Piątkowy hit kolejki stanowił swoisty rewanż za niedawny półfinał Pucharu Polski. Lecz tym razem, po naprawdę żywym, bardzo dobrym spotkaniu, padł remis 2:2. Było dużo akcji, szybkie tempo i dramaturgia do ostatniej akcji spotkania. Bowiem, gdyby Dominik Marczuk celniej przymierzył albo gdyby dostrzegł fenomenalnie ustawionego Jesusa Imaza, Jagiellonia mogłaby przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
Ostatnie ich starcie zakończyło się zwycięstwem Pogoni, ale tym razem mecz toczył się na ziemi białostockiej, a to diametralnie zmienia stan rzeczy. „Duma Podlasia” jest bowiem najlepiej punktującą drużyną u siebie, która do tego jeszcze w ponad więcej niż w połowie meczów domowych strzelała co najmniej trzy gole. To zwiastowało sporą dawkę emocji w piątkowym hicie kolejki.
Jagiellonia-Pogoń: lider napierał w swoim stylu
Jagiellonia od początku przejęła inicjatywę. Najpierw Imaz świetnie wypuścił Hansena lewą stroną, który wycofał piłkę do Pululu. Afgańczyk jednak niezbyt dokładnie sobie przyjął piłkę, a po chwili się pośliznął, przez co oddał bardzo marny strzał. Jagiellonia szukała swoich szans w rozgrywaniu piłki na boki, gdzie zarówno Hansen, jak i Marczuk nękali obronę „Portowców”.
Jaga traci gola… po własnym rzucie rożnym
Jagiellonia atakowała, a tymczasem wystarczyła jedna skuteczna kontra „Portowców”, by otworzyć wynik tego spotkania. Gola stracili… po własnym rzucie rożnym. Po wyjaśnieniu zagrożenia, piłka poleciała w sektor środkowy boiska. Stamtąd zawodnik Pogoni kapitalnie obsłużył pędzącego z własnej połowy Kamila Grosickiego. Kapitan „Portowców” okazał się szybszy od goniącego go Kristoffera Hansena i pokonał Zlatana Almoerovicia.
Jeszcze przed przerwą odpowiedzieli
Ale Jagiellonia pomimo straty gola nie ustawała wysiłkach. Dalej była stroną dominującą, rozgrywała szybkie akcje środkiem i bokami. Jej trud został nagrodzony jeszcze w pierwszej połowie. Najpierw do wyrównania doprowadził duet Afimico Pululu – Nene. Afgańczyk zgrał do Portugalczyka, który podciągnął piłkę do pola karnego, odegrał ją na środek do napastnika Jagiellonii, a ten pokonał Valentina Cojocaru. Jagiellonia naprawdę dzisiaj chciała pokazać najlepszą wersję siebie. Grała szybko, odważnie. Bardzo wysoko podchodziła do przeciwnika, nawet przy rzutach rożnych, a przecież przez tak wysokie ustawienie straciła gola.
Rzut rożny a ostatni piłkarz Jagiellonii na trzydziestym metrze. Ależ oni są dziś pewni siebie💪💪 #JAGPOG pic.twitter.com/HlEcAGov8o
— Kuba Cimoszko (@kubacimoszko) April 26, 2024
Boki też były ich zabójczą bronią, co pokazała kolejna szybka akcja gospodarzy prawym skrzydłem. Wydawałoby się, że jest już ona stracona, ponieważ dośrodkowanie Sáčka było zdecydowanie przeciągnięte. Nic z tych rzeczy. Po szybkiej poprawce na lewym skrzydle cudowną piłkę w pole karne do Jesusa Imaza dorzucił Bartłomiej Wdowik. Hiszpan miał tylko za zadanie dostawić głowę do piłki, co zresztą uczynił. Dzięki temu to Jagiellonia tuż przed przerwą wyszła na zasłużone prowadzenie.
Pogoń optycznie wyglądała na ekipę, która nie ma za wiele do powiedzenia. O ile z przodu jeszcze wyglądało to naprawdę nie najgorzej, o tyle z tyłu wrócili do swoich najgorszych standardów z roku ubiegłego.
Druga połowa też obfitowała w emocje
Druga połowa poziomem też nas nie zawiodła. „Portowcy” w przeciwieństwie do pierwszych 45 minut dużo odważniej ruszyli do ataku i starali się tym samym ograniczyć swobodę białostoczan. Bliski szczęścia był Vahan Bichakchyan, który precyzyjnym strzałem z dystansu, zmusił Alomerovicia do sporego wysiłku. Lepszy fragment gry gości został zwieńczony w 58. minucie. Znów Jagiellonia dała się zaskoczyć po rzucie rożnym, ale tym razem przyznanym dla „Portowców”. Po zamieszaniu w polu karnym gospodarzy najlepiej odnalazł się Leo Borges, który wyrównał stan gry, czym trochę zrehabilitował się za kiepski występ w pierwszej połowie i w meczu z Piastem.
Borges odkupił winy. Po łamaka! #JAGPOG
— Krzysztof Makarowski (@Makarqqq) April 26, 2024
Hit kolejki godny tego miana
Mimo upływających minut tempo nie spadało. Co rusz jedni bądź drudzy szli z akcjami pod pole karne przeciwnika, przez co obie drużyny musiały grać na maksymalnych obrotach do końca. O jakości w tym meczu świadczą choćby dwie cudowne piętki, które napędziły ofensywne akcje. Jedna w wykonaniu Grosika druga w wykonaniu Pululu. Co tu dużo kryć, to był hit pełną gębą. Jagiellonia dalej była stroną grającą odważniej, bardziej otwarcie. Jednak brakowało w tym odrobiny spokoju i wyrachowania. Lecz i Pogoń starała się nie ustępować na tym polu. „Portowcy” byli w stanie ukłuć kilka razy drużynę Adriana Siemieńca i całościowo druga połowa należała do ekipy Jensa Gustafssona.
Dominik Marczuk miał piłkę meczową, ale ją koncertowo zepsuł
Jednak ostatnie słowo należało do gospodarzy. Jagiellonia w ostatniej akcji spotkania miała piłkę meczową. A konkretnie miał ją Dominik Marczuk. Najpierw dobrze z piłką na plecach obrócił się wprowadzony Caliskaner i wystawił ją, jak na tacy Dominikowi Marczukowi. Młodzieżowiec mógł zostać bohaterem białostoczan, jednak w decydującym momencie spudłował, choć miał świetną okazję. Mało tego, dużo lepiej ustawiony stał Jesus Imaz, zatem gdyby Dominik Marczuk po prostu podał Hiszpanowi piłkę na pustą bramkę, Jagiellonia cieszyłaby się z pewnych trzech punktów. Tego jednak nie zrobił, przez co po końcowym gwizdku Szymona Marciniaka widzieliśmy rozpaczającego Dominika z powodu zaprzepaszczonej okazji na zwycięstwo.
Nie zdziwię się, jeśli Marczuk właśnie przegrał Jagiellonii majstra tym pudłem #JAGPOG pic.twitter.com/ip5FUIepdG
— Mariusz Bielski (@B_Maniek) April 26, 2024
Jagiellonia-Pogoń: takie mecze to wizytówka naszej ligi
Ani Jagiellonia, ani Pogoń nie mogą być tak w stu procentach zadowolone z tego wyniku. W końcu remis nie zadowala tak do końca żadnej ze stron. Co innego postronni widzowie i obserwatorzy. W tym meczu było praktycznie wszystko: było dużo bramek, dużo jakości i mnóstwo emocji. Takie mecze to najlepsza wizytówka polskiej ekstraklasy i obyśmy takie hity oglądali jak najczęściej.