O tym, że „e” potrafi zrobić różnicę, czyli historia egipskiego Zidana


17 lutego 2016 O tym, że „e” potrafi zrobić różnicę, czyli historia egipskiego Zidana

Jak świat długi i szeroki zawodowi piłkarze nie mogą narzekać na dwie rzeczy – pieniądze i zainteresowanie ze strony pięknych kobiet. Dodajmy do tego wojskowy uniform, bo przecież „za mundurem panny sznurem”, i mamy przepis na nowoczesnego, niesztampowego Casanovę. Choć, jeśli mamy być szczerzy, nie wydaje nam się, aby takie myśli przyświecały Mohamedowi Zidanowi, którego postać jest doprawdy godna uwagi.


Udostępnij na Udostępnij na

Historia Zidana, a przynajmniej jej początek, jest niemalże żywcem wyjęta z disneyowskiej opowiastki o biednym, arabskim chłopcu, który wskutek wielu zbiegów okoliczności sięgnął gwiazd. To był chyba Alladyn, prawda? Zidan co prawda nie ma, według naszych informacji, latającego dywanu i wiernej małpki, ale poza tym może być idolem dzieci chcących się wyrwać z piaszczystego krajobrazu północnej części Czarnego Lądu.

Pożegnanie z Afryką

Kojarzycie Port Said? Jeśli nie, to wstańcie z Waszych wygodnych foteli, podejdźcie do półki z książkami i przy odrobinie szczęścia znajdziecie tam powieść Henryka Sienkiewicza „W pustyni i w puszczy”. Otwórzcie książkę i nietypowo zacznijcie od początku. Już w pierwszym rozdziale, już w pierwszych zdaniach utworu widnieje właśnie Port Said. Tam zaczyna się akcja. Jest to miasto położone nad Kanałem Sueskim, we wschodniej części Egiptu. Miasto portowe, w którym wychowują się Staś i Nel. Ale jak to się ma do naszego bohatera? Jak to się ma do Zidana?

Mohamed urodził się w 1981 roku w rzeczonym Port Saidzie. Właśnie wtedy do władzy, w wyniku demokratycznego referendum, doszedł Husni Mubarak, który w życiu Zidana odegra jeszcze niemałą rolę. Kwestia szkolenia młodzieży w Egipcie u schyłku XX wieku to sprawa owiana tajemnicą niczym prawdziwe okoliczności śmierci Kennedy’ego. Potwierdza to fakt, że Zidan rozpoczął treningi wieku siedemnastu lat. Porównując to do dzisiejszych standardów europejskich, gdzie dzieci zaczynają zabawę z piłką w wieku nawet czterech lat, trzeba przyznać, że Egipcjanin musiał być talentem czystej wody, skoro dotarł tak daleko. Jednak młody adept futbolu został odpalony przez Al-Masry. Uznano, że owszem, nastolatek potrafi grać w piłkę, jednak brakuje mu pewnej bardzo, ale to bardzo istotnej cechy – nie podaje.

Jakiś czas później Zidan wraz z całą rodziną wylądował w Danii. I właśnie w Skandynawii na dobre wystartowała kariera młodego emigranta. Ale to, jak do tego doszło, nadaje się na scenariusz hollywoodzkiej superprodukcji z młodym, przystojnym, aczkolwiek niekoniecznie utalentowanym aktorem w roli głównej.

Z parku do szatni

Zima 1999. Mroźny, duński dzień, oszronione igły drzew. Ludzie opatuleni różnorakimi szalami i płaszczami, spod których wystają tylko zmarznięte nosy i osamotnione oczy. Dziewiętnastoletni wówczas Zidan z piłką pod pachą rusza na eskapadę po parku. Zatrzymuje się i zaczyna podbijać futbolówkę. Musiało mu to iść całkiem dobrze, skoro został zauważony przez skauta tryumfatora Pucharu Danii w sezonie 1998/1999 – Akademisk Boldklub.

W ciągu trzech lat spędzonych w tym klubie Zidan wystąpił w 51 meczach i zdobył 12 bramek. Statystyka nie powalająca, ale już wtedy dało się w nim dostrzec wielki potencjał do gry na pozycji „dychy”. Wielka elegancja w dryblingu, ale także zmysł do gry kombinacyjnej, umiejętność strzelania bramek, wejścia w pierwszą linię – taki był Zidan w Danii.

Nic dziwnego, że wkrótce zgłosiło się po niego dobrze dziś znane polskim kibicom, FC Midtjyllajnd, największy wówczas rywal AB. Tam za Zidanem zaczęły, pompatycznie rzecz ujmując, „przemawiać liczby”. W ciągu dwóch sezonów (2003/2004, 2004/2005) wystąpił w 47 meczach i zdobył 30 goli. A jeśli uważaliście na lekcjach geografii, to wiecie, że z Danii niedaleko do Niemiec. A Zidanowi najbliżej było do…

Egipcjanin z…

… Bremy. Włodarze Werderu wyłożyli za perspektywicznego piłkarza trzy miliony euro. Jak na Egipcjanina prezentującego się dobrze w – z całym szacunkiem dla Duńczyków – peryferyjnej lidze, to całkiem spora kwota. I być może właśnie to nieco przytłoczyło Zidana, który w dziesięciu występach dla „Zielono-białych” zdobył zaledwie dwa gole. Pierwsze koty za płoty, ale kolejne kroki na niemieckiej ziemi miał stawiać w Moguncji, dokąd ściągnął go niejaki Klopp. Juergen Klopp.

Na początku było wypożyczenie, na którym Egipcjanin spisywał się bardzo dobrze, co wkrótce zaowocowało transferem definitywnym. Mainz było bardzo dobrym miejscem do rozwoju Zidana. Klub, który walczył o utrzymanie, i trener nie bojący się stawiać na młodych gniewnych. I choć ostatecznie klub spadł z Bundesligi, to Mohamed mógł się uśmiechać. Trzynaście bramek w piętnastu spotkaniach – wynik co najmniej bardzo dobry. Ponadto przez dobre występy w klubie zwrócił na siebie uwagę selekcjonera reprezentacji Egiptu, do której zaczął otrzymywać regularne powołania. Pomału, mozolnie pracował na status gwiazdy.

Potem był Hamburg, a następnie przyszedł czas na klub, z którego pewnie większość z nas zna go najlepiej. Borussia Dortmund. A za jego transferem znów stała postać wysokiego Niemca, którego Zidan bardzo dobrze poznał w czasach swojej gry w Mainz. I choć podczas gry w Dortmundzie nigdy nie stał się liderem, postacią pierwszoplanową, od której Klopp rozpoczynałbym ustalanie składu, to miał bardzo istotną zaletę, dzięki której mógł się bardzo dobrze wkomponować do zespołu. Jego uniwersalność w ofensywie i umiejętność całkiem przyzwoitej gry jeden na jeden poskutkowały tym, że przez pierwsze dwa lata był ważną postacią powstającej z kolan Borussii. Ale jak to zwykle bywa, gdy wszystko idzie dobrze, coś musi się popsuć. I popsuły się więzadła.

Wakacje w Kairze

Zerwane więzadła krzyżowe w kwietniu 2010, operacja i rekonwalescencja w Egipcie. Wszystko idzie dobrze, Zidan wraca do dyspozycji, wkrótce ma powrócić do Niemiec i rozpocząć pracę pod okiem dortmundzkich specjalistów. Wszystko jednak popsuło wezwanie. Do egipskiej armii.

Dyktatura Mubaraka zarządziła lata wcześniej, co jest rzeczą dość oczywistą w autokratycznym systemie rządów, obowiązkową służbę wojskową. Zidanowi udało się przed nią uciec, choć nieumyślnie, wszak jako nastolatek wyjechał do Danii. Po powrocie do Egiptu i dłuższym pobycie przypomniała sobie o nim wojskowa administracja, która stwierdziła, że pan Mohamed nie może dłużej uciekać przed obowiązkiem odbycia służby. Piłkarz nie mógł wyjechać do Niemiec. Miał wdziać mundur i ruszyć na poligon. O całej sytuacji wypowiedział się wówczas Michael Zorc, prawa ręka Kloppa

Nie mogę w to uwierzyć. Sytuacja jest trudna, patowa, ale mimo wszystko liczymy na to, że przed końcem sierpnia dojdziemy to porozumienia, a Zidan wróci, aby trenować z zespołem.

Trzeba przyznać, że w historii profesjonalnego futbolu to jedna z najdziwniejszych przyczyn absencji piłkarza. Zidan chciał wrócić, chciał znów być w Dortmundzie, jednak sytuacja nie była czarno-biała. Obowiązek wobec kraju to jedno, ale to, jaką pozycją cieszył się w Egipcie, to druga strona medalu. Został nawet uhonorowany przez Mubaraka orderem za zasługi dla kraju na „sportowym polu bitwy”. Sam piłkarz nigdy nie krył się ze swoją sympatią do byłego już dyktatora. Po wydarzeniach arabskiej wiosny zamieścił na jednym z portali społecznościowych zdjęcie Mubaraka z dosadnym podpisem „To, co wydarzyło się w Egipcie przez ostatnich trzydzieści lat, było dobre i potrzebne. To, co dzieje się dziś jest złe”.

Wracając jednak do jego wojskowych perypetii.

Nie mogłem po prostu wyjechać. Tutaj, w Egipcie, jestem idolem dla wielu ludzi i nie chciałem zhańbić własnego imienia – mówił o sprawie sam Zidan.

Jednak, jak powszechnie wiadomo, z każdego bagna da się wyjść i chyba po raz pierwszy w dziejach zerwanie więzadeł krzyżowych okazało się dla zawodowego piłkarza zbawieniem.

Niezdolny do służby wojskowej.

Mniej więcej taki komunikat usłyszał Zidan, stojąc przed szanownym kolegium lekarzy. Koniec końców okazało się, że udało mu się uniknąć wojska.

Czas powrotów

Zidan wrócił do Niemiec, jednak po zerwaniu więzadeł nie wrócił już do dawnej dyspozycji. W ciągu dwóch lat zagrał w zaledwie dwunastu spotkaniach dla Borussii, nie zdobywając przy tym żadnej bramki. Konkurencja w Dortmundzie była już zbyt wielka dla naznaczonego ciężką kontuzją piłkarza, który lata świetności miał już za sobą.

Ostatnie podrygi egipskiej gwiazdy miały miejsce w Mainz, gdzie przypomniał sobie, jak zdobywa się gole. Jednakże jego czas na boiskach Bundesligi dobiegł końca. Zidan przetarł szlaki dla Afrykańczyków, udowodnił, że piłkarze z Czarnego Lądu mogą stanowić o sile niemieckich zespołów.

I wrócił. Ale nie do Egiptu.

Wrócił do arabskiego świata. Po Zidana (choć pewnie woleliby tego francuskiego) zgłosili się szejkowie z Emiratów Arabskich, wymachując ociekającymi ropą petrodolarami. Kolejnym przystankiem egipskiego piłkarza stał się FC Baniyas.

Trzeba jednak otwarcie przyznać, że ta przygoda nie należała do udanych, a Bliski Wschód był dla Zidana tylko kolejnym przystankiem na piłkarskiej zjeżdżalni. Przychodził ze statusem gwiazdy, być może nawet futbolowego boga, choć w arabskiej rzeczywistości używanie takich określeń może wiązać się z niemałym zagrożeniem. Miał z marszu podbić ligę, pokazać kilka sztuczek, strzelać bramki i sprowadzać na stadiony kibiców w długich, białych szatach. Wyszło nieco inaczej.

Dziewięć występów, trzy gole. Leserstwo i lenistwo na poziomie rozwydrzonych gimnazjalistów z ostatnich ławek. Skandal z udawaną kontuzją, choć akurat to znów, paradoksalnie, wyszło Zidanowi na dobre. Baniyas zarzucił piłkarzowi ciągłe udawanie urazów, nie angażowanie się w treningi i brak profesjonalizmu. Ponoć gwiazdorowi przyświecała słynna dewiza: czy się stoi, czy się leży tysiąc pięćset się należy. Oskarżenie okazało się bezpodstawne, a Egipcjanin w 2015 roku wywalczył 900 000 tysięcy dolarów od swojego byłego klubu, bowiem od lipca 2013 Zidan oficjalnie stał się bezrobotnym.

Takie tam z bronią
W imię zasad…?

Ale przecież na bezrobociu też da się żyć, zwłaszcza jeśli przez lata zarobiło się całkiem sporo pieniędzy. Zidanowi niczego nie brakowało, można nawet powiedzieć, że żyło mu się całkiem dostatnie. Nieobce były, lub wciąż są, hobby, które powszechnie uważa się za dość niebezpieczne.

Każdy szanujący się były piłkarz musi zasiąść w piłkarskim studiu. Nieważne czy masz coś do powiedzenia, ważne, że zdarzyło ci się dwa razy w życiu trafić do bramki. A skoro Zidan statusem byłego piłkarza mógł się pochwalić, to nic nie stało na przeszkodzie, aby wbić się w szykowny garnitur, usiąść w charakteryzatorni, dać sobie przypudrować nosek i zarobić niemałą gażę za kilka światłych – lub nie – wypowiedzi.

Egipski Przytuła?
Egipski Przytuła?

Jeden, ostatni raz

O tym, że bieganie za łaciatą piłką – albo jak zwykło się, wróćmy do Sienkiewicza, ongiś mówić, wypchanym świńskim pęcherzem – uzależnia, nie trzeba nikogo przekonywać. Alkohol, nikotyna, narkotyki, hazard, futbol – to wszystko możemy wrzucić do jednego worka (a jak dobrze zamieszać to wyjdzie George Best). Dlatego Zidan wrócił na boisko.

El-Entag El-Harby Sc. Nie, to nie słowa starego beduina na łożu śmierci. To nazwa klubu, którego barwy reprezentuje – choć może w obecnych okolicznościach to nieco zbyt duże słowo – Mohamed Zidan. Zespół z siedzibą w Kairze działa z ramienia, uwaga, uwaga, Egipskiego Ministerstwa Produkcji Wojennej. Można więc śmiało uznać, że płomienny romans Zidana z egipską armią wciąż trwa.

Jednak na piłkarskim poletku nie jest już tak dobrze. Trzy występy, zero bramek, kolejne oskarżenia ze strony klubu o brak zaangażowania. Dwa lata wygodnego siedzenia na czterech literach musiały dać znać o sobie. Brzuszek coraz większy, szybkość już nie ta. Może mamy do czynienia z syndromem „grubego Ronaldo”? Chociaż, powiedzmy sobie szczerze i bez pardonu, gdzie Rzym, a gdzie Krym.

Oddajmy jednak Zidanowi co Zidana. Piłkarzem był, jakim był. Mistrzostwo Niemiec, licznik bramek oscylujący w okolicach setki, występy w narodowej reprezentacji. Jeden z najlepszych piłkarzy w historii egipskiej piłki. Z pewnością wzór dla dzieciaków jak Salah czy Elneny.

Przez cały tekst przewijał nam się wątek sienkiewiczowski, dlatego pora spiąć to wszystko klamrą. „Potop” – klasyka polskiej literatury. Kmicic, rozmawiając z pułkownikiem Kuklinowskim, usłyszał:

Dwóch jest jeno pułkowników w tej Rzeczypospolitej: ja w Koronie, a Kmicic na Litwie…

A wszyscy dokładnie wiedzą, jak ów Kuklinowski skończył.

Parafrazując więc Sienkiewicza, choć może to zakrawać na zbrodnię przeciwko ludzkości, stwierdzimy tak:

– Dwóch jest jeno Zidanów w futbolu. Jeden w Madrycie a drugi w Egipcie.

Dlatego być może najwyższa pora, aby Mohamedowi zaintonować w arabskiej aranżacji refren zespołu Perfect. A o jaki refren chodzi, to już się domyślicie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze