Nie powiedziałbym, że byłem najlepszym menedżerem w historii, ale byłem w czołowej jedynce – czyli jak Nottingham Briana Clougha dokonał niemożliwego


Równie kochany co nielubiany - legendarny Brian Clough

21 marca 2019 Nie powiedziałbym, że byłem najlepszym menedżerem w historii, ale byłem w czołowej jedynce – czyli jak Nottingham Briana Clougha dokonał niemożliwego

Specjalista od doprowadznia do mistrzostwa kraju drużyn nieznajdujących się w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. Gdy ktoś przytacza najlepsze lata Derby czy Nottinghamu, nie może nie wymienić ojca tych sukcesów - Briana Clough. Dziś, w dniu jego urodzin, pragniemy powspominać jego największe sukcesy z Forest.


Udostępnij na Udostępnij na

Na przełomie lat 70. i 80. w rozgrywkach o Puchar Europy rządziły i dzieliły angielskie zespoły, które aż sześć razy z rzędu zdobywały to trofeum. Dominacja ta została przerwana przez wykluczenie ich drużyn z europejskich pucharów na pięć lat na skutek tragedii, która wydarzyła się w 1985 roku na Heysel. Wśród angielskich dominatorów Pucharu Europy niespodziewanie znalazł się Nottingham Forest prowadzony wówczas przez kontrowersyjnego Briana Clougha, który ze średniaka drugoligowych angielskich boisk zrobił najlepszą drużynę Europy.

Nowa miotła

Gdy Anglik przejmował stery Forest na początku stycznia 1975 roku, klub znajdował się w dolnej połowie tabeli drugiej ligi. Kierownictwo drużyny – mając na uwadzę sukcesy trenera w Derby County – dało mu wolną rękę w sprawie przebudowy zespołu. Clough był człowiekiem aż nader szczerym i prostolinijnym. Gdy coś mu się nie podobało, to po prostu o tym mówił. I tak po doprowadzeniu Derby County do mistrzostwa Anglii i półfinału Pucharu Europy rozstał się z nimi po wielu słowach krytyki skierowanych w stronę prezesa klubu. Później został zwolniony po 44 dniach z Leeds United, gdyż publicznie wyraził swoje – delikatnie mówiąc – nieprzychylne zdanie o pracy swojego poprzednika, co nie przypadło do gustu władzom klubu.

Clough każdego człowieka traktował tak samo, bez wyjątku. Nieważne czy był to junior, który dopiero co wchodził do pierwszej drużyny, legenda klubu czy… Elton John. Piosenkarz swego czasu był prezesem Watford i lubił podczas dni meczowych zajrzeć na Vicarage Road. Po jednym ze spotkań przeciwko Forest zaszedł do szatni swojego rywala, aby się przywitać i pogratulować dobrego meczu. Tak to zdarzenie opisywał później były podopieczny Clough – Stuart Pearce: Po jednym z naszych meczów przeciwko Watford, Clough poszedł wziąć prysznic, kiedy do szatni wszedł Elton. Asystent Clougha, Ronnie Fenton krzyknął: „Elton John przyszedł się przywitać!”. Z kabiny usłyszał tylko: „Powiedz temu staremu pedziowi, że będę za minutę!”. Wszyscy piłkarze zaczęli turlać się ze śmiechu, Elton także. Słysząc to, Brian wyszedł nagi i zaczął ściskać Eltona. Dla nas to była wielka gwiazda, którą podziwialiśmy, ale Clough – nie.

Clough po utrzymaniu Forest w drugiej lidze angielskiej w sezonie 1974/1975 rozpoczął swoje porządki. Przemeblował drużynę, kontraktując zawodników według własnego uznania. I tak przed jego pierwszym pełnym sezonem w Forrest ściągnął do siebie dobrze mu znanych ze wspólnych czasów w Derby County John’a O’Hara’e czy John’a McGovern’a. Do tego udało mu się zakontraktować Ian’a Bowyer’a, który wcześniej osiągał sukcesy w Manchesterze City i przede wszystkim – wielkiego Petera Shiltona. W swoim pierwszym pełnowymiarowym sezonie pracy Nottingham zajął ósme miejsce, które oznaczało kolejny sezon w drugiej lidze, ale było widać już zalążek drużyny, która miała w następnych czterech latach dokonać rzeczy historycznych.

Para doskonała

Przed sezonem 1976/1977 asystentem Clough został ponownie Peter Taylor. Była to jedna z nielicznych postaci, z której zdaniem liczył się zarozumiały Clough. Usiedli razem i zanalizowali skład dochodząc do ciekawych wniosków. Ogromnym wyczynem było ukończenie poprzedniego sezonu na ósmym miejscu w drugiej lidze, ponieważ niektórzy z zawodników umiejętnościami są tylko co najwyżej graczami trzeciej ligi – stwierdził Taylor. Clough przyznał mu rację i razem usiedli do planowania składu na przyszły sezon, który – jak zakładali – miał przynieść awans na najwyższy szczebel rozgrywkowy w Anglii.

Rozpoczęło się od pozbycia się niepotrzebnych zawodników oraz zakontraktowania Garry’ego Birtlesa i Larry’ego Lloyda. Brian i Peter wynieśli klub na kompletnie inny poziom i zrealizowali swój cel z nawiązką – gdyż do awansu dołożyli jeszcze do gabloty Forrest pierwszy od 1959 roku puchar – Anglo-Scottish Cup. Chociaż sam awans niemal wymknął się spod kontroli. W ostatniej kolejce Nottingham musiało wygrać swój mecz i liczyć, że Bolton przegra. Koniec końców – tak właśnie się stało. Co więcej, Nottingham awansował do pierwszej ligi z 52 punktami na koncie co jest piątym najniższym wynikiem spośród wszystkich zespołów w historii angielskiej piłki, które mogły cieszyć się z promocji do najwyższej klasy rozgrywkowej. Jak to mówią – szczęście sprzyja lepszym – i to Forrest mogli cieszyć się z awansu, który był dopiero wstępem do pięknej historii.

Mistrzowski beniaminek

Przeważnie pierwszy sezon klubu, który dopiero co awansował do pierwszej ligi, polega na tym, aby z hukiem z niej nie spaść. Plany Nottinghamu były jednak nieco inne, ale nie można powiedzieć, że celem było mistrzostwo.
Przed sezonem 1977/1978 nie dokonywano wielkiej rewolucji kadrowej, a jedynie uzupełniono ją. W pierwszy skład idealnie wkomponował się – jak się później okazało lider defensywy – Kenny Burns, który obok Johna Robertsona (56 meczów) rozegrał najwięcej spotkań w mistrzowskim sezonie dla Forrest, bo aż 55. Dobrym transferem okazał się również Archie Gemmill, który okazał się trafnym uzupełnieniem linii pomocy.

Od samego początku było widać, że tę drużynę stać na wiele. Shilton i Burns doskonale dyrygowali defensywą, a trio z przodu w postaci Peter Withe, Tony Woodcock i John Robertson dbali o to, aby Forrest zawsze kończyli mecz z chociaż jedną bramką więcej od swojego rywala. Nottingham zdominowali ligę, w której przecież był rządzący w Europie Liverpool wyprzedzając drugą drużynę o 7 punktów. Wynik ten robi jeszcze większe wrażenie, gdy weźmiemy pod uwagę to, że wówczas za zwycięstwa przyznawano tylko dwa punkty. Forrest na 42 mecze przegrali tylko 3-krotnie dokonując rzeczy historycznej, bowiem zostali pierwszym klubem w historii piłki nożnej, który rok po awansie do pierwszej ligii został mistrzem kraju. Nagrodą za ten sukces miał być start w przyszłorocznej edycji Pucharu Europy.

Czerwona Europa

Los nie był łaskawy dla nowicjusza w Pucharze Europy. Pech chciał, że w pierwszej rundzie Nottingham trafił na Liverpool, który w ostatnich dwóch latach mógł dumnie podnosić puchar w górę za zwycięstwo w tych elitarnych rozgrywkach. Forrest bez problemów odprawili z kwitkiem The Reds pokazując, kto obecnie rządzi w Anglii. 2:0 u siebie i bezbramkowy remis na Anfield dał Nottinghamowi przepustkę do następnej rundy. Po drodzę do finału rozprawili się jeszcze z AEK Ateny (7:2 w dwumeczu), Grasshopper (5:2) i Koln (4:3).

Mecze z niemiecką drużyną były bardzo zacięte. Forrest zremisowali u siebie 3:3 by później na wyjeździe wygrać 0:1 i awansować do finału Pucharu Europy. Niemieckie media nie mogły wyjść z podziwu, że kompletnie im nieznana drużyna pokonała ich mistrza i miała zagrać u nich w Monachium w finale. Kim jest ten McGovern? Nigdy o nim nie słyszałem, a on prowadził im grę – pytał jeden z najwbitniejszych pomocników reprezentacji Niemiec Günter Netzer. Podczas wywiadu, kórego Peter Shilton udzielał holenderskiej gazecie The Telegraaf dziennikarz powiedział bramkarzowi Forest: Z całego twojego zespołu, jedynie twoje imię jest mi znane. Cóż, już teraz nas wszystkich poznałeś – odpowiedział Shilton.

W finale czekała na nich kolejna rewelacja rozgrywek – Malmo FF. Jedno było pewne – nieważne kto wygra, jego nazwa po raz pierwszy zostanie wygrawerowana na trofeum. Był to pojedynek angielskich trenerów, gdyż szwedzi byli prowadzeni przez Staffana Tappera. Finał odbywał się na stadionie olimpijskim w Monachium. Podopieczni Briana Clough od samego początku narzucili swój styl gry i dominowali pod każdym aspektem. Nie dali dojść do głosu szwedom i wygrali to spotkanie 1:0 po bramce Francisa, który zagrał tylko dlatego, że kontuzjowany był O’Neil. Wynik ten był tak na prawdę najniższym wymiarem kary, gdyż w paru sytuacjach by podwyższyć prowadzenie piłkarzom Forest zabrakło zimnej krwi lub po prostu szczęścia.

Niemożliwe stało się faktem. Drużyna, która jeszcze niedawno kopała się po angielskich drugoligowych boiskach właśnie miała unieść w górę najważniejsze trofeum w piłce klubowej. W lidze nie udało się obronić tytułu, który wrócił do czerwonej części Merseyside i Nottingham musieli zadowolić się wicemistrzostwem, lecz dzięki zwycięstwu w Pucharze Europy mieli zagwarantowany udział w następnej edycji tego czempionatu.

Wciąż najlepsi

Następny sezon Nottingham nie był już aż tak widowiskowy na angielskich boiskach. Liverpool wrócił do pełnej dominacji (chociaż w Pucharze Europy nieoczekiwanie odpadli w pierwszej rundzie z Dinamo Tibilisi), a co raz pewniej radził sobie Manchester United. Za to na europejskich boiskach wszystko było bez zmian – nie było mocnych na ekipę Clough. Szli, jak przecinak eliminując po kolei Östers IF, Argeș Pitești, Dynamo Berlin oraz Ajax Amsterdam. Wszyscy szykowali się na finał Nottingham Forest – Real Madryt, lecz Królewscy zostali zmiażdżeni w Hamburgu przez miejscowy HSV aż 5:1. Finał na Estadio Santiago Bernabeu odbył się więc bez gospodarza. Niemcki zespół miał szanse po raz pierwszy sięgnąć po Puchar Europy. Forest zaś byli blisko osiągnięcia czegoś wielkiego. Czegoś co udało się tylko największym – obronienia tytułu najlepszej drużyny Starego Kontynentu.

Przed finałowym starciem Shilton nie miał gdzie przeprowadzić treningu, gdyż na bioskach treningowych w Madrycie brakowało… trawy. Odbył się on więc na rondzie pełnym samochodów, ponieważ tam znajdował się jedyny zielony kawałek ziemi, jaki został znaleziony w okolicy ośrodka treningowego. Sam mecz miał kompletnie inny przebieg niż zeszłoroczny finał, chociaż zakończył się takim samym wynikiem. To HSV było stroną dominującą, stwarzali sobie mnóstwo dogodnych sytuacji do strzelenia bramki, lecz kapitalnie dysponowany tego dnia był Shilton. Równie ważną rolę w tym spotkaniu odegrał Robertson. Z resztą w obu finałach Szkot – którego Clough nazwał „Picassem gry” – był kluczowy. Przeciwko Malmo zaliczył asystę, a z Hamburgiem strzelił bramkę na wagę obrony tytuły dla najlepszej drużyny na starym kontynencie. Komplementów nie szczędzili mu również koledzy z boiska. Tak po latach mówił o nim McGovern: Kiedy próbuję powiedzieć ludziom, jak dobry był, może to być trudne, ponieważ minęło ponad 30 lat. Tak więc na ogół mówię: wiesz, że kilka lat temu był taki facet – Ryan Giggs, który grał do 40-stki i był uważany za jednego z najlepszych lewoskrzydłowych wszechczasów? Cóż, John Robertson był jak Ryan Giggs, ale miał dwie dobre nogi, nie jedną.

https://www.youtube.com/watch?v=g1zJXghYshw

Forest wygrali 1:0 i obronili tytuł dołączając do elitarnego grona drużyn, którym udała się ta sztuka. Robi to jeszcze większe wrażenie, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, iż w dwa lata zdobyli tyle samo Pucharów Europy co Manchester United w 31 lat. Pozostają trzecią najbardziej utytułowaną angielską drużyną w historii tych rozgrywek. Wciąż mają ich więcej na koncie, niż drużyny z tak wielkich miast, jak Londyn, Berlin, Paryż, Moskwa czy Rzym.

Nic nie trwa wiecznie

Forest uwielbiali zapisywać się na kartach historii, chociaż nie zawsze było to powodem do dumy. Ich spadek z Championship w maju 2005 roku uczynił z nich pierwszego zdobywcę europejskiego pucharu, grającego w trzeciej lidze. Wciąż pozostają również jedynym klubem, który zdobył więcej razy Puchar Europy, niż mistrzostw Anglii. Nottingham stworzył piękna historię. Dokonał rzeczy niemożliwych i niepojętych w czasach dzisiejszej piłki nożnej. Wyobraźmy sobie, że nagle Brentford udaje się awansować do Premier League. W następnym roku od razu wygrywa te rozgrywki, a kolejny rok później do swojej gabloty z trofeami dokładają puchar za zwycięstwo w Champions League, niewspominając o obronieniu tego tytułu. Obłęd!

Przez dwa lata Nottingham mógł szczycić się mianem najlepszej drużyny w Europie. Na podstawie tej wspaniałej historii zdecydowano się nagrać film, któremu nadano adekwatny do czynów tytuł „Wierzę w cuda”. Forest pojawili się znikąd, ale niestety dosyć szybko wrócili do swojej dawnej krainy. Nie udało im się utrzymać dłużej na topie. I chociaż na najwyższym szczeblu w Anglii nieprzerwanie grali aż do 1993 roku (ostatni sezon spędzili w Premier League w 1998/1999), to nie udało im się chociażby nawiązać do tamtych spektakularnych dwóch lat. Byliśmy jak jedna z tych komet, które widzisz, jak lecą po nocnym niebie. Świeciliśmy jasno, chociaż to wszystko trwało krótko. Ale chłopie, przez chwilę świeciliśmy najjaśniej – powiedział jeden z najważniejszych ogniw ówczesnego Forest, John McGovern. Wtórował mu Garry Britles, który całą swoją karierę zawdzięcza Clough i Taylor’owi – zanim został przez nich zakontraktowany, był sprzedawcą dywanów. Garry w dalszym ciągu nie dowierza w to czego razem dokonali: Za każdym razem, gdy oglądam Liverpool, to szukam flag na The Kop, ponieważ jest dwuletnia przerwa w datach. Przechodzą od ’77 i ’78 do ’81. Wtedy zawsze myślę: To my, ta luka. Zrobiliśmy to…

Jeśli miałbym charakterologicznie porównać Briana Clough do jakiegoś trenera z obecnych czasów z pewnością byłby to Mourinho. Sam Jose nigdy nie krył sympatii do Briana, a ten odwzajemniał się tym samym. Gdy Clough zdecydował się wydać swoją książkę, to nalegał, aby przedmowe napisał Mourinho. Albo go kochasz albo nienawidzisz. Jest mało ludzi, którzy przechodzą obojętnie obok takich osób. Arogancki, cyniczny i nieprawdopodobnie pewny siebie. Lubił bardzo dużo gadać, nierzadko wzbudzając kontrowersje swoimi słowami – stąd z resztą nadano mu przydomek „Wielkiej Gęby”. Po sukcesach osiągniętych z Derby County i Nottinghamem Forest o Clough mówiło się, że jest cudotwórcą. Dwa razy ze średniej drugoligowej drużyny zrobił mistrza Anglii. Brian oczywiście w swój sposób odpowiadał na takie stwierdzenia: Mówią, że nie od razu Rzym zbudowano. Ale to nie ja dostałem tamtą robotę. Często oskarżano go o psychiczne znęcanie się nad swoimi zawodnikami, gnębienie ich, niszczenie od środka, ale za jego metodami przemawiały sukcesy. Można było go nie lubić, można było nie szanować jego zdania, a nawet kategorycznie się niemu sprzeciwiać. Ale na końcu i tak zawsze on miał rację. Taki był właśnie Brian Clough.

Siadaliśmy sami w szatni i na spokojnie rozmawialiśmy przez 20 minut. A potem wspólnie dochodziliśmy do wniosku, że to ja mam rację.

Komentarze
Victor (gość) - 6 lat temu

Ogólnie dobry artykuł ale chyba wdał się mały błąd
"...zostali pierwszym klubem w historii piłki nożnej, który rok po awansie do pierwszej ligii został mistrzem kraju"
Ipswich Town 1961-62
Tottenham Hotspur 1950-51
Przynajmniej tak mi się wydaje

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze