Wielki talent, który w końcu zaczął pokazywać pełnię swoich możliwości. 22-letni Ianis Hagi pod okiem Stevena Gerrarda świetnie się rozwija i jest obecnie jednym z czołowych zawodników ekipy z Ibrox Stadium. Rumuński pomocnik przewodzi w klasyfikacji asyst w lidze i równie dobrej gry oczekuje się od niego w pucharach. Wejście na taki poziom kosztowało go jednak sporo czasu.
Nie jest łatwo być synem wielkiego piłkarza, gdy samemu chce się coś osiągnąć w świecie futbolu. Dobrym tego przykładem jest już 22-letni Ianis Hagi, którego ojciec jest legendą rumuńskiej piłki. Zawodnik ten od najmłodszych lat był uznawany za bardzo perspektywicznego. Z czasem także mówiono o nim jako o jednym z najbardziej utalentowanych rumuńskich piłkarzy.
Jego wejście w dorosłą piłkę nie przeszło bez echa. Zaczęło się dosyć niepozornie. Tuż po ukończeniu 16 lat jego ojciec, prowadzący FC Viitorul, postanowił systematycznie wprowadzać go do pierwszego zespołu. Po kilku miesiącach jednak zdecydował się na kompletnie niespotykany ruch i mianował Ianisa nowym kapitanem zespołu. 16 lat i kapitan? Brzmiało to abstrakcyjnie. Słynny Gheorghe tłumaczył to tym, że jego syn ma bardzo silną mentalność. Oczywiście niektóre rumuńskie media krytykowały takie faworyzowanie swojego potomka.
Ianis Hagi (16) the youngest captain in Liga I (Romanian League). pic.twitter.com/h3K4EKUXJy
— Buzzer Board Game Arena (@AdityaEduarto) August 12, 2015
– To coś wyjątkowego założyć opaskę w tak młodym wieku, ale jestem przyzwyczajony do tego. Opaskę kapitana zakładam także w reprezentacji Rumunii U-17 – stwierdził sam Ianis po pierwszym spotkaniu w roli kapitana klubu z Konstancy.
Włoska weryfikacja
Kwestie kapitańskie nie mogły oczywiście przysłonić faktu, że młody Ianis Hagi rokował bardzo dobrze. Jego umiejętność gry obiema nogami i świetna technika użytkowa powodowały spory podziw. Brakowało w tym wszystkim liczb, skoro mowa o ofensywnym graczu, ale to nie przeszkadzało w zainteresowaniu wielkich firm europejskich. Największe zaangażowanie wykazywała w tamtym czasie Fiorentina z racji trenera Paulo Sousy, który upatrzył sobie Hagiego i kazał go bacznie obserwować.
Do transferu doszło latem 2016 roku, gdy Fiorentina zdołała dogadać się z Viitorulem, wpłacając kwotę około 2 milionów euro. Niespełna 18-letni Ianis dołączył wtedy od razu do pierwszego zespołu, ale rzecz jasna miał także grywać w zespole młodzieżowym, co miało mu pomóc w aklimatyzacji.
Po transferze świetną laurkę wystawił mu oczywiście jego ojciec, chwaląc wielkie umiejętności syna.
Ianis ma olbrzymi talent i jest bardzo mocny psychicznie. Zawsze pracuje dla zespołu, potrafi asystować, szybko podejmuje decyzje. Ma oczywiście jeszcze trochę do poprawy, ale jest lepszy niż ja, gdy byłem w jego wieku. Pewnego dnia zostanie kapitanem pierwszej reprezentacji.
Po wypowiedzeniu takich słów kibice Fiorentiny mogli oczekiwać, że faktycznie po jakimś czasie Ianis będzie czarował ich swoją grą. Problem w tym, że tak się ostatecznie nie stało. Czas pokazał, że po prostu było dla niego jeszcze za szybko na taki przeskok. Dobra gra w Primaverze to był na tamten moment jego maks. Widać było, że nie dorósł jeszcze do takich wyzwań.
Gdy długi pobyt we Włoszech nie przynosił dalszego rozwoju, na wykup Ianisa z Fiorentiny zdecydował się nie kto inny jak jego ojciec – nadal prowadzący FC Viitorul. To był moment, który bardzo odmienił jego karierę. Po powrocie do macierzystego klubu, dostając oczywiście ponownie opaskę kapitana, w końcu zaczął grać na miarę swoich możliwości. Stał się liderem zespołu i jednym z lepszych zawodników w całej lidze.
Stop EVERYTHING you are doing. Watch this AMAZING goal scored by Ianis Hagi. His father's and Rivaldo's reaction are worth seeing as well. AMAZING goal!!! pic.twitter.com/KfD5olh5DZ
— Emanuel Roşu (@Emishor) April 13, 2019
Wielkie rozczarowanie w Genku
Gdy w lidze rumuńskiej strzela się w ponad rok 20 goli w nieco ponad 50 spotkaniach, to naturalną koleją rzeczy jest wyjazd do lepszej ligi. Drugim zagranicznym kierunkiem dla Ianisa Hagiego okazał się mistrz Belgii – KRC Genk. Na tzw. papierze wydawało się to bardzo rozsądne. Liga belgijska dla młodych, technicznych zawodników z reguły jest dobrym wyborem przed wejściem na wyższy szczebel. Ponownie jednak młody Rumun okazał się wielkim rozczarowaniem.
Teoretycznie początek w Genku nie był zły w jego wykonaniu. Dostawał dosyć dużo szans, nawet w fazie grupowej Ligi Mistrzów. W lidze w ciągu dwóch miesięcy strzelił trzy gole, dwukrotnie asystował i dawał nadzieję na to, że na dłuższą metę wniesie jakość do drużyny. Cóż, po takim początku wszystko się posypało. Hagi kompletnie nie dawał sobie rady z intensywnością ligi i nie potrafił w pełni wykorzystać możliwości do dalszego rozwoju. Trener przyznał wprost po jakimś czasie, że nie był on po prostu gotowy do gry na poziomie Jupiler Pro League.
Były już trener Genku Felice Mazzu, powiedział w wywiadzie, że kilku graczy pozyskanych latem nie jest jeszcze gotowych do gry na poziomie JPL. Jednym z nich jest Ianis Hagi. Skoro taki gracz (21 lat) nie jest gotowy na JPL, to łatwiej zrozumieć dlaczego nasi sobie nie radzą.
— Mariusz Moński (@M_Monski) December 16, 2019
W końcu coś zaskoczyło
Hagi spędził w Belgii tylko pół roku, co oczywiście nie było żadnym zdziwieniem. W końcówce zimowego okienka transferowego na wypożyczenie go z Genku zdecydował się Glasgow Rangers. Na ten ruch bardzo naciskał trener Steven Gerrard, widząc w Hagim bardzo duży potencjał. W zapisie wypożyczenia pojawiła się oczywiście klauzula wykupu, gdyby faktycznie rumuński pomocnik zdołał się odbudować.
– Ianis Hagi jest jednym z najlepszych talentów w Europie na poziomie U-21. Jestem zachwycony, że udało się go pozyskać, bo nadal jest to zawodnik z olbrzymim potencjałem – stwierdził trener „The Gers” tuż po podpisaniu umowy.
Obdarzony pełnym zaufaniem Hagi ewidentnie odżył. Dosyć szybko zdołał także pokazać swój kunszt, gdy w fenomenalny sposób zaprezentował się w fazie pucharowej Ligi Europy przeciwko Bradze. Wtedy właśnie strzelił dwa gole i poprowadził swój zespół do zwycięstwa 3:2. W rewanżu dokończył swój popis, asystując przy bramce dającej wygraną 1:0 i awans do 1/8 finału. W lidze także miał kilka przebłysków, a dalszą weryfikację jego możliwości przerwał wirus, który spowodował przerwanie rozgrywek już na początku marca.
Steven Gerrard postanowił jednak skorzystać z zawartej klauzuli wykupu, co bardzo też ucieszyło samego zawodnika. Hagi nie ukrywał, że bardzo dobrze czuł się w szkockim zespole mimo krótkiego spędzonego tam czasu. Gerrard wychwalał Hagiego pod kątem chęci do dalszej nauki i łatwości, z jaką udało im się zbudować bardzo dobre relacje. To też działało bardzo na korzyść, jeśli chodzi o coraz lepszą postawę Ianisa na boisku. Rumun w końcu zaczął sobie radzić z presją, a to było jednym z jego największych problemów.
W obecnym sezonie Hagi w końcu wszedł na taki poziom, że można się zachwycać jego grą. Po niemrawym początku w końcu odpalił na dobre i stał się jednym z czołowych zawodników formacji ofensywnej. Jego napędzanie gry jest momentami wręcz znakomite, a do tego przyszły wyczekiwane liczby. Rumun po 12 kolejkach jest najlepszym asystentem w Scottish Premiership, czym wzbudza słuszny zachwyt kibiców.
Most assists this season… 🅰️
6️⃣ – Ianis Hagi (Rangers)
5️⃣ – James Tavernier (Rangers)
4️⃣ – Ryan Christie (Celtic)
3️⃣ – Scott Arfield (Rangers)
3️⃣ – Martin Boyle (Hibernian)
3️⃣ – Greg Taylor (Celtic)#FFScotland pic.twitter.com/ThyFEanLKH— Fantasy Football Scotland (@FantasyScotland) October 26, 2020
Jego rosnąca forma dała także solidną grę w eliminacjach do Ligi Europy, gdzie zanotował dwie asysty – jedną w spotkaniu przeciwko Lincoln FC, a drugą, znacznie ważniejszą, w starciu z Galatasaray. Był to mecz ostatniej fazy eliminacji, który Glasgow Rangers wygrał 2:1. Jeżeli Hagi utrzyma taką dyspozycję, z pewnością będzie ważnym ogniwem „The Gers” w walce o awans z grupy. Ianis w formie to prawdziwa zmora dla defensywy rywala, gdyż potrafi się bardzo szybko przemieszać na boisku w różnych strefach i nigdy nie wiadomo, co nagle wymyśli, mając piłkę przy nodze.