Imigranci. Temat numer jeden ostatnich miesięcy. Ludność syryjska, uciekająca przed wojną, szuka schronienia w Europie, co rodzi poważny problem w kwestii polityki zagranicznej całej Unii Europejskiej. Oczywiście każdy statystyczny Kowalski czy Nowak wiedzą, jak rozstrzygnąć spór. Gdy wydawało się, że swoje zdanie na ten temat wypowiedzieli już wszyscy od Lizbony po Białystok, rozległ się głos piłkarza Watfordu. Pomyślicie pewnie: co jakiś zawodnik może wiedzieć na temat imigrantów? Wie i to naprawdę sporo. Poznajcie historię człowieka, nie piłkarza - Valona Behramiego.
Mitrovice – miasto, które może służyć za książkowy przykład konfliktów etnicznych, które targały Półwyspem Bałkańskim w latach 90. ubiegłego wieku. Blisko stutysięczna aglomeracja było miejscem licznych starć na tle narodowościowym. Miasto, położone w Kosowie, dzieliło się niegdyś na dwie części – południową, gdzie zdecydowaną większość stanowili Albańczycy i północną, gdzie prym wiodła ludność serbska . Linię demarkacyjną między poszczególnymi „obozami” stanowiła rzeka Ibar. To właśnie w takich warunkach swoją ziemską podróż rozpoczynał Behrami.
Jego rodzice, Ragip i Halime, stanęli przed wyborem, który dziś rodzi się w głowach wielu Syryjczyków. Zostać czy emigrować? W końcu podjęli decyzję – wyjeżdżamy. Zadecydowali, że targane konflitami miasto nie może być dłużej miejscem egzystencji ich rodziny. Dlatego w grudniu 1990 obrali kierunek – Szwajcaria. Jednak wraz z przekroczeniem granicy życie nie nabrało różowych barw, a z nieba nie spadła biblijna manna. Wręcz przeciwnie. „Pierwsze trzy, cztery miesiące były bardzo ciężkie. Płakaliśmy codziennie” – relacjonuje Behrami dla „The Independent”. Rządowy program pomocy społecznej dla imigrantów z Kosowa okazał się kluczowy dla późniejszych losów rodziny Behramiego. Kredyt i mieszkanie, które otrzymali od państwa pozwolił im stanać na nogi. Po pewnym czasie rodzicom udało się znaleźć pracę, dzięki której byli w stanie zapewnić byt swoim pociechom, a chłopiec z przyjemnością biegał za piłką po szwajcarskiej trawie. Dziś Behrami spłaca swój dług wobec Szwajcarii z nawiązką. Awans na przyszłoroczne Euro to jedna z wielu rat, które uiszcza od ponad dekady.
W roku 1996 nad rodziną znów zawisły czarne chmury. Skończył się okres, w którym mogli legalnie pozostawć na terenie Szwajcarii, deportacja była nieunikniona. Dla 11-letniego wówczas Valona była to prawdziwa tragedia. Mimo jego doskonałych wyników sportowych i petycji, którą lokalny klub wystosował do rządu, od decyzji nie było odwrotu. Jednak po raz kolejny do rodziny uchodźców uśmiechnęło się szczęście. Mecz piłki nożnej, jeden z ostatnich, które Valon miał rozegrać na szwajcarskiej ziemi. Obok młodego Behramiego biega syn ważnego polityka – „ przyjaciele z boiska” – tak zaśpiewałby pewnie Chór Czejanda. Ironia losu sprawiła, że na trybunach stadionu zasiadł Ragip Behrami, a zaraz obok niego… tak jest, szwajcarski parlamentarzysta, ojciec kolegi z zespołu Valona. Wspólne oglądanie meczu stało się kanwą do poważnej rozmowy, podczas której padła istotna deklaracja – „zrobię wszystko co w mojej mocy, abyście zostali”. I zostali.
Dwa lata później w Kosowie wybucha wojna. Krewni rodziny Behramich, którzy pozostali na Bałkanach, uciekając przed śmiercią z rąk serbskich wojsk, chronią się w górach, jednocześnie szukając sposobu na przedostanie się do Albanii lub Macedonii. 13-letni Valon, który wiedzie spokojne życie w Szwajcarii, przeżywa szok. Jego kuzyni, wujkowie i dziadkowie walczyli o życie, w czasie gdy on miał wszystkiego pod dostatkiem. Blisko 40000 ofiar wojny, a wśród nich kuzyn Valona – Bekim. Nastoletni Behrami nie rozumiał wtedy tego, co się działo w jego rodzinnych stronach. Jego dziecięcy umysł nie był w stanie pojąć ludzkiego bestialstwa. Dziś, po blisko dwudziestu latach, które minęły od tamtych wydarzń, rozumie. Groza, którą wywołują u niego wspomnienia tamtych dni, napędza go do działania. Właśnie przez to doświadczenie zachęca do pomocy imigrantom. Apeluje do świadomości każdego, kto jest przeciwko fali uchodźców, aby okazał życzliwość i zachował się „po ludzku”. Kolor skóry, rasa, wyznanie, zwyczaje – w kontekście ludzkiego życia są to błahostki. Bezinteresowna i rzetelna pomoc dla każdego Syryjczyka od każdego Europejczyka – to marzenie Behramiego.
Chociaż Valon reprezentuje dziś barwy Szwajcarii, to nie zapomina o swoim mateczniku. Aktywnie włączył się w akcję propagowania futbolu w nowym, niepodległym Kosowie. W dzieciakach, które dziś biegają po ulicach jego rodzinnego miasta, widzi pewnie część siebie. M.in. dzięki jego zaangażowaniu kadra narodowa Kosowa może rozgrywać mecze towarzyskie. Uczynność – cecha, której Behrami doświadczył w swoim życiu niejednokrotnie, jest wyraźnie widoczna w jego pozaboiskowej działalności.
Życie wielokrotnie stawiało Behramiego pod ścianą. To, że za każdym razem udało mu się wyjść cało z opresji, nie zawdzięcza swojemu sprytowi, ale dobremu sercu ludzi, których spotkał na swojej drodzy. Spośród całej piłkarskiej społeczności, historia Valona jest z pewnością jedną z najbardziej dramatycznych. Dlatego nie może dziwić jego zdecydowana postawa w sprawie syryjskich imigrantów. Apel Behramiego do każdego Europejczyka jest prosty – bądźcie ludźmi. I być może będzie to stanowisko niepopularne w środowisku szeroko pojętych „social – mediów”, ale mam nadzieję, że Europa pokaże ludzką twarz.