Nicola Zalewski podbija włoskie boiska i serca kibiców Romy. Jak to się stało, że ofensywny pomocnik wylądował na lewym wahadle? Jak radzi sobie w tym sezonie i co z jego grą w kadrze? Zapraszam do lektury.
Mecz ćwierćfinałowy mistrzostw Europy. Włochy wygrywają z Belgami i zapewniają sobie awans do półfinału europejskiego czempionatu. Dla kibiców „Squadra Azzurra” wspierających również Romę ten mecz ma jednak jeszcze jeden wymiar. Kontuzje odniósł bowiem jeden z najlepszych piłkarzy zarówno reprezentacji Włoch, jak i drużyny rzymian – Leonardo Spinazzola. Badania lekarskie potwierdzają najgorsze obawy – pęknięcie ścięgna Achillesa i minimum osiem miesięcy pauzy.
Tego dnia zmianie o 180 stopni ulec musiała cała strategia transferowa klubu z Wiecznego Miasta, który musiał szukać zastępstwa dla kontuzjowanego Spinazzoli. Wybór padł na kosztującego ponad 12 mln euro Urugwajczyka Matiasa Vine, który jednak nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Na rozwiązanie problemu lewego wahadła wpadł jednak trener „Giallorossich” Jose Mourinho. Portugalski geniusz wbrew oczekiwaniom większości fanów zdecydował się postawić na piłkarza, który nawet nie jest nominalnym lewym obrońcą – Nicolę Zalewskiego.
Wejście do drużyny
Zalewski swój debiut na wahadle zaliczył w spotkaniu przeciwko Spezii. Zgodnie z tym, co można oczekiwać od nominalnego trequartisty, Polak szukał gry do przodu, często wchodził w drybling i starał się tworzyć przewagę swoimi rajdami. Nieco gorzej wyglądała jego gra w defensywie, gdzie doprowadził do jednej groźnej sytuacji pod własną bramką, gdy przegrał pojedynek siłowy z Nzolą.
Prawdziwym przełomem okazał się jednak jego mecz przeciwko Atalancie. Roma od dwóch sezonów miała poważne kłopoty w meczach z ligową czołówką, co tylko spotęgowało zdziwienie, jakie wzbudziło ponowne wystawienie Polaka od pierwszej minuty. Zalewski jednak zdecydowanie podołał wyzwaniu, pokazując wielką swobodę z piłką przy nodze. Kilka razy udało mu się stworzyć naprawdę groźne akcje, głównie poprzez swoją szybkość i drybling.
Od tego meczu wiadome było, że to właśnie Zalewski zasługuje na miejsce w pierwszym składzie drużyny Jose Mourinho. Potwierdziły to kolejne spotkania ligowe, w których Polak poprawiał się również w defensywie, co stanowiło wcześniej jego słaby punkt. Coraz lepiej Zalewski radził sobie też w spotkaniach Ligi Konferencji, w których zanotował swoją pierwszą asystę w tym sezonie. Było to w meczu z Bodo/Glimt na Stadio Olimpico, kiedy Polak pięknym podaniem obsłużył Nicolo Zaniolo.
Nicola Zalewski 🪄 #LEITOM pic.twitter.com/UaS64uEDkb
— Janek 🤠 (@Jvnek90) April 28, 2022
Obecnie trudno wyobrazić sobie, aby w decydującym o awansie do finału LKE meczu miał zagrać ktoś inny niż urodzony w Tivoli wahadłowy. Już w pierwszym meczu półfinałowym Polak okazał się kluczowy, notując asystę po pięknym rajdzie i dograniu w tempo do Pellegriniego. Po tym występie został nawet wybrany na piłkarza meczu według kibiców Romy na twitterowym koncie zespołu. Niedługo później dorzucił też do tego tytuł piłkarza kwietnia, wybieranego przez fanów zespołu „Giallorossich”, którzy pokochali go od pierwszego wejrzenia.
Czy Zalewski to lewy obrońca, na którego czeka kadra?
Moim zdaniem tak. W tym momencie trudno wskazać polskiego piłkarza, który gra na takim poziomie jak Zalewski. Nicola wszedł już na poziom nieosiągalny zarówno dla Puchacza, jak i Rybusa czy Bereszyńskiego. O tym, że warto wypróbować Zalewskiego w kadrze, myśli chyba też selekcjoner Michniewicz. Szkoleniowiec kadry obejrzy dzisiejszy mecz z trybun Stadio Olimpico oraz spotka się z samym zawodnikiem. Możemy się więc spodziewać, że niebawem znów zobaczymy zawodnika Romy w koszulce reprezentacji Polski, najpewniej przy okazji spotkań Ligi Narodów.
Na koniec jedna nieco mniej optymistyczna informacja. Trudno określić, jak będzie wyglądała przyszłość Zalewskiego na lewym wahadle. Powoli do zdrowia wraca Spinazzola, co może oznaczać mniej czasu gry dla Polaka lub przekwalifikowanie go z powrotem do gry w środku pola. O tym, jaki plan ma na Zalewskiego Jose Mourinho, przekonamy się niebawem. Na razie jednak piękna przygoda trwa dalej, a już dziś wieczorem Zalewski ma szansę zostać pierwszym Polakiem w finale Ligi Konferencji Europy.