To już ponad pięć lat od ostatniego meczu Holendrów na turnieju rangi mistrzowskiej. 12 lipca 2014 r. w stolicy Brazylii zespół prowadzony wówczas przez Louisa van Gaala pokonał w spotkaniu o brązowy medal mistrzostw świata gospodarzy 3:0. Od tego czasu nie rozegrał już żadnego meczu na mistrzostwach czy to globu, czy Starego Kontynentu. Ośmieszająca się raz po raz przez ostatnie lata reprezentacja "Oranje" wreszcie gra na miarę swojego potencjału. Doświadczony trener i głodni sukcesu piłkarze na przyszłorocznych mistrzostwach Europy mają nawiązać do sukcesu drużyny sprzed 31 lat.
Architektem dobrego występu Holendrów na Euro 2020 ma być Ronald Koeman, który był podporą reprezentacji, która w 1988 r. sięgnęła po jak dotąd jedyny w historii Holandii złoty medal na mistrzostwach Europy, w finale pokonując drużynę ZSRR 2:0. Mając do swojej dyspozycji wiele gwiazd światowej rangi, były trener m.in. Evertonu czy Southampton będzie miał za zadanie nawiązać do złotych lat holenderskiej piłki.
Postępujący regres
Po okresie mnożących się sukcesów, kiedy to Holendrzy najpierw w 2010 r. zajęli drugie miejsce na mundialu w RPA, przegrywając dopiero po dogrywce z Hiszpanami 0:1, a cztery lata później stanęli na trzecim miejscu podium mistrzostw świata w Brazylii, nadszedł czas dużej biedy pokoleniowej. Guus Hiddink przejął zespół na czas eliminacji do Euro 2016. W dziesięciu meczach pod jego wodzą drużyna odniosła cztery zwycięstwa, z czego dwa nad Łotwą, jedno nad Kazachstanem i jedno towarzysko nad Hiszpanią.
W międzyczasie zespół przyjął „oklep” w eliminacjach od Czechów i Islandczyków oraz towarzysko od reprezentacji Włoch, Meksyku i Stanów Zjednoczonych. Nie dziwi więc fakt, że po niespełna roku pracy Hiddinkowi podziękowano, ale już na tym etapie eliminacji nie mogło to odmienić losów „Oranje”. Holendrzy w swojej grupie eliminacyjnej wyprzedzili jedynie Kazachów i Łotyszy, a daleko w tyle zostawili ich Turcy, Islandczycy i Czesi.
Koszmar kibiców „Oranje” trwał w najlepsze w trakcie eliminacji do mistrzostw świata organizowanych w Rosji w 2018 r. Drużyna pod wodzą Danny’ego Blinda, choć prezentowała się lepiej względem ostatnich eliminacji, głupio gubiła punkty. Dwie porażki przeciwko Francuzom, remis ze Szwecją i przede wszystkim sensacyjna porażka 0:2 z Bułgarią (oba gole autorstwa Spasa Deleva – wtedy skrzydłowego Pogoni Szczecin) sprawiły, że Holendrzy mający tyle samo punktów co Szwecja, ale słabszy bilans bramkowy, pożegnali się z marzeniami o trzecim z rzędu medalu mistrzostw świata. Końcówkę tamtych eliminacji próbował nieskutecznie ratować Dick Advocaat, który mimo bilansu 6:1 w trakcie prowadzenia kadry Holandii pożegnał się z nią po towarzyskim zwycięstwie 3:0 nad Rumunią.
FT – NED 2-0 SWE
The win wasn't enough. There'll be no Holland in Russia 👎
❌ Euro 2016
❌World Cup 2018What's happened to the Dutch? 🇳🇱😔 pic.twitter.com/1SgmwTvLUT
— William Hill (@WilliamHill) October 10, 2017
Nadejście zbawcy
Od lutego 2018 r. pracę z drużyną zaczął Ronald Koeman, który został zwolniony parę miesięcy wcześniej z Evertonu. Otrzymał spory komfort pracy, bowiem niewystępująca na mundialu Holandia w spokoju mogła szukać różnych wariantów gry, aby przygotować się na pierwsze rozgrywki Ligi Narodów, a później na eliminacje Euro 2020. I tak budując drużynę krok po kroku, Koeman zaprowadził ją do finału inauguracyjnej edycji rozgrywek, wcześniej radząc sobie z reprezentacjami Niemiec, Francji oraz Anglii. W finale ostatecznie lepsza okazała się Portugalia, ale tak czy inaczej taki wynik zwiastował nadejście lepszych czasów dla „Pomarańczowych”.
FINAL #NationsLeague | ¡Se acabó! Portugal es el primer campeón de la Uefa Nations League. Parabéns vizinhos @SelecaoPortugal 🏆 🙌🙌🙌 🇵🇹 https://t.co/r3fQYFMgfc pic.twitter.com/XWaCJHIlpZ
— MARCA (@marca) June 9, 2019
Los chciał, że eliminacyjna grupa C, do której trafiła Holandia, miała duże dysproporcje między poszczególnymi reprezentacjami. Zdecydowanymi faworytami grupy byli właśnie finaliści Ligi Narodów oraz Niemcy. Do tego już na pierwszy rzut oka Irlandia Północna, Białoruś i Estonia nie sprawiały wrażenia drużyn mogących zagrozić obu zespołom. I zgodnie z przewidywaniami walka o awans rozegrała się między ekipami Ronalda Koemana oraz Joachima Loewa. Holendrzy do 9. kolejki tylko raz stracili punkty, przegrywając 2:3 z Niemcami w Amsterdamie, a właśnie w owej serii spotkań, remisując bezbramkowo w Belfaście z Irlandią Północną, przypieczętowali awans na pierwszy od sześciu lat turniej rangi mistrzowskiej.
T R O T S 🦁#EURO2020 #TheNewWave pic.twitter.com/Dl5F6Fn6qs
— OnsOranje (@OnsOranje) November 16, 2019
Klucz do sukcesu
Jedna sprawa to mieć właściwych wykonawców danego zadania, a inna to umieć z nich skorzystać. Ronald Koeman tym, jak wykorzystuje potencjał swoich podopiecznych, sprawia wrażenie osoby będącej na właściwym miejscu. Trzeba też sobie natomiast jasno powiedzieć, że Holendrzy ponownie dorobili się pokolenia bardzo bogatego pod niemal każdym boiskowym względem.
Dwójka stoperów reprezentacji Holandii z całą pewnością znajduje się w top 3 najlepszych par środkowych obrońców z europejskich nacji. Bardzo bogate pod tym względem pokolenie posiadają rzecz jasna Francuzi, dużo do zaoferowania mają też Belgowie czy Hiszpanie, natomiast widząc przed sobą duet van Dijk – de Ligt, niejednemu napastnikowi odechciałoby się grać.
Za przykład, by pokazać różnicę w klasie w poszczególnych okresach gry reprezentacji „Oranje”, weźmy symboliczny, przegrany 0:3 z reprezentacją Turcji mecz eliminacji Euro 2016. Wówczas duet stoperów tworzyli de Vrij i Bruma. Ten pierwszy, wtedy jeszcze grający w Lazio, niczym specjalnym w futbolu nie zasłynął, o drugim nawet ci więksi zapaleńcy futbolu niekoniecznie mogli zbyt wiele słyszeć. A tamten mecz miał miejsce niespełna rok po zwycięstwie Legii nad Celtikiem 4:1 w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, kiedy van Dijk był jeszcze objeżdżany przez Miroslava Radovicia, więc nie ma mowy o tym, żeby obecny defensor Liverpoolu mógł mieć wtedy jakiś istotny wpływ na reprezentację „Pomarańczowych”.
Piłkarska dojrzałość z domieszką fantazji
Każdy dobrze wie, że samą mocną defensywą, bez wartościowych piłkarzy w środku pola, nic większego się nie ugra. Podobnie mocno obsadzona linia ofensywna, bez pomocy obrońców, też na nic się nie zda. Od lat przekonują się o tym Argentyńczycy, którzy mimo posiadania z przodu takich postaci jak Messi, Aguero, Dybala, Higuain, Di Maria lub wcześniej Tevez czy Crespo, nie mogli ustabilizować swojej wysokiej pozycji w światowym futbolu właśnie przez braki w linii obrony. Holandia ma teraz to szczęście, że obecnie w środku pola i z przodu może się pochwalić zarówno piłkarzami już doświadczonymi, mającymi pewną pozycję w dużych europejskich klubach, jak i młodymi, ale posiadającymi gigantyczny potencjał.
I tak w drugiej linii Koeman może liczyć na Wijnalduma będącego stałym punktem linii pomocy najlepszej drużyny Europy, de Roona grającego w Atalancie zajmującej 5. miejsce w Serie A i występującej w Lidze Mistrzów czy Ryana Babela, którego prime time miał przypaść na okres gry w Liverpoolu ponad dziesięć lat temu, a jednak teraz przeżywa on drugą młodość w Galatasaray.
Z młodzieży są przede wszystkim Frenkie de Jong, który bez kompleksów i z przytupem wszedł do szatni Barcelony, z miejsca stając się jej ważną postacią. Donny van de Beek robiący furorę w Eredivisie i już łączony z największymi europejskimi klubami na czele z Realem Madryt, a do tego Memphis Depay, który bardzo odżył w Olympique Lyon i jest obecnie jedną z kluczowych postaci w kadrze Holandii. Dość powiedzieć, że w eliminacjach miał udział przy 13 z 19 bramek „Oranje”, zdobywając sześć goli i przy siedmiu asystując. Dodając do tego takie postaci jak Quincy Promes, który może przy żadnym ubytku jakości zabezpieczyć zarówno skrzydło, jak i szpicę, śmiało można powiedzieć, że na ubóstwo holenderska reprezentacja narzekać nie może.
🦁 𝗕𝗔𝗖𝗞 on the big stage!#EURO2020 #TheNewWave pic.twitter.com/B7C6IY7vwa
— OnsOranje (@OnsOranje) November 16, 2019
Potwierdzić swoją wartość
Pierwszy kamień z serca Holendrom już spadł, gdyż wreszcie po latach męki wracają na wielki turniej. Rzecz jednak w tym, że owy awans rozpatrywano w kategoriach obowiązku, a by potwierdzić wartość drużyny trzeba jednak coś na tym Euro ugrać. Teraz przed Ronaldem Koemanem kolejny sprawdzian, bo nikomu w kraju nie przychodzi nawet na myśl, że mogłoby dojść do sytuacji, w której „Pomarańczowi” skończą mistrzostwa Europy na fazie grupowej i wrócą do punktu wyjścia. Projekt Euro 2020 już się zaczął i Holendrzy czas na jego oddanie mają do czerwca przyszłego roku. Od tego, jak ten okres przepracują, zależy przyszłość holenderskiego futbolu, który może na dobre wydostać się z dołka bądź znów do niego wpaść, ale tym razem ze zdwojoną siłą.