Jerzy Cyrak to aktualny asystent trenera Korony Kielce, z którą wywalczył awans do ekstraklasy. W swojej karierze pracował też między innymi w Lechu Poznań, Górniku Wałbrzych czy Radomiaku Radom. Jest jednym z ojców sukcesu w postaci powrotu kieleckiej drużyny na najwyższy szczebel rozgrywkowy w Polsce. Udało nam się przeprowadzić wywiad z trenerem Jerzym Cyrakiem.
W styczniu otrzymał Pan posadę asystenta trenera w Koronie Kielce. Drużyna przeszła szereg zmian. Jak wyglądały Pańskie początki w klubie?
Gdy przychodziliśmy do drużyny, ta była prowadzona przez trenera Kuzerę, który teraz też jest w sztabie szkoleniowym. Był on szkoleniowcem tymczasowym. Oczywistym było, że zespół przejmie trener, który zaproponuje swój model pracy, swoje warunki i wprowadzi swoją energię do tej drużyny. Wiadomo, że początki zawsze są trudne, a praca z zespołem wymaga czasu. To nie jest łatwy proces łatwy. Praca w klubie wymaga czasu poświęcenia i dużego zaangażowania.
Wspomina Pan, że był to pracowity okres. Uważa Pan jednak, że dało się zrobić więcej, aby ominąć proces baraży i wywalczyć bezpośredni awans?
Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby tak było, ale każda drużyna, która z nami walczyła, nie pozostawała bezczynna i nie spała. To była walka kilku klubów. To nie jest tak, że my się nastawimy na drugie miejsce i my to drugie miejsce osiągniemy. Chcieliśmy z drugiego miejsca awansować, ale nie udało się. Udało się to zrobić z miejsca czwartego.
W ostatnich trzech spotkaniach sezonu zasadniczego nastąpiły pewne komplikacje — zdobyty jeden punkt w trzech spotkaniach. Jednak gdy klub rozpoczął walkę w barażach, to wydawało się, że te problemy zniknęły. Kluczowy był mecz z Chrobrym Głogów. Jak sztab przyszykował drużynę pod to spotkanie?
Mieliśmy sporą wiedzę na temat Chrobrego, ponieważ nie tak dawno graliśmy z nim. W meczu podczas sezonu zasadniczego przygotowaliśmy się dobrze pod każdym względem, tak jak przygotowujemy się do każdego przeciwnika. Okazało się, że zagramy jeszcze raz z tym zespołem. Finał był do tamtej rywalizacji podobny, gdyż po 90 minutach w obu przypadkach był wynik remisowy. Dopiero dogrywka dała rozstrzygnięcie.
Niemniej był to bardzo trudny mecz. Dobrze zaczęliśmy, prowadziliśmy 1:0. Później w krótkim czasie straciliśmy dwie bramki i sprawa się skomplikowała. Pracowaliśmy, by w drużynie było dużo wiary w to, że jesteśmy w stanie losy meczu odwrócić i wygrać. Tak się też stało, a cel osiągnęliśmy po dogrywce. W końcówce zdobywamy bramkę na 3:2, której autorem był Jacek Kiełb, i uzyskaliśmy upragniony awans do Ekstraklasy.
𝐒𝐩𝐞ł𝐧𝐢ł𝐲 𝐬𝐢𝐞̨ 𝐦𝐚𝐫𝐳𝐞𝐧𝐢𝐚 𝐰𝐢𝐞𝐥𝐮 𝐭𝐲𝐬𝐢𝐞̨𝐜𝐲 𝐨𝐬𝐨́𝐛!
Niedziela, godzina 20.00, kulisy meczów barażowych oraz powrotu Korony Kielce do Ekstraklasy! 🤩⌛️
Zarezerwujcie sobie trochę czasu bo plany na jutrzejszy wieczór już macie 😎 pic.twitter.com/ObFTXc2yhQ— Korona Kielce (@Korona_Kielce) June 18, 2022
Po wakacjach klub czeka ciężki sezon w ekstraklasie. Jaka pozycja byłaby satysfakcjonująca dla sztabu?
Na razie jest dużo niewiadomych. Liga jest bardzo trudna, gdyż to dużo wyższy poziom sportowy. Satysfakcjonowałoby nas zakończenie sezonu w środkowej części tabeli. Każdy trener i każdy piłkarz pracuje tak , aby jego drużyna była jak najwyżej. Chciałbym, aby Korona Kielce skończyła na jak najwyższym miejscu. A czy tak będzie? Czas pokaże. Będziemy chcieli walczyć o jak najwyższe miejsca.
W walce o najwyższe cele z pewnością pomogą Miłosz Trojak i Adam Deja. Są to świeże transfery. Jakie możliwości ci dwaj pomocnicy dają drużynie? Uda się lepiej zabezpieczyć tyły?
Są to zawodnicy o dobrych umiejętnościach, o dobrych warunkach fizycznych. Potrafią dużo pracować na boisku. Zarówno w fazie bronienia, jak i w fazie ataku. Będą mieli zadania zabezpieczające. Jeśli chodzi o grę w ataku, to również potrafią wiele. Są aktywni w budowaniu gry i finalizowaniu akcji. Są też piłkarzami, którzy potrafią wykonywać stałe fragmenty, tak jak Adam Deja, a także potrafią zdobyć bramkę, tak jak Miłosz Trojak. Miejmy nadzieję, że w tych wariantach nam pomogą. Oczekiwania są spore. Wiadomo też, że liga pierwsza i ekstraklasa to nie to samo. Ekstraklasa jest silniejsza, ale miejmy nadzieję, że oni pomogą na w tym, abyśmy się tam zadomowili i osiągali dobre wyniki.
Przez lata pełnił Pan funkcję asystenta trenera, a także funkcję pierwszego trenera. Jakby Pan porównał oba stanowiska, w której roli czuje się Pan lepiej?
Teraz dobrze czuję się w tej roli, którą wypełniam, czyli w roli asystenta – osoby, która wspiera pierwszego trenera, realizuje jego wizję prowadzenia zespołu, która jest zbieżna z moją wizją. My z pierwszym trenerem Korony Kielce – Leszkiem Ojrzyńskim – znamy się już siedem lat, tak że wiem, jak on pracuje, wiem, jaki ma warsztat, jaki ma sposób prowadzenia drużyny. Mnie to odpowiada. Rola pierwszego trenera to jest rola, która wymaga dużo więcej odpowiedzialności. Mnie przyszło prowadzić takie kluby jak na przykład Górnik Wałbrzych czy Radomiak Radom i niestety było to powiązane z pewnymi problemami. Nie tylko z tymi sportowymi, ale też organizacyjnymi.
Trafiłem na takie czasy tych klubów, których w żaden sposób nie można porównać do pracy w drużynach ekstraklasowych, w których byłem asystentem. Jest to po prostu nieporównywalne. Presja pierwszego trenera zawsze jest dużo większa niż jego asystentów. Kluby z problemami organizacyjnymi prowadzi się bardzo trudno. Powstaje mnóstwo problemów poza boiskowych, które mają przełożenie na jakość pracy i wynik sportowy. Niestety nie udało mi się nigdy pracować samodzielnie w klubach, które są pozbawione takich problemów, ale bardzo dobrze się realizuję w tym, co obecnie robię. To jest już piąty zespół w Ekstraklasie, trzeci z trenerem Ojrzyńskim, w którym jestem asystentem, i ta funkcja mi odpowiada. W tym się dobrze czuję.
W przyszłości zechciałby Pan ponownie zostać pierwszym trenerem?
Na tę chwilę nie myślę o tym. Nie chciałbym powiedzieć, że nie mam takich ambicji. Nie mam takich potrzeb. Na razie wolę się skupić na tym, co robię teraz, i nie myślę dzisiaj o pracy jako pierwszy trener. Pracowałem w Górniku Wałbrzych, Radomiaku, jeszcze w Toruniu i wiem, na czym ta rola polega. Wiem, jak tam się pracuje, jaka jest odpowiedzialność, presja i w obecnej chwili nie myślę o stanowisku pierwszego trenera.
Przygoda w Lechu Poznań nie była krótka. Dwukrotnie „Kolejorz” kończył sezon jako wicemistrz. Czego brakło do zdobycia mistrzostwa?
To była jedna z dłuższych przygód trenerskich w Polsce. My pracowaliśmy w Poznaniu dwa i pół roku. To są przygody, które niestety w polskich realiach pozostają przygodami bardzo długimi. W tym czasie dwa wicemistrzostwa nie wystarczały na ówczesnego Lecha. Trzeba było czegoś więcej. W Europie nam nie szło, nie udało się zakwalifikować do Ligi Europy. To zadecydowało, że nie mogliśmy kontynuować pracy. Zależało nam bardzo, by osiągnąć sukces, ale niestety nie udało się.
Uważa Pan, że kluczem do sukcesu jest długotrwały proces budowy klubu przez trenera, tak jak ma to miejsce na przykład w Rakowie Częstochowa?
Oczywiście! To jest właśnie dobitny przykład i jasna odpowiedź. Wracając do pierwszego pytania – proces budowania drużyny, kierowania jej wedle swojego toku, prowadzenia jej tak, jak by się chciało, to nie jest kwestia kilku miesięcy. To etap wieloletni. Jeśli chcemy się rozwijać, jeśli chcemy podnieść poziom sportowy drużyny, potrzebny jest proces długotrwały. Przykład stanowi Raków, w którym trener Papszun pracuje od 2. Ligi, a teraz kolejny sezon spędza w ekstraklasie. Jest to odpowiedź prosta. Drużyna bywa bardzo dynamicznym i rozwojowym tworem, ale trzeba postawić na jakiś kierunek.
Nie może być tak, że co pół roku, co rok zmieniają się trener, zasady, sposób grania. Taka drużyna jest w ciągłej rozsypce i permanentnej przebudowie. To nie może dobrze funkcjonować. Niestety u nas tak jest w większości przypadków. Dobry przykład stanowi także Piast Gliwice. Pan trener Fornalik pracuje tam już piąty rok i klub dobrze funkcjonuje. Dlatego że klub ma ogromne zaufanie do niego, może realizować swoją wizję prowadzenia drużyny, która trwa kilka lat.
Ostatnio Radomiak Radom podjął szokującą decyzję.
Tak, tam pracował trener Banasik już trzeci sezon. Dlaczego akurat teraz został zwolniony? Dlaczego klub tak postąpił? Tego nikt nie wie, ale ja tam pracowałem, więc wyobrażam sobie co mogło być powodem takiej decyzji, ale to zostawię dla siebie.
Dariusz Banasik: Słyszałem z klubu, że 5. czy 6. miejsce to będzie katastrofa. Nie mogłem się z tym zgodzić. #Radomiak
— Szymon Janczyk (@sz_janczyk) April 30, 2022
Ekstraklasa kilka lat temu wyglądała inaczej niż ta obecna. Panował podział na grupę mistrzowską i spadkową, a także następował proces dzielenia punktów. Jak po czasie ocenia Pan tę reformę?
Były to nieudane pomysły, a zwłaszcza ten z dzieleniem punktów. Podbeskidzie Bielsko-Biała w sezonie 2015/2016, bodajże po decyzji o nieuznanym golu w ostatniej kolejce sezonu zasadniczego z 8. lokaty spadła na 9. miejsce. Następnie po podziale punktów jej przewaga nad resztą zespołów zmalała. Zdobyła w grupie spadkowej tylko 1 punkt. Nastąpił nagły spadek formy, może morale zespołu i będąc na 9. miejscu, spadła z ligi. Gdyby nie było tego podziału, zespól by się utrzymał. To był kompletnie nieudany pomysł.
Czas pokazał również, że podział na grupę mistrzowską i spadkową powodował, iż niektóre drużyny, z na przykład 8. czy 7. miejsca, traciły motywację do walki. Nie mogły już spaść ani wywalczyć miejsca gwarantującego europejskie puchary. Jeśli liga jest jednolita, to do końca trzeba walczyć o wyższe miejsce, nie można pozwolić sobie na spadek formy, by nie obniżyć swojej pozycji, to moim zdaniem jest to lepsze. Obecnie liga jest taka, jak w większości krajów europejskich. Dzielenie na grupy nie było udane, a już szczególnie dzielenie punktów.
A system baraży tak jak ma to miejsce między innymi w 1. lidze, a także 2.? Pojawiają się głosy, że nie jest to do końca sprawiedliwe. Co Pan o tym uważa?
To też jest specyficzny system. Trzeba się z tym liczyć. Gdy zaczynamy sezon, zdajemy sobie sprawę, że być może będziemy musieli walczyć w barażach. Rok temu drużyny z 6. miejsca awansowały, czyli Górnik Łęczna do Ekstraklasy, Resovia do I ligi. Dla nich to była wielka sprawa, natomiast dla zespołów, które zajęły miejsca 3-5, niestety nie. Myślę, że lepiej by było, gdyby trzy pierwsze w tabeli drużyny wchodziły ligę wyżej. Trzy drużyny spadają z ekstraklasy i trzy zespoły awansują z niższej ligi. Byłoby to bardziej wymierne, odpowiada to na to, co się dzieje przez cały rok. Jeśli drużyna przez cały sezon regularnie punktuje, oczywiście zdarzają się gorsze i lepsze momenty, ale suma summarum zajmuje 3. lokatę, to zasługuje na awans.
Nie wiem, czy się zmieni ten schemat, ale na ten moment nie widać, aby tak się miało stać. W obecnym systemie chodzi przede wszystkim o to, aby były dodatkowe emocje i końca walka o te 6. miejsce, aby do końca była rywalizacja w lidze zespołów w środkowej części tabeli. Jeśli tabela ustabilizowała by się przy 18 drużynach, na przykład po 28. kolejce, w momencie gdy pierwsze trzy drużyny są nie do dogonienia, to ekipy z niższych pozycji nie za bardzo by miały o co walczyć. Ewentualnie o jakieś premie, jeśli PZPN by za to przyznawał. Czyli tak jak jest w Ekstraklasie. Im drużyna zajmie wyższą lokatę, tym klub uzyskuje większe korzyści. Może więcej inwestować we własny rozwój. Oczywiście walka do końca, o jak najwyższe miejsca, to przede wszystkim spełnianie oczekiwań kibiców, którzy wspierają swoich idole i podobnie, jak każdemu sportowcowi, zależy aby zajmować jak najlepsze miejsca.