Jose Kante – od zera do bohatera


Miało go już nie być przy Łazienkowskiej. Tymczasem Jose Kante stał się pierwszoplanową postacią Legii

15 grudnia 2019 Jose Kante – od zera do bohatera
polskieligi.net

Wczorajszy wieczór przy Łazienkowskiej należał do Jarosława Niezgody. 25-latek strzelił dwa gole, zanotował asystę, a Legia pokonała w derbach Mazowsza Wisłę Płock 3:1. Dla Niezgody były to trafienia numer 12 i 13. Tym samym został on liderem klasyfikacji strzelców PKO Ekstraklasy, natomiast przed meczem odebrał nagrodę dla najlepszego piłkarza listopada w naszej lidze. Nieco w cieniu świetnego występu Niezgody kolejny dobry mecz rozegrał Jose Kante. Reprezentant Gwinei strzelił gola i zaliczył asystę. A przecież nie tak dawno był na wylocie ze stolicy. 


Udostępnij na Udostępnij na

Piłkarzem „Wojskowych” Jose Kante został latem 2018 roku. Sprowadzono go na zasadzie wolnego transferu. Wcześniej urodzony w Sabadell zawodnik występował w Wiśle Płock.  Wówczas szkoleniowcem warszawskiej Legii był Dean Klafurić. Niedługo potem na tym stanowisku zastąpił go Ricardo Sa Pinto. Kante nie należał do ulubieńców portugalskiego trenera. Szybko spadł w hierarchii napastników i wydawało się, że będzie musiał poszukać szczęścia gdzie indziej. 

Solidny napastnik

Do Polski Jose Kante trafił na początku 2016 roku. Zasilił wtedy szeregi broniącego się przed spadkiem Górnika Zabrze. Wcześniej występował w hiszpańskich drużynach z niższych lig oraz w cypryjskim AEK Larnaka, w barwach którego grał dosyć regularnie, aczkolwiek nie imponował skutecznością. 

Wychowanek Gimnasticu de Tarragona nie uchronił Zabrzan przed spadkiem. Wiosną 2016 roku piłkarze Górnika wygrali zaledwie dwa spotkania ligowe, z kolei Jose Kante ani razu nie wpisał się na listę strzelców. Z pozoru sytuacja wydaje się być klarowna – sprowadzony z ligi cypryjskiej napastnik okazał się być niewypałem transferowym. Nic bardziej mylnego. Pomimo zerowego dorobku bramkowego Kante był wyróżniającą się postacią w ekipie z Górnego Śląska. 

Dobre występy w Zabrzu zaowocowały zainteresowaniem ekstaklasowych klubów. Wraz z początkiem sezonu 2016/2017 urodzony w Hiszpanii Gwinejczyk związał się z Wisłą Płock. W ekipie „Nafciarzy” napastnik potwierdził swoją klasę i do dobrych występów zaczął dokładać trafienia. 32 spotkania i 10 goli – z takim dorobkiem Jose Kante zakończył swoją pierwszą kampanię w barwach drużyny z Płocka. 

W kolejnych rozgrywkach Kante niemalże powtórzył swoje osiągnięcie. Tym razem skompletował 9 goli w 31 spotkaniach. Sezon 2017/2018 był szczególnie udany dla płockiej Wisły. Prowadzony przez Jerzego Brzęczka zespół grał bardzo efektowną piłkę, niespodziewanie zakwalifikował się do grupy mistrzowskiej, a na koniec otarł się o awans do europejskich pucharów. Jose Kante był ważnym elementem układanki obecnego selekcjonera. Niemniej jednak po sezonie stwierdził, że chce zmienić otoczenie. 

Kante odrzucił oferty przedłużenia umowy z „Nafciarzami”. Motywował to chęcią zmianą ligi i środowiska. Gwinejczyk zmienił zdanie, gdy na stole pojawiła się oferta od ówczesnego mistrza Polski. Wielu piłkarzy przy okazji podpisania kontraktu z Legią mówiło, że „Legii się nie odmawia”. Z podobnego założenia wyszedł Jose Kante, który złożył podpis pod dwuletnią umową. 

Skreślony

Przy Łazienkowskiej reprezentant Gwinei zaliczył przyzwoity początek. Do siatki po raz pierwszy trafił w spotkaniu z Cork City w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Był to drugi mecz w barwach Legii byłego gracza Wisły Płock. Potem do siatki trafił już tylko cztery razy – dwukrotnie w lidze i dwukrotnie w rewanżowym meczu z Dudelange. Swojego ostatniego gola w rundzie jesiennej strzelił 12 sierpnia. 

Zbiegło się to z przejęciem sterów w Legii przez Ricardo Sa Pinto. Rządzący twardą ręką Portugalczyk, nie zważając na zasługi czy osiągnięcia, odsuwał od pierwszego zespołu piłkarzy, którzy nie pasowali do jego koncepcji. “Ofiarami” takiej polityki pochodzącego z Półwyspu Iberyjskiego szkoleniowca byli chociażby Arkadiusz Malarz czy Michał Pazdan. 

Do tego grona dołączył również Kante. Sa Pinto coraz rzadziej stawiał na Gwinejczyka, aż w końcu przestał go uwzględniać w kadrze meczowej. Miarka się przebrała, gdy Jose Kante nie znalazł się w kadrze na styczniowe zgrupowanie Legii w Portugalii. Stało się jasne, że 29-letni napastnik powinien zacząć szukać nowego klubu. 

Pomocną dłoń do swojego wychowanka wyciągnął Gimnastic de Tarragona. Kante przeniósł się na półroczne wypożyczenie do drugiej ligi hiszpańskiej. W ojczyźnie zawodnik Legii nie zawsze był pierwszym wyborem trenera, ale przynajmniej w miarę regularnie pojawiał się na boisku, na co nie mógł liczyć w Warszawie. W La Liga 2 Kante zagrał w 14 meczach i strzelił 3 bramki. Potem wrócił na Łazienkowską. 

Przebudzenie

W stolicy mało kto wierzył, że powrót Jose Kante może być realnym wzmocnieniem zespołu. Tym bardziej, że piłkarz opuścił przedsezonowe przygotowania z uwagi na występ z reprezentacją Gwinei w Pucharze Narodów Afryki. Ponadto Legia od lat gra z jednym napastnikiem, a rywalizacja na tej pozycji była ogromna. 

O miejsce w składzie walczyli Carlitos, Sandro Kulenović, Vamara Sanogo, Jarosław Niezgoda oraz Jose Kante. Dwóch pierwszych w Legii już nie ma, a trzeci leczy kontuzję. Kibice szczególnie nie mogli odżałować odejścia Carlitosa, który w sezonie 2018/2019 był najskuteczniejszym strzelcem „Wojskowych”.

Legia została z dwoma napastnikami – z Niezgodą, który miniony sezon spisał na straty przez problemy ze zdrowiem oraz z Kante, który był bliski definitywnego odejścia z klubu. Raczej nikt się nie spodziewał, że po 19. kolejkach obaj panowie będą mieli na koncie łącznie 19 goli. 

Dla Gwinejczyka szczególnie udany był mecz z Wisłą Kraków. „Legioniści” rozbili na własnym stadionie piłkarzy „Białej Gwiazdy” 7:0, a Jose Kante popisał się hat-trickiem. We wczorajszym starciu ze swoją byłą drużyną Wisłą Płock ponownie wpisał się na listę strzelców. Niewiele zabrakło by dorzucił drugiego gola, ale jego strzał głową obronił Thomas Dahne. Był to już trzeci mecz z rzędu Gwinejczyka  z golem (w poprzednich seriach gier pokonywał bramkarzy Korony Kielce i Śląska Wrocław). 

Jose Kante i Jarosław Niezgoda – napastnicy godni Legii

Od dawna przy Łazienkowskiej nie było dwóch napastników na wyrównanym wysokim poziomie. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce, gdy z „czarną eLką” na piersi występowali Nemanja Nikolić i Aleksandar Prijović. 

Czy duet Kante – Niezgoda nawiąże do tej dwójki? Trudno powiedzieć, zwłaszcza, że coraz częściej mówi się o odejściu Jarosława Niezgody. Jego usługami zainteresowane są kluby z mocniejszych lig. 

Nawet jeśli Niezgoda opuści Legię, o obsadę pozycji napastnika przy Łazienkowskiej powinni być spokojni. Jose Kante sprawia wrażenie piłkarza, którego gra w Legii nie przerasta. Wręcz przeciwnie – wydaje się być piłkarzem, którego wystarczy obdarzyć zaufaniem, a wtedy odwdzięczy się golami. 

Wczorajszy mecz był popisem obu napastników Legii. Historia Jose Kante pokazuje, że życie piłkarza jest pełne przeróżnych zwrotów akcji. Wkrótce przekonamy się jaki będzie ciąg dalszy. 

 

Komentarze
sbn (gość) - 4 lata temu

Hej,redakcjo może zrobicie artykuł o wyczynach Maccabii tel-Aviv w lidze Izraela albo o ich super bramkarzu Danielu Tenenbaum :P

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze