Mimo pieniędzy, jakie Schalke zarobiło w ostatnich latach na swoich piłkarzach, nie potrafiło ich spożytkować na tyle dobrze, by walczyć o najwyższe cele.
Środek tabeli dla wicemistrza Niemiec z pewnością nie jest satysfakcjonującym miejscem. Nie takich wyników oczekiwano w klubie przed sezonem. Może być jednak jeszcze gorzej, bo na horyzoncie dwumecz z Manchesterem City, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w tym pojedynku drużyna Domenico Tedesco jest zdecydowanie na straconej pozycji.
Powodem takiego stanu rzeczy mogą być, a właściwie są źle przeprowadzone transfery. Klub nie pozyskał na tyle dobrych zawodników, by móc powtórzyć udany poprzedni sezon. Co zatem Christian Heidel w ciągu swojego pobytu w Gelsenkirchen zrobił nie tak?
A było tak dobrze
Christian Heidel przybył na Veltins-Arena w 2016 roku jako jeden z największych fachowców od budowania drużyn w całej Bundeslidze. To w dużej mierze dzięki niemu taki klub jak 1. FSV Mainz 05 znalazł się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Niemczech. Kierownik sportowy dzięki swoim umiejętnościom ściągania nie najdroższych, ale dobrych zawodników z 2. Bundesligi wprowadził zespół z Moguncji tam, gdzie jest dziś, i poniekąd sprawił, że dziś wiele drużyn może brać przykład z tego klubu.
Po wielu latach takiego człowieka jak Heidel chciało jednak u siebie mieć Schalke 04. Klub z pewnością z większymi aspiracjami, ale i też możliwościami, który miał się bić o najwyższe cele. By jednak do tego doszło, potrzebne były zdecydowanie większe fundusze. Te szybko znalazły się już w pierwszym sezonie, ponieważ Gelsenkirchen opuścił Julian Draxler za 43 mln euro.
Sezon później S04 zarobiło jeszcze więcej, bo aż ponad 50 mln euro, za 20-letniego wówczas Leroya Sane. W następnym sezonie ekipa z Zagłębia Ruhry zaskoczyła, zdobywając długo oczekiwane wicemistrzostwo kraju, ale i wcześniej w rogrywkach 2016/2017 zespół Schalke doszedł do ćwierćfinału Ligi Europy, odpadając po zaciętym dwumeczu i dogrywce z holenderskim Ajaksem Amsterdam.
Zatem dlaczego mówi się o złej polityce transferowej klubu, skoro jest tak dobrze? Poniekąd jest to efekt tego, że apetyty po ostatnich sukcesach wzrosły, a tegoroczne nabytki nie grają tak, jak się można było spodziewać. Poza tym dla szkoleniowca Domenico Tedesco jest to drugi sezon w klubie, a wiadomo, że takowy jest zawsze trudniejszy.
Wzmocnienia będące żartem
Trwający sezon miał być bardziej wyczerpujący, to nie ulegało żadnej wątpliwości nawet zaraz po tym, gdy Schalke zdobywało wicemistrzostwo Niemiec. Gra na trzech frontach, w dodatku po kolejnych ubytkach, powodowała, że latem należało pozyskać na tyle dobrych zawodników, by móc walczyć w lidze niemieckiej o czołowe lokaty, ale i w Lidze Mistrzów nie dać się zjeść.
Szybko sprowadzono zatem lidera środka obrony z Hannover 96, rosłego Senegalczyka Salifa Sane, który kosztował 7 mln euro. Ten jednak gra dość przeciętnie, co zresztą widać po ocenie „Kickera”, który wystawił mu notę 3,78. Trudno także powiedzieć coś pozytywnego o trójce pozostałych graczy, którzy wzmocnili środek boiska. Oscar Mascarell, Sebastian Rudy czy Suat Serdar również nie imponują swoją formą. Razem kosztowali natomiast grubo ponad 30 mln euro.
Słabo też prezentuje się linia ataku i to chyba z nią jest obecnie największy problem. Steven Skrzybski został ściągnięty w letnim oknie transferowym z Unionu Berlin. Jedynym pozytywem, którym można go opisać w tym sezonie, jest fakt, że nie kosztował krocie. Trudno było z kolei oczekiwać po nim czegoś wielkiego. Więcej mógł natomiast pokazać Mark Uth, który trochę spotkań w barwach TSG 1899 Hoffenheim zaliczył. Pytanie tylko, czy te wszystkie transfery pasują do ambicji klubu?
Zimą nic się nie zmieniło. Co prawda okienko wciąż trwa i można sprowadzić jakiegoś zawodnika, ale klub niespecjalnie do tego dąży, a zdecydowanie brakuje tam postaci bardziej kreatywnych, potrafiących wpłynąć na przebieg spotkania.
Czas na zmiany
Schalke 04 chcąc co roku walczyć o puchary oraz czołowe lokaty w lidze, musi bez wątpienia nie tylko dobrze sprzedawać piłkarzy, ale i w ich miejsce znajdować godnych następców, a nie graczy, którzy zapewnią utrzymanie. Nie można wiecznie liczyć na to, że co sezon będzie się udawać sprzedawać takie perełki jak Julian Draxler, Leroy Sane czy Thilo Kehrer.
W przypadku Schalke przydałaby się również większa koncentracja i pilnowanie kontraktów innych wartościowych zawodników. Tacy gracze jak Sead Kolasinac czy Max Meyer oraz Leon Goretzka nie mogą ot tak sobie odchodzić, jeżeli klub liczy na coś więcej aniżeli środek tabeli.
I ostatnia sprawa to kwestia piłkarzy ściąganych. Drużyna z Gelsenkirchen nie może być chyba budowana na takiej zasadzie jak ta z Moguncji, w której niegdyś pracował Christian Heidel. Jeśli w klubie szybko nie wyciągną wniosków ze swoich niedopatrzeń, to kolejny sezon mogą spędzić poza europejskimi pucharami.
Cienkie wyniki Schalke zaskakuja,klub ma dobra kase i bodaj wicemistrz Niemiec i wyniki teraz straszny wstyd.Schalke to podobno gorniczy klub.Arti tak apropo zalecam wieksza aktywnosc na mate.