W ekstraklasie występuje wielu zagranicznych piłkarzy, o których po prostu zapominamy, gdy kończą oni przygodę z naszą rodzima ligą. Kalu Uche jest jednak zawodnikiem, który dzięki swojej charakterystycznej grze nie pozwolił o sobie zapomnieć.
Muszę przyznać, że mam ogromny sentyment do tego zawodnika. Mimo że minęło już prawie dziesięć lat, odkąd opuścił on nasz kraj, to jednak dalej pamiętam jego świetne występy przy Reymonta w Krakowie. Kalu Uche nie należał do zawodników, o których łatwo się zapomina. Nie był piłkarzem, który przyjechał na chwilę do naszego kraju, coś tam pokazał i zaraz odszedł. Nigeryjczyk mimo młodego wieku stał się gwiazdą naszej ekstraklasy. Gdy tylko usłyszymy, że w swoim nowym klubie strzela bramki, to zaraz przypomina nam się, że został tak naprawdę wychowany przez naszą ligę. Jego kariera nie potoczyła się tak, jak byśmy mogli przewidywać, ale zacznijmy od początku.
Uche trafił do Wisły w wieku dziewiętnastu lat. Pierwszy jego sezon w Krakowie nie był najlepszy, jednak władze Wisły widziały sprawy inaczej i po rocznym wypożyczeniu zdecydowały się na transfer definitywny. Kalu Uche bardzo rozwinął się, kiedy trenerem był Henryk Kasperczak, to właśnie wtedy miał najlepszy okres podczas swojego pobytu przy Reymonta. Pamiętamy wtedy tę szarżę Wisły w Pucharze UEFA. Mecze z takimi zespołami jak Schalke czy Lazio, w których to właśnie Nigeryjczyk był główną postacią. Jego bramka w meczu z Schalke na pewno pozostała w pamięci kibiców Wisły na bardzo długo.
Kalu Uche był w tym czasie kluczową postacią swojej drużyny, zdobywał liczne nagrody i grał na naprawdę wysokim poziomie. Cechą charakterystyczną Nigeryjczyka były cieszynki, jakimi nas raczył po każdym strzelonym golu, to właśnie one były jego znakiem rozpoznawczym.
Niestety przygoda Uche z Wisłą to nie tylko dobre momenty, ale niestety też takie, o jakich chciałby zapomnieć. Kłótnie z kolegami z drużyny, zarówno na boisku, jak i w szatni, a także odmówienie wyjazdu na mecz eliminacyjny LM były początkiem końca jego pobytu w Wiśle. Kalu Uche starał się za wszelką cenę rozwiązać kontrakt z Wisłą na własną rękę. Gdy jednak nie udało mu się nic zdziałać w tej sprawie, wrócił do Krakowa i podpisał nowy kontrakt. Jednak dosyć szybko został wypożyczony do Bordeaux. Ligi francuskiej nie podbił i po raz kolejny wrócił do Krakowa. Strzelił nawet gola w meczu eliminacyjnym do LM.
Wisła jednak, jak pamiętamy, odpadła z rozgrywek, a Kalu Uche został sprzedany do Almerii. W barwach Wisły zagrał 81 spotkań, w których strzelił 21 goli. Pożegnał się z klubem w niezbyt dobrych nastrojach, kibice także mieli mu za złe to, jak się zachowywał w ostatnim okresie swojego pobytu przy Reymonta. Następne lata Nigeryjczyk spędził w Hiszpanii. W Almerii grał aż sześć lat. Rozegrał 128 spotkań, w których strzelił 28 bramek. Przez tyle lat gry na hiszpańskich boiskach wyrobił sobie dobrą markę i wydawało się, że kwestią czasu jest transfer do lepszego klubu.
Uche wybrał jednak inaczej i zdecydował się na transfer do Szwajcarii. Kluczowe były względy finansowe. Tam jego przygoda nie trwała zbyt długo i po sezonie wrócił do Hiszpanii. Tym razem zakotwiczył w Espanyolu Barcelona. Podczas piętnastu rozegranych spotkań strzelił sześć bramek i znowu zdecydował się na transfer, tym razem do Turcji. Przeszedł do Kasimpsy i stał się gwiazdą zarówno swojego zespołu, jak i całej ligi tureckiej. Był jednym z najskuteczniejszych zawodników i wydawało się, że drzwi do lepszego klubu są dla niego otwarte. Jednak pieniądze trochę zaślepiały Nigeryjczyka i po raz kolejny o jego transferze zdecydowały względy finansowe. Został sprzedany do ligi katarskiej i dzięki temu mógł trochę podreperować swój stan konta.
W ostatnich dniach zimowego okienka transferowego dotarła do nas informacja, że trzydziestodwuletni Kalu Uche podpisał półroczny kontrakt z Levante. Jeżeli drużyna utrzyma się w lidze, kontrakt zostanie przedłużony o kolejny rok. Transfer do ligi hiszpańskiej ma pomóc mu w powrocie do reprezentacji Nigerii, w której rozegrał do tej pory 36 spotkań.
Długo na kolejną bramkę w Primera Division Nigeryjczyk nie musiał czekać. Już w swoim drugim występie w drużynie Levante wpisał się na listę strzelców, a jego zespół wygrał z Malagą aż 4:1 i tym samym opuścił ostatnie miejsce w tabeli.
Uche pokazał, że mimo już podeszłego, jak na napastnika, wieku dalej jest w stanie zdobywać bramki w Primera Division. Jego doświadczenie na pewno będzie bardzo przydatne dla nowej drużyny, a kilka goli, jakie zapewne w tym sezonie strzeli, może przyczynić się do tego, że Levante jednak utrzyma się w lidze.
Kalu Uche to dla mnie nadpiłkarz. W Katarze cień zawodnika, wraca do Hiszpanii i robi różnicę. Fenomen?#levante #quatar
— Dariusz Kmiecik (@DarekKmiecik) February 8, 2015
W każdym klubie, w jakim Kalu Uche występował, nie licząc tego epizodu w Katarze, pokazywał się z dobrej strony. Kibice ekstraklasy, a przede wszystkim Wisły Kraków, na zawsze będą pamiętać tego młodziana, który przez dwa sezony grał fantastycznie w ich klubie. Z przebiegu jego kariery widać, że mogła się ona potoczyć dużo lepiej. Uche miał umiejętności, aby grać dla dużo lepszych klubów, jednak czasami pieniądze były dla niego ważniejsze od gry na wysokim poziomie. Obserwujmy bacznie jego poczynania w Primera Division, ponieważ na pewno obejrzymy kilka dobrych spotkań w jego wykonaniu.