Efekt nowej miotły. Każdy o tym słyszał, każdy twierdzi, że taka zależność faktycznie występuje. Dziś, w przededniu debiutu Jana Urbana na stanowisku trenera Lecha, wszyscy poznańscy kibice mocno ściskają kciuki i liczą na potwierdzenie wspomnianej reguły. Czy Jan Urban okaże się zbawcą lechitów? Postanowiliśmy przyjrzeć się jego debiutanckim poczynaniom w klubach, które dotychczas prowadził.
Jan Urban przygodę z ekstraklasową trenerką rozpoczynał na bardzo wysokim pułapie. W myśl powiedzenia „jak spadać, to z wysokiego konia” 4 czerwca 2007 został nowym szkoleniowcem warszawskiej Legii. Przejął zespół, który w sezonie 2006/2007 zawiódł oczekiwania kibiców, zajmując zaledwie trzecie miejsce w ligowej układance. Urban w swoim debiucie skromnie pokonał Cracovię (1:0). Jednak nie ma co wyciągać pochopnych wniosków. Wtedy mógł przepracować z zespołem letni okres przygotowawczy, miał czas, aby spokojnie wdrażać swoje pomysły i nowatorskie rozwiązania. Natomiast w obecnej sytuacji Lech nie ma czasu, ale potrzebuje punktów. Urban musi okazać się cudotwórcą, aby odmienić grę mistrza Polski.
Po zwolnieniu z Legii objął Polonię Bytom. 29 października 2010 roku podjął pracę na Śląsku, a już dwa dni później przyszło mu się mierzyć z… Cracovią. I trzeba przyznać, że Urban ma patent na „Pasy”, bo znów tryumfował, i to znów 1:0. Kibice Lecha mogą żałować, że w sobotę ich zespół nie zagra przeciwko krakowiakom. Potem osiągał bardzo dobre wyniki, jednak wkrótce zrezygnował z pracy, ponieważ Bytom okazał się dla niego miejscem zbyt małym, niewystarczającym do realizacji jego celów.
Na nowe wyzwanie Urban czekał prawie rok, ale z początkiem 2011 roku został nowym trenerem Zagłębie Lubin. W jego debiucie przeciwko… tym razem nie Cracovii, ale Polonii Warszawa znów wygrał… 1:0. Jednak mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, a nie jak zaczyna, a przygoda Urbana z Lubinem trwała zaskakująco krótko. Z powodu słabiutkich wyników „Miedziowych” szkoleniowiec pożegnał się z pracą.
Urban wyraźnie nie jest fanem greckiej myśli filozoficznej, a szczególnie Heraklita z Efezu, który uparcie twierdził, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Dlaczego? Ano dlatego, że w 2012 roku ponownie objął stołeczną Legię. W swoim drugim już debiucie w Legii pokonał kielecką Koronę 4:0. To była deklasacja, a z perspektywy czasu wydaje się, że Legia Urbana była co najmniej dwukrotnie, nazwijmy to eufemistycznie, przystępna niż ta dzisiejsza. Jak zakończyła się druga przygoda Urbana w klubie z Łazienkowskiej, wszyscy doskonale wiemy.
Wniosek nasuwa się sam. Urban to świetna nowa miotła. Jeśli chodzi o polską ekstraklasę, ma 100% skuteczności, cztery mecze, cztery zwycięstwa. Jest to z pewnością doskonała informacja dla wszystkich fanatyków Lecha, którzy z utęsknieniem wyczekują zwycięstwa. Być może warto zastanowić się nad postawieniem większej sumki na wygraną poznaniaków. Choć oczywiście nie zachęcamy do hazardu.
[interaction id=”5622417abece044e1459443f”]