Hiszpan mimo trudnego początku w drużynie z Coliseum Alfonso Perez nie przestaje zdobywać bramek w ostatnich kolejkach. W 2019 roku tylko Leo Messi zdobył więcej goli w La Liga, a od dyspozycji 30-latka w głównej mierze zależy, czy Getafe utrzyma znakomitą formę na koniec sezonu. Pozyskanie tego zawodnika na zasadzie wolnego transferu z Realu Valladolid, jak się okazuje, było najlepszą decyzją podjętą przez klub zeszłego lata.
Trudny początek
W pierwszych trzech spotkaniach ligowych Jaime Mata nie rozegrał pełnych 90 minut. W dwóch kolejnych meczach przeciwko Sevilli oraz Atletico Madryt nie wszedł nawet na boisko. To był sygnał dla tego zawodnika, by poprawić swoją grę, żeby mieć na co liczyć u trenera Bordalasa. Następne tygodnie to już lepsza postawa Hiszpana. Do lutego zdobył sześć bramek, między innymi przeciwko Barcelonie oraz świetnemu w tym sezonie Deportivo Alaves.
Choć nie mógł się do niego przekonać szkoleniowiec „Los Azulones”, Mata pokazał, co potrafi, gdy w końcu dostał szansę gry w pełnym wymiarze czasowym. „Jaime Mata wciąż bije rekordy” – napisała natomiast hiszpańska „Marca” po tym, jak trafił dwukrotnie do bramki Hueski w ostatniej kolejce, jednocześnie strzelając gola w piątym meczu z rzędu. Nie dokonał tego wcześniej żaden zawodnik klubu, w którym występuje 30-latek.
Lider ofensywy
Ostatnie spotkania pokazują bardzo wyraźnie, kto stał się główną gwiazdą ofensywnej formacji Getafe. Doświadczony na hiszpańskich boiskach gracz w poprzednich pięciu kolejkach może pochwalić się dorobkiem siedmiu goli i dwóch asyst. Taka forma nie dziwi na pewno kibiców Realu Valladolid, czyli zespołu, w którym napastnik występował w sezonie 2017/2018. W drugiej lidze hiszpańskiej popisał się bowiem niesamowitym dorobkiem 33 bramek w 38 spotkaniach.
Zahaczając nieco o historię Jaime Maty, należy wspomnieć, że w latach 2012–2014 występował jeszcze w klubie Lleida Esportiu na poziomie Segunda Division B. Kolejne dwa lata reprezentował natomiast barwy Girony – szczebel rozgrywkowy wyżej. Teraz mając 30 lat, debiutuje w La Liga.
Takiej dyspozycji w kolejnych meczach potrzebuje drużyna Pepe Bordalasa, a wszystko po to, aby wywalczyć awans do Ligi Mistrzów. Tak, to nie pomyłka, choć czwarte miejsce tego zespołu na tym etapie sezonu to wielka niespodzianka w lidze hiszpańskiej. Szczególnie dlatego, że jeszcze dwa sezony temu drużyna grała na zapleczu La Liga. Wówczas pracę podjął wspomniany Jose Bordalas zaraz po wprowadzeniu Deportivo Alaves do najwyższej klasy rozgrywkowej. Powtórzył to raz jeszcze, tym razem z Getafe. Teraz bije się o miejsce dające grę w Lidze Mistrzów. Czy nie brzmi to zuchwale?
„Nietoperze” kontra „Niebiescy”
Zaskoczona jest z pewnością Valencia, z którą zmierzy się Getafe na Estadio Mestalla w następnej kolejce. Drużyna Marcelino walczy w tym spotkaniu – tak na dobrą sprawę – o podwójną pulę. Zwyciężając, zmniejszą swoją stratę do miejsca dającego grę w Ligę Mistrzów do trzech „oczek”. Bezpośrednie pojedynki pomiędzy tymi zespołami kończyły się różnie i trudno było przewidzieć, kto zwycięży. Na początku roku mimo tego, że Valencia wyeliminowała drużynę spod Madrytu z Pucharu Króla, nie była to łatwa przeprawa. Dość powiedzieć, że pierwsze spotkanie zakończyło się wygraną Getafe CF skromnym 1:0, a w rewanżu dopiero dwa gole w doliczonym czasie gry dały awans „Blanquinegros”.
Należy spodziewać się wyrównanej rywalizacji, do oglądania której nie trzeba dodatkowo zachęcać fanów ligi hiszpańskiej. Pozostaje mieć nadzieję, że Jaime Mata utrzyma skuteczność strzelecką, a Rodrigo, pamiętając swój hat-trick przeciwko drużynie Hiszpana ze stycznia, nie pozostanie mu dłużny i dorzuci swoją cegiełkę do tego ciekawie zapowiadającego się widowiska.