Ile w futbolu znaczą trzy miesiące?


W roli głównej – Wisła Kraków

4 kwietnia 2019 Ile w futbolu znaczą trzy miesiące?
Łukasz Sobala / Press Focus

Pomyśleć wraz z początkiem roku, że krakowska drużyna w niedalekiej przyszłości będzie miała realną szansę na udział w kwalifikacjach do europejskich pucharów – w obliczu potężnego kryzysu, w jakim wówczas była zatracona – było traktowane jako czysta abstrakcja. Tymczasem na przekór wszystkiemu i wszystkim niedoszła fantazja znajduje swoje miejsce w rzeczywistości.


Udostępnij na Udostępnij na

4 stycznia 2019 – Wisła Kraków jest pogrążona w niebywałym kryzysie. Chaos związany z niedoszłym przejęciem klubu przez Vannę Ly i spółkę, brak pieniędzy na wypłacenie pensji zawodnikom, trenerom, pracownikom, opłacenie transferowych rat za piłkarzy oraz masowy exodus tych ostatnich. Widmo bankructwa. Brak licencji. Słowem – Wisła istnieje tylko teoretycznie.

4 kwietnia 2019 – Galimatias organizacyjny, finansowy, licencyjny, sportowy stopniowo jest sprzątany przez nowe władze. Wisła Kraków wychodzi (wyszła?) na prostą.

Obraz nędzy i rozpaczy

Okres noworoczny to w przypadku zdecydowanej większości społeczeństwa czas snucia postanowień i celów, zwykle tych o zabarwieniu jak najbardziej pozytywnym, do osięgnięcia przez następne 365 dni. Na przełomie roku również i w gabinetach znajdujących się przy ulicy Reymonta 22 opracowywano plany na najbliższe dwanaście miesięcy. Niestety ku strapieniu kibiców* (*nie mylić z kibolami!) wizja bynajmniej nie rysowała się w przyjemnych barwach.

Pokrótce o tym, jak doprowadzono Wisłę na dno. Marzena Sarapata do spółki z Damianem Dukatem podczas swoich półtorarocznych rządów podjęli szereg niedorzecznych i trudnych do racjonalnego wytłumaczenia decyzji.

Trenerska karuzela, nieroztropne zarządzanie drużyną, niekoniecznie korzystne umowy sponsorskie, brak umiejętności przewidywania zdarzeń na zasadzie ciągów przyczynowo-skutkowych, przyznawanie sobie samemu horrendalnie wysokich premii. „Biała Gwiazda” z perspektywy czasu bardziej przypominała prywatny folwark aniżeli klub z ponadstuletnią tradycją.

Efekt kuli śnieżnej poskutkował ze zdwojoną siłą po ujawnieniu przez Szymona Jadczaka powiązań zarządu Wisły Kraków z gangsterskim półświatkiem. Szybko stało się jasne, że drużyna może lada moment przestać istnieć, toteż podjęto desperackie próby poszukiwania inwestora. Jaki był finał tej historii – każdy dobrze wie. Bez happy endu. Bankructwa, całe szczęście, udało się jednak uniknąć. Ale to już nie ich zasługa.

Na konferencji 4 stycznia padły suche liczby: zadłużenie klubu – 24 mln złotych, w tym 12 mln przeterminowanych, wobec miasta – 3 mln, względem Tele-Foniki (były właściciel) – 6 mln; miesięczne utrzymanie drużyny wraz ze sztabem – 1,2 mln; pieniądze na koncie klubu – 51 tys.

Wspomniane spotkanie prasowe odbyło się dokładnie przed trzema miesiącami. Właśnie wtedy nowe władze krakowskiej Wisły na czele z Rafałem Wisłockim uzmysłowiły opinii publicznej katastrofalne położenie „Białej Gwiazdy” oraz ujawniły szereg kłamstw i oszustw swoich poprzedników, jednocześnie zaznaczając, że wraz z ich nadejściem następuje nowe rozdanie. Lepsze rozdanie.

Nowe nadzieje

Od słów do czynów daleka droga. Sentencja wyjątkowo nietrafna odnośnie do polityki „normalizacji” struktur trzynastokrotnego mistrza Polski. Szefostwo – stosując metodę małych kroczków, a także werbowania po drodze sprzymierzeńców w skonkretyzowanych kwestiach (Bogusław Leśnodorski, Jarosław Królewski, Tomasz Jażdżyński, Piotr Obidziński, Jakub Błaszczykowski) – sprawia, że wydmienione wyżej hasło staje się wzorową antytezą w sprawach dotyczących Wisły Kraków.

Ile zrobiono po dziś dzień? Odpowiedź jest prozaiczna, lecz zarazem uderzająco precyzyjna – dużo.

Od zerwania nepotycznych umów zawartych przed poprzedników, odzyskania licencji na grę w ekstraklasie, odcięcia się grubą linią od gangsterskiej szajki posiadającej w przeszłości wpływy przez pozyskanie przeróżnymi źródłami środków na funkcjonowanie, aktywne okienko transferowe i rewolucję kadrową, prężną kampanię marketingową zachęcającą sympatyków do wsparcia ukochanego klubu do wreszcie pełnego niemalże co mecz stadionu i gry o puchary.

Ale chyba największym sukcesem nowych władz jest bezwzględne zaprowadzenie porządku w kwestii stadionowej patologii i wpływów, jakie niewątpliwie przy ulicy Reymonta posiadali.

Zerwanie umowy gwarantującej Stowarzyszeniu Kibiców Wisły Kraków złotówkę od każdego sprzedanego biletu, usunięcie panoszących się vlepek ze stadionu i okolic, rychła likwidacja sklepów z asortymentem raczej mało dla klubu reprezentatywnym, brak zgody na jakiekolwiek symbole nawiązujące do organizacji przestępczej pod nazwą „Wisła Sharks”.

Bo przecież największym dobrem dla Wisły jest rzesza wiernych kibiców wspierających drużynę, kiedy jest dobrze i kiedy jest źle. Z kolei największym złem grupa pseudokibiców, którzy prowadząc zorganizowany doping na meczach, upatrują dla siebie niemałych korzyści.

A to wszystko w trzy miesiące. Pracowitość oraz jej efekty godne podziwu. Choć na płaszczyźnie organizacyjno-finansowej klub wciąż jest winny spore kwoty pieniężne, a wszystkie problemy przeszłości wciąż jeszcze są żywe, to pod względem sportowym Wisła ostatnimi czasy prawie nie ma sobie równych. Zimowy exodus zawodników nie przełożył się znacząco na dyspozycję zespołu, czego najlepszym dowodem jest chociażby, kolokwialnie mówiąc, „czwórka” wsadzona ekipie Legii Warszawa.

Pamiętajmy, że wciąż jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, a dług liczony jest w dziesiątkach milionów złotych. To nie jest tak, że wygrane derby, dużo goli, fajna gra, pełny stadion i na tym koniec. Rafał Wisłocki w rozmowie z Łączy nas Pasja

Na korzyść klubu bądź nie spora część kibiców już zapomniała o czarnych demonach sprzed 90 dni. I jest to jak najbardziej zrozumiałe. „Biała Gwiazda” przebyła w krótkim czasie niezwykle długotrwałą trasę, by znaleźć się w obecnym położeniu. Stąd apel – niech spektakularna forma boiskowa nie przyćmiewa trudności, z którymi Wisła wciąż się boryka. I niech zdrowy rozsądek bierze górę nad przesadnym optymizmem.

Relatywność czasoprzestrzeni jest niepodważalna. Trzy miesiące to zarówno długo, jak i krótko. Względność tego pojęcia nabiera natomiast znaczenia w przypadku Wisły. Krakowski klub przebył długą (?) i krętą drogę, by zameldować się w aktualnym miejscu. Meta daleko, jednak trasa doń prowadząca stała się znacznie prostsza. Niekoniecznie szybsza.

Tak, trzy miesiące w piłce nożnej to szmat czasu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze