1 lipca 2024 roku Jean-Pierre Nsame w ramach wypożyczenia został oficjalnie zawodnikiem Legii Warszawa. Przeszedł tam na rok w związku z tym, że we włoskim Como miał za sobą bardzo słabe pół sezonu. Mimo to ze względu na bogate CV Kameruńczyka każdy postrzegał sprowadzenie go jako absolutny hit. Na papierze w końcu miał wszystko, aby zostać gwiazdą całej PKO BP Ekstraklasy. Niestety oczekiwania rozmywają się dotychczas z rzeczywistością – warszawiacy nie mają z niego obecnie absolutnie żadnych korzyści...
Jean-Pierre Nsame zaliczył dotychczas dwa trafienia w sześciu spotkaniach, jednak oba te gole padły z przeciwnikami bardzo wątpliwej jakości. Pierwszy z Caernarfon Town FC, a drugi z Motorem Lublin, który również do najlepszych nie należy.
Poza tym słabo. Gra, jednak nie daje różnicy, jaką miał dawać. Wcale nie okazał się dla ofensywy Legii zbawcą, a dopóki Blaz Kramer był w klubie, nie był sondowany nawet jako numer jeden na pozycji napastnika. Gdy Słoweniec odszedł, nagle nie ma kto strzelać… Słaba dyspozycja całego zespołu również mu nie pomaga – uwydatnia wszystkie jego wady, których jest więcej, niż każdy się spodziewał… Jednym słowem – tragedia.
Konkurencja Nsame
Legia Warszawa ma naprawdę obfitą kadrę, jeżeli chodzi o napastników. Trener ma do dyspozycji aż pięciu piłkarzy, z czego każdy gra trochę inaczej od reszty. Czy Jean-Pierre Nsame ma w nich jednak realną konkurencję?
- Marc Gual odznacza się bardzo dużą mobilnością. Zwykle stanowi dodatek do egzekutora i choć nie zawsze gra dobrze, wspomnianą wcześniej charakterystykę gry należy w Hiszpanie docenić. Na tle pozostałych napastników Legii, co można dostrzec na zamieszczonej poniżej heatmapie, wyróżnia się tym, że jest na boisku wszędzie. Widać na niej, że nie jest typowym, operującym głównie blisko pola karnego zawodnikiem, jak na przykład Nsame. Dlatego nie powinniśmy postrzegać go jako konkurenta Kameruńczyka.
- Tomas Pekhart bazowo nie jest podstawowym zawodnikiem Legii Warszawa, jednak również warto o nim wspomnieć. Najstarszy ofensywny zawodnik „Wojskowych” nastawiony jest głównie na zagrania głową – raczej nie można spodziewać się po nim niczego więcej niż czystej skuteczności w wykańczaniu akcji. Działa w dość podobny sposób do Nsame, tyle że oczekiwania wobec Czecha są jednak dużo mniejsze. A i tak w tym sezonie pokazał więcej. Mimo swoich ograniczeń pod kątem czystej formy jest ponad bohaterem tego artykułu.
- Migouel Alfarela nie pokazał w Legii dotychczas zbyt dużo, a miewał i słabsze, i te lepsze mecze. Mniej biega od wcześniej wspomnianego Guala, natomiast dał się już poznać jako dobry rozgrywający napastnik. Charakterystyką bliżej mu do Hiszpana niż do Nsame czy Pekharta. Francuz jest jednak bardziej skuteczny i nieco bardziej wszechstronny niż wspomniany Marc Gual.
- Do nich wszystkich Jordan Majchrzak – niestety były gracz AS Roma jest daleki od składu. Na razie jedynie ma potencjał, natomiast w Legii żadnych konkretów… Wspominamy jednak o nim z tej racji, że w każdej chwili może dostać szansę na pozycji napastnika.
***
Żaden z wymienionych nie jest w optymalnej formie. Zdaje się to idealną podkładką pod zaistnienie dla wchodzącego do zespołu napastnika. W końcu nie ma konkurencji… Jak pokazała przyszłość, nic bardziej mylnego! Obecnie można powiedzieć, że ten głupio biegający Gual, zawodzący Alfarela czy źle starzejący się Pekhart dają zespołowi całościowo więcej niż Jean-Pierre Nsame, którego obecność na boisku jest niemal zawsze niezauważalna. Najwięcej wnosił Blaz Kramer, który mimo swoich ograniczeń technicznych dalej był spośród tego grona najlepszy.
Jak gra Jean-Pierre Nsame? (A jak powinien grać?)
Żeby nie było – nikt nie sprowadzał Nsame z myślą ściągnięcia do Warszawy mobilnego, kreatywnego napastnika czy bardzo uzdolnionego technicznie gracza. To nie ten typ piłkarza i każdy to rozumie. Wspomniany w ciepłych słowach w poprzednim akapicie Blaz Kramer również nie był zawodnikiem, który bardzo mocno wracał się po piłkę. Słoweniec dawał jednak liczby, czego Nsame już nie robi. Jeżeli nie możemy liczyć na jego zaangażowanie, chociaż niech da te gole… Tymczasem Kameruńczyk ani nie jest zbyt skuteczny, ani niespecjalnie skupiony na budowaniu akcji ofensywnych. Nie odznacza się właściwie niczym szczególnym. Tężyzna fizyczna byłaby jego zaletą, gdyby ją jeszcze w odpowiedni sposób wykorzystywał. Tymczasem on nie robi dobrze nawet tego i dziś – pół żartem, pół serio – można zastanawiać się, czy liga szwajcarska rzeczywiście jest lepsza od PKO BP Ekstraklasy… We Włoszech mu nie poszło, ale wcześniej wydawał się naprawdę bardzo jakościowy. Dziś jest cieniem samego siebie sprzed lat… Pozytywnych wniosków z jego dotychczasowych „popisów” boiskowych nie można wyciągnąć w sumie ani z meczów, w których zagrał 90 minut, ani z meczów, w których wchodził z ławki. Nie daje ani jakości, ani chociaż impulsów. Nic!
Jest niezauważalny, stoi w miejscu i samą swoją grą nie daje argumentów, aby grać. I nie chodzi nam już w tej dyskusji nawet o dysproporcję pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością. Gdyby Jean-Pierre Nsame nazywał się Jan Nowak i jako nieznany nikomu 19-latek wchodził do zespołu, również nie mielibyśmy podstaw do wyciągania z gry tego człowieka niczego pozytywnego. Były zawodnik Young Boys Berno wydaje się mieć bardzo duże braki, ale na swoje szczęście ma również niewielką konkurencję i zaufanie od trenera Goncalo Feio. Przez to raczej będzie grał dalej mimo tego, że realnie na to za nic w świecie nie zasługuje.
Ostatni moment na rehabilitację
Jean-Pierre Nsame nie ma dużo czasu na odbudowanie się, bo za chwilę cierpliwość wobec niego może już nawet u trenera Goncalo Feio ostatecznie się skończyć. Aby być sprawiedliwym, Kameruńczyk miał dużego pecha po przybyciu na Łazienkowską. Najpierw kontuzja, później świetna forma konkurenta do gry, Kramera… Dlatego też oczekiwano, że po tym wszystkim będzie dobrze, a gorsza dyspozycja była jedynie falstartem. Nsame jednak w meczach kompletnie znika i przynajmniej do tej pory nie widać w jego prezencji na boisku niczego, co kazałoby nam sądzić, że jego ściągnięcie do Warszawy nie okazało się kompletnym flopem. Dostaje więcej szans niż na początku, ale chyba lepiej było, jak ich nie miał. Przynajmniej mogliśmy tworzyć legendę wielkiego Nsame, który wejdzie i natychmiast zrobi różnicę… Teraz jest już tylko zawodem.
Jean-Pierre Nsame MUSI w końcu odpalić. Dotychczas miał małą taryfę ulgową ze względu na przedłużone wejście do drużyny spowodowane kontuzją, ale koniec tego!
Gość miał wejść i zjeść tę ligę, a na razie strzelił jedynie Walijczykom i Motorowi Lublin… 🙃#Legia #ekstraklasa pic.twitter.com/bxeVcFNNAB
— Kamil Seliga (@KamillSeliga) September 19, 2024
Umówmy się – serwis w Legii też nie jest najlepszy. Obecnie daleko jest większości dogrywającym do optymalnej formy. Dobre sytuacje Nsame jednak miał, a i tak je marnował – czy to przez złe ustawienie, czy to na skutek źle oddanego strzału. Niestety, amatorka… To po prostu nie godzi się na takim poziomie. Tym bardziej że nie jest zaangażowany w nic innego niż wykańczanie sytuacji. Niech chociaż w tym będzie dobry, bo za chwilę inwestycja czasu w 31-latka może przestać się opłacać. Teraz Legia wchodzi w ważny moment sezonu, więc muszą zostać podjęte kluczowe w kontekście kształtu całych rozgrywek 2024/2025 decyzje. Czy Jean-Pierre Nsame powinien dostać kredyt zaufania? Wydaje się, że aktualnie nie ma innej możliwości. Opieranie gry na dośrodkowaniach do Pekharta nie może być bazą aspirującego do mistrzostwa Polski klubu. Trzeba liczyć na to, że dotychczas zawodzący Kameruńczyk powróci do formy z lat świetności.