Jose Mourinho – miał zmienić „Koguty”, a to one go zmieniają


Tottenham w trakcie letniego okna transferowego dokonał dwóch niecodziennych transferów. Sprowadzenie Joe Harta i Højbjerga nie można jednak traktować jako niesamowitych wzmocnień. Coraz więcej wskazuje na to, że Jose Mourinho zmienia się pod wpływem pracy w północnym Londynie

28 sierpnia 2020 Jose Mourinho – miał zmienić „Koguty”, a to one go zmieniają

Pokora i umiar w kwestii wydawania pieniędzy na nowych zawodników. To dwie cechy charakteru Jose Mourinho, które nigdy nie szły z nim w parze. Od lat wiadomo przecież, jaką opinią cieszy się portugalski szkoleniowiec w świecie futbolu. Jego przyjście do Tottenhamu miało być kontynuacją pracy, jaką wykonywał na Tottenham Hotspur Stadium Mauricio Pochettino. Portugalczyk sam pewnie jednak nie zakładał, że wyzwanie, jakiego się podjął, nie będzie należeć do najłatwiejszych, a potencjalnych wzmocnień będzie musiał szukać w ligowych średniakach.


Udostępnij na Udostępnij na

Ulubione hobby Mourinho – transfery

„The Special One” bardzo lubi dokonywać drogich i robiących wielki szum transferów, co pasuje do jego charakteru. Patrząc na poszczególne zachowania Portugalczyka, wydaje się, że wyznaje w życiu przede wszystkim zasadę Marilyn Monroe. „Nieważne jak o tobie mówią, ważne by mówili”. Uwielbia konferencje i dyskusje z dziennikarzami, co pozwala mu podnieś swoje ego. W futbolu jednak nie da się tylko tym wygrywać, bo oprócz tego potrzebni są jeszcze dobrzy piłkarze. Jeśli nie ma ich w klubie od momentu przyjścia, masz dwa wyjścia: kupić nowych albo postawić na młodzież. Jose Mourinho zdecydowanie preferuje tę pierwszą opcję.

W trakcie ostatniej dekady trzykrotny zdobywca Premier League wydał ponad miliard euro na wzmocnienia. Z pewnością jest to kwota astronomiczna. Do pewnego momentu suma wydanych pieniędzy rosła proporcjonalnie z formą zawodników i tempem zapełniania się gablot z trofeami. Jednakże już w Manchesterze United było odwrotnie, a finał tego nieudanego związku znają wszyscy.

Kiedy Tottenham sprowadzał do siebie Jose Mourinho, wydawało się, że doszło do nieporozumienia. Klub, który liczył każdy wydany funt w ostatnich latach, ściągał do siebie człowieka szastającego pieniędzmi na lewo i prawo. Do tego stanowił znaczne przeciwieństwo Mauricio Pochettino, co suma summarum wydawało się bardzo  niezrozumiałym posunięciem. Czas pokazał jednak, że to Tottenham zaczął zmieniać swojego nowego menedżera, a nie na odwrót.

Polityka transferowa Tottenhamu

Tottenham w ostatnich latach kojarzy nam się przede wszystkim ze stabilnością. Zarówno na boisku, jak i poza nim. Jednakże włodarze „Kogutów” nie są chętni do wydawania pieniędzy, mimo że znajdują się w top 10 najlepiej zarabiających klubów na świecie (do tego elitarnego grona należą również wszystkie drużynie z „Big Six”). W tym przypadku nie chodzi nawet o brak środków po wybudowaniu nowego stadionu za 1,2 miliarda funtów. Po prostu Daniel Levy, prezes klubu, ma swoje zasady, których się trzyma.

Na czym polega więc polityka transferowa Tottenhamu? Dobrze wyjaśnił to Mauricio Pochettino w swojej książce „Nowy wspaniały świat. Tottenham pod wodzą Pochettino”. Argentyńczyk stwierdził, że „Koguty” przede wszystkim szukają zawodników, którym kończą się kontrakty lub mających konflikt ze swoim obecnym pracodawcą. W praktyce wymaga to bardzo dobrego wybadania sytuacji poszczególnych piłkarzy oraz znajomości rynku transferowego. Dlatego do zeszłorocznego finalisty Ligi Mistrzów często trafiają nieoczywiste nazwiska. Warto tu przytoczyć również wypowiedź Daniela Levy’ego z wywiadu dla „Financial Times” , którego udzielił w grudniu ubiegłego roku.

Moglibyśmy z łatwością wydać więcej pieniędzy na graczy. Kto wie, czy to przyniosłoby nam większy sukces czy nie. Właściwe podejście to budowanie klubu od fundamentów. Nie ma szybkiego sposobu, aby stać się bardziej znaczącym klubem w świecie – mówił Levy

W północnym Londynie po prostu działa rozważna polityka transferowa, która w dłuższej perspektywie dała finał Ligi Mistrzów. Pokazała też, że w świecie, gdzie za zawodników płaci się ogromne kwoty, wcale nie trzeba podążać za tym trendem. Rozważne wydawanie pieniędzy nie przyniosło jednak na razie żadnego trofeum, a przecież do tego miało to wszystko zmierzać. Wydaje się, że najlepszy moment na wzbogacenie klubowej gabloty już minął i w najbliższej przyszłości będzie o to trudno.

Nowe wzmocnienia

W zeszłym roku Tottenham wydał najwięcej gotówki na wzmocnienia od ponad dekady. Przy okazji pobił swój rekord transferowy, przeznaczając 65 milionów euro na Tanguya Ndombele. Czas pokazał, że ilość wydatków wcale nie przełożyła się na jakość na boisku. W tym oknie transferowym widać, że znowu obrano kurs rozważnych zakupów. Wykupiono co prawda Giovaniego Lo Celso za 27 milionów, ale już pozostałe dwa nazwiska są bardzo nieoczywiste.

Pierwszy wybór padł na Joe Harta. Angielski bramkarz od czasu rozstania z Manchesterem City zaliczył ogromny zjazd. Przez ostatnie 18 miesięcy siedział na ławce rezerwowych zarówno w West Hamie, jak i Burnley. Oba kluby należą do średniaków Premier League, więc 33-latek nie bardzo mógł się czym pochwalić. Szansę dał mu jednak Tottenham, który poszukiwał drugiego bramkarza dla Hugo Llorisa. Jest to dosyć nieoczywisty ruch, ale z perspektywy finansowej bardzo udany. Anglik był przecież wolnym zawodnikiem. Do tego jest bardzo doświadczony. Kto wie, czy nie powalczy jeszcze z francuskim mistrzem świata o bluzę numer jeden w bramce „Kogutów”.

Tottenham pilnie poszukiwał też zawodnika do środka pola. Padło na Højbjerga, którego można zaliczyć do solidnych średniaków, jeśli chodzi o pomocników grających na Wyspach. Duńczyk po udanej przygodzie z Southampton stwierdził, że musi poszukać nowych wyznań. Jego ego urosło ponad klub z St. Mary’s Stadium, przez co obie strony nie chciały kontynuować współpracy. Z perspektywy „Kogutów” to również dobry ruch. Ściągają bowiem gracza ogranego w Premier League na pozycję, gdzie w ostatnim czasie mieli duże braki. 25-latek będzie musiał szybko zaadaptować się do stylu nowej drużyny i do presji, bo ta z pewnością będzie większa niż w drużynie „Świętych”. Jeśli to zrobi, stanie się z marszu pierwszym wyborem Jose Mourinho oraz ulubieńcem fanów.

Stawka odjeżdża

Po przegranym finale Ligi Mistrzów w ubiegłym roku Tottenham objął nie ten kierunek, którym miał podążać. Wydawało się wówczas, że porażka będzie mimo wszystko krokiem naprzód. Tak samo jak miało to miejsce w przypadku Liverpoolu. Tak dobry wynik był przecież zwieńczeniem ciężkiej pracy, jaką wykonali piłkarze oraz sztab z Mauricio Pochettino na czele. „Koguty” konsekwentnie realizowały swój projekt, którego efekty były widoczne gołym okiem. Stabilizacja w czwórce Premier League oraz coraz lepsze wyniki na europejskich boiskach. W tym samym czasie bardzo przeciętnie wyglądały takie drużyny jak choćby Arsenal, Chelsea czy Manchester United. Kto by wtedy pomyślał, że w trakcie roku wszystko zmieni się o 180 stopni.

Teraz sytuacja wygląda tak, że to Chelsea bije kolejne rekordy transferowe, marząc równocześnie o nawiązaniu walki z Liverpoolem i Manchesterem City. Podobnie sprawa wygląda z Manchesterem United, z tym że w tym przypadku Ole Gunnar Solskjaer odbudował kilku zawodników, stwarzając przy tym dobrą atmosferą, która była lekarstwem na wiele problemów. Do tego Arsenal z Mikelem Artetą zaczął proces przebudowy, wygrywając przy okazji Puchar Anglii po zaledwie półrocznej pracy z „Kanonierami”, gdzie Mauricio Pochettino nie potrafił tego dokonać, pracując w Tottenhamie przez pięć lat.

Dochodzą jeszcze również „Lisy” Brendana Rodgersa i „Wilki” Nuno Espírito Santo. Puchary marzą się też West Hamowi oraz Evertonowi, który ewidentnie odżył pod wodzą Carlo Ancelottiego. Gdzie w takim razie między tymi wszystkimi drużynami znajduje się miejsce dla przeciętnego w ostatnim sezonie Tottenhamu?

Jak będzie wyglądał Tottenham w nadchodzącym sezonie?

Przed Tottenhamem bardzo trudny rok. Pierwsza czwórka w Premier League będzie trudna do osiągnięcia. Jeśli nie wydarzy się jakaś katastrofa, skład pozostanie taki sam jak w poprzednich rozgrywkach. Dla Jose Mourinho i jego drużyny celem nadrzędnym powinna być próba dotrzymania kroku Liverpoolowi, Manchesterowi City, Manchesterowi United i Chelsea z nadzieją, że komuś powinie się noga po drodze. Równocześnie oglądając się za plecy, gdyż tam znajduje się kilku kandydatów do gry w Lidze Europy.

Jeśli Liga Mistrzów ma wrócić w przyszłym sezonie na Tottenham Hotspur Stadium, to bardzo ważne będą rozgrywki Ligi Europy i wygrana w nich. Wydaje się, że to obecnie najłatwiejsza droga do uzyskania przepustki do Champions League. Wynik w pucharach i lidze będzie kluczowy dla Tottenhamu. Dobre rezultaty spowodują, że reszta stawki wcale nie odjedzie „Kogutom” aż tak daleko pod względem sportowym i finansowym. Natomiast odwrotna sytuacja będzie najprawdopodobniej oznaczać chude lata dla całego klubu. Wtedy na pewno tacy piłkarze jak Harry Kane poważnie zastanowią się nad swoją przyszłością w zespole, ale to już temat na zupełnie inny artykuł. Na razie dajmy szansę podopiecznym portugalskiego szkoleniowca, bo kto wie, czy nie zamkną usta krytykom.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze