Huddersfield Town po raz kolejny chce oszukać przeznaczenie


Beznadziejna (?) walka „Terierów” o ligowy byt

20 października 2018 Huddersfield Town po raz kolejny chce oszukać przeznaczenie

Bogaci wśród biednych. Biedni wśród bogatych. Tak najłatwiej określić Huddersfield Town. Klub, który w realiach Premier League do zamożnych nie należy, w zeszłym sezonie sensacyjnie utrzymał się w angielskiej elicie. Od początku bieżącej kampanii „Terierom” idzie jednak jak po grudzie. Czy bajka o kopciuszku z północnej Anglii dobiegnie końca? Czy jednak David Wagner kolejny raz posypie magicznym pyłem i uratuje Huddersfield Town przed spadkiem z ekstraklasy?


Udostępnij na Udostępnij na

Kibice oraz media na całym świecie uwielbiają historie o piłkarskich kopciuszkach. Takim mianem na pewno przed ponad rokiem trzeba było określić Huddersfield Town tuż po awansie do Premier League. „Teriery” wtedy praktycznie z miejsca wskazano jako faworyta do opuszczenia elity. Po zaledwie jednym sezonie. Transfery mało znanych graczy za (jak na standardy Premier League) niskie kwoty tylko utwierdzały ekspertów w przekonaniu. Zespół z północnej Anglii miał być dostarczycielem punktów. Określając kolokwialnie, typowym chłopcem do bicia. Jednak zdecydowanie inny pomysł na spędzenie sezonu 2017/18 w Premier League miał menedżer David Wagner.   

Outsider, który zaszokował Anglię

Szkoleniowiec kojarzący się szerszej publiczności początkowo głównie przez pryzmat znajomości z Jürgenem Kloppem wyciągnął z „Terierów” to co najlepsze. Wyeksponował zalety nad liczne mankamenty zespołu. Drużyna Huddersfield Town bazowała przede wszystkim na zaangażowaniu i walce o każdą piłkę. Swoje zrobiła również łatka całkowitego outsidera oraz element zaskoczenia, tak skutecznie wykorzystywany od lat przez beniaminków. To przyniosło efekty, a cenne remisy pod koniec sezonu w wyjazdowych starciach z mistrzem Anglii – Manchesterem City – oraz z Chelsea zapewniły „Terierom” utrzymanie w Premier League.

W pamięci kibiców Huddersfield Town szczególnie zapisze się spotkanie z londyńczykami. To właśnie po heroicznym boju z zespołem Antonio Conte, podopieczni Davida Wagnera zapewnili sobie ligowy byt. Choć dla wszystkich związanych z „Terierami” było to osiągniecie przynajmniej na miarę zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Mało kto mógł uwierzyć w to, co wydarzyło się wtedy na Stamford Bridge. Huddersfield Town zaszokowało całą Anglię. Z trybun nie dowierzał aktor, Sir Patick Stewart – od lat zdeklarowany kibic „Terierów”. Nie dowierzali także pozostali sympatycy zespołu Davida Wagnera. Nie dowierzała cała Anglia. Fantastyczna wręcz historia miała swoje szczęśliwe zakończenie.

Zwieńczeniem bajki był podpis menedżera Davida Wagnera na nowym, trzyletnim kontrakcie. Zarobki rzędu ponad 2,5 miliona funtów rocznie sprawiły, że Niemiec stał się jednym z najlepiej opłacanych szkoleniowców ligi, nie licząc oczywiście klubów czołowej szóstki. Nowe umowy parafowali ponadto współpracownicy menedżera – Christoph Bühler oraz Andrew Hughes.

Decyzja o przedłużeniu mojego pobytu w tym klubie nie była trudna. Relacja jaką Christoph, Andy oraz ja mamy z Deanem Hoylem (prezesem klubu), resztą zarządu, personelem i kibicami jest wyjątkowa. Osiągnęliśmy niesamowite rzeczy w ciągu dwóch i pół roku, a obecnie jestem podekscytowany przyszłością. Nadal mamy dużo pracy do wykonania. Dostosowujemy się do realiów Premier League, ale ten klub i jego ludzie mają ambicję, pragnienie i podejście, aby podjąć to wyzwanie – powiedział po podpisaniu kontraktu David Wagner.

Radość, która przesłoniła oczy

Radość z powodu utrzymania w angielskiej ekstraklasie oraz nowej umowy sztabu szkoleniowego przesłoniła jednak realny obraz zespołu. Szybko zapomniano o najgorszej ofensywie w lidze (wraz ze Swansea City), która w całym sezonie zdobyła zaledwie 28 bramek. W sferze gry obronnej nie było dużo lepiej. Mankamenty zeszły jednak jakby na dalszy plan. Nadal przeżywano zaskakujący sukces. Sukces, który zaczął negatywnie rzutować na obecny sezon. Podczas letniego okna transferowego wydano prawie 50 milionów euro, lecz skład nie został widocznie wzmocniony.

Zobaczyłem ich dwa-trzy mecze na początku sezonu i stwierdziłem, że takie dziadostwo to w Premier League nie przejdzie. Dopiero ostatnio, z Burnley, zagrali chyba pierwszy mecz, w którym dało się na nich patrzeć. Praktycznie wszystko zależy tam od Aarona Mooya, który chyba nie gra tak dobrze, jak w poprzednich rozgrywkach. Wtedy „Teriery” jeszcze jechały na ambicji beniaminka. Teraz nie zrobili praktycznie żadnych wzmocnień w ofensywie. Spójrz na ich gole w Premier League – żadnego z nich nie zdobył napastnik. Van La Parra, Mounie, Depoitre – wszyscy grali ponad 400 minut – i nikt nie strzelił nawet bramki, choć Mounie akurat próbuje, jest dobry w powietrzu, silny, można w ten sposób go wykorzystywać. Oddał sześć strzałów celnych, ale nie może się wstrzelić. Wszyscy pozostali oddali po jednym lub po dwa… no to o czym tu mówić? Kim tu straszyć? – powątpiewa w jakość zespołu Davida Wagnera w rozmowie z naszym portalem dziennikarz RetroFutbol.pl, Patryk Idasiak.

„Teriery” przeżywają obecnie trudy drugiego z kolei sezonu w Premier League. Sezonu, który powszechnie (i słusznie) jest dla każdego z byłych beniaminków określany jako znacznie cięższy. Zdają sobie z tego sprawę kibice, a wśród nich Sir Patrick Stewart.

Bieżąca kampania tylko potwierdza, że o powtórzenie sukcesu z ubiegłych rozgrywek będzie „Terierom” bardzo ciężko. Choć terminarz na pewno nie rozpieszczał (trzy mecze z zespołami czołowej szóstki), to na wierzch wyszły stare grzechy. Najgorsza obecnie ofensywa (obok Cardiff City) w lidze nie potrafi realnie zagrozić rywalom. Natomiast przeciwnicy jak najbardziej potrafią wyrządzić szkody zespołowi Davida Wagnera. Aż 17 straconych goli sprawia, że „Teriery” dysponują obecnie (wraz z Cardiff City) najgorszym bilansem bramkowym w lidze.

Gdy statystyki nie napawają optymizmem najczęściej zwraca się uwagę na grę zespołu. Jakby szukając pocieszenia i nadziei. W tej sferze nie jest jednak lepiej. Oprócz pierwszego spotkania (przeciwko Chelsea) „Teriery” preferowały głównie defensywny styl gry. Przyjmowanie rywali na własnej połowie oraz głęboko cofnięta linia obrony były pomysłem co najmniej nietrafionym. Huddersfield Town dopiero po stracie bramki ruszało do ofensywy. To najczęściej kończyło się kolejnymi trafieniami przeciwników.

Z całym szacunkiem, ale David Wagner nie ukręci bata… nie powiem z czego. Jeśli już mam kogoś wyróżnić, to Philipa Billinga. Jeśli spadną, to ktoś na pewno po niego sięgnie. Świetny w powietrzu przede wszystkim, dobry w odbiorze. W tej chwili to najlepszy gracz Huddersfield, jednak to defensywny pomocnik, a oni mają problem z przodu. Teraz mecz z Liverpoolem – idealna szansa na jakiś punkt zwrotny, niespodziewane zwycięstwo, które nakręci zespół, ale nie sądzę, że coś takiego się wydarzy. Jeśli chodzi o ekipę Huddersfield, to moim zdaniem są pewniakiem do spadku obok drużyny Cardiff – podsumowuje Patryk Idasiak.

Zespół Davida Wagnera został ewidentnie rozczytany przez ligowych rywali. Bez elementu zaskoczenia i zaangażowania na poziomie poprzedniej kampanii wyłonił się pełen obraz „Terierów”. Drużyny piłkarsko słabej. Bez atutów, które mogłyby dawać nadzieję na ponowne oszukanie przeznaczenia.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze