Joel Pereira, czyli kolejna odbudowa Frederiksena


Joel Pereira jest kolejnym z zawodników Lecha Poznań, który po nieudanym poprzednim sezonie teraz jest w świetnej dyspozycji

25 września 2024 Joel Pereira, czyli kolejna odbudowa Frederiksena
Dariusz Skorupiński

Joel Pereira jest jednym z piłkarzy Lecha Poznań, który w tym sezonie powrócił do swojej najlepszej dyspozycji. Odrodzenie prawego obrońcy jest szczególnie spektakularne, bo Portugalczyk stał się kluczową postacią ofensywy „Kolejorza”. Co wymyślił dla niego Niels Frederiksen? I czy można uznać go za piłkarza, który najbardziej przerósł oczekiwania kibiców?


Udostępnij na Udostępnij na

Portugalski prawy obrońca Lecha Poznań rozegrał w tym sezonie komplet minut. Zanotował przy tym trzy asysty, w tym dwie w meczu z Jagiellonią Białystok. Na dodatek w ofensywie „Kolejorza” jest absolutnie podstawową postacią, na której opiera się gra poznańskiego zespołu. Patrząc na całość dotychczasowej przygody obrońcy w Poznaniu, taka sytuacja nie może dziwić. Przez trzy lata Pereira zdążył wyrobić sobie solidną markę. Teza mówiąca, że jego dośrodkowania są najlepsze w polskiej lidze, nie byłaby zbyt kontrowersyjna. Joel Pereira po raz kolejny udowadnia, że może być gwiazdą PKO BP Ekstraklasy.

Niels Frederiksen, widząc potencjał ofensywny tego piłkarza, stworzył system, w którym Portugalczyk może uwypuklić swoje atuty. Jest to całkowicie naturalna kolej rzeczy, ponieważ Pereira był jednym z architektów świetnej przygody „Kolejorza” w Lidze Konferencji Europy, a mistrzostwo Polski w 2022 roku również było zdobyte przy jego bardzo dużym udziale. Ale po gorszym okresie za kadencji Mariusza Rumaka, wobec pozycji Portugalczyka na boisku pojawiły się wątpliwości. Niels Frederiksen okazał się jednak specjalistą od ich rozwiewania.

Joel Pereira jest kolejnym zawodnikiem poznańskiego zespołu, na którego duński trener ma pomysł oraz kolejnym, którego zdołał przywrócić do odpowiedniej dyspozycji. Efekty tych indywidualnych przemian widać na boisku. Tak naprawdę wcale nie musiało tak być, ponieważ portugalski prawy obrońca od początku był bohaterem raczej nieoczywistym.

Zmiennik Alana Czerwińskiego

Z perspektywy ostatnich trzech lat słowa mówiące, że Joel Pereira przychodził do „Kolejorza” jako uzupełnienie składu, brzmią komicznie. Pewne miejsce w wyjściowej jedenastce miał mieć Alan Czerwiński. A teraz Polak po odejściu z Lecha jest rezerwowym w GKS-ie Katowice, a Portugalczyk to gwiazda PKO BP Ekstraklasy. W 2021 roku realia były zupełnie inne. „Kolejorz” zakończył sezon na kompromitującym 11. miejscu w tabeli, a na horyzoncie coraz wyraźniejsze były obchody setnych urodzin klubu. Kibice domagali się od działaczy wzmocnień. Prawy obrońca, który nie poradził sobie w lidze cypryjskiej, a w Portugalii nie notował dobrych liczb, zdecydowanie nie był kimś, na kogo liczyli poznańscy fani.

Na dodatek pozycja prawego obrońcy wcale nie wymagała natychmiastowych wzmocnień. Było wówczas bardzo wiele innych potrzeb, a Alan Czerwiński wydawał się wtedy piłkarzem, który będzie miał pewny pierwszy skład. Debiutancki sezon w „Kolejorzu” nie był dla ofensywnego prawego obrońcy idealny, ale jesienią 2020 roku zadebiutował w reprezentacji Polski i nadzieje wobec niego były spore. W związku z tym jedyne pozytywne komentarze dotyczące przyjścia Joela Pereiry dotyczyły właśnie tego, że może być solidnym i przy okazji niedrogim uzupełnieniem składu oraz zmiennikiem dla Alana Czerwińskiego. Ale zdecydowanie więcej było tych negatywnych głosów.

Było to pokłosiem tego, że w Poznaniu trwała wówczas zła passa w kwestii ściągania obcokrajowców do klubu. Zarzucano im przede wszystkim słabą jakość piłkarską i brak poświęcenia dla drużyny. Świeżym wspomnieniem były boiskowe wyczyny Djordje Crnomarkovicia oraz Karlo Muhara, którzy do dzisiaj są flagową pomyłką komitetu transferowego „Kolejorza”. Na dodatek portugalscy piłkarze dawali powody do niepokoju ze względu na kaprysy Joao Amarala. Były piłkarz Benfiki przez pierwsze lata po podpisaniu umowy z Lechem był bardziej płaczkiem niż boiskowym liderem.

Zero oczekiwań

Nikt wobec Joela Pereiry nie miał większych nadziei, mimo tego, że ten wychowywał się w słynnej akademii FC Porto. Portugalczyk nigdy wcześniej nie grał w europejskich pucharach, a na dodatek nie poradził sobie w lidze cypryjskiej. Omonia Nikozja najpierw oddawała go na wypożyczenia, a po kilku latach bez żalu sprzedała piłkarza do Lecha za stosunkowo niewielką sumę 200 tysięcy euro. Za sobą Pereira miał sezon w Gil Vicente, czyli średniaku ligi portugalskiej. Portugalczycy nie zdecydowali się na wykup swojego podstawowego prawego defensora. W dodatku nigdy wcześniej Pereira nie notował spektakularnych liczb.

Dopełnieniem kiepskiego CV piłkarza był nieudany epizod w Spartaku Trnawa, w którym Portugalczyk nie przebił się nigdy do wyjściowego składu. Mimo tego, że zarówno Lech, jak i Legia przegrywały z tym zespołem w europejskich pucharach, Spartak słynie z tego, że grają tam piłkarze, którzy w PKO BP Ekstraklasie furory nie zrobili. Brak gry w tym zespole zdecydowanie nie był dobrym prognostykiem. Lech w Joela Pereirę jednak uwierzył i podpisał z nim kontrakt aż na cztery lata – do czerwca 2025 roku.

Pereira? Asysty i nowe możliwości

Prawy obrońca bardzo szybko zaczął rozwiewać wątpliwości wokół siebie. Mimo tego, że w drugim spotkaniu w barwach „Kolejorza” potraktował Alasanę Manneha kopniakiem rodem z oktagonu mieszanych sztuk walki, debiutanckie tygodnie w Poznaniu miał całkiem niezłe. Od pierwszych kontaktów z piłką było widać, że jest to defensor o zupełnie innej charakterystyce niż jego poprzednicy. Nie było w ostatnich latach w Lechu Poznań kogoś takiego jak Joel Pereira. Portugalczyk wniósł na swoją pozycję nową jakość i nowe opcje konstruowania akcji. Dotychczas w Poznaniu boczni defensorzy wyróżniali się motorycznie, oskrzydlając bardzo często akcje ofensywne, by dośrodkować piłką spod linii końcowej boiska. Joel Pereira takim zawodnikiem zdecydowanie nie jest.

Miłą odmianą była wszechstronność, jaką Portugalczyk wniósł na swoją pozycję. Oczywiście potrafił świetnie obiec skrzydłowego i zacentrować futbolówkę z narożnika boiska. Wyróżniał się tym, że nie był to jedyny element z jego ofensywnego arsenału. Pereira wykazywał się inteligencją boiskową i nie ograniczał się do biegania od własnego pola karnego pod bramkę przeciwnika przy linii bocznej. Gdy sytuacja tego wymagała, schodził bliżej środkowego sektora boiska, zagęszczając tym samym środek pomocy „Kolejorza”. Często decydował się też na wrzutki w pole karne z głębi pola. Przede wszystkim zdecydowana większość jego podań była celna. A to w polskiej ekstraklasie nie jest wcale takie łatwe, a jednocześnie najważniejsze.

Wszechstronność Joela Pereiry doskonale wpisywała się w taktykę Macieja Skorży, który słynie z wprowadzania do swoich zespołów wymienności pozycji. Jego gra była jednym z fundamentów mistrzostwa Polski, które „Kolejorz” zdobył w debiutanckim sezonie Portugalczyka. Zanotował w tamtym sezonie siedem asyst, a przy okazji wywiązywał się niemal bezbłędnie ze swoich zadań defensywnych. Jego wkład w odmianę gry całej drużyny był nieoceniony.

Dojrzewanie

Świadectwem tego, jak dojrzał Joel Pereira w Poznaniu, był sezon 2022/2023. Nika Kwekweskiri mówił w ostatnim wywiadzie, że ówczesny trener „Kolejorza” John van den Brom preferował futbol oparty na indywidualnych umiejętnościach zawodników. Portugalczyk odnalazł się w takich realiach wyśmienicie. Nie obniżył lotów i czuł się pewnie w roli lidera drużyny holenderskiego szkoleniowca. Zanotował w tamtym sezonie tylko dwie asysty w lidze, ale dorzucił do swojego dorobku niezwykle cenne liczby w europejskich pucharach.

To on był autorem ostatniego podania w dającym nadzieję spotkaniu eliminacyjnym z Karabachem. Gol dający awans z Bodo/Glimt w 1/16 finału Ligi Konferencji również padł po jego centrze w kierunku Mikaela Ishaka. Natomiast w ostatnim meczu eliminacyjnym do fazy grupowej europejskich pucharów z luksemburskim Dudelange Pereira zdobył swoją debiutancką bramkę. Nie tylko w Lechu Poznań, lecz również w całej swojej karierze. Portugalczyk wpisał się na listę strzelców i poznaniacy nie musieli drżeć o pomyślny wynik dwumeczu i awans do europejskich pucharów.

Europejskie rozgrywki nie zweryfikowały negatywnie umiejętności obrońcy, w którego nikt nie wierzył. W zasadniczej fazie Ligi Konferencji Europy Joel Pereira zagrał w każdym spotkaniu, a tylko w jednym wchodził na boisko z ławki rezerwowych. Na dodatek w żadnym z tych spotkań nie był z boiska ściągany. Z kolei w PKO BP Ekstraklasie w wyjściowym składzie zagrał w znacznej większości spotkań po 90 minut. Intensywność związana z regularnymi występami co trzy dni nie była dla niego pocałunkiem śmierci, lecz normalnym wyzwaniem, któremu żelazne płuca Portugalczyka mogły sprostać.

Warto również dodać, że Pereira dojrzał w Poznaniu jako człowiek. W pierwszych wywiadach dla klubowej telewizji Lech TV w roli tłumacza na język portugalski występował Pedro Rebocho. Kilkanaście miesięcy później prawy obrońca „Kolejorza” bez żadnych problemów posługiwał się językiem angielskim.

Kryzys dopadł Pereirę

Przez kilkanaście pierwszych miesięcy pobytu Portugalczyka w „Kolejorzu” Pereira był niezawodny. Nie cierpiał z powodu żadnych urazów, nie opuszczał meczów. Rywalizujący z nim Alan Czerwiński, by otrzymać więcej szans gry, często wystawiany był jako skrzydłowy przed Joelem Pereirą. Gdy w końcu Portugalczykowi przytrafiły się problemy zdrowotne w trakcie spotkania ze Spartakiem Trnawa, jego pauza była krótsza niż wielu przewidywało. A gdy już wrócił po kontuzji, wcale nie zawodził i jesień 2023 roku była w jego wykonaniu bardzo dobra. Gdy Lech miał problemy, potrafił wygrywać spotkania właśnie za sprawą Joela Pereiry, który przejmował rolę głównego kreatora i lidera drużyny. W pierwszej części poprzedniego sezonu Portugalczyk zanotował aż siedem asyst.

Ale wiosna była w jego wykonaniu bardzo zła. Jego zjazd formy był jedną z twarzy poznańskiego rozczarowania za kadencji Mariusza Rumaka. Pereira niemal całkowicie zatracił umiejętność celnego dośrodkowywania piłki i nie dopisał do swojego dorobku żadnej asysty. Różnica w jego grze była kolosalna. Był bezbarwny i niedokładny w ofensywie, a na dodatek przestał być tak pewny w obronie. Zawodził na całej linii i nie pomógł w tym nawet piękny gol strzelony w spotkaniu z Legią Warszawa. Bez żadnego zawahania kibice wymieniali Portugalczyka w gronie „tłustych kotów”. Rozczarowujący sezon Lecha Poznań miał twarz między innymi słabych występów prawego obrońcy „Kolejorza”.

W tym sezonie Joel Pereira z każdym kolejnym meczem udowadnia tym, którzy w niego zwątpili, że wciąż jest jednym z najlepszych piłkarzy w PKO BP Ekstraklasie. Pokazuje, że warto wokół niego budować drużynę.

Pomysł Frederiksena i problemy

Duński trener zauważył, że ma na prawej obronie diament, któremu trzeba zapewnić odpowiednie warunki do wykorzystania swojego potencjału. W związku z tym implementuje w Poznaniu hybrydowy system, w którym Pereira bardzo często gra jak wahadłowy. Dzięki zwolnieniu z niektórych zadań w defensywie, wolny od odpowiedzialności obronnej Portugalczyk lśni, napędzając ataki prawą stroną Lecha. Wobec tego warto podkreślić, jak kluczową rolę w jego odbudowie odegrali Dino Hotić, Alex Douglas oraz Radosław Murawski. Bośniak grający z Joelem na tej samej flance w każdym meczu haruje w pressingu. Radosław Murawski zazwyczaj zabezpiecza stronę Portugalczyka w przypadku kontrataków rywala. Z kolei szwedzki stoper, będący rewelacją tego sezonu PKO BP Ekstraklasy, swoim świetnym wyprowadzeniem piłki sprawia, że Pereira już w początkowej fazie budowania akcji może ustawić się wysoko na połowie przeciwnika. Ten system działa. Lech wygrywa, a Joel Pereira ponownie cieszy kibiców swoją świetną grą.

Brak zastępcy i następcy?

Efektem tego jest komplet rozegranych minut w tym sezonie i to daje sympatykom „Kolejorza” sporo powodów do obaw. Joel Pereira nie ma w tej chwili sprawdzonego zastępcy, gdyby przytrafił mu się jakiś uraz. Ian Hoffman rozegrał w tym sezonie tylko kilka minut w PKO BP Ekstraklasie, a reszta jego spotkań w tym sezonie to mecze rezerw poznańskiego zespołu. Lech Poznań może mieć dużo problemów w przypadku urazu prawego obrońcy, ponieważ każdy przychodzący na jego pozycję zawodnik wie, że wygranie rywalizacji z Pereirą do łatwych nie należy.

Ale „Kolejorz” nawet bez żadnego urazu Pereiry powinien zacząć rozglądać się za następcą. Liderowi Lecha umowa kończy się już w czerwcu tego roku i nie wiadomo, czy Tomasz Rząsa zdoła przekonać piłkarza do pozostania w Poznaniu. Ma już 27 lat, więc jest w najlepszym wieku, by spróbować swoich sił w bardziej wymagającej lidze lub miejscu, gdzie potencjalny zarobek będzie dużo większy. Strata Joela może być znacząca, ponieważ Portugalczyk znowu jest liderem, którego tak brakowało wiosną poprzedniego roku za kadencji Mariusza Rumaka.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze