Blady strach mógł paść na zespół Juventusu. Nie dość, że w dramatycznych okolicznościach odpadli w ćwierćfinale z Realem, to jeszcze w 32. kolejce mierzyli się z zespołem, który jako ostatni był w stanie ich pokonać. Tą drużyną była Sampdoria, która w listopadzie niejako upokorzyła mistrza Włoch, wygrywając 3:2. Wynik jednak zupełnie nie odzwierciedlał tego, jak przebiegał tamten mecz. Z podobnymi nadziejami jak w tamtym meczu Sampdoria wyszła na Allianz Stadium, by postawić się Juventusowi.
Juventus dominuje, „Sampa się odgryza”
Mniej więcej takim zdaniem można określić to, jak wyglądało to spotkanie. Było więcej niż pewne, że po dramacie z Realem Juventus będzie chciał powetować sobie tamto niepowodzenie. Od początku chciał udowodnić, że coraz śmielej kroczy po siódmy tytuł. Zwłaszcza że przed ich spotkaniem Napoli w Mediolanie zremisowało 0:0. To tylko bardziej zmotywowało „Juve” do jeszcze lepszej gry. Jedyne, co mogło zaskoczyć kibiców „Bianconerich”, to zestawienie linii obrony, w którym znalazł się przede wszystkim Benedikt Hoewedes.
Dla Niemca był to dopiero drugi ligowy mecz w barwach Juventusu. Nie było jednak tego widać po Hoewedesie, który grał naprawdę dobrze. Cały Juventus mimo falującej dyspozycji w trakcie meczu prezentował jednak podobną formę do tej, jaką miał w środę w Madrycie. Sampdoria z kolei próbowała się odkuć, ale zwyczajnie brakowało jej argumentów. Nawet gdy już dochodzili w okolice bramki Buffona, to natrafiali na dobrze ustawioną formację obronną i byli pozbawiani możliwości strzału.
W końcówce pierwszej połowy doszło jednak do wydarzenia, które mogło wstrząsnąć Juventusem. Otóż wtedy z powodu kontuzji musiał opuścić boisko Miralem Pjanić, czyli jedna z fundamentalnych postaci w zespole Massimiliano Allegriego. Obawy kibiców gospodarzy jednak szybko zostały rozwiane, ponieważ zmiennik Bośniaka, Douglas Costa, rozegrał fenomenalny mecz. W dużej mierze dzięki niemu i jego trzem asystom Juventus mógł ostatecznie cieszyć się z 19 z rzędu zwycięstwa w Serie A.
Czy to był mecz dający „Juve” mistrzostwo?
No właśnie, czy ten mecz może być decydującym w kontekście walki o scudetto? I tak i nie, ponieważ cały czas Napoli ma jeszcze więcej niż matematyczne szanse na tytuł. Sześć punktów straty na tym etapie sezonu to wprawdzie sporo, ale liga włoska pokazała wielokrotnie, że wszystko jest możliwe. Przede wszystkim jednak Napoli musi zacząć wygrywać, a tego jak na razie oni za bardzo nie robią. Z kolei Juventus jest taką drużyną, że swoje szanse wykorzystuje i na ten moment wydaje się, że trudno będzie zatrzymać podopiecznych Allegriego.
Juventus zazwyczaj nie wypuszcza takich okazji, jaką ma obecnie w Serie A. Sześć punktów na sześć kolejek przed końcem to naprawdę niezła zaliczka. Szczególnie jest to istotne, że Juventus w 36. kolejce zmierzy się z Napoli na własnym stadionie. Jest to niezwykły atut, ponieważ na Allianz Stadium podopieczni Allegriego praktycznie w ogóle nie przegrywają. To tylko oznacza, że Napoli stoi na straconej pozycji, ale jak dobrze wiemy, w piłce nożnej wszystko jest możliwe do ostatniego gwizdka.
Co z kolei ta sromotna porażka 0:3 oznacza dla Sampdorii? Praktycznie koniec walki o 6. miejsce, ponieważ cały czas w gazie jest Fiorentina, która po śmierci Davide Astoriego gra po prostu niesamowicie. Ciągle w grze jest oczywiście Milan i Atalanta, więc naprawdę przed Sampdorią stoi nie lada zadanie.
Co z tymi Polakami?
Wydawało się, że to może być jedno z bardziej polskich spotkań w Serie A. Po obu stronach barykady stali bowiem Polacy: w Juventusie Wojciech Szczęsny, a w Sampdorii Karol Linetty i Dawid Kownacki. Zabrakło jedynie Bartosza Bereszyńskiego, który musiał odcierpieć karę zawieszenia za pięć żółtych kartek. Niestety okazało się, że żaden z reprezentantów Polski nie wyszedł w pierwszym składzie. Dopiero po przerwie na boisko wszedł ten najmłodszy, czyli Kownacki.
Sam mecz dla reprezentanta Polski U-21 niestety nie był zbytnio udany, ponieważ nic specjalnego nie pokazał. Nie miał jednak takiej możliwości, ponieważ wiadomo, jaką grę w defensywie przedstawia Juventus. Sam Kownacki oddał jeden niecelny strzał, czyli niestety nie był to jakiś porażający występ. Pozostali Polacy niestety nie mieli okazji powąchać murawy choćby na kilka minut.