„To może być kluczowe starcie dla losów ligi”. W ten sposób dziennikarze zapowiadali dzisiejszy mecz pomiędzy Piastem Gliwice a Lechią Gdański. I rzeczywiście obie drużyny zadowalało jedynie zwycięstwo. Dla gości wygrana była niezbędna, by wciąż liczyć się w walce o europejskie puchary. Natomiast w przypadku braku zwycięstwa gliwiczan kwestia mistrzostwa kraju byłaby właściwie rozstrzygnięta. Takie okoliczności sprawiały, że mogliśmy się spodziewać wielkiego widowiska na stadionie przy ul.Okrzei.
Pierwsze minuty spotkania stały pod znakiem wymiany ciosów z obu strony. Podopieczni Piotra Nowaka próbowali zdominować środek pola i przejąć kontrolę nad grą, ale bezskutecznie. Odpowiedzą na ich ataki były groźne kontry zawodników Piasta. Przy wysoko wysuniętej obronie Lechii taka taktyka była bardzo skuteczną bronią gospodarzy. Bardzo dobrze wyglądał ich ofensywny tercet: Żivec, Barisić, Nespor. W pierwszych 20 minutach gry każdy z nich miał okazję, by otworzyć wynik meczu. Najbliżej zdobycia gola był ten trzeci, bo po jego piekielnie mocnym strzale piłka obiła poprzeczkę.
Romb w środku pola by poradzić sobie z Lechią? Interesująco się zapowiada ten mecz. Pietrowski jako trzeci ŚO? pic.twitter.com/1mrL5db23Q
— Michał Zachodny (@mzachodny) April 24, 2016
W 32. minucie spotkaniu przewaga Piasta została udokumentowana golem Urosa Koruna. Przy akcji bramkowej gliwiczanie przypomnieli sobie o tym, że w poprzedniej rundzie ich zabójczą bronią były stałe fragmenty gry. Z rzutu różnego idealnie dośrodkował Patrick Mraz, jeden z zawodników wicelidera przedłużył piłkę, a słoweński obrońca dobił ją do bramki.
Przez kilka następnych minut zawodnicy Lechii zdawali się być oniemiali faktem, że ktokolwiek w tej lidze jest w stanie się im postawić. Dopiero tuż przed końcem pierwszej połowy stworzyli dwie groźne okazje po koronkowych wymianach piłek, w których w rolę rozgrywającego wcielił się… Grzegorz Kuświk. Szkoda tylko, że przez to zabrakło później napastnika przy wykończeniu tych sytuacji.
W drugiej połowie meczu ciężko było mówić o wyrównanej grze. Gospodarze mający korzystny wynik cofnęli się do defensywy z rzadka decydujące się na kontrowanie gdańszczan. Natomiast ci, mimo przewagi, nie byli w stanie przełamać dobrze ustawionej defensywy Piasta. Aż przypomniała nam się gra zespołu z pierwszej części sezonu. Wtedy to podopieczni Latala zachwycali dyscypliną gry i skutecznością. Podobnie było w dzisiejsze popołudnie. Trzeba jednak przyznać, że kluczowi ofensywni zawodnicy w zespole Nowaka nie wykazali się dzisiaj niczym specjalnym.
W 77. minucie Jakub Szmatuła być może zanotował najistotniejszą interwencję w swojej karierze, broniąc rzut karny strzelany przez Sebastiana Milę. Warto dodać, że było to bardzo dobre uderzenie reprezentanta Polski, a nie farfocel puszczony w sam środek bramki. Poza tym po raz kolejny mieliśmy dowód na to, jak bardzo przekorny jest piłkarski los, bo trzy minuty później Mateusz Mak wykorzystał… rzut karny, podwyższając wynik na 2:0 dla gospodarzy. W 90. minucie wyrok wykonał Josip Barisić, pięknym strzałem pół-nożycami pokonując Vanję Milinkovicia-Savicia. To był nokaut!
https://vine.co/v/iU6v6tgl0Hh
Mógł być remis i praktycznie pewne mistrzostwo dla Legii Warszawa, a tak wciąż strata Piasta wynosi zaledwie trzy punkty.
.