graniu, ale myślę, że cała otoczka jest atrakcyjna i zainteresowanie jest spore. Gdzie się nie pójdzie, do lokalu, do restauracji, jest włączona piłka. Ludzie tym żyją. Gdy tu przyjechałem, to było to coś, co zobaczyłem na pierwszy rzut oka i przyjemnie się przy tym gra.
Wróćmy na chwilę do czasów Glasgow Rangers. Po wielu latach nasuwają się wnioski, dlaczego nie wyszło?
Nie zastanawiałem się na zasadzie, czemu nie wyszło. Stamtąd odszedłem z własnej woli, chciałem wrócić do Polski i pokazać się tutaj. Na pewno nie odnalazłem się w Szkocji tak, jakbym chciał. Wyjeżdzałem w młodym wieku i nie każdy zdaje sobie sprawę, ile niesie to ze sobą wyrzeczeń. Doskwierała mi ta odległość od rodziny, wyjeżdżając, zostawiając wszystko w wieku 16 lat.
Zaczynając od juniorów, przechodząc przez wszystkie szczeble, sportowo się broniłem i raz nawet byłem na ławce rezerwowych, gdy drużyna spadała do czwartej ligi. Przedłużyłem kontrakt z nadzieją, że tam będę mógł zadebiutować i zagrać parę meczów. Jednak tak się nie stało, po czym zdecydowałem, że odejdę. Byłem młody, niecierpliwy i tak się stało, że postanowiłem szukać miejsca gdzie indziej.
Często mierzysz się z opiniami lub taką łatką zmarnowanego talentu?
Chyba nie, tak naprawdę najwięcej osób, które mi to mówi, to są znajomi, dawni koledzy z drużyny za czasów Zawiszy Bydgoszcz, gdy odchodziłem z opinią. Ale później wyjeżdżając, nie było tego, co widzimy dzisiaj na takim poziomie, że o każdym Polaku w zagranicznym klubie wszyscy wiedzą i się nim interesują. O mnie tak głośno nie było.
Skupiałem się na pracy w klubie. Nie miałem większego kontaktu z ludźmi, którzy by tak o mnie mówili, ponieważ nie do końca wszyscy wiedzieli, że może i ja tam za granicą grałem. Gdybym jakoś się pokazał w Polsce, to wtedy by tak o mnie mówiono. Miałem pewne problemy zdrowotne, przy których nie mogłem podpisać kontraktu i miałem wymuszoną długą przerwę, w której musiałem dochodzić do siebie. Dużo pracy kosztował mnie tamten czas.
Jak on wyglądał?
Wracając z Rangers do Polski, byłem na obozie w Turcji w jednym z zespołów ekstraklasy, aby pokazać się trenerowi w treningu i sparingach. Podczas zgrupowania oznajmiono mi, że się spodobałem i po powrocie do Polski przejdę testy medyczne, aby sfinalizować umowę. Niestety przez brak dostatecznej wiedzy na temat mojego przypadku u jednego z lekarzy ten nie chciał brać odpowiedzialności za to, co według niego mogłoby się wydarzyć podczas uprawiania sportu, po czym zostałem odesłany do domu. Wtedy zaczęła się moja tułaczka w poszukiwaniu wyjścia z tej sytuacji. Jeżdżenie po różnych klinikach i lekarzach w celu ustalenia faktycznego stanu mojego zdrowia.
Rangers zaprosili mnie, żeby to wyjaśnić i pomóc, lekarze nie widzieli przeciwskazań, wiedzieli już wcześniej o moim stanie zdrowia, lecz to nie wystarczyło, żeby podpisać umowę w Polsce. Byłem w klinikach, w których badało się olimpijczyków. Jeden z profesorów zwodził mnie pół roku: w zamian za podpisanie dokumentów oczekiwał wykupienia mu biletów lotniczych na wakacje do Hiszpanii. Ostatnio widziałem go w telewizji śniadaniowej, wygłaszającego swoje opinie. Po tych niepowodzeniach z lekarzami tak naprawdę dopiero po roku udało mi się znaleźć kogoś, kto nie bał się wziąć odpowiedzialności za swoją decyzję i żaden klubowy lekarz nie był w stanie tych decyzji podważyć. Niestety kosztowało mnie to dużo czasu, który wiem, jak bardzo jest ważny w sporcie.
Który piłkarz, przeciwko któremu lub z którym grałeś, zrobił na Tobie największe wrażenie?
Nikica Jelavić. Jeszcze za czasów Glasgow Rangers. Nietuzinkowy zawodnik, reprezentant Chorwacji, napastnik, później grał w Evertonie, Premiership i Chinach. Z tego co pamiętam, zakończył karierę. Przyszedł do tej drużyny i widać było, że ma spory talent, duży potencjał, możliwości, umiejętości i będzie ciągnąć tę drużynę.
A za czasów gry w Polsce?
Grając jeszcze w młodzieżowych reprezentacjach, największe wrażenie zrobił na mnie Piotr Zieliński. Kiedy zobaczyłem go w treningu czy w meczu, było widać, że ma to coś i będzie grać w przyszłości na wysokim poziomie.
A którego szkoleniowca wspominasz najmilej?
Trudne pytanie. Chyba niesprawiedliwie byłoby wymieniać tutaj tylko jednego. Od każdego mogłem dużo się nauczyć, każdy mi pomógł i na pewno u każdego mogę mieć dług wdzięczności. Od każdego starałem się wynieść jak najwięcej, słuchać ich rad. Dzięki temu poznawać różne wizje gry, spostrzeżenia i brać z tego garściami.
Ostatnimi czasy wielu polskich stoperów swój czas świetności ma po trzydziestce. Myślisz, że tak też będzie w Twoim przypadku?
Mam nadzieję, że tak będzie, że to, co najlepsze, jest przede mną. Możliwe, że tak jest, to już jest taki wiek, który pozwala na jakieś przemyślenia, na pewną dojrzałość i postrzeganie wielu rzeczy inaczej. Dlatego myślę, że to może też nie być przypadek. Cały czas dobrze się czuję, jestem głodny sukcesów, chcę grać jak najdłużej. Nie będę składać broni, tylko walczyć o swoje. Na szczęście nigdy poważniejszej kontuzji nie miałem i liczę, że tak zostanie. Ale jako profesjonalny zawodnik trzeba być gotowym na różne nieoczekiwane rzeczy. No i wierzę, że to ten czas, który fajnie byłoby zwieńczyć takim awansem, nawet samą dobrą grą, a wyniki przyjdą razem z tym.
Masz już jakiś cel lub priorytet po zakończeniu kariery?
Chciałbym pewnego dnia wrócić z rodziną do Polski, ale to jeszcze nie jest ten etap, kiedy myślałbym o tym poważnie. Kwestia trenerki tutaj odpada, ponieważ nie widzę się w tym miejscu, nie czuję tego, a chcę robić to, co lubię. Zobaczymy za parę lat, na ten moment skupiam się na piłce całymi siłami i idę w tym kierunku.
Czego możemy Ci życzyć?
Zdrowia – aby dopisywało jak dotychczas, i trochę szczęścia, bo zawsze się przyda w realizacji swoich celów.