Kamil Kuzera: Musimy zrobić wszystko, żeby zwiększać swoje szanse na utrzymanie [WYWIAD]


Kamil Kuzera o kulisach pracy w Koronie Kielce

18 kwietnia 2023 Kamil Kuzera: Musimy zrobić wszystko, żeby zwiększać swoje szanse na utrzymanie [WYWIAD]
Twitter Korona Kielce

Kamil Kuzera w bieżącym sezonie przebojem wkradł się do PKO BP Ekstraklasy. Po zwolnieniu Leszka Ojrzyńskiego ze stanowiska pierwszego trenera Korony Kielce to właśnie Kamil przejął jego obowiązki. Choć na początku miał być tylko trenerem tymczasowym, to zarząd klubu z czasem zdecydował się podpisać z nim umowę do końca sezonu. O powodach, dla których przyjął ofertę, i kulisach pracy w Kielcach opowie dziś Kamil Kuzera. Zapraszam na wywiad.


Udostępnij na Udostępnij na

Od listopada 2022 roku jest pan pierwszym trenerem Korony Kielce. Jest to pana pierwszy kontrakt na stanowisku głównego trenera. Czy nie uważa pan, że rzucił się pan na zbyt głęboką wodę jak na pierwszy raz w nowej roli? W końcu objął pan beniaminka ekstraklasy będącego w strefie spadkowej, który szukał trenera w środku sezonu.

Czy rzuciłem się na głęboką wodę? Myślę, że nie. Wiadomo, że ekstraklasa jest bardzo wymagająca i poziom jest naprawdę wysoki, ale przypominam, że przez kilka lat pracowałem jako asystent i przygotowywałem się do objęcia takiego stanowiska. Nie sądziłem natomiast, że stanie się to już teraz. W pierwszej kolejności chciałem skończyć kurs UEFA PRO. Korona znalazła się w takiej sytuacji, że zdecydowałem się przyjąć ofertę prezesa i dyrektora sportowego. Chcę zrobić wszystko, żeby wykorzystać tę szansę, a przede wszystkim, żeby moja drużyna robiła postępy.

Jakimi kryteriami kierował się pan, decydując się na przyjęcie oferty z Korony?

Na pewno duże znaczenie miało przywiązanie emocjonalne. Jestem z Kielc. Zdecydowaną większość swojego życia piłkarskiego i później trenerskiego spędziłem w Koronie. Bardzo dobrze znam środowisko, realia, w jakich funkcjonujemy, i sytuację w środku klubu. Kiedy dostałem propozycję objęcia pierwszej drużny już nie tymczasowo, musiałem rozważyć za i przeciw, ale serducho podpowiadało mi, że to jest ten moment. Wiedziałem, jak wiele osób liczy na to, że przyjmę tę ofertę i poradzę sobie w nowej roli. Wszystkie te składowe zadecydowały, że dzisiaj jestem pierwszym trenerem Korony Kielce.

Czas pokazał, że świetnie się pan odnalazł, siedząc na ławce trenerskiej. W pierwszych dziesięciu meczach w ekstraklasie zaliczył pan pięć zwycięstw, trzy remisy i zaledwie dwie porażki (wywiad przeprowadzony 14 kwietnia 2023). Takie wyniki mogą robić wrażenie. Czy mógłby pan uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, co jest receptą na tak świetne wyniki Korony?

Nie ma złotego środka, który zadziała u każdego trenera. Od samego początku jasno ustaliliśmy sobie zasady współpracy. Nakreśliliśmy drużynie, co chcemy robić i jak. Pracowaliśmy przede wszystkim nad wzajemnym zaufaniem – moim do drużyny i zespołu do mnie oraz metod treningowych. To było dla mnie najważniejsze.

Wiedzieliśmy, że żeby ruszyć z miejsca i realnie włączyć się do walki o utrzymanie, czeka nas bardzo dużo pracy i wyrzeczeń. Liczyliśmy się również z ogromnymi obciążeniami: fizycznymi i psychicznymi.

Zgodnie stwierdziliśmy, że wchodzimy w to razem i akceptujemy warunki naszej współpracy. Doskonale wiemy, że musimy wyciskać z każdego treningu i każdego meczu „maxa”, bo sytuacja wciąż nie jest dla nas komfortowa. Nadal jesteśmy w trudnej sytuacji. Pozostało sześć kolejek do końca i wiem, że musimy naprawdę przycisnąć do dechy, żeby dać sobie szansę na pozostanie w ekstraklasie.

Wspomniał pan o nowych zasadach i metodach treningowych panujących w zespole. W takim razie jakie zasady zostały wprowadzone w klubie po pana przyjściu?

Tak jak wspominałem wcześniej, wzajemne zaufanie jest dla mnie najważniejsze, dlatego wspólnie z zespołem wypracowaliśmy i wdrożyliśmy taki regulamin, który generalnie funkcjonuje w każdym zespole. Nie będę się tu wdawać w szczegóły czy zdradzać konkretne zapisy.

Dużo o tym mówię, ale proszę mi uwierzyć – obopólne zaufanie to naprawdę dzisiaj jest ogromna płaszczyzna do tego, żeby po prostu pracować. Każda zmiana i nowa metoda treningowa wymaga zaangażowania z obu stron.

Czasami zawodnicy mają swoje przyzwyczajenia, które wynikają głównie z doświadczenia z pracy z innymi trenerami. Mówią – „tu się pracowało tak, a tam inaczej, może byśmy tego nie robili?”. Odpowiadam im wtedy, że będziemy to robić tak, jak ja oraz pozostali członkowie sztabu uważamy za słuszne. Musicie nam zaufać. Ja ufam wam i wiem, że zdarzają się pomyłki. Rozumiem też, że pomyłki będą się przytrafiać zarówno mi, jak i zespołowi, ale musimy sobie ufać i dalej iść jednym kierunku, bo to jest najważniejsze. Zwątpienie psuje atmosferę, a to z kolei nie służy temu, żeby budować pozytywne relacje między sobą.

W piłce nożnej wynik zawsze jest rzeczą otwartą. Najważniejsze jest to, co robisz, co planujesz, jakie wprowadzasz zasady, jaki masz plan na mecz, a także to, czy go realizujesz. Każda z tych kwestii wiąże się z zaufaniem. Myślę, że pod tym względem mamy wypracowane dobre i zdrowo funkcjonujące zasady, które na razie dają korzystne efekty.

Wspomniał pan również o treningach. Które elementy gry po przejęciu przez pana zespołu wymagały największej poprawy?

Nie da się tego rozbić stricte na stałe fragmenty, defensywę lub ofensywę. Nasza organizacja gry w systemie, w którym chcemy funkcjonować, i pewne zasady, które tam wprowadzamy, muszą być zasadami sztywnymi. Zdarzają się pewne odchylenia, ale główny cel i założenia co do tego, jak chcemy poruszać się po boisku, gdy tej piłki nie mamy, w których fragmentach możemy się pokusić o to, żeby próbować tę piłkę odebrać, są stałe.

Druga rzecz jest taka, że przychodzi moment, w którym już masz piłkę. Tutaj zarządzanie posiadaniem tej piłki jest bardzo ważne. Szczególnie to, co chcemy z nią zrobić, gdzie na boisku chcemy skupić przeciwnika, a w którym momencie chcemy zagrać piłkę prostopadłą. Istotne jest, w którym momencie możemy to robić, bo pojawiła się szansa, żeby to wykorzystać. Naprawdę to jest bardzo duży i bardzo złożony mechanizm.

Na dodatek trzeba pamiętać, że dzisiejsza piłka jest bardzo intensywna i szybka. Przygotowanie motoryczne musi być na dobrym poziomie. Wiadomo jednak, że jeżeli ta gra z piłką, kolokwialnie mówiąc, „cieszy zespół” i oni widzą w tym dobry kierunek, to łatwiej jest zmusić się do tego, żeby ciężej popracować i szybciej odebrać piłkę rywalom. Jeszcze raz powtórzę – to zbyt złożony temat i trudno mi jest wyszczególnić to w małych czynnikach tak na szybko.

W tym miejscu nasuwa mi się jeszcze jedno pytanie. Co ma pan, czego nie mieli inni trenerzy prowadzący Koronę Kielce wcześniej?

Każdy trener odpowiada za swój zespół, etos pracy i cele. Każdy trener ma swój pomysł na zespół, który czasem przynosi efekty, a czasem nie. Ja staram się robić to według swojej filozofii i mojego spojrzenia na piłkę nożną. Biorę również pod uwagę, jakie spojrzenie na piłkę mają moi asystenci, bo to również jest bardzo ważne. Nie zamykam się po prostu na informacje z zewnątrz, bo one czasami są naprawdę bardzo istotne. Równie ważna jest umiejętność odpowiedniego segregowania tych informacji. W piłce nożnej pracuje się na żywym organizmie, dlatego potrzeba dużo czasu i ciężkiej pracy, żeby funkcjonowało to tak, jak każdy by chciał.

Teraz wróćmy do początków pana przygody z Kielcami. Dokładniej mówiąc do tematu pełnienia przez pana funkcji trenera tymczasowego w Kielcach. Było to dokładnie w sezonach 2020/2021 oraz 2021/2022. Czy już wtedy liczył pan na jakąś ofertę z klubu, który mianowałby pana pełnoetatowym trenerem pierwszego zespołu?

Nie. Kiedy jesteś asystentem i dostajesz zespół w zastępstwie, wiesz, że prędzej czy później klub ma w planach sprowadzenie innego trenera. Praca w roli trenera tymczasowego ma przede wszystkim zupełnie inny ciężar niż to, gdy dostajesz zespół od początku i masz czas, żeby przygotować drużynę do rozgrywek, będąc w stu procentach odpowiedzialnym za to, co się wydarzy. Gdy dostajesz pracę w ekstraklasie lub 1. lidze jako pierwszy trener, to ta odpowiedzialność jest naprawdę olbrzymia. Sam ponosisz odpowiedzialność za wszystkie decyzje. Zarówno te dobre, jak i te złe. Będąc trenerem tymczasowym, możesz nie zadziałać doraźnie czy jednorazowo i nie niesie to za sobą aż takiego obciążenia psychicznego.

To na pewno są dwie zupełnie inne role w całkowicie różnych warunkach. Jedno wiem na pewno. Trzeba naprawdę sporo pracy jako asystent, żeby funkcjonować w tej szeroko rozumianej piłce nożnej i zderzyć się z pewnymi rzeczami, ale to i tak nigdy nie odda obciążenia psychicznego, jakie ci towarzyszy, gdy jesteś pierwszym trenerem. To na pewno jest olbrzymi przeskok.

A skąd w ogóle wziął się pana pomysł na zrobienie licencji trenerskiej po zakończeniu kariery?

Jeszcze gdy grałem w piłkę, pojawiały się pierwsze szkolenia i studia z wychowania fizycznego. W międzyczasie pojawiały się również kursy trenerskie. Jeżeli mogłem z nich wtedy skorzystać, to po prostu z tego korzystałem, bo wiedziałem, że jest to coś, z czym jestem związany całe życie i na pewno mi się to w życiu przyda. Dość szybko i płynnie przeszedłem z grania w piłkę jako zawodnik do tego, żeby wdrożyć się w rolę trenera w drugim zespole, a jeszcze wcześniej w rolę asystenta. Bardzo to wszystko doceniam, bo cały czas jestem przy tym, co kocham, i tym, czym się zajmuję przez całe moje życie.

Wiadomo, że teraz w trochę innej formie, bo różnica między graniem w piłkę a nauczaniem gry w piłkę jest ogromna. Natomiast staram się w tym spełniać i przede wszystkim rozwijać się w tym, co robię, bo to jest najważniejsze, żeby cały czas być otwartym na nowe rzeczy i wyzwania.

Piłka nożna na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat, za czasów, kiedy jeszcze byłem aktywnym zawodnikiem, do dzisiejszego momentu, naprawdę bardzo mocno przyspieszyła i jest mnóstwo detali, na które warto otworzyć głowę i warto się po prostu ich uczyć, a następnie je wprowadzać, ponieważ tak się pracuje w topowych ligach i widać, że to przynosi efekty.

Skoro ustaliliśmy, jak to wszystko się zaczęło, możemy już wrócić do bieżących tematów. Chciałbym się jeszcze pana zapytać o listopad zeszłego roku i początek pana pracy. Jak trudno było panu wprowadzić swoją wizję gry do zespołu w środku sezonu?

Przejąłem zespół tak naprawdę na dwie ostanie kolejki poprzedniej rundy i nie miałem czasu na to, żeby wprowadzać nowe warianty taktyczne i swój pomysł na grę. W takich momentach bardziej działasz na swojej intuicji i relacjach z zawodnikami. Tak to właśnie wyglądało.

Zabawa zaczyna się wtedy, kiedy dostajesz pierwszy zespół całkowicie do swojej dyspozycji, stajesz się za tych chłopaków w stu procentach odpowiedzialny i wiesz, że masz okres przygotowawczy przed sobą, który musisz zaplanować. Musisz również odpowiedzieć sobie na kilka pytań: „jak ty chcesz grać?”, „z czym chcesz być utożsamiany?”, „z jakim zespołem masz do czynienia?”, „jakich masz zawodników?”, „w jakim środowisku jesteś?”, „jakie są czynniki zewnętrzne, które oddziaływują w klubie?”. Nie jest łatwo znaleźć odpowiedzi, ale bez tego trudno zacząć cokolwiek budować.

Kiedy podpisujesz kontrakt i idziesz do domu lub siadasz w swoim biurze, w głowie pojawia się milion myśli. Z jednej strony masz świadomość swojej wiedzy na temat piłki i wiesz, jak chcesz grać, ale kiedy dostajesz zespół we własne ręce, w głowie pojawia się prawdziwy mętlik. Jest tyle pomysłów, a trzeba przecież wybrać jakąś drogę. Nie jest to takie proste, bo trzeba pamiętać, jakim materiałem ludzkim się dysponuje i czy ten zespół będzie w stanie dźwignąć to, co chcesz im zaproponować.

Każdy z trenerów może sobie założyć bardzo różne rzeczy. Na przykład, że będzie grał widowiskowy, intensywny i otwarty futbol, ale najzwyczajniej w świecie można nie mieć do tego odpowiednich zawodników. Oczywiście oni będą starali się zrobić wszystko, co w ich mocy, ale możliwości w pewnych zakresach mogą im to utrudniać.

Chyba śmiało mogę powiedzieć, że obóz przygotowawczy w Turcji był dla pana sporym bonusem. Dostał pan sporo czasu na treningi w „idealnych warunkach”, dzięki czemu na pewno łatwiej było wprowadzać panu nowe elementy do gry drużyny.

Takie obozy zawsze są wartością dodaną, szczególnie zimą, gdy w Polsce mało jest obiektów, z których można korzystać na 100%. Tu w Kielcach mieliśmy o tyle łatwiej, że mogliśmy trenować na naturalnym boisku i już na miejscu sporo udało nam się wypracować. Jeszcze przed wylotem wiedzieliśmy, w jakim kierunku chcemy iść, a praca rzeczywiście szła do przodu.

Obóz przygotowawczy zawsze jest małym testem. Spędzamy ze sobą 24 godziny na dobę, dzieją się różne rzeczy. Jest ciężka praca, wycieńczenie organizmu. Są momenty lepsze, gorsze i są mecze sparingowe, w czasie których twoja praca jest poddawana weryfikacji. Tutaj naprawdę kluczowe jest to zaufanie, o którym rozmawialiśmy wcześniej. Trzeba przyznać, że droga, jaką przeszliśmy w okresie przygotowawczym, nie była łatwa. Zmieniliśmy sposób naszej gry, ale podczas treningów niekoniecznie byliśmy wszyscy przekonani, że to jest to, do czego chcemy zmierzać.

Co więcej, nawet sparingi w niczym nas nie utwierdzały, bo przecież przegrywaliśmy te mecze. Pojawiały się momenty, może nie zwątpienia, ale na pewno leciały iskry, które trzeba było przekłuwać w konstruktywne i pozytywne wnioski. Mieliśmy jednak świadomość, że trudy ciężkiej pracy dają się we znaki wszystkim.

Mimo że naprawdę ciężko pracowaliśmy, wciąż przegrywaliśmy i coś było nie tak. Najtrudniejsze było przekonanie zawodników, że zmierzamy w dobrym kierunku i że droga, którą wspólnie obraliśmy, jest właściwa. To jest właśnie plus takich zgrupowań. Masz dużo czasu na to, by rozmawiać z zawodnikami czy to indywidualnie, czy na odprawach. Dostajesz szansę, by pokazywać im dobre rzeczy, które udało się wypracować i które wychodzą. Co nie oznacza, że nie rozmawiamy o tym, co nie wychodzi. Nie można od tego uciekać, zwłaszcza że byliśmy wtedy w takim okresie, że było u nas naprawdę sporo płaszczyzn, w których pojawiały się deficyty, które byliśmy w stanie odpowiednio skontrolować.

Wspomniał pan, że mieliście w Kielcach do dyspozycji boisko treningowe zimą. W takim razie dlaczego zdecydowaliście się na obóz przygotowawczy za granicą?

Mamy w Kielcach bardzo dobre warunki treningowe, ale nie zapominajmy o warunkach atmosferycznych, które panują w Polsce zimą. Nie jest możliwe trenowanie dwa razy dziennie przez siedem dni w tygodniu, gdy temperatura na zewnątrz jest ujemna, a z nieba pada śnieg.

Warto też pamiętać, z jakimi to się wiąże kosztami. Czasami zimą bardziej opłacalny jest wylot za granicę niż treningi w Polsce. Kolejnym ważnym, a być może najważniejszym argumentem są sparingpartnerzy, bo gry kontrolne rozgrywasz w warunkach zbliżonych do meczowych.

Teraz cofniemy się w czasie jeszcze bardziej, a konkretnie do meczu z Widzewem Łódź i decyzji o wykluczeniu z zespołu aż pięciu zawodników. Skąd wzięła się ta decyzja?

Decyzja o roszadach w kadrze została podjęta po ostatnim meczu w rundzie jesiennej. Przy ocenie podejmowanej przez pion sportowy klubu braliśmy pod uwagę całokształt pracy i dalszą przydatność w drużynie każdego zawodnika. Myślę, że to normalne, że po ostatnich meczach rundy czy sezonu, jeszcze przed wyjazdem na urlop, zawodnicy, z którymi klub nie wiąże przyszłości, dostają informację, że współpraca na określonych warunkach nie będzie kontynuowana. Tak było też u nas, gdy pięciu zawodników dostało od nas wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy.

Teraz skupmy się na kilku ostatnich spotkaniach w wykonaniu Korony Kielce. Macie na swoim koncie serię siedmiu meczów bez porażki. Czy możemy już powiedzieć, że spadek w tym sezonie już Wam nie grozi?

Nie. Na pewno nie możemy tak powiedzieć, bo do końca zostało sześć kolejek. Korona Kielce wciąż ma szansę, żeby w tej ekstraklasie pozostać i w każdym meczu, który nam został, musimy zrobić wszystko, żeby zwiększać swoje szanse na utrzymanie.

Jaki jest plan sztabu szkoleniowego na najbliższe spotkania?

Krok po kroku. W tej chwili koncentrujemy się w całości na tym, co przyniesie najbliższy mecz.

A pojawiają się już jakieś rozmowy na temat przyszłego sezonu i przedłużenia z panem
kontraktu?

Mam kontrakt do końca tego sezonu z opcją przedłużenia. Na dziś najważniejsze jest dla nas to, by jak najlepiej wykonać swoją pracę i zrealizować nasz cel. Jeżeli to się stanie, usiądziemy do stołu i będziemy rozmawiać na temat tego, co wydarzy się dalej.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze