Do niedawna Jagiellonia była uznawana za jedną z drużyn bijących się o mistrzostwo Polski. Przemawiały za tym nie tylko punkty, lecz także dobra gra. Białostoczanie przezimowali na bezpiecznej czwartej lokacie z aspiracjami na zaatakowanie podium. W zimie "Jaga" dokonała kilku ruchów transferowych. Wykorzystano dobrą okazję i na "wyprzedaży" pozyskano trzech czołowych graczy Wisły. Dodatkowo do klubu przyszedł Scepović z przeszłością w lidze hiszpańskiej.
Dzięki czujności zarządu wydawało się, że Jagiellonia nie ucierpi na utracie czołowych graczy. „Duma Podlasia” rozpoczęła wiosnę obiecująco, ale odnosząc się do aktualnej sytuacji klubu, pasuje jedynie przytoczyć znaną myśl: „nieważne, jak zaczynasz, ważne, jak kończysz”.
Czy Jagiellonia była gotowa na wiosenne przesilenie?
W zimie doszło w Białymstoku do sporej rewolucji. Z klubem pożegnało się ośmiu zawodników, z czego Świderski, Frankowski czy Bezjak stanowili o sile „Dumy Podlasia”. Poza tym pozbyto się także Machaja i Sheridana oraz oddano Wiśle Burligę i Klemenza. O ile z odejściem Frankowskiego i Świderskiego trzeba było się liczyć, o tyle oddanie Bezjaka i Sheridana razi w oczy. Jeśli uświadomimy sobie, że na ich miejsce pozostali Klimala i Scepović, to nie trzeba mieć sokolego wzroku, by widzieć, że trener Mamrot nie ma do dyspozycji nawet „pół” napastnika z prawdziwego zdarzenia.
Dodatkowo Scepović w tym sezonie już nie wystąpi, bo zerwał więzadła krzyżowe w Szczecinie. Krótko mówiąc, na razie zasłynął jedynie ze spudłowanego karnego w spotkaniu z Cracovią. Bardzo dobrych ruchem było na pewno ściągnięcie z tonącej (o ironio!) Wisły Imaza, Kostala i Arsenicia. Po pierwsze, białostoczanie nie wydali dużo, a po drugie napędzili polski rynek transferowy. Oprócz wyżej wspomnianej czwórki do klubu trafił jeszcze tylko Kadlec. Miało wystarczyć. No cóż, w Białymstoku wyszli z założenia, że zaoszczędzą…
Nie szukaliśmy kozłów ofiarnych, ale uznaliśmy, że zespół zrobił się najedzony. Były mecze, na które mocno się mobilizował, i wtedy wyglądał dobrze. Ale pamiętam też takie, w których determinacji, a może nawet nie jej, lecz czegoś brakowało. Ireneusz Mamrot dla „Przeglądu Sportowego” przed rozpoczęciem rundy wiosennej
W rezultacie ten „najedzony” zespół został wyprzedany i zarobiono na nim około 3,8 mln euro. Na zimowe transfery wydano jedynie 780 tys. euro. Bilans zysków pieniężnych wyszedł zdecydowanie na plus, ale potencjał drużyny obniżył się na tyle, że Jagiellonia nie wygrała żadnego ligowego spotkania od 16 lutego, czyli ponad półtora miesiąca. A mówiąc bardziej dosadnie, pożegnała się z jakimikolwiek szansami na zdobycie tytułu.
Problemy kadrowe = słabe wyniki
Wiosnę rozpoczęła dość dobrze, bo wbiła w Legnicy aż trzy bramki, nie tracąc ani jednej. Trzeba jednak przyznać, że skład zmienił się diametralnie. Większość sprzedanych piłkarzy została zastąpiona tymi, którzy wcześniej przegrywali z nimi rywalizację. Spośród nowych nabytków w pierwszym składzie na inaugurację rundy wiosennej pojawili się jedynie Kostal i Arsenić. Oczywiście pech nie ominął drużyny Mamrota, bo Imaz i Kadlec musieli leczyć swoje urazy. Dlaczego więc nie pozyskano większej liczby odpowiednich graczy?
A później było już tylko gorzej. Udało się jeszcze wymęczyć zwycięstwo nad pogrążoną w problemach Wisłą Płock (1:0). Wygraną zapewnił w doliczonym czasie gry Jakub Wójcicki. Jeszcze wtedy Jagiellonia miała 39 punktów, była na trzeciej lokacie w ekstraklasie. „Duma Podlasia” realnie mogła włączyć się w walkę o mistrzostwo, ponieważ traciła jedynie trzy „oczka” do Legii i siedem do liderującej Lechii. Po spotkaniu z „Nafciarzami” skończyło się jednak szczęście i rozpoczęła się seria bez zwycięstwa.
W ciągu pięciu spotkań białostoczanie przegrali z Cracovią (po wspomnianym niewykorzystanym karnym Scepovicia), Śląskiem i Koroną. Udało się uzbierać jedynie dwa punkty dzięki remisom z Górnikiem i Pogonią. Po drodze przytrafiały się urazy (Wójcickiego, Savkovicia) oraz wykluczenia z powodu kartek (Sandomierski), więc Mamrot ciągle nie mógł liczyć na wszystkich graczy. Obecnie urazów jest dużo więcej. Problemy zdrowotne mają Arsenić, Kelemen i Klimala, a do końca sezonu nie zagrają Scepović ani Savković. Kadra jest więc bardzo okrojona.
Karuzela trenerska się rozkręca. Mamrot „wsiądzie”?
Oczywiście Jagiellonia notuje bardzo kiepskie wyniki, ale czy jest to wina trenera? Chyba nie do końca. Zważając na osłabienie zespołu w przerwie (tak trzeba nazwać zimowe ruchy transferowe) oraz ciągle przewijające się kontuzje, nie można szukać problemów w osobie szkoleniowca. Niestety obecnie musi on szukać nowych ustawień i korzystać z tego, co ma. Nie jest to jednak zbyt mocna ekipa. Życzyłbym trenerowi Mamrotowi, aby nie okazało się, że sam zawiesił sobie na szyi stryczek, śmiało mówiąc w mediach o celach Jagiellonii przed rundą wiosenną.
Zdaję sobie sprawę, że jeżeli nie będzie wyników, to ponoszę za to odpowiedzialność. Nie będę od tego uciekał, kokietował, że celem jest miejsce w pierwszej ósemce. Nie ukrywam, że chcemy powalczyć o… Wiadomo, że strata do Lechii jest bardzo duża. Mamy dwa cele – wygranie Pucharu Polski i gra w europejskich pucharach.
Ireneusz Mamrot dla „Przeglądu Sportowego”
Aktualnie forma „Dumy Podlasia” nie pozwala na jakiekolwiek myślenie o europejskich pucharach, choć tli się jeszcze iskierka nadziei. Niestety mimo stosunkowo niewielkiej, pięciopunktowej (przed 28. kolejką) straty do będącego na trzecim miejscu Piasta Jagiellonia musi uważać na goniących ją rywali. Jeden mały błąd, a mogą wypaść nawet poza pierwszą ósemkę, meldując się w słabej grupie spadkowej. Ale może wtedy skupiliby się jedynie na Pucharze Polski? Na razie w obrębie trzech punktów mieści się aż sześć drużyn walczących o grę o najwyższe cele. Niestety tylko cztery z nich zameldują się nad kreską, więc kwiecień będzie w Białymstoku (i nie tylko tam) bardzo gorący.
A co powiedzieć o głosach na temat możliwego zwolnienia trenera Mamrota? Myślę, że byłaby to bardzo zła decyzja, choć wyniki nie powalają. Nie ma on jednak do dyspozycji takiej jakości w drużynie, jaką mógł zastać jeszcze podczas rundy jesiennej. No cóż, w ekstraklasie bywa jednak różnie i nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać.
Niedługo gdzieś obok… pic.twitter.com/ZSlc2l17at
— Nst 🇵🇱 (@WrednyFacet) April 2, 2019
A internauci nie śpią.