Jak na patriotów przystało, kochamy naszą rodzimą ekstraklasę nad życie. Okazuje się, że z wzajemnością. Dlaczego? Otóż podczas premierowej kolejki rundy wiosennej nie mieliśmy prawa się nudzić. No, może za małymi wyjątkami. Jednakże nudne momenty podczas minionej kolejki to były, o dziwo, wydarzenia incydentalne. Nie oszukujmy się. Naszą ekstraklasę coraz przyjemniej się ogląda!
Jak już wspomnieliśmy, nie było meczów remisowych. Na każdym z ośmiu ligowych boisk oglądaliśmy drużyny, które wracały z pojedynków z tarczą lub na tarczy. I tak w piątek wygrywali goście (Jagiellonia, a następnie Zagłębie Lubin), sobota należała do gospodarzy (Śląsk, Cracovia, Lechia), niedziela do gości (Korona, Legia), a poniedziałek do gospodarzy (Górnik). Coraz rzadziej padają w ekstraklasie bezbramkowe remisy. Miejmy nadzieję, że nasi ligowcy podtrzymają ów trend jak najdłużej!
Dramaturgia i gra do końca
Mówi się, że w naszej kochanej ekstraklasie brakuje ligowcom odpowiedniego przygotowania mentalnego. Spójrzmy na zachodnie stadiony. Tam walka toczy się od pierwszej do ostatniej minuty. Nieważne, kto pierwszy strzelił, a kto stracił bramkę. Nie ma mowy o poddaniu się. Stratę zawsze można odrobić!
W Polsce wydaje się, że trudno jest to uczynić. Chociaż nie od dziś wiadomo, że 2:0 to niebezpieczny wynik! Zdarzało się oczywiście, że drużyny odrabiały dwubramkową stratę. Ba, nawet potrafiły przeciągnąć szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Jednakże nie działo się to w naszej lidze zbyt często. Znacznie częściej rzucała nam się w oczy w takiej sytuacji bezradność i beznadzieja w oczach naszych ligowców.
https://twitter.com/BZabecki/status/1093984305645318150
Co innego miało miejsce w minionej kolejce. Co łączy Zagłębie Lubin oraz Cracovię? Otóż obie te ekipy potrafiły otrząsnąć się po stracie bramki. No i mało tego… Były w stanie zdobyć na koniec trzy „oczka”. Zagłębie, chociaż szczęśliwie, bo w ostatniej akcji meczu, to trzeba przyznać, że całkowicie zasłużenie, natomiast krakowianie po stracie gola obudzili się i kontrolowali przebieg gry od 50. minuty do ostatniego gwizdka sędziego.
Trzeba pochwalić obie drużyny za rywalizację do samego końca. Ekstraklasa tego potrzebuje. Dramaturgia i emocje związane z takim przebiegiem meczów tylko dodają przyjemności z ich oglądania. Kibice to doceniają. Nie ma niczego lepszego od walki do ostatniego gwizdka. Walki na całego! Wówczas zdajemy sobie sprawę, że wynik spotkania to dla naszych ulubieńców sprawa życia i śmierci. Mówiąc krótko – idą zmiany. I to na lepsze, bo ekstraklasa rozwija się nie tylko fizycznie, ale też mentalnie!
Ekstraklasa – liga bez techniki?
Ile razy ktoś krytykował polską ligę za braki techniczne piłkarzy tam występujących? Ile razy ktoś komentował, że nasza liga to tylko fizycznością stoi? Kto tego nigdy nie zrobił, niech pierwszy rzuci kamieniem… Jednakże tutaj najprawdopodobniej również idą zmiany. I ponownie na lepsze! Dlaczego?
Pamiętacie, drodzy czytelnicy iGola, kiedy w jednym dniu padły dwie bramki z rzutu wolnego? W polskiej lidze? I to całkiem ładnej urody? Jeśli nie, to wystarczyło, że oglądaliście dwa ostatnie sobotnie ekstraklasowe mecze.
Najpierw Cracovia za sprawą trafienia Airama Cabrery zdobyła po raz pierwszy od bodaj trzech lat gola z rzutu wolnego. Piłka kopnięta przez Hiszpana spadła na tyle niefortunnie dla golkipera gliwiczan, że ten choć wyciągnął się jak struna, to nie dał rady interweniować. Mimo wszystko niektórzy krytykowali Frantiska Placha, że ten mógł zrobić więcej.
Oj, ale Cabrera udowodnił teraz, że jednak trochę techniki też jest 😉 W samo okienko!
— Kuba Jarecki (@JareckiKuba) February 9, 2019
W hicie kolejki, czyli w starciu lidera tabeli – Lechii Gdańsk, z Pogonią Szczecin padła druga bramka z rzutu wolnego. Sprawcą? Filip Mladenović. Najprawdopodobniej gol Serba był ozdobą minionej kolejki. Tutaj piłkarz Lechii popisał się na tyle udanym uderzeniem, że piłka znalazła się równiutko w okienku bramki Pogoni. Golkiper był absolutnie bez szans.
Również warto wspomnieć, że nasi ligowcy skupiają się coraz bardziej na stałych fragmentach gry. Rzuty wolne, chociaż wydaje się, że niedługo mogą oznaczać wyłącznie gola, tak jak to ma się na Zachodzie, to nie wszystko. Gracze doceniają wrzutki czy to z rzutów wolnych, czy z rzutów rożnych. Nareszcie nasi ligowcy zdawali sobie sprawę z tego, że stałe fragmenty gry, tak jak chociażby na mundialu, to powinien być wyrok, egzekucja. Tutaj również idą zmiany na lepsze!
Mało tego, niektórzy zdawali się przewidzieć, że w meczu Wisły Płock z Legią zadecyduje gol ze stałego fragmentu gry!
#WPŁLEG W tym meczu można spodziewać się goli po stałych fragmentach gry.
Zapowiedzi i radary 21. serii spotkań na https://t.co/WfVVT20pA7 pic.twitter.com/dZ6gG7qwrY
— EkstraStats (@EkstraStats) February 10, 2019
Ewenement na skalę światową
Oczy całej piłkarskiej polskiej społeczności skierowane były w poniedziałek na starcie Górnika Zabrze z krakowską Wisłą. Jednak nie dlatego, że krakowianie mimo ogromnych trudności wstali z kolan i otrząsnęli się z problemów finansowych, ale dlatego, że wrócić do Wisły miał jeden jegomość.
Chyba nie warto robić tutaj zbytniej dramaturgii. Wszyscy wiedzą, o czyj powrót chodzi. Jakub Błaszczykowski, który wrócił do domu, z którego wyszedł na świat. Kuba, który okazał się na tyle lojalny i szlachetny, że zgodził się grać za marne 500 złotych miesięcznie. Jest to najniższa pensja w naszej lidze. Co więcej, będzie ową kwotę przeznaczał na bilety dla młodych kibiców z domów dziecka. Pamiętacie taką historię w naszej lidze? No właśnie, liga zmienia się na lepsze!
Niestety sam Błaszczykowski nic zdziałać wczoraj nie mógł. Niektórzy zastanawiali się, czy Kuba zdobędzie bramkę oraz czy „zrobi różnicę”. Niestety niezorganizowani wiślacy polegli w Zabrzu po całości. Od defensywy po ofensywę Wiśle brakowało argumentów do tego, by „ukąsić” zabrzan. Piłkarzem, który przyćmił legendę, został strzelec dwóch goli – Mateusz Matras.
Jakub Błaszczykowski jest pierwszym zawodnikiem w historii, który zagrał w #Ekstraklasa po występie w finale @ChampionsLeague 🔝#GÓRWIS 2:0 pic.twitter.com/MoHjuLdpaG
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) February 11, 2019
Jednakże co z tego? Mimo wszystko takie historie przyciągają kibiców na stadiony, przez co frekwencja na trybunach nagle rośnie z meczu na mecz. W naszej ekstraklasie taka historia, jak już mówiono, to ewenement. Trzeba również wspomnieć tutaj o charakterze Kuby, któremu od dziecka wpajano, żeby pamiętał o swoim domu. Tym domem można nazwać stadion na Reymonta, gdzie za tydzień możemy się spodziewać wysokiej frekwencji.
Jesteśmy pewni, że Błaszczykowski jeszcze nieraz wesprze Wisłę. I to nie finansowo, ale fizycznie, to znaczy, pomoże jej na boisku. A to bardzo ważne, gdyż roszady w składzie, co też istotne, wymuszone roszady w składzie Macieja Stolarczyka, sprawiają, że zgrać się będzie trudno. Na pocieszenie dla kibiców Wisły warto wspomnieć, że Stolarczyk wydaje się właściwą osobą, która z pewnością ma pomysł, jak ruszyć tę drużynę!
Podsumowując, ekstraklasa się zmienia. I to jak już wielokrotnie wspomniano w owym artykule, zdecydowanie na lepsze!
Wy tak serio?