Iwanow: Najważniejsza jest pasja


3 września 2013 Iwanow: Najważniejsza jest pasja

Udało nam się porozmawiać z komentatorem Polsatu Sport - Bożydarem Iwanowem - o jego dotychczasowej karierze. Poruszył on także kilka ważnych kwestii w kontekście tego zawodu i powiedział, w jaki sposób tym dziennikarzem najlepiej zostać.


Udostępnij na Udostępnij na

Dziennikarstwo sportowe jest zawodem, który budzi bardzo duże zainteresowanie. Co muszą zrobić młodzi ludzie, żeby pójść w Pana ślady?

Bożydar Iwanow: Wszystko zaczyna się od takiej świadomości – co by się chciało robić w życiu. Jest to chyba najważniejsze. Ja postanowiłem być dziennikarzem sportowym mając 10 lat. Najważniejsza jest pasja – trzeba czuć, że to się kocha, lubi i mieć świadomość z czym to się wiąże. Trzeba żyć zarówno piłką, jak i sportem na bieżąco, bo są takie dziedziny w życiu, których nie jesteśmy w stanie nauczyć się w ciągu dwóch, trzech lat, szperając w Internecie czy oglądając mecze archiwalne. Wydaje mi się, że trzeba się z tym urodzić, trzeba się tym interesować od świadomych dni, w wieku nawet już dziecięcym. Bez tego byłoby trudno. Druga sprawa – na pewno chcąc być dziennikarzem telewizyjnym czy radiowym trzeba mieć pewnego rodzaju odpowiednie warunki głosowe do spełnienia. Pewne kwestie są nie do przeskoczenia, jeżeli chodzi o barwę i rodzaj głosu, czy się ma głos niski, wysoki itp. Do radia czy telewizji głos jest szalenie istotny. Na pewno trzeba skończyć ku temu odpowiednie studia. Chociaż powiem szczerze, że wydawało mi się, że moje studia po naukach politycznych i dziennikarskich na Uniwersytecie Śląskim bardzo mi pomogą w uzyskaniu pracy. Na pewno pomogły mi w tym, że było mi się łatwiej dostać na praktyki do telewizji Katowice, mając ten papier i świadomość u szefostwa, że jestem studentem dziennikarstwa, taką praktykę mogłem uzyskać. Natomiast czy ma to później takie znaczenie, trudno mi powiedzieć, bo dostając angaż w telewizji w Warszawie czy w Wizji czy w Polsacie, nikt nie patrzył na to, czy mam skończoną uczelnię, tylko bardziej ich interesowało co wcześniej robiłem i jakie miałem doświadczenie zawodowe oraz warsztat, bo to jest szalenie istotne. Wydaje mi się, że tak jak w innych dziedzinach w życiu – studia nie dają stuprocentowego przygotowania do zawodu, ale są istotne.

Pana zdaniem młody polski dziennikarz ma łatwiej, zaczynając swoją przygodę teraz niż w czasach, kiedy Pan zaczynał?

Bożydar Iwanow
Bożydar Iwanow (fot. Archiwum prywatne)

Oczywiście. Jak zaczynałem, chcąc być dziennikarzem telewizyjnym, to tak na dobrą sprawę miałem do dyspozycji tylko TVP i w zasadzie nie było innej możliwości odnalezienia się w mediach telewizyjnych. Dopiero kilkanaście lat później powstawała redakcja Canal +, nie było wtedy Polsatu, a nie mówiąc o kanałach stricte sportowych. Nikt w tamtych czasach nawet o tym nie marzył, dlatego dzisiaj możliwości jest dużo więcej. Jest też więcej stacji telewizyjnych – Eurosport, Orange Sport, Canal +,TVP, Sportklub i tak można byłoby wymieniać długo. Możliwości zaczepienia się w kwestii praktyki jest więcej. Jest Internet i wiele portali internetowych. Są także gazety oraz stacje radiowe. Poza tym wydaje mi się, że cały temat mediów elektronicznych poprzez Internet w moich czasach w ogóle nie funkcjonował. Moje przygotowanie do meczu nie wyglądało tak, że włączyłem sobie komputer i otworzyłem stronę internetową, że coś mogłem przeczytać. Nie miałem również do obejrzenia piętnastu meczów ligi włoskiej i dwudziestu angielskiej. Była to zupełnie inna sprawa. Pamiętam, że kiedyś komentowałem mecz Bologna – Ruch Chorzów w Pucharze Intertoto i dowiedziałem się o tym we wtorek. Moja znajomość Bolonii ograniczała się tylko do tego, że wiedziałem, że jest to miasto we Włoszech. Miałem znajomego dziennikarza w katowickim „Sporcie” – Henryka Góreckiego, który mi dużo na temat tego klubu oraz piłkarzy powiedział. Wtedy nawet Serie A nigdzie nie można było obejrzeć w telewizji, więc na pewno możliwości dzisiaj jest dużo więcej. Jest dużo łatwiej, bo świat mediów bardzo się zmienił i ułatwia on pracę dziennikarzom.

Jak wyglądają Pana przygotowania do meczu?

Moje przygotowanie do meczu trwa odkąd interesuję się piłką nożną. Oglądając mecze w telewizji czy jeżdżąc na stadiony, gdzie staram się być, nawet gdy ich nie komentuję, czy nie prowadzę studia. Moja praca trwa non stop. Nie ma czegoś takiego, że dowiaduję się, że jutro robię mecz na przykład Piasta ze Śląskiem i dopiero dzień wcześniej siadam do tego i się przygotowuję. Jest to kształcenie na bieżąco, bo mózg musi pracować, pewne rzeczy kodować, a także analizować. Nigdy nie wiadomo, jaka refleksja mi się nasunie. Inaczej wygląda przygotowanie do Ligi Mistrzów, bo wiadomo, że już tydzień wcześniej wiemy kto z kim gra. Wiadomo, że jak się jechało relacjonować mecze polskich drużyn w europejskich pucharach czy Champions League, to pewne rzeczy trzeba było sobie przygotowywać. Ja kupowałem mnóstwo gazet zagranicznych – „Word Soccer’a” lub „Champions magazine”.  Dużo meczów oglądałem w telewizji, bo tak jak wcześniej wspomniałem oglądanie najlepszych zespołów jest niemal na wyciągnięcie ręki. Jest to praca non stop, która nie trwa godzinę, dwa czy trzy dni przed meczem – nie da się tego rozłożyć na czynniki pierwsze. Jeżeli kogoś to interesuje, to nie nazwałbym tego pracą, tylko czytaniem o czymś, co i tak by się czytało, nawet gdyby się tego zawodu nie wykonywało. Najważniejsza jest jednak obserwacja, bo wiedząc wcześniej, że mam możliwość obejrzenia meczu ligowego Sevilli w Canale +, to zrobię to z przyjemnością, bo to daje pogląd na to, jak ten zespół się prezentuje i jakie ma założenia taktyczne, jak wyglądają piłkarze w danym momencie, jeżeli chodzi o formę, ustawienie itd. Obserwacja na bieżąco, a najlepiej na żywo, to jest najlepsza nauka i najwięcej z tego można wyciągnąć wniosków we własnym komentarzu, oglądając mecz na żywo czy w telewizji poszczególnych drużyn, które mamy później komentować.

Co musi mieć komentator, żeby dobrze przeprowadzić transmisję?

Najlepiej, żeby miał dobry mecz, bo wtedy jest dużo łatwiej i transmisja sama się tworzy. Wydaje mi się, że dobry komentator to taki, który jest tak jak dobry sędzia – czyli że jak prowadzi zawody, to go nie zauważamy. Nie przekłada się to w stu procentach, bo komentatora nie da się nie zauważyć. Natomiast kiedy oglądamy mecz i on nam nie przeszkadza, to już wtedy jest dużo, a także dowiadując się rzeczy, które są dla nas niezauważalne – wskaże nam jakieś zawiłości lub odkryje sposób gry, wyjaśni nam dlaczego tak się dzieje na boisku, a nie inaczej albo dowiemy się czegoś ciekawego – to jest najważniejsze. Fajne jest to, żeby komentatora słuchać i żeby się nie wyłączać, bo niestety są tacy komentatorzy, po których człowiek po 10 minutach się wyłącza i ogląda sobie sam mecz, tylko ze swoimi przemyśleniami, nie do końca słuchając tego, co komentator relacjonuje. Nie przeszkadzać, aby człowiek nie czuł się zmęczony tym, co mówi komentator – dla mnie to jest najważniejsze.

Z jakim piłkarzem Pan utrzymuje najlepszy prywatny kontakt?

Powiem szczerze, że staram się za bardzo nie utrzymywać bliskich kontaktów z piłkarzami, bo to zawsze może później wpłynąć na ocenę tego zawodnika w moim komentarzu. Powiedziałbym, że jest to sprawą dość ryzykowną. Natomiast miałem kiedyś bliski kontakt z Arturem Borucem, Maciejem Żurawskim, jakiś czas temu również z Bartoszem Karwanem. W czasie kariery miałem bardzo dobre kontakty z Tomaszem Hajtą, Piotrem Świerczewskim czy Piotrem Reissem. Na pewno gdzieś aktualnie osoba, z którą wymieniam sms-y, to Mirosław Radović, z którym bardzo się lubimy i szanujemy, bo pochodzi z Bałkanów – podobnie jak ja, bo jestem pół Bułgarem. Z chłopakami z Podbeskidzia utrzymuję częsty kontakt z racji tego, że dużo tam bywam na meczach. Jeszcze kontaktuję się z Łukaszem Trałką, ale tylko kiedy mamy coś do załatwienia. Dobry kontakt miałem z Andrzejem Niedzielanem, nie można powiedzieć teraz, że jest czynnym piłkarzem, bo nie gra w piłkę. Ale z nim również często utrzymywałem kontakt i byłem u niego w domu w Nijmegen

Wielu kibiców kojarzy Pana z komentowania meczów rozgrywek Eredivisie. Skąd wzięła się pasja do ligi holenderskiej?

Trochę z tego, że zacząłem pracować w Wizji Sport, nie mieliśmy za dużo lig atrakcyjnych takich jak niemiecka, angielska czy hiszpańska. Była tam liga szkocka, portugalska i właśnie holenderska. Zacząłem komentować tę ligę, ale nie zapomniałem o szkockiej czy portugalskiej. Wcześniej relacjonowałem jednak holenderską, a mój serdeczny przyjaciel jest Holendrem, który mieszka w Polsce od dwudziestu kilku lat i był dla mnie osobą, która w pewnych kwestiach, chociażby tłumaczeń, mi pomagała, więc za jego pomocą do meczu było mi się łatwiej przygotowywać niż wielu innym osobom. Grało wówczas kilku polskich piłkarzy: Jerzy Dudek, Tomasz Rząsa, Ebi Smolarek, Andrzej Niedzielan. Wynikało to raczej z konieczności, a że to był futbol oparty na dużej kreatywności i grze ofensywnej, to jakoś tę piłkę lepiej się oglądało. Wydaje mi się, że Ajax i PSV to były drużyny, które z przyjemnością komentowałem i do dzisiaj trzymam za nie kciuki.

Zajmował się Pan kiedyś dziennikarstwem muzycznym i wielokrotnie mówił Pan, że muzyka jest również Pana pasją. Dlaczego zdecydował się Pan ostatecznie na dziennikarstwo sportowe?

W pewnym momencie łączyłem te dwie pasje, natomiast trudno jest jeździć na ligę czy oglądać wydarzenia piłkarskie oraz muzyczne, które dzieją się podczas weekendu. Musiałem to rozgraniczyć i wiedziałem, że większą pasją był sport i jest to poważniejsze niż muzyka klubowa czy heavy metal, którym zajmowałem się wcześniej. Wiedziałem, że raczej sposobem na życie, zarabianiem pieniędzy i spełnianiem swoich pasji będzie sport. Muzyką nadal się interesuję, dalej mi to zajmuje trochę czasu, ale w mniejszym stopniu i nie dziennikarsko. Zawsze wydawało mi się, że lepiej jest robić coś, co nas kręci, podnieca i rajcuje – tak było z muzyką i ze sportem. Mając kilka lat, wiedziałem, że moją przyszłością będzie dziennikarstwo sportowe, a nie muzyczne. Jednak dopóki mogłem to łączyć, to starałem się realizować w obu kwestiach.

Pierwsze kroki w dziennikarstwie sportowym stawiał Pan w stacji w TVP. Jak wówczas Pan, jako młody chłopak, odnalazł się w wielkim świecie telewizji?

Miałem wcześniej doświadczenie, bo pracowałem w TVP w Katowicach, więc uczestniczyłem w wydarzeniach piłkarskich i robiłem materiały do telewizji ogólnopolskiej. Nie było mi tak trudno. Druga sprawa – zostałem bardzo fajnie przyjęty przez chłopaków, a zwłaszcza przez Jacka Jońcę w Warszawie. Byli to młodzi ludzie. Mieliśmy fajną paczkę – Jacek Banasikowski, Jacek Laskowski, Jacek Dąbrowski, Jacek Jońca, Bartosz Heller i ta ekipa była fajnie ze sobą zżyta, nie było problemów z aklimatyzacją. Zresztą ja sam jestem otwartą i kontaktową osobą, więc raczej problemów tego rodzaju nie mam. Jakaś ta asymilacja z dziennikarstwem ogólnopolskim nie była najtrudniejsza.

W TVP zaczynał Pan relacjonować spotkania Ligi Mistrzów, nawet udało się Panu pojechać na mundial do Francji. Tylko igrzysk olimpijskich Pan nie skomentował.

Miałem opcję, aby na te igrzyska pojechać i obiecano mi właśnie wyjazd na Igrzyska Olimpijskie 2000 w Sydney. Dostałem wtedy ofertę z Wizji i była dla mnie na tyle interesująca, że zrezygnowałem. W moich marzeniach pojawiało się to, aby pojechać na ten turniej, ale wiadomo, że piłka tam nie jest na najwyższym poziomie i nie wiem, czy bym komentował szermierkę lub inną dyscyplinę. Był to 2000 rok, a ja rok wcześniej jesienią przeniosłem się do Wizji. Uznałem, że szansę mojego rozwoju i zarobienia większych pieniędzy będą w Wizji. Ja tego nie żałuję, bo w telewizji tej, mimo że była kodowanym kanałem, to jakość pracy i ludzie, z jakimi pracowaliśmy, sprzęt, obsługa telewizyjna, oprawa grafika itd., były na bardzo wysokim poziomie. Poznałem wiele fajnych osób. Miałem też okazję komentować mecze reprezentacji, kiedy po dłuższej przerwie drużyna Engela awansowała na mistrzostwa świata, więc w prywatnym rankingu meczów, które skomentowałem, to mecz reprezentacji Polski z Norwegią w Oslo oraz w Cardiff z Walią były tymi przyjemniejszymi momentami, jeżeli chodzi o komentowanie meczów z moim udziałem.

Wizja Sport niestety upadła. Następnie przeniósł się Pan do Polsatu, gdzie od razu skomentował Pan mistrzostwa świata w Korei i Japonii.

Tak to wyglądało. Była potrzeba poszerzenia składu komentatorskiego na mistrzostwa świata w Polsacie. Zresztą szefa Polsatu – Mariana Kmitę – znam, bo to on mnie ściągnął do TVP. Mieliśmy taką niepisaną umowę, że jak skończy się moja przygoda z Wizją Sport, to przyjdę do Polsatu. Oboje dotrzymaliśmy słowa, więc współpracę znowu mogliśmy kontynuować i trwała ona dłużej niż za pierwszym razem w TVP w Warszawie.

Polsat dopiero w 2011 roku wykupił prawa do pokazywania T-Mobile Ekstraklasy. Z utęsknieniem czekał Pan na komentowanie spotkań najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce?

Ja zawsze przyjmuję z dobrodziejstwem i inwentarzem to, co mam do robienia. Ligę polską komentowałem w moich czasach katowickich, a później w TVP. Wiadomo, że jakby się miało do wyboru jeździć na polską ekstraklasę czy na Ligę Mistrzów, to człowiek wybrałby lepszy produkt. Natomiast dwa sezony temu mieliśmy fajne mecze Legii Warszawa i Wisły Kraków w Lidze Europy, mecze ekstraklasy oraz Champions League, było to na pewno wyczerpujące i człowiek mało był w domu. Pokazując i komentując dobrą piłkę, człowiek się spełnia zawodowo. Ja bardzo lubię naszą ligę i zawsze się nią interesowałem. Tak jak wcześniej mówiłem – kiedy nie posiadaliśmy praw telewizyjnych, to na ligę jeździłem i starałem się te mecze oglądać. Kiedy za rok T-Mobile Ekstraklasy najprawdopodobniej u nas nie będzie, to będzie tego brakowało, ale mam wrażenie, że będzie to tylko okres przejściowy. Może po roku gorszym dla nas, pod względem wydarzeń piłkarskich, podejrzewam, żeś coś może się na naszą korzyść zmienić.

W ubiegłym roku pana stacja straciła prawa do piłkarskiej Ligi Mistrzów. Tęskni Pan za komentowaniem tym rozgrywek?

Na pewno. Komentowałem Ligę Mistrzów po raz pierwszy w 1998 roku, więc przez TVP, Wizję i Polsat z nią byłem na bieżąco. Później był okres, kiedy Polsat jej nie miał, a w Champions League wówczas dobrze prezentował się Celtic, dlatego jako współpracownik „Przeglądu Sportowego” latałem na mecze tej drużyny i byłem blisko tych rozgrywek. Nie mamy praw już drugi rok, ale mam plan, aby na tą wybrać się do Dortmundu, może do Londynu czy Glasgow. Mam zamiar prywatnie, nie komentując, wybrać się na mecze Ligi Mistrzów.

W którym komentatorze widzi Pan największy potencjał?

Staram się nie oceniać moich kolegów po fachu i wydaje mi się, że musi być jakaś zawodowa solidarność. Staram się nie mówić ani źle, ani ciepło o komentatorach mojej czy innej stacji. Byłoby mi z tym niezręcznie i nie wypada mi się na ten temat oficjalnie wypowiadać.

Czuje się Pan spełniony jako komentator czy jeszcze ma Pan jakieś cele do zrealizowania?

Myślę, że czuję się spełniony. Nie mam czegoś takiego, że musiałbym skomentować finał mundialu z udziałem Polaków czy finał Ligi Mistrzów, w którym zagra polska drużyna, albo finał Manchester – Barcelona. Wydaje mi się, że najważniejsze w życiu jest zdrowie, rodzina, a także spełnianie swoich ambicji zawodowych. Nie mam czegoś takiego, że koniecznie muszę zrobić coś, dzięki czemu będę miał poczucie, że jestem lepszy czy bardziej spełniony. Z nikim się nie ścigam i nie staram się tego robić.

Komentarze
~bbbbbbbbbbbbbbbbbbbbbbb (gość) - 11 lat temu

Iwant pamiętam Cię z Metal Hammera..jak zawsze
krytykowałeś Faith no more haha..byłem zły jak
cholera,ale to było dawno temu...powiem Ci że
troche Ci zazdroszcze..

Odpowiedz
~typowypolak (gość) - 11 lat temu

Pan Iwanow najpierw mówi, że wiedział już, że
będzie dziennikarzem mając 10 lat. później, że
mając już kilka lat. Może w ogóle już w łonie
matki wiedział, że będzie dziennikarzem?!

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze