Italia na okrągło: Fenomen Udinese


6 października 2011 Italia na okrągło: Fenomen Udinese

Przyglądając się tabeli Serie A, na pierwszy rzut oka widać, że na jej czele znajdują się zespoły występujące na co dzień w pasiastych, biało-czarnych koszulkach. Czy ma być to zatem recepta na grę na najwyższym poziomie w lidze włoskiej? – można zapytać szyderczo. Po czym należy natychmiast odpowiedzieć, że NIE! Dotychczasowy sukces tkwi w pracy szkoleniowej obu trenerów. Zarówno Antonio Conte, jak i Francesco Guidolin mają koncepcję na to, aby styl prezentowany przez ich zespół dawał przede wszystkim efekt w postaci zdobyczy punktowej. Jak widać po klasyfikacji ligowej, przynosi to przyzwoite wyniki.


Udostępnij na Udostępnij na

Kibice Lecha mają to do siebie, że byli naocznymi świadkami tego jak przeobrażały się obie drużyny. Udinese Calcio przeistaczało się z ligowego średniaka w jeden z kluczowych zespołów występujących na Półwyspie Apenińskim. Natomiast „Stara Dama” dochodziła do siebie po karnej degradacji do Serie B.

Udinese Calcio radujące się po zdobyciu gola
Udinese Calcio radujące się po zdobyciu gola (fot. Tuttosport.com)

Gdy Lech grał z Udinese Calcio, to trenerem we włoskiej drużynie był jeszcze Pasquale Marino. Remis na stadionie w Poznaniu oraz wygrana 2:1 na własnym boisku dała „Zebrette” upragniony awans do kolejnej fazy rozgrywek. Zawodnikami, którzy w znacznej mierze przyczynili się do triumfu nad „Kolejorzem”, byli Antonio Di Natale oraz Simone Pepe. Pierwszy zdobył w spotkaniu rewanżowym gola wyrównującego, a drugi bramkę na 2:1. W kolejnej fazie rozgrywek Pucharu UEFA drużyna ze stadionu Friuli odprawiła z kwitkiem Zenit Sankt Petersburg i walczyła o awans do półfinału UEFA Cup z Werderem Brema. Zespół z Niemiec okazał się jednak zbyt mocny, jak na ówczesne możliwości podopiecznych Pasquale Marino i to właśnie bremeńczycy dalej cieszyli się z gry w europejskich pucharach. A Udinese od tego momentu zaczęło przeżywać pewnego rodzaju kryzys, który swój kulminacyjny moment miał w kolejnym sezonie.

Rozgrywki 2009/2010 w wykonaniu Udinese Calcio od samego początku konsternowały kibiców „Friulani”. Winą za bardzo złe wyniki zespołu – jak to zwykle bywa w takich sytuacjach – obarczony został trener. Dlatego też w grudniu 2009 roku władze Udinese rozstały się z Pasquale Marino i na jego miejsce powołały Gianniego De Biasi. Były piłkarz nie zdołał jednak wszczepić pozytywnego impulsu w piłkarzy. W związku z tym zgodnie z zasadą, że jak trwoga to do Boga, to po zaledwie dwóch miesiącach z powrotem na ławce trenerskiej Udinese Calcio zasiadł Pasquale Marino. 49-letni obecnie trener zdołał uratować zespół przed spadkiem do Serie B. Warto odnotować, że w dużej mierze odbyło się to z pomocą Antonio Di Natale, który w tym nieszczęsnym dla wielu w Udine sezonie wywalczył – na otarcie łez miejscowych kibiców – koronę króla strzelców ligi włoskiej z dorobkiem 29 goli na koncie. Po sezonie podziękowano Marino za utrzymanie zespołu w najwyższej klasie rozgrywkowej i w jego miejsce zdecydowano się zatrudnić Francesco Guidolina.

Gdy wydawało się, że po starcie takich piłkarzy jak Simone Pepe czy Gaetano D’Agostino klub z Via Cotoficio ponownie będzie bronił się przed spadkiem zaszło niespodziewane przeobrażenie. Drużyna oparta w dużej mierze na tym, co miał do dyspozycji Pasquale Marino, grała zupełnie inaczej. Przede wszystkim Gudolin postawił na zadziorność w defensywie i szaleństwo w ataku. Di Natale wraz z Alexisem Sanchezem „robili” grę. Większość akcji ofensywnych zaczynało się od błyskotliwych podań Chilijczyka. Z kolei finalizował je zazwyczaj Antonio Di Natale, który na koniec sezonu 2010/2011 po raz drugi z rzędu cieszył się z korony króla strzelców (26 goli na koniec sezonu – przyp.red.). Tym razem w przeciwieństwie do poprzedniego sezonu powód do radości był dodatkowy, bo „Zebrette” awansowali tym samym do europejskich pucharów, plasując się ostatecznie na 4. pozycji.

W Lidze Mistrzów nie zagrzali co prawda długo miejsca, między innymi za sprawą polskiego bramkarza, Wojtka Szczęsnego, który fantastycznie w meczu IV rundy kwalifikacyjnej do Champions League pomiędzy Udinese a Arsenalem obronił rzut karny egzekwowany przez Antonio Di Natale. Powód do dumy jednak mimo wszytko był. Teraz podopieczni Francesco Guidolina skupiają swoją uwagę na rozgrywkach w Lidze Europejskiej, Serie A oraz Coppa Italia. Chociaż przed sezonem Udinese zostało mocno osłabione, ponieważ klub opuścili Alexis Sanchez oraz Gokhan Inler, to zespół w dalszym ciągu prezentuje się całkiem dobrze. Luki po sprzedanych zawodnikach wypełnili między innymi Rumun Gabriel Torje oraz Danilo Larangeira, którzy udanie wkomponowali się w skład drużyny.

Szczególnie ten pierwszy zasługuje na chwilę uwagi. Filigranowy piłkarz, który jest rozliczany przede wszystkim z poczynań w ofensywie, mimo że nie ma jeszcze bramki zdobytej dla Udinese Calcio, to zachwyca swoją grą postronnych obserwatorów. Zawodnik przyszedł na świat 22 listopada 1989 roku w Timisoarze. Zawodnik nie imponuje warunkami fizycznymi. Ma 167 cm wzrostu i waży 64 kg, a mimo wszystko jego gra przyciąga uwagę. W Rumunii zawodnik nazywany jest już „Rumuńskim Messim”, co może być na dzień dzisiejszy delikatną przesadą, aczkolwiek zawodnik ten z pewnością ma potencjał, by grać na podobnym poziomie jak gwiazda światowego futbolu.

Gabriel Torje to zawodnik, który swoją karierę rozpoczynał w CFR Timisoara. Następnym przystankiem w klubowej piłce utalentowanego Rumuna był inny zespół z miasta, w którym Torje przyszedł na świat – Politehnica Timisoara. W sezonie 2006/2007 zawodnik rozegrał tam 37 spotkań, zdobywając dwa gole. Jednakże prawdziwy rozkwit talentu młodego zawodnika nastąpił po przeprowadzce do Dinama Bukareszt. W stolicy Rumunii młokos rozegrał przez trzy sezony 96 meczów i był kluczową postacią w drużynie. Dla „Czerwonych Psów” zawodnik strzelił 14 bramek, ale nie to było najistotniejsze. To, co należy do najmocniejszych stron piłkarza, to przede wszystkim umiejętność dobrego ostatniego podania, poza tym Rumun wyróżnia się dobrą grą głową, a także mocnym strzałem z prawej nogi.

Jaka będzie przyszłość Udinese Calcio, trudno przypuszczać. Warto jednak nadmienić, że polityka klubu z racji nie najlepszej sytuacji finansowej bardzo utrudnia zdobycie cennych trofeów. Tworzenie drużyny na zasadzie „wypromować i sprzedać jak najdrożej” nie może na dłuższą metę przyświecać celu, jakim miałoby być zdobycie scudetto. Być może zespół ten do końca będzie w stawce, ale trudno wierzyć w to, że takie drużyny jak Juventus Turyn, SSC Napoli czy AC Milan mogłyby być zdetronizowane przez „Friulani”. O ile pierwsza jedenastka Udinese Calcio prezentuje się przyzwoicie, to gorzej wygląda sytuacja na ławce rezerwowych. W przypadku, nie daj Boże, kontuzji Antonio Di Natale czy jednego z najlepszych bramkarzy w lidze włoskiej, Samira Handanovicia, nie widać następców. Długo na takiej polityce klubowej zespół z pewnością nie pociągnie. Może być tak rok, dwa, może nawet i trzy, lecz prędzej czy później potrzeba będzie wzmocnień i nie tylko młodymi talentami, jak chociażby teraz Gabriel Torje. Na dzień dzisiejszy, jak widać po tabeli, nikt się tym w Udine nie przejmuje, bo drużyna dowodzona przez Guidolina jest na 2. pozycji w tabeli, a trener myślami już jest pewnie przy meczu z beniaminkiem z Bergamo. Ciekawe tylko o czym myśli prezes „Zebrette”, Franco Soldati?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze