Jakub Bednarczyk: Awans do PKO BP Ekstraklasy to cel mój, jak i całej drużyny [WYWIAD]


O Górniku Łęczna, latach spędzonych w Niemczech czy debiucie w Lidze Europy

25 sierpnia 2024 Jakub Bednarczyk: Awans do PKO BP Ekstraklasy to cel mój, jak i całej drużyny [WYWIAD]
Kacper Pacocha / Górnik Łęczna

Górnik Łęczna w fenomenalny sposób rozpoczął sezon, notując cztery zwycięstwa i jeden remis w pierwszych pięciu spotkaniach sezonu ligowego. Takie wyniki po pięciu kolejkach pozwalają klubowi z województwa lubelskiego zająć 2. miejsce w tabeli. Jednym z podstawowych zawodników „Dumy Lubelszczyzny” jest Jakub Bednarczyk. Postanowiliśmy porozmawiać z nim o pracy z trenerem Pavolem Stano, problemach ze znalezieniem klubu czy grze na Mistrzostwach Świata U-20.


Udostępnij na Udostępnij na

Kacper Wielgomas (iGol.pl): Po pięciu kolejkach Górnik Łęczna ma na swoim koncie 13 punktów i zajmuje 2. miejsce w lidze. Spodziewałeś się tak dobrego startu?

Jakub Bednarczyk (piłkarz na pozycji obrońcy, Górnik Łęczna): Ciężko pracowaliśmy w okresie przygotowawczym i wiedzieliśmy, że o punkty nie będzie łatwo. Tym bardziej, że mieliśmy prawie cały nowy skład i musieliśmy się wszyscy poznać. Trener dobrze nas wszystkich nastawił. Przy tym ciężka praca zrobiła swoje, i to dało nam efekty. Szczerze mówiąc, mieliśmy w dwóch spotkaniach także trochę szczęścia, ponieważ udało nam się zdobyć bramki w ostatnich minutach, które dały nam punkty. Generalnie trzeba powiedzieć, że jest to dla nas wymarzony start.

Tak obiecujący początek daje według Ciebie prawo myśleć, że to będzie sezon, w którym „Duma Lubelszczyzny” wróci do PKO BP Ekstraklasy?

Sezon jest jeszcze bardzo długi. My się zawsze skupiamy na najbliższym spotkaniu i pod to też robimy cały mikrocykl treningowy. Oczywiście trzeba sobie stawiać cele. Nie ukrywam, że awans do ekstraklasy to cel mój, jak i całej drużyny. Jednak, tak jak mówię, na razie musimy skupiać się na najbliższych meczach.

Jak dotychczas w czterech z pięciu spotkań w Betclic 1. Lidze traciliście przynajmniej jedną bramkę. Uważasz to za jedną z głównych rzeczy, jakie trzeba poprawić w grze drużyny?

Na pewno cieszy mnie to, że my te mecze wygrywamy. W końcu świadczy to dobrze o naszej ofensywie. Jak wiadomo, żeby być w czołówce, to trzeba więcej bramek strzelać niż tracić. Oczywiście nie chcemy często wyjmować piłki z siatki i ciężko nad tym pracujemy. Mamy także trenera od defensywy, który pracuje z obrońcami, aby zapobiegać utracie goli.

Prywatnie jesteś zadowolony z tego, co na chwilę obecną pokazujesz na boisku?

Ja zawsze jestem bardzo krytyczny wobec swojej osoby i dążę do takiego małego perfekcjonizmu. Nie zawsze mi się to udaje. Cieszę się na pewno, że dostaję dużo minut. Udało mi się stworzyć parę dobrych akcji w defensywie oraz ofensywie. Mimo wszystko zawsze da się być lepszym i dążę do tego, aby każdego dnia być lepszym, zarówno na boisku, jak i poza nim.

Uważasz, że Twój perfekcjonizm bardziej pomaga Ci w karierze niż przeszkadza?

Myślę, że bardziej mi pomaga. Mam określony swój cel, żeby każdego dnia być chociaż troszeczkę lepszy. Biorę wskazówki od trenerów i robimy analizy z każdego meczu. Patrzymy, co można by było zrobić lepiej i później na treningach staram się poprawiać swoje błędy.

Zahaczając o wątek Waszego trenera. Od początku roku trenujesz pod wodzą Pavola Stano. Jak z perspektywy tych kilku miesięcy oceniasz pracę z tym szkoleniowcem?

Jestem ogromnie wdzięczny trenerowi Stano za zaufanie i danie mi szansy. Mówiąc szczerze, trener Stano to naprawdę bardzo dobry szkoleniowiec pod każdym względem. Chociażby patrząc na podejście do zawodników. Każdy w klubie jest traktowany równo i nikt nie ma poczucia, że odstaje od drużyny. Jest tutaj bardzo rodzinna atmosfera, która na pewno pomaga w szatni. Patrząc na naszego trenera pod względem taktycznym myślę, że wyniki mówią same za siebie. Mamy bardzo intensywne i długie treningi, jednak absolutnie mi to nie przeszkadza. Jak się ciężko pracuje i to przynosi efekty, to się człowiek bardzo cieszy.

Od kiedy słowacki trener przejął stery w drużynie „Zielono-czarnych”, wskoczyłeś na stałe do pierwszego składu. Można powiedzieć, że zmiana na stanowisku szkoleniowca drużyny z Łęcznej była kluczowa w kontekście Twojej przygody w tym klubie?

Myślę, że definitywnie tak. Do tego może jeszcze trochę na początku sprzyjało mi szczęście ze względu na kontuzję Damiana Zbozienia, który gra na tej samej pozycji, co ja. Jednak powiem tak, że ja zawsze ciężko pracowałem i czasami tak to bywa w karierze, że jeden trener ma taką wizję, a drugi taką i po prostu trzeba być cierpliwym, robić swoje i mieć nadzieję, że ta szansa nadejdzie, a następnie spróbować ją jak najlepiej wykorzystać.

Cofnijmy się trochę w czasie. Jeszcze przed przejściem do Górnika Łęczna kilka miesięcy byłeś bez klubu. Jak to się stało?

Był to trochę nieszczęśliwy zbieg zdarzeń. Wróciłem po rocznym wypożyczeniu z Zagłębia Lubin do St. Pauli. Tam dali mnie od razu do drugiej drużyny, gdzie grałem prawie całe rozgrywki. Oczywiście szukałem sobie jakiejś alternatywy na początek nowego sezonu, aby już jakiś klub mieć, jednak nie było konkretnej oferty. Później nastąpiła także zmiana agencji. Następnie w drużynach zaczęły się już przygotowania, a ja ciągle nie miałem zespołu. Trzeba powiedzieć, że jak już się wypadnie z takiego rytmu treningowego z drużyną, to później już ciężko jest wrócić.

Musiałem trochę przesiedzieć i przeboleć ten czas, który był dla mnie naprawdę trudny. Jednak udało mi się pójść na jakieś treningi próbne w Szwecji i w Danii. Zapowiadało się to obiecująco, ale miałem trochę inny cel. Wolałem jeszcze spróbować swoich sił w Niemczech albo ponownie w Polsce, bo miałem dobre doświadczenie tutaj z wypożyczenia do Zagłębia Lubin. Ostatecznie udało się przez pewne kontakty przyjechać na treningi próbne do Górnika Łęczna, gdzie zaprezentowałem się dobrze i otrzymałem kontrakt.

Następnie trochę siedziałem na ławce, trenowałem ciężko, przez co odbudowałem swoją formę. Można powiedzieć, że był to taki cykl, w którym najpierw trzeba było znaleźć klub, później odbudować się na treningach, następnie zacząć łapać się do kadry i zakończyć to zdobywaniem jak największej liczby minut na murawie. Małymi krokami do przodu, aż udało się zostać podstawowym zawodnikiem Górnika Łęczna.

Teraz chciałbym się przenieść jeszcze bardziej w czasie, do Twoich początków gry w piłkę. Jak zaczęła się Twoja przygoda z futbolem?

Moja przygoda z futbolem zaczęła się, odkąd umiałem chodzić. Jak miałem trzy lata, to tata rzucał mi piłki, a jak byłem troszeczkę starszy, to chodziliśmy razem na boisko, już wtedy w Niemczech. Później tata zapisał mnie do klubu SV Bergisch Gladbach 09, gdzie zacząłem trenować. Byłem tam chyba przez cztery lata, grając, co ciekawe, na pozycji napastnika. Byłem typową „dziewiątką” i kilka bramek się w tym klubie zdobyło.

Później zainteresowały się mną większe kluby, w tym między innymi Bayer Leverkusen. Zaprosili mnie na treningi próbne, które trwały trzy miesiące. Miałem wtedy chyba 12 lat. Pamiętam, że między innymi trener Sławomir Czarniecki mnie zauważył i zaprosił na te treningi. Powiedział: – Dobrze, spróbujemy Kubę i damy mu szansę. Właśnie w taki sposób przeszedłem do drużyny z Leverkusen, gdzie spędziłem piękne osiem lat. Przez ten czas ukształtowałem się jako piłkarz, ale także jako człowiek. Nauczyłem się bardzo dużo rzeczy, które są ważne poza boiskiem. Taka szkoła życia, ponieważ trzeba było to wszystko połączyć z nauką.

Przez ten czas przeszedłem wszystkie szczeble w drużynach młodzieżowych, aż do pierwszej drużyny. Później udało się zadebiutować w seniorskim zespole w spotkaniu Ligi Europy. Zagranie w europejskich pucharach było takim małym spełnieniem marzeń. Jednak na dłuższą metę nie widziałem dla siebie dużych szans w Bayerze Leverkusen.

Później przeniosłem się do St. Pauli, która grała w 2. Bundeslidze. Wydawało się to dość dobrym ruchem. Perspektywa była taka, żeby najpierw ograć się w drugiej drużynie, a następnie być branym pod uwagę w kontekście pierwszego zespołu i się w nim utrzymać. Jednak w pewnym momencie zmienili się tam trenerzy, sztab oraz prezesi, którzy mnie ściągnęli do klubu. Czasami tak jest w życiu piłkarza, że otoczenie się zmienia. Wchodzą nowi szkoleniowcy, nowy zarząd i jest nowa idea.

Przyszło mi później grać w większości w drugiej drużynie na czwartym poziomie rozgrywkowym w Niemczech. Z czasem chciałem jednak spróbować sił na nieco wyższym poziomie. Udało się wtedy pójść na roczne wypożyczenie do ekstraklasy, a dokładniej do Zagłębia Lubin. Rozegrałem tam łącznie dziewięć spotkań w pierwszej drużynie. Później wróciłem do Niemiec, gdzie jeszcze trochę pograłem w drugim zespole, a następnie mój kontrakt się skończył. Resztę mojej historii opowiedziałem wcześniej.

Wracając jeszcze na chwilę do tego, co działo się po Twoim debiucie w pierwszej drużynie „Aptekarzy”. Dlaczego, pomimo wystąpienia w seniorskim zespole Bayeru, uznałeś, że trzeba zmienić otoczenie?

Generalnie aby grać w Bayerze Leverkusen, to trzeba prezentować już naprawdę wysoki poziom gry w piłkę nożną. Bardzo trudnym zadaniem było już samo dostanie się do pierwszej drużyny. Była tam ogromna selekcja wszystkich młodych zawodników. Nie każdy dostał w ogóle możliwość trenowania z pierwszym zespołem, nie mówiąc już o kontrakcie z seniorską drużyną Bayeru.

Moim zdaniem najważniejsze dla każdego zawodnika jest regularne granie. Czułem, że w Leverkusen będzie bardzo ciężko, aby się tam przebić i zostać na dłużej. Dlatego spróbowałem poziom niżej, w 2. Bundeslidze, co też nie było łatwe. No i tak właśnie wyglądała moja droga, która miała różne zakręty. Raz było pod górkę, raz z górki. Myślę, że sporo młodych piłkarzy tak ma. Nie każda kariera jest autostradą do wymarzonych klubów.

Mimo wszystko cieszę się z tego, co przeżyłem i tym bardziej jestem dumny z tego, że obecnie jestem w takim klubie, jak Górnik Łęczna, gdzie mogę trenować z takim trenerem i taką ekipą, z którą dobrze się dogaduję i mamy naprawdę dobre wyniki. Dodatkowo jest u nas świetna atmosfera. Gram bardzo dużo i z każdej sekundy na boisku bardzo się cieszę. Mam możliwość robić swoje i próbować każdego dnia być coraz lepszym.

Wspomniałeś o tym, że podczas swojego pobytu w St. Pauli zostałeś na rok wypożyczony do Zagłębia Lubin. Pobyt tam na dłuższą metę przekonał Cię, aby później wrócić do Polski?

Na sto procent tak. Długo zastanawiałem się nad transferem do Polski. Dużo czytałem i rozmawiałem z chłopakami z młodzieżowych reprezentacji Polski, jak to wszystko wygląda u nas w kraju. Chciałem się tego dowiedzieć, ponieważ wcześniej, nie licząc kadry, to nie miałem dużej styczności z polską piłką. Koledzy z reprezentacji powiedzieli mi, że jest to bardzo dobry kierunek dla młodych chłopaków, aby spróbować sił i się pokazać.

Dlatego jak przyszła konkretna oferta z Zagłębia Lubin, to byłem jak najbardziej skłonny ją zaakceptować. Wracając do samego pytania, na pewno to mnie przekonało. Wiedziałem, że chciałem wrócić do Polski, spróbować się tam odbudować i występować na polskich boiskach. Uważam, że powrót wyszedł mi na dobre.

Chciałbym zahaczyć na moment o wątek Mistrzostw Świata U-20, na których w 2019 roku wystąpiłeś i dotarłeś z reprezentacją Polski do 1/8 finału. Na samym turnieju zaprezentowałeś się dobrze i nawet udało Ci się zdobyć piękną bramkę w meczu z Tahiti. Czy myślałeś, że dobry występ na tych mistrzostwach pozwoli Ci zrobić duży krok w karierze klubowej?

Szczerze mówiąc, oprócz debiutu w Lidze Europy, to występ na tych mistrzostwach to takie drugie wydarzenie, które zaliczam do moich największych osiągnięć. Niesamowita impreza, i to w dodatku rozgrywana we własnym kraju. Na początku w ogóle się nie myśli o tym w takich kategoriach, tylko jest się dumnym, że można reprezentować swój kraj na tak wielkim turnieju. Mieliśmy wtedy fantastyczną ekipę i świetnego trenera Jacka Magierę, który też mi bardzo pomógł w rozwoju. Pomimo tego, że grałem wtedy głównie w drugiej drużynie St. Pauli, to dostałem szansę wystąpienia na Mistrzostwach Świata U-20. Za to jestem bardzo wdzięczny trenerowi Magierze.

Wracając do pytania, na pewno ma się nadzieję, że taki turniej pozwoli zrobić krok do przodu w karierze klubowej. Zrobiło się trochę głośniej o mnie przez tę wielką imprezę, jaka odbywała się w naszym kraju. Jednak czy miało to takie wielkie znaczenie? Myślę, że tak, ponieważ rok po tej imprezie udało mi się pójść na wypożyczenie do Zagłębia Lubin i uważam, że występ na tym turnieju mi w tym pomógł.

Jako zawodnik grający zarówno w naszym kraju, jak i za naszą zachodnią granicą, jakie dostrzegasz największe różnice między futbolem w Polsce, a tym w Niemczech?

Będąc szczerym, uważam, że te różnice są już coraz mniejsze. Powiedziałbym, że bardzo dobre kluby z 2. Bundesligi grają na poziomie naszej ekstraklasy. Później już o różnicach w piłce decydują detale. Kto jak przyjmuje piłkę, jak szybko się z nią obraca, jak szybko bądź jak mocno zagra futbolówkę. Im wyższy poziom gry w piłkę, tym mniejsze detale decydują o tym, kto jest lepszy. Według mnie, patrząc po tym, co ja widziałem, to tak ogromnej różnicy pomiędzy futbolem w Polsce a tym w Niemczech nie ma.

Obecnie jesteś zawodnikiem defensywnym, jednak podczas swojego pobytu w Niemczech częściej można było Cię oglądać w roli ofensywnego gracza. Co sprawiło, że Twoja pozycja na boisku się zmieniła?

Wszystko zaczęło się już, gdy grałem w zespołach młodzieżowych w Niemczech. Trenerzy w Leverkusen dawali mnie czasami na wahadło czy na bok obrony ze względu na to, że miałem dobre wyniki atletyczne. Pasowałem na gracza „box-to-box”. Szkoleniowcy widzieli, że dobrze się podłączam z drugiej linii, co próbuję robić również teraz na polskich boiskach, wspierając skrzydłowych. Tak to na początku wyglądało, że zacząłem jako napastnik, mając osiem bądź dziewięć lat. Później zostałem przeniesiony na skrzydło.

Były również eksperymenty z grą na boku obrony, na wahadłach i tak to poszło. Podszkoliłem się defensywnie, chociaż taki ofensywny głód zdobycia bramki u mnie pozostał. Generalnie obecnie dobrze się czuję na boku obrony lub na wahadle, bo mam możliwość podłączenia się z drugiej linii. Tylko muszę pamiętać, żeby później wrócić do defensywy (śmiech).

Wolisz być zawodnikiem grającym bliżej swojej bramki czy bramki rywala?

Powiem tak, ja wolę grać z piłką, niż biegać za piłką. Na pewno łatwiej się gra, jak kontroluje się spotkanie i tempo gry. Jednak w tym sporcie trzeba się dostosować do różnych sytuacji boiskowych. Ja najbardziej lubię grać z futbolówką przy nodze i mieć przy tym możliwość podłączania się pod skrzydłowych. Jednak muszę pamiętać o tym, że defensywa to jest podstawa.

Na sam koniec chciałem zapytać, jakie jest Twoje największe piłkarskie marzenie?

Moim największym piłkarskim marzeniem jest zagrać w jednej z TOP 5 lig europejskich.

Głęboko wierzysz, że jest to wykonalne?

W piłce nożnej wszystko jest możliwe. To jest taki sport, że raz się jest na samym dole, a w ciągu roku da się zrobić ogromny postęp i być w zupełnie innym miejscu. Ja w to wierzę, bo trzeba stawiać sobie cele. Czy są one osiągalne, czy nie, to później po karierze się będzie zastanawiało, ale trzeba mieć postawione cele i do nich dążyć.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze