Choć ma dopiero 25 lat, to wydaje się, jakby w europejskim futbolu funkcjonował od zawsze. Już jako 18-latek z prowincjonalnego Lyn Oslo skłócił dwóch baronów angielskiego futbolu – Chelsea Londyn i Manchester United – którzy bezpardonowo przepychali się o usługi nastoletniego pomocnika. Koniec końców zakotwiczył na Stamford Bridge, gdzie po dwóch sezonach – w dużej mierze dzięki odejściu Claude'a Makelele i kontuzji Michaela Essiena – stał się podstawowym ogniwem drugiej linii „The Blues”.
Spodziewano się po nim wiele, w końcu jeśli o jakiegoś gołowąsa niczym wściekłe psy rywalizują Mourinho z Fergusonem, to z dużą dozą prawdopodobieństwa mamy do czynienia z talentem nieprzeciętnym. Czy rozwinął się tak, jak oczekiwano? Czy obecnie jest ofiarą złośliwych i zupełnie nieuzasadnionych oskarżeń? A może niczym zapalana w ulewnym deszczu zapałka zgasł, zanim na dobre rozbłysnął?
W zbiorowej pamięci kibiców piłkarz jest tak dobry jak jego ostatni mecz, co w przypadku Mikela działa na jego niekorzyść. Choć czarnoskóry zawodnik dźwiga na plecach ćwierćwiecze, to jego meczowa dyspozycja jest równie chimeryczna co nastrój dorastającej panny. W sobotę potrafi zagrać niczym profesor, by w środę bezczelnie człapać, mając w głębokim poważaniu powierzone mu zadania. Sprawę w pewnym stopniu komplikuje pozycja, na której występuje, czyli defensywny pomocnik. Tylko w pewnym, dlatego że tak jak niewielu fanów dostrzega katorżniczą pracę, którą wykonują holding midfielderzy, tak garstka zauważy ich wstydliwe błędy. Nie mówimy tutaj oczywiście o klarownych pomyłkach jak niecelne podanie, nieudany drybling czy przegrany pojedynek jeden na jeden, ale o bardziej subtelnych gafach, decydujących o klasie zawodnika hasającego tuż przed obrońcami. Bo czy przeciętny kibic zwraca uwagę na to, czy piłkarz jest dobrze ustawiony, czy może powinien zrobić dwa kroki w tył? Albo czy w odpowiednim momencie zaasekurował kolegę z zespołu, czy może spóźnił się, tym samym odsłaniając całe połacie terenu wrażliwego na atak przeciwnika? Pokuszę się o stwierdzenie, że mało który miłośnik piłki kopanej zawraca sobie głowę takimi niuansami.
Właśnie dlatego dziennikarze i trenerzy bardzo często ściągają nieco splendoru, którym zazwyczaj oplata się ofensywnych graczy, na przeważnie niedocenianych rzemieślników środka pola. Nie inaczej jest w przypadku Mikela, kilka tygodni temu rzęsiście chwalonego przez Roberto Di Matteo. – Myślę, że praca Johna na rzecz drużyny jest niedostrzegana przez fanów – przyznał menedżer lidera Premiership, zaraz dodając: – Koledzy z zespołu oraz sztab szkoleniowy doskonale rozumieją i doceniają wkład Mikela, jednak kibice zbyt mocno skupiają swą uwagę na strzelcach bramek, tymczasem postawa Mikela jest kluczowa dla naszych wyników.
Słowa Di Matteo doskonale współgrały z rzeczywistością, ponieważ po kosztownym błędzie Mikela we wrześniowej potyczce z Juventusem (trafienie na 2:2 Quagliarelli) ludzie mieniący się kibicami Chelsea obrażali piłkarza na tle rasistowskim za pomocą społecznościowego portalu Twitter. Nigeryjczyk w ciągu niecałych 24 godzin musiał zlikwidować swoje konto, a władze „The Blues” skierowały sprawę na policję. Swoją drogą Mikel – mimo szczeniackiego zachowania niektórych ludzi – nie chował głowy w piasek, otwarcie biorąc na siebie winę za stratę punktów. – Gdybym chciał, mógłbym szukać jakiegoś wątpliwego usprawiedliwienia. Jednak nie oszukujmy się, straciłem piłkę i to moja wina. Jest mi przykro, ale nic mnie nie tłumaczy – przyznał pomocnik CFC. Do spotkania ze „Starą Damą” jeszcze wrócimy, ale ów incydent świetnie odzwierciedla chwiejność kibicowskich sympatii, jakimi darzony jest rosły zawodnik.
Po ostatnich dobrych występach fani „The Blues” biegunowo zmienili postawę, nazywając Mikela najlepszym defensywnym pomocnikiem globu. Tymczasem, jak to zwykle bywa, prawda leży gdzieś pośrodku. Z jednej strony Nigeryjczyk nie jest tak fatalny, jak sądzono po meczu z „Juve”, ale z drugiej strony nie jest numerem jeden na świecie.
Na pierwszy rzut oka, jaki Mikel jest, każdy widzi. Charakteryzują go niepospolity spokój, często graniczący z sennością, dobre czytanie gry i niezłe ustawianie się na murawie. Jego wadami są przede wszystkim braki w koncentracji, boiskowa statyczność oraz mocno przeciętna dynamika. Skądinąd nie można jej zwalić na warunki fizyczne, ponieważ chociażby Abou Diaby i Yaya Toure, będący tego samego wzrostu (pomocnik City jest o jeden centymetr wyższy), dysponują nieporównywalnie lepszym przyspieszeniem.
Jednakowoż JOM jest bardzo pożytecznym zawodnikiem, co wyraźnie wskazują zeszłosezonowe statystyki. Nigeryjczyk wystąpił w 22 meczach, w których podawał piłkę 1089 razy z 90-procentową skutecznością. W tym aż 362 podania były kierowane do przodu, 617 do boku, a ledwie 110 do tyłu. Oznacza to, że tylko w 10% przypadków po jego zagraniu drużyna traciła teren. W sposób radykalny obala to idiotyczną tezę przeciwników Mikela, twierdzących, że rówieśnik Messiego zagrywa głównie do tyłu. Ponadto doskonale czuje się w defensywie, czego dowodem było 36 odbiorów oraz 40 przechwytów. Żaden piłkarz Chelsea nie może z nim rywalizować pod tym względem.
Jednak czy tym samym Nigeryjczyk osiągnął poziom Mascherano, Busquetsa, Yayi Toure, Xabiego Alonso czy Mikela Artety? Zdaje się, że jeszcze nie. Problemem Mikela są wspomniane ograniczenia fizyczne, które nie pozwalają mu być częściej pod grą. Jego ociężałe, nieco niezdarne ruchy przypominają powolną jazdę starej, wysłużonej i przeładowanej drezyny. Jeśli zestawimy osiągnięcia zawodnika oznaczonego numerem 12 z czołówką holding midfielderów z Premiership, to niestety wyglądają blado. Mikel do dziewiątej serii spotkań zaliczył 495 podań przy 89% skuteczności. Całkiem dobrze, jednak przez ten sam okres Mikel Arteta aż 842 razy oddawał piłkę kolegom, Yaya Toure 780, a Michael Carrick 726, przy czym Hiszpan ma wyraźnie lepszą skuteczność (na poziomie 93%), a dwójka z Manchesteru taką samą jak zawodnik „The Blues”.
Ponadto jego ogromną bolączką są braki w koncentracji, nadzwyczaj widoczne w początkowej fazie obecnego sezonu. Objawiają się one zupełnym niekontrolowaniem sytuacji na murawie, czego pokłosiem jest bezbrzeżna ignorancja asekuracji kolegów, czy to stoperów, czy bocznych obrońców. Głowa środkowego pomocnika niczym czerep zdrowego mężczyzny w słoneczny dzień powinna niemal nieustannie kręcić się od lewej do prawej (albo odwrotnie, bez różnicy), non stop nadzorując ustawienie zarówno przeciwników, jak i kamratów z drużyny. Najlepszym przykładem roli, którą musi odgrywać defensywny pomocnik w ustawieniu 4-2-3-1, jest postawa grajków Borussii Dortmund, stanowiących fantastyczny wentyl bezpieczeństwa dla harców Piszczka i Schmelzera. Mikel nagminnie odpuszczał sobie tę fundamentalną powinność, czego efektem były np. bramka na 1:0 Falcao w potyczce z Atletico (rzecz jasna godnie doprawiona nieporadnością Luiza) oraz wspomniany już gol Quagliarelli.
W starciu z „Los Rojiblancos” Nigeryjczyk nieodpowiedzialnie stracił piłkę, a przy tym absolutnie nie interesował się warunkami, które wyklarowały się na murawie. Momentalnie ruszył do przodu, tymczasem z jego prawej strony, mniej więcej dwa, trzy metry za nim, stał całkowicie niepilnowany Gabi, który po chwili obsłużył cudownym podaniem Kolumbijczyka. Wystarczyło zrobić dwa kroki w tył i wówczas Mikel miałby pomocnika Atletico przed sobą, w związku z czym prawdopodobnie uniemożliwiłby temu posłanie skutecznej prostopadłej piłki.
Jeśli chodzi o mecz z Juventusem, to zwrócę uwagę nie na stratę, po której padło wyrównanie, ale na zachowanie Nigeryjczyka zaraz po niej. Piłka po chwili trafiła do Marchisio, Mirko Vucinić wyciągnął Davida Luiza do środka boiska, w efekcie czego w linii obronnej Chelsea powstała kilkunastometrowa wyrwa, w którą fantastycznie wbiegł Fabio Quagliarella. Oczywiście zauważył to Marchisio, ze spokojem zagrywając do swojego kolegi z drużyny, a ten pokonał Cecha. Mikel, stojący przed podającym Włochem, mógł zapobiec tej sytuacji w dwojaki sposób. Albo nie zmieniając swojego położenia, wystawiając nogę i najzwyczajniej w świecie przecinając tor lotu piłki (rozegranie Marchisio nie było specjalnie zaskakujące), albo robiąc krok w prawo, zamykając kierunek podania. Oczywiście nie zastosował żadnego z tych wariantów, albowiem nie miał świadomości, że Luiz opuścił swoją pozycję.
Powyższe przykłady nie służą temu, by zdyskredytować Mikela, lecz wskazać, dlaczego piłkarz wciąż nie ma wstępu do pokoju okraszonego tabliczką „wybitni”. Choć statystki dalej przemawiają za jego dobrą postawą, to w tym przypadku chodzi nie o to, co Mikel robił i gdzie był, ale czego nie robił i gdzie go nie było.
Warto zauważyć, że jeśli obok niego biega gracz odpowiednio mobilny, wówczas Nigeryjczyk gra o niebo lepiej. Stąd być może średnia postawa na starcie sezonu, gdy drugim defensywnym pomocnikiem był Frank Lampard, ze względu na swój wiek niegrzeszący ani ruchliwością, ani dynamiką. Mniej więcej od czasu, kiedy do środka pola wrócił Ramires, forma JOM systematycznie rośnie, czego wyraźnym symptomem był wspaniały mecz w derbach Londynu przeciwko Tottenhamowi. Mikel fantastycznie wykorzystał opieszałość defensywną Defoe i Dempseya, dzięki czemu doskonale łączył defensywę z atakiem, świetnie dyktując tempo akcji.
Chcąc, nie chcąc, trzeba przyznać, że 25-latek jest bezapelacyjnie bezcennym klejnotem w koronie Di Matteo. Błędy, które popełnia, wciąż są spychane w kąt przez co najmniej dobre zagrania, a jego pożyteczność czyni z rosłego gracza artystę w swoim fachu. Artystę nieprzeciętnego, aczkolwiek wciąż nie do końca spełnionego. Gdyby wyeliminować wahania formy oraz tak kosztowne przestoje, podczas których Nigeryjczyk zachowuje się, jakby zapominał, gdzie i po co się znajduje, można zaryzykować tezę, że Mikel zrównałby się umiejętnościami z prawdopodobnie najlepszym defensywnym pomocnikiem świata, Sergio Busquetsem. Jeśli jego niemal profetyczne zdolności przewidywania boiskowych wydarzeń i imponującą dokładność zagrań połączyć z poczuciem odpowiedzialności, czarnoskóry piłkarz przestałby być jednym z najbardziej niedocenianych zawodników świata. Bo z całą pewnością zasługuje na szacunek kibiców.
Pozycja na ktorej gra John Obi jest malo doceniana ,
a zawodnik ktory odwala ta czarna robote i do tego
jest widoczny zasluguje na uznanie. Bledy na pozycji
def. pomocnika sa czescia tej roli jak i kazdej innej
pozycji. Mikel to dla mnie na dzien dzisiejszy
najlepszy nigeryjski gracz. Oby co poniektorzy fani
Chelsea nastepnym razem sto razy zastanowili sie
zanim beda afrykanczyka szkalowac za bledy. Nie ma
takich co by ich nie popelniali.
Naprawdę kawał dobrej roboty napisany
ponadprzeciętnym językiem. Super praca. Czytało
się ją naprawdę przyjemnie. Oby więcej tego typu
prac! Wielkie gratulacje :))
A co do samego tematu :)
Jestem fanem Chelsea i w związku z tym oglądam
wszystkie mecze tego zespołu.
John Obi Mikel to jedna z moich ulubionych postaci
drużyny. Jak już autor (Mateusz Janiak) wspominał
John to baaardzo niedoceniany zawodnik. Pełni jednak
niewdzięczną rolę jaką jest gra na pozycji
"defensywnego pomocnika".
Osobiście uwielbiam oglądać go w akcji!
Szczególnie imponuje mi jego spokój w grze! To jest
mega! Nikt nie potrafi tego zrobić tak jak on! Bywa,
że ma dwóch graczy na plecach i jednego
nabiegającego z przodu a mimo to nie panikuje! Zrobi
obkręt, zamarkuje podanie, znów zaskoczy rywali i
dopiero poda... w ogóle nie panikuje! Co lepsze robi
to bez względu na przeciwnika. Czy jest nim Reading,
Blackburn czy Barcelona on dalej się nie boi takich
"zabaw". Co więcej praktycznie nigdy nie traci
wówczas piłki. Co innego taki Oriol Romeu który
mocno mnie zraził do siebie swoim ostatnim występem
przeciwko Manchesterowi podczas pucharu COC gdzie
zamiast oddać piłkę z powrotem do Cecha zaczął
się zastawiać przez co straciliśmy bramkę. John
Obi Mikel to w końcu zawodnik, które bardzo
ładnie, pewnie umie wyprowadzić piłkę. Nie poda
do najbliższego zawodnika podczas wyprowadzania
piłki. Poda do tego który jest najlepiej ustawiony!
Wykona dokładne 40 metrowe podanie jeśli zauważy,
ze jest tam na dobrej pozycji jego kolega. Nie poda w
pierwsze tempo widząc, że przeciwnik może odebrać
koledze z zespołu piłkę. Gra bardzo inteligentnie
i to w nim lubię. Powiem szczerze, że obok Petra
Cecha i Johna Terrego (obecnie zawieszonego) to
trzeci pewniak dla mnie do składu!
Mało kto się zastanawiał w czym tkwi sukces
Roberto Di Matteo? Należy zauważyć, że Mikel
wystąpił w niemal wszystkich spotkaniach jakie
prowadził Di Mateo. Wcześnie Villas-Boas strasznie
mieszał tym środkiem. Maireles, Ramires, Lampard,
Essien to są zawodnicy raczej bardziej ofensywni (no
może prócz Essiena, który jednak był po kontuzji
i nie wrócił do tej formy, choć trzeba też
dodać, że akurat na niego Boas bardzo rzadko
stawiał a teraz w Realu odgrywa rolę tego
"ofensywniejszego" pomocnika). Efekt jest taki, że
tracimy dużo mniej bramek (nie licząc oczywiście
tych dwóch ostatnich spotkań przeciwko
Manchesterowi ale to było szaleństwo. Obie drużyny
straciły w dwóch spotkaniach po 7 bramek a to się
im zwykle nie zdarza.)
Podsumowując. Mikel to zaje.bisty zawodnik.
Naprawdę bardzo go cenię. Bardziej niż np. grę
Torresa, Ivanovicia, Luiza, Lamparda (w ostatnim
czasie) czy nawet Oscara, który gra w odróżnieniu
od Mikela mało stabilnie... Cieszę się, że Mikel
już nie długo podpisze nowy 5 letni kontrakt
(jeżeli jeszcze go nie podpisał) no nie jestem
pewny czy do tego już doszło ale rzadnej oficalki
nie widziałem.
Pozdrawiam! Oby więcej takich prac :))
Teraz jeszcze tylko trzymac kciuki za Obiego i zyczyc
sukcesow w styczniowym Pucharze Narodow Afryki...Mam
nadzieje ze kibice w Nigerii beda dumni z postawy
Johna. P.s. Faktycznie , warto pochwalic autora za
ten artykul. Pozdrawiam.
John Obi Mikel razem z Victorem Mosesem są wstanie
poprowadzić Nigerię nawet do wygrania PNA no ale
będzie o to bardzo ciężko. Jeszcze ciężej
będzie miała Chelsea bez Obiego w styczniu.... :((
Lampart - mało ruchliwy i nie grzeszący dynamiką !